Apel o rozsądek, niewiedzę i teorii zaniechanie

19 marca 2010
By

Piątek, samo południe. Prawie weekend, z naciskiem na „prawie” – przecież siedzę w pracy i nadrabiam nieróbstwo z całego tygodnia. Nacisk na bliskość weekendu, a raczej jego dosyć odległe położenie, wzmaga się, kiedy myślę, że w pracy zmienił się zarząd, więc w sumie i tak wylecę, a przynajmniej o awansie mogę zapomnieć. Produktywność, braku tegoż jednak nikt mi nie zarzuci, w końcu tworzę, natchniony bliżej lub dalej zlokalizowanym dniem wolnym. Przyjemność, jej planowanie, myślenie o niej przychodzi sama. Fajka towarzyszem w kontemplacji tej chwili być nie może, toż to byłaby zbrodnia, a weekend mógłby się przymusowo wydłużyć. Fajka jednak celem owej kontemplacji? O, czemu nie!

Cóż jednak może skłonić do myślenia o fajce w kategoriach przyjemności, kiedy popijając biurową, parzącą kawę, drętwiejący język przypomina o wieczornej walce dnia poprzedniego? Co tam jednak język i podniebienie – to się zagoi! Lepiej pomyśleć o tym, co zastanę po przejściu domowego progu – ach ta kolekcja! Świeżo i gruntownie przepalona gruszeczka, delikatnie, aczkolwiek regularnie rozszczelniająca się ceramiczna i szczyt marzeń ostatnich fajczarskich miesięcy – używany, ale odnowiony, historyczny i klasyczny wrzosiec made in London – HardCastle Jockey Club – cudowny bilardzik, nadpalony przedwczoraj. Dopalałem do końca.

Siądę jednak i dzisiaj, na wygniecionej studenckiej kanapie, charakterystycznie i mimowolnie wywinę dolną wargę spoglądając kątem oka na wybrankę serca, która ze zrozumieniem spojrzy jak kolejny wieczór z rzędu trenuje upór w zadawaniu sobie bólu i chyba… tak! dzisiaj przyjdzie kolej na ceramiczną! Gruszeczka ma już dosyć, wrzośca chwilowo boje się tknąć. Otworzę z szybszym uderzeniem serca słoik po chrzanie Rolnik zastanawiając się, czy nie stracił swej szczelności, a wraz z nią aromatu skrzętnie stworzonego przez blenderów Mac Barena. I co?

I zapomnę o tym, co w następnych kilku wersach chciałbym przekazać, o tym, że napisałem wstęp na ¾ tekstu, że jutro znowu będę miał poparzony jęzor i co gorsza znowu będę miał rozterkę, którą fajkę zamęczać. Póki jednak umysł trzeźwy, wydajność pracownicza w górnych granicach stanów średnich, nie zapomnę! Kiedy ja będę spalał tytoń wraz z fajką pamiętajcie, apeluję! Rozsądek, rozwaga i dzielenie teorii na 2 lub nawet na 4. Brak przesady, dosadności , wszechpojęty umiar i samokontrola – bo fajka to sztuka i zapomnienie. Mlaskajmy, cmokajmy, dajmy się ponieść, zróbmy z siebie wariata przed towarzyszką, kolegami i samym sobą do kieliszka. Degustujmy i smakujmy, nie wymierzajmy milimetrów do dna komina, a stoperem odległości pyknięć. To takie chwile uniesienia pozwalają zapomnieć o zwęglonym dnie i sztywnym jak kołek języku, a z fajczarstwa kreują największą przyjemność, która pomimo oczywistego niewpasowania się w zdrowy tryb życia – uczy rozsądku i pokory, przedkłada zdrowie psychiczne nad fizyczne. I to jest piękne. I to jest słowo na weekend, ten i następnych kilka.

Tags: