Niniejszym zamykamy listę typowania poprzedniej części kryminalnego opowiadania i otwieramy nową. Oto kolejny fragment lektury oraz następna szansa na wygranie atrakcyjnych nagród. Zapraszamy do zabawy!
Na początek krótkie przypomnienie zasad. Cel jest jeden – poprawnie wskazać mordercę. A tu bardziej szczegółowo:
1. W konkursie brać udział mogą tylko zarejestrowani użytkownicy;
2. Jeden tydzień – jedna osoba – jeden głos: oznacza to, że każdy z zarejestrowanych użytkowników może co tydzień (co publikację kolejnej części) wytypować jedną osobę, która jego zdaniem popełniła zbrodnię;
3. Szans jest więc trzy – można zmieniać swoje typy po publikacji kolejnej części, można jednak trwać przy swoim;
4. Liczyć będą się tylko poprawne odpowiedzi, co oznacza, że jeśli w pierwszym tygodniu ktoś trafił, a później pomylił się dwa razy w następnych tygodniach, jego pierwsza odpowiedź będzie się liczyć;
5. Im wcześniej, tym lepiej – siłą rzeczy pod koniec opowiadania powinno być łatwiej ze zidentyfikowaniem mordercy z uwagi na szereg informacji ujawnianych w trakcie śledztwa. Najcenniejsze nagrody będą więc do wygrania w pierwszym tygodniu konkursu;
6. Odpowiedzi udzielamy w komentarzach pod tekstem. Można je uzasadniać, można dyskutować, można wspierać się wzajemnie, ale ostatecznie każdy pracuje na siebie! Raz udzielonej odpowiedzi w danym tygodniu nie można zmienić;
7. Spośród poprawnych odpowiedzi Sierotka wylosuje zwycięzców;
8. Mordercą jest tylko jeden bohater lub jedna bohaterka spośród wszystkich wymienionych w pierwszym odcinku opowiadania, fragment można znaleźć pod tym LINKIEM;
9. Aby nie ułatwiać sprawy innym użytkownikom, wyniki konkursu podamy do publicznej wiadomości dopiero po opublikowaniu całości tekstu.
A teraz życzymy miłej lektury!
Dym z ostatniej fajki, cz. II
Dla Szmula istniała tylko szarość rzeczywistości. Po wielu latach w pracy detektywa nie potrafił już inaczej. Nic go nie wzruszało, nic go nie bawiło, nic nie mogło go zasmucić. Utracił zdolność dziwienia się światem i choć owszem, przyjmował małe przyjemności, a także był w stanie odczuwać ból oraz gorycz egzystencji, to pojmował to tylko jako nieco inny odcień szarego. Jeśli coś mogło wyrwać go z pułapki jednobarwnego żywota, to chyba tylko wyraz twarzy Joanny.
Tą twarz podziwiał każdy. Nienagannie piękna, choć z pierwszymi śladami posuwającego się naprzód wieku. Dobrze widoczne zmarszczki w kącikach oczu i ust, świadczące o promienności uśmiechu. Lekko opadające powieki, tajemniczo zakrywające wesołość wiecznie zielonych oczu. A przy tym delikatność rysów, bardzo przekorna biorąc pod uwagę, ile kobieta musiała znieść w swoim życiu. Doskonale wiedziała o ekscesach męża. Przynajmniej o większości. Nigdy nie dawała po sobie poznać, iż rani ją zachowanie Marka. Zresztą, być może wcale nie miała nic przeciwko. Ona bowiem też miewała romanse, liczne epizody, które kto inny pewnie pragnąłby zatuszować. Często wpadała z tego powodu w kłopoty. Tak samo, jak Marek. A potem oboje mieli ogromne trudności, aby wyjść z nich obronną ręką. Szmulowi jednak zawsze zdawało się, że właśnie po to zostali przy sobie – że ich wspólne życie polegało na przekraczaniu kolejnych punktów bez powrotu. Bo kiedyś, w młodości, razem przekroczyli ten pierwszy. Wtedy zrozumieli, iż na tej drodze będą kroczyć pod rękę. Nikogo innego bowiem na niej nie znajdą.
Wszyscy więc ludzie, którzy w jakimkolwiek czasie znaleźli się obok nich, byli ledwie cieniami. Służyli za zabawki, rozpraszali czas. Dawali chwilowe ukojenie, aby potem sprowadzić na nich lawinę problemów. Mimo to nie było niczego, co mogłoby zakłócić wędrówkę Zagrodzkich. Tak przynajmniej się zdawało.
Aż do tej chwili, kiedy Joanna ostatecznie uświadomiła sobie, że całe życie była oszukiwana. Że ciągle szła sama, inną ścieżką niż ten, z którym chciała iść. To zrozumienie, wypisane na jej twarzy, bolesne i tragiczne – to mogłaby być jedna z tych rzeczy, jaka detektywowi mogła jawić się inna, niż w odcieniach szarości.
Mogłaby, ale nie była. Szmul bowiem nie potrafił opędzić się od tych ponurych, psich myśli, że to żona zabiła męża. Chciałby choć na chwilę odłożyć śledczą logikę i po prostu poczuć się jak człowiek, jak jeden z nich, ale nie było mu to dane.
– Masz jego testament? – zapytał. – Daj mi go.
Otworzył teczkę i zaczął czytać dokumenty. Kobieta płakała, przysiadłszy na fotelu nieopodal ciała jej zamordowanego męża. Zupełnie bez świadomości szturchała jego martwą nogę czubkiem buta. Karolina, przykucnięta obok, starała się lekko przesunąć trupa. Czyniła to z widocznym obrzydzeniem.
– Tyle… Tyle lat… – szlochała Joanna. – On… On mógł… Wszystko mógł… Nie musiał kłamać…
– Dziwne – rzucił Franek do siebie.
– Co takiego? – zainteresował się Grzegorz.
– Oni. Wy. Ty i on – wskazał głową martwego i jego zrozpaczoną małżonkę. – Płaczesz za nim, jakby to był ktoś ważny. A on był zwykłą szmatą. Na każdym polu.
– Zamknij się – syknęła Karolina. – On nie żyje, na litość boską! Jak możesz?
– Jak mogę? Jak mogę?! Jak oni mogli! Całe życie obchodziły was tylko pieniądze! Żadnego szacunku dla nikogo, nawet dla siebie! Myślicie, że nie wiem? Marek cały czas się chwalił, co to nie on! Czego to nie zrobił i z kim. Dumny jak paw, wystrojony w piękne pióra, a wewnątrz gnój. Cuchnęło od niego. Kto ze swojego życia robi takie coś?! Niech nawet ze swojego, jego rzecz, ale jak można było robić to innym? A ona? Wcale nie lepsza!
– Zamknij się! – powtórzyła Karolina.
– Nie wiem, coście o sobie myśleli?! Że za drzwiami tego wspaniałego domu, wśród drogich mebli i pięknych obrazów, nie śmierdzicie tak bardzo? Że to cała reszta cuchnie i te mocne, poczwórnie ryglowane drzwi, was od tego odgrodzą? Że ten alarm powstrzyma nożownika? Idioci!
– Znałem ich lata, synku – Grzegorz postanowił się wtrącić. – Nie tyle, co ty. I jedyne, co różniło ich od reszty, to fakt, że niczego nie ukrywali. Nikt nie jest z kryształu, a oni na pewno, ale pewnej szczerości nie sposób im odmówić. Sądzisz, że ja nie miałem do Marka pretensji, że pieprzył moją żonę? Miałem. Ale gdy tylko stało się, gdy doszło do czegoś pomiędzy nimi, to on od razu mi powiedział. Ona nie przyznała się do teraz. I Bóg mi świadkiem, że nigdy nie chciałem, aby spotkało go coś takiego. Marek był wierny wobec tych, na których mu zależało. Wierny na swój sposób.
Karolina zbladła, zaś Franek poczerwieniał z wściekłości.
– On ciebie oszukiwał, ty idioto!
– A ja oszukiwałem jego. Ale wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek stanie mi się coś strasznego, on nie pozwoliłby mi pójść na dno. On niszczył tylko te fragmenty, które i tak były już zniszczone. On po prostu wieńczył dzieło.
– Och, więc to tak! Teraz to on jest dobry, co? To czemu leży tu z poderżniętym gardłem? I po co go bronisz? Chcesz udowodnić, że to nie ty go zabiłeś? Marna obrona, ale w końcu z ciebie też jest marny człowiek.
– Zwykle nie interesują mnie rozprawy o cudzej moralności oraz gnoju tego świata, ale w tym wypadku się wtrącę. Choć brzydzę się tym, a w ogóle kim ja jestem, żeby oceniać innych, ale trzeba tu kilka rzeczy wyjaśnić. Tak się, Franek, unosisz, ale ty też nie jesteś inny – przerwał Szmul. – Ciekawa lektura, ten testament. Wychodzi z niego, że może nie wszystko, ale spora część majątku, jest przepisana na ciebie. Co ty na to, synku?
Detektyw rzucił teczkę dokumentów na biurko i nie czekając na odpowiedź, brnął dalej:
– Nie mów nic. Nie trzeba. Wszyscy jesteśmy ścierwami. Pięknie się tu kłócicie na tematy etyczne, ale żaden z was nie powinien na ten temat otwierać ust. Nasz nieboszczyk nie znał żadnej świętości. Trudno byłoby go nazwać dobrym człowiekiem. Na półce Biblia, etyczne dzieła Kanta, ale co innego w życiu. Zresztą, tych ksiąg nikt dawno nie wyjmował, wystarczy spojrzeć na kurz zebrany na półce. Podsumujmy, bo to się robi pokrętne. Marek robił wielkie przekręty w biznesie, nawet swoim najbliższym przyjaciołom. Na marginesie dodam, że to samo w sobie stanowiłoby świetny motyw do pozbycia się go, prawda Grzesiu? Na dodatek w życiu prywatnym także nie był aniołem. Bez żadnego poczucia winy można stwierdzić, że był zwykłym skurwysynem i skrzywdził wielu ludzi. Pewnie jedną z jego ofiar była twoja matka. Pamiętam, że w firmie pojawiłeś się znikąd i dość szybko zacząłeś się wspinać coraz wyżej. Czyżby więc jakieś poczucie winy? Dowiedział się o swoim nieślubnym synu i od razu go zatrudnił, bo co mógł teraz zrobić innego? Dziwi mnie tylko fakt, że nikomu nic o tym nie powiedział. Jego życie było zawsze na pokaz, niczego nie krył. Każdy mógł przyjść i wykroić dla siebie kawałek Marka. A tymczasem ty przychodzisz, kroisz ile się da, ale z jakiegoś powodu zawsze otwarty Zagrodzki nie wyznaje nikomu, że ma dziecko. Strach przed żoną? Nie chce mi się wierzyć. Przecież, jak to pięknie już, synku, powiedziałeś, oboje cuchnęli.
– Nic nie wiesz… – mężczyzna odwrócił się i wyjął papierosa z paczki. – Nic nie wiesz…
– To może nam powiesz? – Grzegorz wystąpił krok naprzód.
– Prosiłem go. Prosiłem, aby nikomu nie mówił. Nigdy nie chciał być moim ojcem. I ja nigdy nie chciałem być jego synem. Nie interesuje mnie ten spadek. Do firmy dostałem się sam. Z początku nikt o niczym nie wiedział. Wydało się, gdy dopuścił mnie do udziałów w przedsiębiorstwie. Wyplułem mu to w oczy. Że wszystko osiągnąłem sam i to jego kosztem, a nie z jego pomocą. To była moja zemsta. Nie to tutaj!
Joanna ponownie wybuchnęła płaczem. Detektyw podjął:
– Ty, Grzesiu… No tak, wracamy do ciebie. Bo oprócz tego, że Marek rżnął cię na forsę, to także rżnął twoją żonę. Kolejny motyw.
– Nie jestem mordercą. Moja przyszłość w firmie była jasna. Miałem ją przejąć, gdy Marek odejdzie na emeryturę. Nikt nie mógł mi zagrozić. Sądzisz, że przejmowałem się, czy zgadzają się rachunki? Małe straty w perspektywie większego zarobku to inwestycja. Kupowałem sobie spokój. A Karolina? Nigdy jej nie kochałem.
Gawit wzruszył ramionami. Patrzył w podłogę, drobiąc niespokojnie w miejscu. W kieszeniach spodni to zaciskał, to rozluźniał pięści.
– A Karolina? – zaczął na nowo. – Nasza cudowna przyjaciółka? Teraz pocieszasz Joannę, a nie tak dawno nie brałaś jej pod uwagę. Romans z cudzym mężem… Naprawdę nie lubię wartościować, moi drodzy… Naprawdę. Muszę jednak przyznać rację gówniarzowi, że wszyscy jesteście siebie warci. A ja was, bo mimo tego, dalej darzę was sympatią. Mówią o nas, Żydach, żeśmy sprytni, ale ja myślę o sobie, żem po prostu zbyt leniwy, aby znaleźć sobie lepsze towarzystwo. Właściwie to chyba żaden ze mnie Żyd.
– Co ty… – odezwał się Grzegorz.
– Jeszcze nie skończyłem – wszedł mu w słowo detektyw.
Wziął głęboki oddech i jeszcze raz popatrzył na ciało dawnego przyjaciela. Potem podniósł do ust fajkę zmarłego i pufnął kilka razy, aby na nowo rozżarzyć zastałe już palenisko.
– Niech to… Dobra rzecz. Szkoda, że nie lubię palić – rzucił.
Okrążył ciało i stanął na środku pokoju.
– Mamy więc ukrytego synalka, który ewidentnie skorzysta na śmierci rodzica. Potem jest wspólnik i przyjaciel robiony w konia zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym. Mamy żonę wspólnika, a zarazem kochankę ofiary. Wszyscy z motywem. No i jest jeszcze Joanna, która, jakby nie patrzeć, też miała motyw, jeśli tylko jeden. No i ja, oczywiście. O sobie mogę powiedzieć tyle, że jestem niewinny.
– A to ciekawe – prychnął młody karierowicz po czym wypuścił z ust kłąb dymu i wściekły zdusił papierosa obok popielniczki. Zdawało się, że w ogóle nie zauważył pomyłki. – Niby czemu?
Grzegorz, zniesmaczony, podszedł do biurka i ledwie tlący się niedopałek wrzucił tam, gdzie jego miejsce.
– Bo pamiętam dokładnie, co działo się tego dnia. A nie pamiętam, żebym mordował Marka. Bardzo mi przykro. Tym bardziej, że to oznacza, iż to ktoś z was.
– Daruj sobie tani cynizm – dalej unosił się Franek.
– Och zamknij się! – wrzasnęła Joanna. Podrywając się z fotela, strząsnęła z siebie ramię Karoliny. – Zamknij się wreszcie!
Szmul chrząknął.
– Ta cała kłótnia dała mi niejakie pojęcie o tym, co mogło się dziać podczas, gdy nie mogłem nic zobaczyć. A teraz, jeśli pozwolicie, krok po kroku odtworzymy sobie, co naprawdę zaszło… Zacznijmy ode mnie. Byłem tu najwcześniej za sprawą pewnej prośby. Marek mnie wezwał. Stawiłem się więc jeszcze przed południem, bo jak zrozumiałem, była to rzecz pilna. Gospodarze przywitali mnie w drzwiach, jak zwykle serdecznie. Po kilku minutach rozmowy Joanna udała się do pokoi na piętrze, aby przygotować się do przyjęcia. My z Markiem trafiliśmy tu, gdzie otrzymałem klucz do sejfu oraz polecenie, żebym zajął się jego zawartością w razie, gdyby Markowi coś się stało. To więc jasne, że spodziewał się czegoś strasznego. Nie wiem tylko, czy jego wyobraźnia sięgała aż tak daleko, bo jak widać, nie ustrzegł się przed fatum… Asiu, czy to klucz od waszego sejfu?
– N-nie… Po co c-ci to da-ał?…
– Sądzę, że chciał ogłosić coś ważnego i ubezpieczał się. No, ale pójdźmy dalej, bo to dopiero początek wszystkiego. Około drugiej pojawił się Grzegorz, pół godziny po nim Karolina. Nie przyjechaliście oboje, bo podobno wracasz ze spotkania biznesowego, czy tak?
– Tak. Moja żona została w domu.
– Karolino?
Kobieta potwierdziła skinieniem głowy.
– Ostatni przyszedł ten tu narwaniec. Akurat przed nakładaniem potraw, czyli jakąś godzinę po Karolinie…
– To ma jakieś znaczenie? To, w ile czasu pojawiłem się po… – wtrącił się Franek.
– Nie wiem – przerwał mu detektyw. – Zbieram wszystkie informacje. Marek mówił, że zaprosił cię, aby zacieśnić więzi. Podobno byłeś perspektywiczny i zdolny. I coraz więcej od ciebie zależało. Chciał cię mieć blisko. Grzegorz był tu z podobnego powodu. Jesteś, Grzesiu, również bardzo wysoko w przedsiębiorstwie, nie można więc trzymać cię za daleko.
Mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.
– Sam posiłek przeszedł spokojnie. Do czasu zjedzenia przez wszystkich pierwszego dania, nikt nie opuszczał salonu. Ani przed obiadem, ani w trakcie. Dopiero wtedy pierwszy wyszedł Marek.
– I już nie wrócił – dodał Grzegorz.
– Ale ktoś jeszcze udał się za nim.
Gawit zawiesił głos i powiódł wzrokiem po zebranych. Nie mógł darować sobie tego teatralnego gestu. Miał słabość do tanich, manierycznych zachowań.
– Kto? – wypalił wreszcie Franek.
Szmul przeszedł się między wszystkimi, aż wreszcie stanął przed fotelem, na którym znów siedziała żona Zagrodzkiego.
– Ty – uśmiechnął się do zapłakanej i przerażonej Joanny.
Dalej trudno odgadnąć, więc będę konsekwentny i pozostaję przy Franku.
A ja Wam mówię, że to samobójstwo! Skoro można zastrzelić się z łuku to i gardło można sobie poderżnąć ;D
– Gorące kiełbaski, dwie za dolara, zrobione z prawdziwej świni; może kupi pan jedną dla damy?
– Czy mówi pan o wieprzowinie? — zapytał Marchewa, zerkając na lśniące kiełbaski.
– Kwestia nazwy, kwestia nazwy — odpowiedział szybko Gardło. – Ale z pewnością są to świńskie produkty. Z prawdziwej świni.
cyt. Straż! Straż! Terry Pratchet.
A ja obstawiałem Franka, ale teraz zmieniam typ……. Tylko Grzegorz okazał na tyle duży, choć mimowolny (i to go zdradziło) pedantyzm, by zareagować na kiepa zgaszonego o kontuar. Podobnie, jak podniósł i przemieścił na biurko fajkę denata w pierwszym odcinku, gdy ta upadła na dywan po poszerzeniu uśmiechu boksera. Odruchy i przyzwyczajenia zdradzą najlepiej zacierającego ślady złoczyńcę! Tylko jedno mi jeszcze nie pasuje…….fajka się tli…..więc albo ktoś ją nabił ponownie, albo nie wysypała się cała (za mocno denat ubijał ;) ), albo popiół z wysypanej fajki nie pochodził z ćmulki denata….
Czyżby zabójca też był palaczem? Hmmmm….Karamba!
Stawiam na detektywa – Szmul Gawit.
Coraz bardziej podejrzaną wydaje mi się żona Marka – Joanna
nadal Karolina :)
dalej obstawiam żonę
Ja dalej jestem za Frankiem. Wydaje mi się, że jego chęć zemsty nie tylko na tym miała polegać, by wybijał się w firmie Marka. Denat chciał zacieśnić więzy ze swym bastardem, co ten mógł skrzętnie wykorzystać. Wydaje i się również, że jego choleryczna natura jest niejako na pokaz. Franek ma chyba więcej do ukrycia, niż można by sądzić. Nie pasuje mi również to jego uniesienie się w związku z niekoniecznie krystaliczną czystością duszy wszystkich obecnych oraz samego zmarłego. Tak więc nadal Franek.
dalej strzelam ale teraz to Grzegorz :-))
Zaczynam się zastanawiać. Grzegorz mógł spanikować kiedy został przyłapany z żoną denata. Jednak Franek miał o wiele więcje do zyskania. Biorąc pod uwagę iż nie kryli sę oni ze swoimi wybrykami, pozostajędalej przy Franku. Młodzieniec dobrze odgrywa złość. Jedna kw jego wypowiedziach pojawia sie swego rodzaju wyrachowanie.
Grzegorz.
Wciąż stawiam na Karolinę. Nawet jeśli się mylę to przynajmniej moje podejrzenia względem Franka jako syna Marka się sprawdziły.
U mnie bez zmian: Grześ. Teraz wyszło na jaw, że pali też papierosy:) Pewnie ma to jakiś związek, hehe.
Ale podpada detektyw. Bierze fajkę – dowód rzeczowy – i sobie pufa:) Albo zaciera ślady, albo autor jest mało profesjonalny:)
chciałem powiedzieć, że detektyw jest mało profesjonalny, nie autor:( sorki:)
Nie szkodzi – wina leży po stronie autora, więc za pierwszym razem miałeś rację ;)
:) tak czy inaczej podkreślam, że jestem daleki od krytyki:) pozdrawiam i niecierpliwie śledzę wyczekuję dalszych losów… Grzesia:)
Krytyka, o ile konstruktywna, zawsze jest wskazana i mile widziana. I zawsze za nią dziękuję, nie miej więc oporów od oceny :)
W opowiadaniu przebija miłość autora do fajki:) tak sobie wytłumaczyłem nieudolność detektywa, żeby zostawić go poza kręgiem podejrzanych:) Bo inaczej jego zachowanie budziło by moje wątpliwości.
Detektyw Szmul.
Dalej obstaje przy Grzegorzu
Pozostaje przy Franku
Jakoś wciąż mi pasuje do tego Karolina… Poza tym kilka postaci zostało wskazanych zbyt mocno, wręcz prosto w twarz. A sądzę, że ma to na celu zmyłkę.
Choć w mojej głowie narodziła się już pewna teoria spiskowa…
Wciąż obstawiam Franka.
Obstawiam Detektywa Szmula.
To jest sprawa na co najmniej trzy fajki!
A ja dalej obstawiam Grzegorza. Motywów widzę coraz więcej.
A co tam, wciąż obstawiam detektywa :)
Ostatni dzień głosowania! Jutro najpóźniej w godzinach wieczorno-nocnych zamykamy możliwość typowania pod tym artykułem i publikujemy część trzecią.
Podtrzymuję, że jest to Karolina.
A ja chciałbym pogratulować autorowi z Olsztyna świetnego poczucia humoru, palenie w używanych gruszkach rozbawiło mnie do zadławienia się kondensatem, haha!
Nadal obstawiam Joannę :)))
Nadal twierdzę, że to Joanna