Odkurzając w pamięci słowa „mojej” polonistki: gdy chcemy coś napisać, najpierw musimy zrozumieć temat. Wydaje się to tak proste… jak często się mylimy. Co więc może oznaczać „Mój wymarzony klub fajkowy”? Czy organizatorzy akcji mieli na myśli klub w sensie miejsca? Czy klub tworzą może ludzie do niego należący? A może jest to złożenie miejsca, ludzi i zasad panujących podczas spotkań klubowych? Po głębszym namyśle klub fajkowy można zdefiniować jako: ludzi, cele spotkań, zasady działania i miejsce (kolejność celowa).Tak, takie zrozumienie tematu przyjmijmy na początek. Zresztą, co nas obchodzą zamysły i intencje organizatorów – oni tak naprawdę chcą wykorzystać nasze pomysły – stąd ta cała akcja ;) Odstąpmy jednak od teorii spiskowych i wróćmy do właściwego tematu.
Ludzie
Jak na środowisko fajczarzy i fajkarzy przystało, ludzie należący do klubu powinni palić fajkę i/lub być tematem fajek zainteresowani. Celowo nie używam słowa „pasja”, bo jest zbyt mocne i często powoduje niepotrzebną dysputę, a my przecież nie o tym teraz chcieliśmy. Co więcej, ludzie ci powinni wykazywać chęć przynależności oraz uczestnictwa w spotkaniach tegoż klubu.
Inną kwestią jest, jak owi ludzie mogą i potrafią się ze sobą komunikować. Ludzie jacy są, każdy widzi – jeden lubi gawędzić, drugi niezbyt, trzeci bynajmniej nie. Tylko czy klubowicze muszą się komunikować? Otóż nie, nie muszą. Oni sami powinni tego chcieć, bo wg mnie na tym klub polega, że ludzie się spotykają dla towarzystwa. Klubowicze chcą wymienić swoje zdania, porozmawiać, a i czasami pomilczeć. Tutaj dochodzę do wniosku, że wspomniany już w komentarzach klub Diogenesa jest tak naprawdę pseudo-atrakcyjny , przynajmniej z mojego punktu widzenia. Może nabrałby on trochę więcej sensu i realności, gdyby zmienić główne pomieszczenie na „rozmowne”, poboczne zaś na „milczące”.
Cele spotkań
Palenie, rozmowa, relaks i o dziwo – spotkanie ludzi. To chyba te najważniejsze. Z pewnością można by jeszcze trochę powymieniać, ale to wystarczy.
Tutaj najważniejszym wydaje się być palenie. Jak zatem powinno wyglądać takie palenie marzeń. Ano tak, że każdy pali to, co lubi i w tym, co lubi. Fajki każdy ma swoje, ulubione (a jeśli nie, to będzie miał). Tutaj raczej każdy wykazuje się indywidualnie. Co z tytoniem? Tytoń ulubiony można mieć, a i dalej szukać, próbować, smakować. Wymiana próbek i poczęstunki są świetnym pomysłem, aczkolwiek niekoniecznie najlepszym. Stąd też w moim klubie marzeń byłyby organizowane sety (zestawy takie). Wyglądałoby to mniej więcej tak: za pomocą głosowania wybierano by kilka lub kilkanaście rodzajów tytoni i sprzedawano w cenie jednej puszki. Wagowo byłoby to 50 g – czyli pięć różnych tytoni, po 10 g każdy. Jeżeli zainteresowanie byłoby większe – można robić kilka różnorodnych setów na każde spotkanie. Ktoś może się spytać czy jest to realne, ma sens i szansę na realizację? Już odpowiadam: tak – przecież to klub moich marzeń.
Zasady działania (czyli „kultura musi być”)
Ogólnie obowiązujące zasady jako takiej kultury.
Częstotliwość spotkań: raz na miesiąc – o ile nie byłby to klub stacjonarny (o tym jeszcze będzie).
Więcej zasad normalni ludzie nie potrzebują.
Miejsce
Klub stacjonarny.
Siedziska porządne, stoły wystarczająco obszerne, odpowiednia wentylacja (brak przeciągów i opadów), temperatura 18 – 22°C, wyciszony chillout lub inny smooth jazz w tle, oświetlenie (nie będę podawał w luxach, ale razić nie powinno), odpowiednio szeroka gama płynów do płukania gardła. Stolik „milczący” dla Janka i osobna sala dla bywalców, którzy mają dłuuuższy weekend (kozetki niezbędne).
Klub mobilny.
Klub mobilny ma to do siebie, że jest czynny fajczarsko tylko wtedy, gdy ludzie się umówią na spotkanie. Reszta jak stacjonarny, pomijając salę bywalców.
Oczywiście klub marzeń to klub stacjonarny z otwartością na mobilność (w razie potrzeb i chęci).
Tak oto wygląda teraz klub moich marzeń. Idąc śladem organizatorów: czekam na komentarze, z których mam zamiar wykorzystać pomysły do modyfikacji mojego klubu :)
No co? Przecież trzeba się rozwijać…
PS Po chwili zastanowienia dodaję do stacjonarnej wersji mojego klubu salę z pełnym osprzętem do tworzenia fajek. Każdy może korzystać z tej sali, jeśli jest trzeźwy i posiada swój klocek. Okresowo organizowane byłyby warsztaty, prowadzone przez osobistości ze świata fajkarzy. Z racji na wielkość i mnogość pomieszczeń, klub mieści się w zaadaptowanym do tego celu lofcie. Dodatkowo dla tych, którym brakuje witaminy D umieszczam taras na dachu :)
Largopelo,
Jeśli chodzi o wymianę próbek opisałeś bardzo fajny algorytm, któremu poświęciłem przed wyjazdem artykuł, którego nie zdążyłem opublikować.
Co prawda algorytm jest ciut inny, ale dotyczy ciut innej sytuacji, bo wymiany drogą pocztową z ludźmi rozsianymi po kraju.
W momencie, kiedy można się spotkać ja wyobrażałem sobie taką wymianę nieco inaczej – mianowicie za składkowe pieniądze kupienie powiedzmy 3 puszek, z których każdy klubowicz mógłby sobie nabić fajkę wrzuciwszy do skarbonki jakąś ustaloną kwotę typu 5 pln. W ten sposób fundusz na tytoń byłby odnawialny, a nawet miałby okazję przyrastać, co pozawalałoby na kolejne większe zakupy w przyszłości. Oczywiście w momencie, kiedy klub nie posiada własnej lokalizacji wymagałoby to jakiegoś męża zaufania, który taszczyłby te kilka puszek na każde spotkanie i „trzymał kasę” co jest nieco upierdliwe.
Nie wiem, czy podobne rozwiązania funkcjonują w naszych klubach, ale mam wrażenie, że chyba niekoniecznie (a może jednak?).