„Fajka drewniana, super wzór.” – tak mniej więcej brzmiał tytuł aukcji na portalu. 5 sekund trwało i pozyskałem drogą kupna tę fajeczkę, ciesząc się, że pierwszy Calabash w mojej kolekcji udało mi się nabyć za całe 40zł. Spodziewałem się raczej jakiegoś miksu pseudotykwy i ewentualnie wrzośca w środku.
Otwieram paczuszkę – fajka trochę zapuszczona, niestety nie mam zdjęć jak wyglądała na początku. Wziąłem się za papier ścierny i na początku zacząłem ściągać nagar, sypał się aż miło… ale coś mnie tknęło w podejrzanym kolorze tego, co miało być wkładką z wrzośca według moich początkowych założeń. Zdjąłem ten pierścień z góry i… tak! Wkładka jest z pianki! Pod pierścieniem niestety trochę ukruszona ale w kominie cała, nie pęknięta. Radość! Kałabasz z wkładką z pianki!
Czyszczę dalej… Ustnik poszedł do pralni chemicznej z powodu utlenienia, a ja tymczasem zająłem się pierścieniem pomiędzy cybuchem a ustnikiem. Cały czarny taki, choć spod tej warstwy przebijał jakiś metal. CIF… i od razu robi się ciekawiej, bo spod warstwy czarnego pojawia się coraz więcej metalu, błyszczy… olśnienie… jakieś litery się pojawiają – „Old Silver”.
To zmobilizowało mnie do przywrócenia ustnikowi barwy i połysku. Teraz fajeczka odpoczywa po czyszczeniu – efekty na zdjęciach. A ja czekam na weekend i powoli myślę sobie, że chyba jakiś Balkan… albo Latakia?
To jest silver cap – rozbierałeś? Jak wygląda tykwa od środka?
Jeśli mogę się przyczepić, to na drugim zdjęciu widać, że srebrna czapka od wewnątrz nadal jest pokryta osadem…
Pierścień z komina dzisiaj zdjąłem i wyczyściłem również od wewnętrznej strony ;) Wkładka pod spodem jak pisałem jest pęknięta ale nie na tyle żeby pęknięcie przechodziło w komin. Tykwa tam gdzie widać czyli pod pierścieniem i od strony ustnika wygląda wg dobrze, jest jasna nie ma jakiś odbarwień. Wkładki nie wyjmę bo się boję…
Już kiedyś linkowałem, ale co szkodzi jeszcze raz: https://groups.google.com/forum/#!searchin/alt.pl.fajka/silver$20cap/alt.pl.fajka/1w2bqdhc-_g/a-_uFjMc35sJ. Wpis pokazuje (będąc jednocześnie instrukcją obsługi) pewną złożoność renowacji/uzdatnienia fajek tego typu. Ekspertem w temacie jest zdaje sie Andrzej, on pewnie kompetentnie byłby w stanie ewentualnie skorygować porady Rotm’a.
Gratuluję pięknej fajki!
Mirkowi wypada mi podziękować, jednakże – absolutnie nie poczuwam się do bycia ekspertem w żadnej dziedzinie, a w dziedzinie fajek zwłaszcza!
Tak się złożyło, że miałem jednak przyjemność pracować z taką fajką, i odrobinę poznałem specyfikę calabasha w wersji „silver cap”.
Zasadnicza różnica i cecha indywidualna takiej fajki – to to, że wkładka piankowa jest osadzona na stałe. Jest to bardzo niewygodne rozwiązanie do czyszczenia! O ile, w fajce od nowości „układanej” przez nas – przy systematycznym dbaniu, jest to jedynie komplikacja eksploatacyjna… tak, przy fajce używanej przez kogoś innego, dbanej w sposób niewiadomy – jest to przesłanka, by szczególnie przyłożyć się do czyszczenia i higienizacji. Ok, tylko jak? Jeśli nie zamierzasz ruszać wkładki, to za Rotmem, powtórzę – spiryt, spiryt i do usrania… spiryt.
Wewnętrzna powierzchnia tykwy jest wyścielona włóknistą powłoką, przypominającą gąbkę. Stąd min. tak kapitalne właściwości i przyjemność palenia – bo ta „gąbka” chłonie, osusza dym. Ale, skoro chłonie, to i kumuluje. A jak nie płukana jest na bieżąco – to się skisi, zaśmierdnie, zohydzi. Wyciorem nijak się tam nie dostaniesz… Jedyna opcja, to moczyć i moczyć i modlić się, by jak najwięcej odpuściło. A, że – zwłaszcza w osłoniętych zakamarkach (a więc zasadniczo – w całej przestrzeni wewnątrz fajki) rzadko jest tak, by łatwo „puszczało” – to polecam jedno z w własnych „racjonalizatorskich” rozwiązań: wymuszony obieg płynu. Czyli malutka pompka akwariowa, spory słoik, sporo spirytusu i cierpliwość. Demontujesz (jak się da) srebrną czapkę,podłączasz pompkę do szyjki fajki np kawałkiem odpowiedniego wężyka, topisz całość w spirytusie, zabezpieczasz wlew słoika przed wyparowaniem spirytusu (grubsza folia i gumki recepturki) i włączasz do prądu. I zapominasz na dobę/dwie/trzy. Wymiana płynu i powtórka jak trzeba. Potem ze dwa tygodnie suszenia i powinno być dobrze :)
Fajka z którą ja sam miałem do czynienia – podlegała przeróbce na gourda. Zatem nieodzowne było zdemontowanie wkładki. Przerąbane! Jak jest osadzona mocno i sama nie wylata – to jedynym rozwiązaniem jest wycięcie jej z tykwy. Robota niełatwa. Zaręczam.
A i ryzykowana bardzo. Zatem, zalecałbym najpierw moczyć, potem moczyć jeszcze trochę, a na koniec – jeszcze pomoczyć :) Potem już tylko suszenie (spokojnie i bez nerw! minimum ze dwa tygodnie) i dopiero palenie.
A jak cała heca skończy się powodzeniem – to dbać! po każdym paleniu, przepłukać czymś wysokoprocentowym i dawać odpoczywać po dobre kilka dni między paleniami. Bo po co sknocić fajkę, której poświęciliśmy tyle czasu, pracy i środków?
To nie są fajki codzienne. Ale są świetne! Warto się pomęczyć i ucywilizować ją tak by sprawiała radość.
Pozdrawiam i życzę powodzenia. Andrzej
Czapka jest demontowalna i dzięki temu wiem, że za bardzo z grzybkiem nie poszaleję bo widać, że swoje przeszedł. Andrzeju, lanie spirytusu nie zaszkodzi ? Mam zamiar zatkać wylot od strony ustnika i „zmarnować” płyn wysokoprocentowy tylko boję się, nigdy nie miałem do czynienia z pianką i dla mnie to ona się rozpuści w tym spirytusie albo tykwa napuchnie :D. Dziękuję za poradę i pozdrawiam serdecznie. Jarek
spirytus, jaki ja mam na myśli – czyli minimum 98%, a najlepiej – 99,8% nic piance nie zrobi. Nie mam pewności, ale obstawiam z dużym prawdopodobieństwem, że to będzie wkładka z litej pianki a nie sklejka. Jeśli tak, to spirytus nie zaszkodzi ani nie rozpuści, bo nicy czemu by miał? To nie jest woda! To, choć płyn – ale zupełnie „bezwodny”. Paradoksalnie – mówi się w przypadku np fajek wrzoścowych (czy, ja sam używam zwrotu) o „suszeniu” po kąpieli w spirytusie. Tak naprawdę – tam nie ma co suszyć! Trzeba poczekać aż spirytus odparuje, a potem – by fajka odzyskała wilgotność! Tak, po moczeniu w spirytusie, Twoja pianka będzie miała wilgotność zbliżoną do 0%… bo bezwodny płyn wygoni z niej niemal każdy ślad wody.
Wielokrotnie moczyłem pianki w izopropylenie 99,8%. Nigdy nie miało to wpływu na twardość pianki, nigdy nic się nie wypłukało/rozpuściło.
Andrzeju, jak „skleja” się ewentualne pęknięcia w grzybku piankowym ?
pył sepiolitowy i rozwodnione szkło wodne. Robisz dosyć rzadką mieszaninę, nakładasz w kilku aplikacjach punktowo w miejsce uszkodzenia. Pianka powinna „wciągnąć”, dlatego nakładasz kilka razy małymi aplikacjami. Odstawiasz na minimum 48 h i jeśli trzeba (a pewnie wklęśnie), poprawiasz, ale już bardziej gęstą masą. Znów odczekać do wyschnięcia, potem opracować powierzchnię jak resztę komina.
Czterdzieści złotych? Niesłychana okazja! Mimo że, jak rozumiem, znaki probiercze są zatarte, z kształtu można wnosić, że jest to produkt angielski z lat 1903-1914 mniej więcej. Wkład piankowy nie dziwi, robiono go zwykle z tego materiału, rzadziej z azbestu, choć na ogół nie był to blok, lecz papka ulepiona z sepiolitowego pyłu, odpowiednio wymodelowana (wyjątkiem były droższe kalabasze firm Loewe i BBB z bursztynowym ustnikiem). Wrzośca tez używano do produkcji takich fajek, głównie do owego elementu właśnie między cybuchem a ustnikiem, zakrytego obrączką. W ogóle zestawienie wszystkich materiałów, charakterystyczne dla kalabaszy owej schyłkowej epoki kolonialnej, jest imponujące: tykwa lagenaria vulgaris (Tobie się trafił skądinąd piękny okaz, bardzo łagodnie od palenia wybarwiony), sepiolit, srebro (czasem złoto), wrzosiec, bursztyn bądź ebonit, a czasem dodatek jakiegoś egzotycznego drewna. Gratuluję, bo kalabaszy o tej formie już się od stu lat nigdzie nie wyrabia, tak że każde podobne wzbogacenie kolekcji to prawdziwe święto!
PS
Pominąłem jeszcze jeden materiał, a mianowicie korek.
Też byłem zdumiony ceną, zwłaszcza, że nie było aukcji tylko „Kup teraz”. Znaków probierczych nie ma, myślę, że nawet zatarte bym zauważył w postaci wgłębień. Jedynie napis Old Silver. Sam cap wydaje się ze zwykłej blachy, jeżeli coś jest srebrne to pierścień na łączeniu tykwy i ebonitu – ale jak mówię świadczy o tym jedynie napis i charakterystyczne zaczernienie, które wyczyściłem.
Jaka by nie była to naprawdę jestem dumny i kalabasz stoi na pierwszym planie :)