Firma małżeństwa Celiny i Tadeusza Polińskich powstała w 1978 roku, jako kontynuacja warsztatu Kazimierza Sochackiego, ojca Celiny. W tym właśnie warsztacie – produkującym fajki i cygarniczki – Tadeusz Poliński nabierał pierwszych szlifów w rzemiośle fajkarskim.Sam wspomina: po zdobyciu zawodu mechanika, nad wyborem zajęcia czuwała opatrzność Boża… Związek z córką rzemieślnika już mnie ukierunkował fajowo, z czego zupełnie nie zdawałem sobie sprawy – mógłbym przecież całe życie robić co innego, a nie zajmować się tak frapującym zajęciem…
Czasy były trudne, dostęp do materiałów ograniczony, więc najpierw były fajki z gruszy. Na początku lat osiemdziesiątych pojawiła się możliwość zdobycia wrzośca, głównie albańskiego i zaczęły powstawać fajki wrzoścowe. Dopiero jednak pierwsze wyjazdy na Zachód, konkretnie do Hamburga. umożliwiły pozyskanie najlepszych klocków i ustników akrylowych. To dało bodziec do eksperymentów z komponowaniem kształtów, doborem usłojenia oraz barw i kształtów ustników. I tak zostało do dzisiaj.
Wyroby mistrza Polińskiego charakteryzują się znakomitym wykonaniem. Czasami trudno uwierzyć, że błyszcząca powierzchnia główek nie jest lakierowana. A jednak ten połysk utrzymuje się latami. Do wykończenia stosowane są importowane bejce i woski najwyższej jakości. W parakauczukowe lub akrylowe ustniki pasowane są czopy na filtry. Mniejsze fajki bywają bezfiltrowe. Niekiedy zdobią je srebrne pierścienie.
Sam wyróżniam trzy grupy fajek wykonywanych przez mistrza. Pierwsza, to fajki budżetowe, ekonomiczne. Zazwyczaj niewielkie – z parakauczukowymi ustnikami oraz prekarbonizatem w palenisku. Wykonane z tańszych gatunków wrzośca. Często jednak stanowią doskonałą alternatywę dla taniej produkcji krajowej i zagranicznej – przy oryginalnej i atrakcyjnej stylistyce sprawiają fajkarzowi frajdę.
Jeśli czasami powstają serie, to są one niewielkie. Nie posiadają nawet oznaczeń modeli. Większość takich wyrobów trafia do trafik, aby za niewysoką cenę można je było kupić. Niekiedy na takich fajkach widnieją rzeźbienia przedstawiające herby miast czy inne regionalne motywy. Podczas jednego ze Świąt Fajki, małe i tanie fajki Polińskiego były widoczne u wielu osób spacerujących po przemyskim rynku. Były one tak charakterystyczne, że nie sposób było pomylić autora.
Druga grupa, to fajki z bardzo dobrego materiału, z akrylowymi ustnikami. Przekarbonizat jest w tym przypadku rzadkością. Często bywają wyrabiane w seriach, które powielają ogólną koncepcję, ale właściwie ciężko znaleźć dwie takie same.
Kolejna grupa to fajki, przy wytwarzaniu których mistrz w maksymalnym stopniu wykorzystuje kształt i usłojenie surowego wrzośca plateau do komponowania gotowego wyrobu. Niekiedy wydaje się, że fajkarzowi żal nadmiernie obrabiać piękny klocek i tworzy przedziwne kształty. Do kompletu można dostać piękne ubijacze, które mają schowany druciany przetykacz. Wiele ciężkich kształtów znajduje więcej zwolenników niż można by było przypuszczać. Solidne ustniki są bardzo ergonomiczne i znakomicie leżą w ustach.
Najczęściej spotykanym oznaczeniem jest mała literka „p” widoczna po lewej stronie ustnika. Na spodniej części fajki wybijane są nazwisko i informacja o ręcznym wykonaniu. Zdarzają sie też oznaczenia w postaci sporej wrzoścowej kropki wklejonej w górną część ustnika, a ostatnio grawerowane jest nazwisko po lewej stronie główki.
Fajki są pakowane w charakterystyczne pomarańczowe pudełka lub solidne brązowe albo czerwone kasetony.
Nie ma wątpliwości, że mistrz Poliński wyrobił sobie własny styl. Charakterystyczne są ustniki, – które często mają sporo podtoczeń. Kulkowe lub graniaste, niekiedy łączone z różnych rodzajów akrylu. Bywają wielobarwne. Główki fajek są na ogół całkiem spore. Nie zawsze oznacza to jednak pokaźne palenisko, częściej dużo wrzośca.
Mnogość i niepowtarzalność kształtów, to kolejna cecha wynikająca z osobowości twórcy, który nie lubi monotonii. Planowanie i rysunki są w procesie wykonywania fajek ograniczane do minimum. Na Mistrzostwach Świata w Poznaniu można było nabyć piękne klocki plateau. Widziałem, jaką radość sprawiało Tadeuszowi trzymanie i oglądanie niektórych kawałków. Była to nieomal kontemplacja kształtu – obecnego i przyszłego.
Z uśmiechem na twarzy – pamiętam to jak dziś – podszedł do mnie i powiedział: z tego klocka zrobię ci fajkę. Już wiedział, jak wykorzysta usłojenie i układ kory. Horn, którego dostałem kilka miesięcy później, jest jedną z najpiękniejszych fajek jakie widziałem.I jeszcze plateau
Fajki wytwarzane przez mistrza niekiedy budzą kontrowersje. Słowo „produkcja” w przypadku całkowicie indywidualnego podejścia do każdego kawałka materii, z której robione są te małe dzieła sztuki – po prostu do tego nie przystoi. Niestety, zamówienia z rynku spowodowały, że zaczęły powstawać na główkach sygnaturki niezbyt poważnie wyglądające. Swego czasu niezbyt pochlebną dyskusję wywołała fajka z logo jednej z marek samochodowych.
Nie tak dawno powstało kilka fajek, które miały schlebić gustom pewnego golfisty i miały oddać kształt kija golfowego. Na zlecenie klientów zza naszej zachodniej granicy powstały też rewelacyjne fajki, ale niestety z podwójnym układem filtrów ułożonych w tandem, a to nie znajduje uznania wśród degustatorów smaków tytoniowych. Podobnych przypadków było więcej. Powód takiego stanu rzeczy jest dość prozaiczny – po prostu rodzinna manufaktura nie przynosi na tyle dużo dochodów, żeby można było sobie pozwolić na odrzucanie zleceń.
Kolejnym elementem, który sprawia, że niektóre fajki mogą się wydawać kontrowersyjne są ciągłe eksperymenty Tadeusza Polińskiego. To akurat wydaje mi się jego znakomitą zaletą, bo pozwala wśród wielu różnych egzemplarzy wybrać takie, które najbardziej mi odpowiadają i potwierdzają klasę mistrza. Wśród jego wyrobów można znaleźć – nieczęsto widziane wśród rodzimych producentów – bulldogi czy zeppeliny.
Wprowadził też czarny kolor do wykańczania główek. Po ciężkich negocjacjach, podjął się wykonania fajek z samym szlifem (tutaj: opis wyboru takiej fajki i trochę zdjęć innych fajek mistrza). Potem fajki z takim wykończeniem zaczęły się pojawiać w ofercie innych fajkarzy przemyskich. Oczywiście, pewna moda i popyt na niektóre kształty robione przez innych, też mają wpływ na ofertę Polińskiego. Co ciekawe, zdarzało się, że w czasie rozmów telefonicznych, mistrz dopytywał się, jaki rodzaj wykonania, kształtu czy wykończenia byłby najlepszy i najciekawszy dla użytkowników. Takie podejście świadczy o elastyczności poglądów. Jednak wszelkie sugestie i tak są przetwarzane w specyficzny sposób przez fajkarza, który zawsze dorzuci do finalnego wyrobu swoje przysłowiowe „trzy grosze”.
Ze względu na dobre materiały i wspaniałe wykończenie – zwłaszcza droższych modeli – fajki Polińskiego charakteryzują się znakomitym smakiem i bez problemu się je opala. Mnie osobiście sprawia dużo przyjemności opalanie fajek bez prekarbonizatu. Jak sie okazuje, często wśród moich znajomych fajki z sygnaturką „p” na ustniku są najliczniejsze w ich zbiorach. Dla kolekcjonerów wyroby przemyskiego fajkarza są wspaniałym materiałem do tworzenia zbiorów. Można śledzić, jak na przestrzeni lat zmienia sie poziom wykonania, jak kształtują się pomysły na nowe kształty, rodzaje wykonań i jak zmieniają się oznaczenia. Przy przeglądaniu kolejnych partii fajek, nie sposób powstrzymać się przed zakupem kolejnego cudeńka.
Jest jeszcze jedna dziedzina, w której mistrz jest znany – renowacja i dorabiane ustników. Widziałem wiele fajek, które po powrocie z przemyskiego warsztatu na Kruczej, nabierały nowego blasku i charakteru. W wielu przypadkach subtelnie pokazywały cechy wyrobów mistrza, w innych nie można było się zorientować, czy ustnik jest oryginalny, czy dorabiany.
Ogromnie zaangażowana w prowadzenie rodzinnej firmy jest żona Tadeusza, Cecylia. Można ją spotkać zawsze u jego boku i jej pomoc jest nie do przeceniania we wszelkich działaniach związanych ze sprzedażą. Obydwoje żyją skromnie w spokojnej dzielnicy Przemyśla. Niewielki warsztat jest wystarczający do pracy dla jednej osoby. Ulubionym hobby fajkarza jest gra na akordeonie i keyboardzie. Ma to ponoć niemały wpływ na fajkarskie inspiracje.
Wielkie dzięki z wspaniały artykuł.Liczba zdjęć pozwoli na domyślenie się jaka siła drzemie w Tadeuszu!!! Gratuluję!
Irku, swietny tekst, bardzo dobre zdjecia. A fajke z obrazka nr 9 (liczac od poczatku), trzecia od gory chce miec – dasz znac, jak sie z Panem Polinskim kontaktowac?
thx
m.
Mam tylko jedną fajkę Mistrza…pora na następne.To , co napisał Irek przyśpieszy moją decyzję znacznie.
Może pojutrze w Zielonej Górze spotkamy Państwa Polińskich?
Dziękuję i kłaniam się.
y,
Irek… chyle czoła… to jest między innymi to – co ja czuje będąc u Tadzia i Celiny w domu.
Świetny artykuł o świetnych fajkach, a przede wszystkim o cudownych ludziach.
dziękuje!!!
Piękne zabaweczki… trzeba będzie zarzucić wędkę….
Wczoraj w Zielonej miałem okazję z Mistrzem – a i oczywiście z p Cecylią – kilka słów zamienić. Przesympatyczną rozmowę uświetnił zakup – freehand ,canadian , bulldog – klękajcię narody , jakie cudne…
Poza tym konkursowa , zielona fajeczka , też spod Mistrza ręki.
A i jeszcze kołeczek prześliczny do mnie przyjedzie.
No i „Polinek” zrobiło się pięć…a była jedna.
To był piękny dzień
Pstryk? Prosimy o fotki.
Nie umiem wklejać tu fotek…pomożesz?
Jakoś dałem radę…
Dziękuję…
Bardzo przepraszam Panią Celinę Polińską za przeinaczenie imienia – oczywiście – Pani Celina Polińska.Jeszcze raz przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof Miśkiewicz
Hm…To w końcu p. Celina czy Cecylia? Bo tu się Krzysztofie poprawiasz, a w tekście jest inaczej :)
Celina , bankowo…popatrz na kartoniki fajek pp Polińskich.
A mnie trochę wygłupił tekst…trza by poprawić chyba…
Zrobione, dziękuję.
http://img822.imageshack.us/img822/5499/dsc00856w.jpg
Piękne te Twoje przyjaciółki…
Piękne…dzięki. Kilka razy już miałem okazję podziwiać fajeczki Pana Polińskiego , dopiero to , co napisał Irek uświadomiło mi , jak wiele w nich serca i miłości Mistrza…
Ja posiadam jedną fajkę mistrza Polińskiego, taką uroczą antraktówkę kupioną na allegro.
… canadian pieeeykny!!!!
lg
m.
I się okazuje ,że mój canadian to LUMBERMAN… bo ma siodłaty ustnik…
Czyli Canadian Saddle. O problemach z Lumbermanami pisze sam G. Pease :)
Dzięki w imieniu Mistrza Tadeusza…A jak w nim 3P’s smakuje…normalna rozwała…
Krzysztof, ja Cię bardzo przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać…
ja to bym w niej jakieś prawdziwe tytonie palił ;+))))))))))))
UkłonY,
Ps… świetna ta fajka jest!!! Niech Ci smakuje w niej każdy tytoń(nawet „nieprawdziwy”).
Hmmm…Pawle Szanowny…Przecież 3P’s to jeno Virginia i troszeńkę Burley’a…z całym szacunkiem , czyżbyś był ortodoksyjnym „anglikiem”?
Czy możesz mi w takim razie coś zaproponować? Pytam serio…
Także się dziwię, to dobry, sprężyście mocny plug, burley jest z Malawi, Virginia też głównie z Afryki, bardzo dyskretnie cased i lekko naparowany przed sprasowaniem… i dojrzewający pod prasą 2 tygodnie, żeby się związał, ale nie skawendiszował… Dla Ciebie, Yopas, mieszanka bez latakii, to nie tytoń?
3P’s ma wyjątkowo bezbajerski smak, surowy jak oranżysta z Belfastu, wręcz purytański i mocny niczym strzał w kolano. Jest mniej skażony i bardziej prawdziwy niż niektóre modern englishe.
Dziwię się Panom, że takie podejście – bezrefleksyjne.
Żart się nie udał znaczy się…
Krzysiu,
a co ja Ci tam mogę proponować, jak Ty pewnie więcej tytoniu spraktykowałeś. Ja to tylko w gębie mocny.
Z Petersona, to bym spróbował University Flake i Sherlocka Holmesa, ale te, co to je Murray z Synami mieszał. A od Kohlhase to Old Dublin mnie podchodzi.
Z duńczyków, to najbardziej Orlika Golden Sliced.
A ROtm pisał, że z duńczyków to jeszcze Stanwell Jubilee i Stanwell Danish Truffles (czarne).
A z angolskich, to Balkan Flake SG albo GH, Erinmore Balkan Mixture , Erinmore Flake no i Four Squires od GH.
PozdrY,
Pytanko…czy ten Balkan Flake od SG ,przypomina choć trochę Balkan Sobranie?
Poczęstował mnie tym kiedyś Damian i od tej pory mam o czym marzyć…mimo iż miłośnikiem latakii nie jestem.
I od razu się zastrzegam ,że snobem też nie :)
Pozdrawiam
KRZYSZTOF
ps. A Danish Truffles od Stanwella…to już brzmi smacznie…spróbuję , dzięki.
Ponoć nic nie smakuje, jak Sobranie… ja tego nie wiem. Marzy mi się.
Ludzie na mieście gadają, że ten Balkan od Gawitha to nie jest prawdziwy Balkan, bo tam zero orientali. Latakia+Virginia. Taki w smaku choinkowo-mentholowy. Mnie się podoba.
A co do tych Stanwelli, to jakbyś miał jakieś wtyki w Niemcach, to ja bym się chętnie na puszeczkę każdego zapisał. Tylko trufle muszą być w czarnym, nie w białym.
Spróbuję , dzięki.Jutro przelecę się do trafiki na Sczanieckiej , powinien być.
Pozdrawiam
Krzysztof
Polubiłem SG Grosemoor…mój nowy canadian chyba też…
„surowy jak oranżysta z Belfastu”…
Jacek , to jest bajer!!!
:) :) :) :) :) :)
Artykuł ma ogromną wartość również ze względu na to, że Państwo Polińscy nie mają swojej strony internetowej. Gratulacje!
Co, z całym szacunkiem dla Mistrza – jest obciachem.
Zróbmy mu podstronę na fajkanecie. Cena – fajka dla każdego redaktora fajkanetu. Tak raz na rok :P
Bezsensowny pomysł, rozumiem, że półżartem…
A nawet fullżartem!
Właśnie- nie mają :( A może ktoś z Was wie jak się skontaktować z
p. Polińskim w sprawie dorobienia ustnika do fajki?
Serdeczne dzięki :)
tadeuszpolinski/at/wp/dot/pl
Bardzo Ci dziękuję :)
Macieju, jeszcze raz dziękuję :)
Wysłałem złomik:
http://picasaweb.google.com/piotrbarg/Fajka?feat=directlink
Wróciła do mnie elegancka fajka:
http://picasaweb.google.com/piotrbarg/FajkaPoRenowacji?feat=directlink
Żona, gdy rozpakowałem przesyłę skomentowała z niejakim wyrzutem: przecież narazie miałeś nie kupować nowych fajek….
Będzie z niej latakiówka :)
miro: ta fajka, o której piszesz w drugim komentarzu należy do mnie. Podziękowania dla keilwerth’a za jej wypatrzenie, no i dla Mistrza za jej wykonanie :)