Sixten Ivarsson cz. II

7 marca 2011
By

Wygłodniała piękna Europa, zmęczona wojną oraz wszystkimi niedostatkami z nią związanymi, zwróciła się w latach pięćdziesiątych ku nowym nurtom artystycznym. Ogarnęły one architekturę, sztukę, a także wiele innych dziedzin ludzkiej działalności. Nie ominęły również fajczarstwa. W Danii uosabiał je właśnie Sixten Ivarsson.

Dostępność wrzośca wzrastała, możliwe więc było nie tylko produkowanie nowych fajek, ale także eksperymentowanie na drewnie. W kuluarach inteligencja debatowała o nowościach, ustalała artystyczne prądy. W kopenhaskim warsztacie tymczasem Ivarsson nie próżnował, jednak zamiast słów, wykonywał fajki.

Szwed nie miał talentu do dysput, posiadał za to doskonałą intuicję. Był pomysłowym człowiekiem i jak się okazało – znakomicie odgadywał noworodzące się mody. Fajkarski świat oczekiwał bowiem również czegoś nowego, na wzór tego, co działo się w architekturze, czy w przemyśle meblarskim. Można w skrócie scharakteryzować to jako połączenie funkcjonalności z artystycznym kunsztem. Dużą rolę zaczęło odgrywać wzornictwo, ale te naturalne. Sixten wykonywał fajki ręcznie, miał więc możliwość zapoznania się z klockiem wrzośca tak, by uwidocznić jego usłojenie.

Szybko odkrył, że daje to wyśmienite rezultaty. Bawiąc się w wymyślanie nowych kształtów, jednocześnie dbał o naturalne zalety wrzośca. Wydobywał straight grain w sporej ilości własnoręcznie wykonanych fajek. Jego nowatorstwo jednak nie tylko na tym się kończyło. W dążeniu do doskonałości zdawał sobie bowiem sprawę, że niekoniecznie trzeba dbać o ukrywanie wszystkich wad klocków.

Pewnego razu pozostawił korę na fajce z wrzośca plateau, czego nikt przed nim nie zrobił. Do tamtego czasu usuwano ją, uważając, że taki egzemplarz uznany będzie za niedokończony. Ivarsson pierwszy zobaczył zalety estetyczne takiego rozwiązania.

Praktykując w zakładzie kopenhaskim, miał okazję naprawiać bardzo wiele fajek. Nauczył się wszystkiego o ich poprawnym wykonaniu. W swojej karierze „solowej” zwrócił się więc w stronę absolutnej doskonałości w działaniu fajki. Najpierw nadawał główce fajki kształt, potem wykonywał smukłe cybuchy, a dopiero potem drążył kanał dymowy oraz komin. Pozwalało to z ogromną dokładnością dbać o precyzję wykonania konkretnych egzemplarzy fajek na każdym z etapów twórczych.

Szybko dostrzeżono jego talent. Fabryka Stanwell, prowadzona przez Poula Nielsena Stanwella, postanowiła skorzystać z projektów Ivarssona. W pierwszym oficjalnym katalogu firmy znalazło się aż dziesięć modeli fajek stworzonych przez Szweda. W kolejnych latach ta liczba znacznie wzrastała, aczkolwiek sami menadżerowie Stanwella nie są w stanie dokładnie zliczyć ilości projektów Mistrza Sixtena.

Dzięki temu zagraniu Stanwell wypłynął na szerokie wody. To były inne fajki niż dotychczasowe. Jednocześnie nowoczesne pod względem wzornictwa, czy też podejścia do samego tworzenia fajek, ale i szalenie funkcjonalne – świetnie wyważone, o fantastycznych proporcjach. Na dodatek Ivarsson wykorzystał wiedzę nabytą w warsztacie kopenhaskim – fajczarze dostali do rąk narzędzie wykonane według wszelkich praw ergonomii. Dostali fajki dostosowane do oczekiwań, a także własnych fizycznych możliwości – łatwe w paleniu, wręcz bezproblemowe.

Co ciekawe – Ivarsson nie wykonywał fajek dla Stanwella. Fabryka nabywała tylko jego projekty, współpracując z nim, gdy maszyny powielające fajki nie mogły sobie poradzić z pewnymi niuansami, jakie Sixten wprowadzał. Często bywał w firmie, a ta markowała jego nazwiskiem fajki, natomiast to była jednak produkcja czysto maszynowa, nie zaś ręczna, jaką preferował Ivarsson.

Projekty Ivarssona wykupywał nie tylko Stanwell, ale i Larsson, a także Dan, których to produkcja także ruszyła pełną parą po wojnie. Działa Sixtena były w każdym katalogu i cieszyły się ogromnym powodzeniem.

Jeśli chodzi o kształty, którymi głównie zajmował się Szwed podczas swojej pracy fajkarza, to było ich sporo. Powstawały wariacje na temat klasycznych angielskich shape’ów, typu zulu. Różniły się głównie smukłością (ta smukłość to właściwie znak rozpoznawczy stylu Ivarssona, dziś już za to norma w stylu duńskim). Nie na tym jednak koniec, bo specyficznym kształtem, ukochanym przez Sixtena, było jajko, czyli egg. Tworzył je z pasją, nigdy nie przestał udoskonalać. Wiele z jajek zaopatrzonych jest w bambusowe cybuchy, co nadaje im dodatkowego charakteru. Dodajmy, że także wstawki bambusowe były nowością na europejskim rynku.

Na ich pojawienie się mogło wpływać kilka czynników – od estetycznych, po ekonomiczne. Z jednego klocka wrzośca Ivarsson mógł wyciąć do trzech główek dzięki przedłużenia cybucha za pomocą bambusa, podczas, gdy inni fajkarze uzyskiwali tylko jedną, klasyczną.

Mistrz był także autorem fajki zwanej freehandem. Te często fantazyjne kształty, będące popisem kunsztu wytwórcy, właściwie jego autografem, przyjęły się od razu. Stanowią swoisty „exclusive”, a każdy szanujący się fajkarz ma parę freehandów na koncie. Nie trafiają one na taśmy produkcyjne, za to często są jedynymi w swoim rodzaju.

Zasługi Ivarssona są niezaprzeczalne. To pionierska postać w fajkarstwie, nadająca przez wiele lat ton wielu nurtom. Czytając o Sixtenie ma się jednak wrażenie, że on sam nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Pozostawał skromny, mocno stąpający po ziemi.

Nie wymądrzał się, nie starał się „ustalać” żadnej mody na siłę. Wyrażał się rękoma, poddawał wyobraźni, ale nie tracił z oczu proporcji, ergonomii oraz użyteczności. Robił takie fajki, jakie sam chciałby palić.

O jego geniuszu świadczy fakt, że robił je wcześniej, niż inni o nich choćby zamarzyli.

Zdjęcia ze strony DanishPipeMakers; drugie zdjęcie z tej samej strony autorstwa Larsa Kiela.
Korzystano z materiałów źródłowych autorstwa Jakoba Grotha z DanishPipeMakers.

Tags: , , , ,

4 Responses to Sixten Ivarsson cz. II

  1. 7 marca 2011 at 16:18

    Na zdjęciu zdaje się 30 stka stanwella, a może poprostu 30 jest do tej podobna. Wyśmienity kształt.
    Warto było by przedstawić jako kontrast do postaci Ivarssona kogoś kto się zajmował designem i fajki robił tylko na papierze. Dlaczego, bo to też historia stylu duńskiego, w ogóle fajczarstwa, wejście w ten świat designerów, doskonalym przykładem jest S. Bernadotte. Sam nie napiszę ale gdyby Ci się Emilu chciało, to składam zamówienie na taki test…

    • Rheged
      7 marca 2011 at 18:17

      A to jest wyśmienity pomysł, który chwytam, jak ryba haczyk. Szczerze dziękuję, zamówienie przyjęte.

  2. Alan
    Alan
    7 marca 2011 at 16:31

    Dobra robota. Bardzo dziękuję i oczekuję kolejnych znanych fajkowych osobistości na tapecie :) S. Bernadotte jest dobrym pomysłem.

  3. Pyzdralinski
    Pyzdralinski
    8 marca 2011 at 10:18

    Rheged !

    Fajne przypomnienie o dawnych mistrzach.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*