Bez smaku

20 marca 2010
By

Naszło mnie. Palę od nie wiem ilu lat. Który to papieros? Lepiej nie liczyć. Zaczęło się od palenia tego, co było dostępne w czasach reglamentacji. Skończyło się na paleniu cienkich, damskich. Przez te lata zaliczyłem wszystkie możliwe i niemożliwe do zniesienia smaki. Ba, o wiele lepiej powiedzieć, że wszystkie je straciłem. No i wreszcie postanowiłem coś zmienić. Rzucić palenie – żaden problem. Przecież założyłem się z kumplem o „aż” 20 złotych i wygrałem – nie paliłem przez rok. Później znów sięgnąłem, ot tak nawet nie z przyzwyczajenia, raczej dla zajęcia rąk. Smaków nie ma, został tylko papieros.

Naszło mnie. Zmieniłem pracę. W starej się paliło. W nowej nie chciałem, a nawet nie mogłem palić. Palarnia – cuchnące pomieszczenie bez okien – to nie dla mnie. Już w drzwiach dostawałem wiadomego odruchu. Stwierdziłem, że mam serdecznie dosyć. Mogę rzucić bez dodatkowej motywacji w postaci zakładu. Ot tak, dla siebie. Koniec z paleniem. Sterta zapalniczek do kosza i po wszystkim.

Naszło mnie. Kolejny piątkowy wieczór. Te lubię najbardziej. Rodzina już śpi. Mam czas dla siebie. W zanadrzu dwa dni wolnego, a czas wolno płynie. Wędrówka po internecie, „kończące się” – co też ludzie sprzedają – po prostu, z ciekawości. Fajka. Ojciec kiedyś palił. Myśli odpływają w stronę wspomnień … Co?!? W tej cenie? Niemożliwe. Z czego robią te fajki, że ta taka droga? Przecież to zwykły kawałek drewna i plastiku. Fakt, ładna. Podoba mi się, lubię ładne przedmioty. Ale ta cena?

Naszło mnie. Jak zwykle gdy znajdę coś, o czym nic nie wiem. Poszukuję odpowiedzi, wyszukuję informacji taplając się w internetowej wiedzy i niewiedzy. Skaczę to tu, to tam. Pochłaniam kolejne wiadomości. Coraz skuteczniej odsiewam ziarno od plew. Jestem na samym początku, ale już coś wiem. I nagle informacja zdumiewająca … fajka smakuje. Śmieszne, jak może smakować tytoń? Wszak paliłem tyle lat i jedynym efektem była utrata smaków. To przeczy memu doświadczeniu. Nikt i nic mnie nie przekona. Bzdura. Ale tu opisują smaki, ich bogactwo, różnorodność. Pisząc o nich wręcz wchodzą w strefę poezji. Czy to możliwe? Czy większość się myli, czy mylę się ja?

Naszło mnie. Muszę spróbować, muszę. Nie dawało mi spokoju. Dręczyło parę tygodni. Aż wreszcie, zmęczony walką myśli, zdecydowałem.  Sklep znalazłem w sieci, ale pofatygowałem się osobiście. Jak już potwierdzać swe tezy, to posługując się fajką, której adwersarze nie będą mogli niczego zarzucić. Myślałem o uwięzieniu jej na podobieństwo motyla zamykanego w gablocie przez okrutnego lepidopterologa. Oczywiście bez zbytniej przesady w napawaniu się swym zwycięstwem. Zapomnijmy o tamtej fajce z jej ceną. I wreszcie piątkowy wieczór przeznaczony na udowodnienie mych racji.

Naszło mnie. Idę … utonąć w morzu smaków moich fajek.

Tags: