Skończyłem właśnie kolejną sesję w ostatnio przeze mnie nabytej,a przez naszego portalowego fajkarza ostatnio zrobionej fajce. Nowa to fajka zarówno dla mnie jak i dla samego twórcy, ponieważ to pierwszy zrobiony przez Tomka, a pierwszy palony przeze mnie reverse calabash.
Będąc zaproszonym przez Tomka w gości, nie wypada nie obejrzeć bogatych jego zbiorów. Przeglądając liczne pudełka, gospodarz wyciąga różne fajki i raczy nas ciekawymi o nich opowieściami. Tak dochodzimy do ostatniego kufra, którego proweniencja cofa nas w początki cudownego XX wieku. Wieku, gdzie fajka była praktycznie wszędzie. Wieku, gdzie każdy pasjonat fajczarstwa mógł bez lęku… ale chyba nie o tym miałem. Ta walizka, wypchana w środku trocinami, kryje w sobie ciężką pracę rąk Tomasza. Grzebiąc w niej tak, by nie rozsypać trocin po podłodze, można prześledzić kilka lat pracy z wrzoścem. Kilka lat, w których widoczny jest pewien postęp…
Grzebiąc więc, w wypchanym trocinami kufrze z fajkami, przeglądając po raz kolejny ten nie mały zbiór, macając, grymasząc, nudząc, doprowadzając właściciela do szewskiej pasji (choć podobno są lepsi ode mnie), gdy właściciel bliski już był użycia siły natrafiłem na… to. To o to, ze zdjęcia. Wygrzebałem spod trocin taką FAJĘ.
Zauważywszy jej konstrukcję ręce mi zadrżały, co czynić mają w zwyczaju (a co już tu opisywałem), w momencie kontaktu z calabashem (kałabaszem, jak kto woli).
Wiedząc już z doświadczenia, że do czynienia mam nie tylko z fajkarzem, ale i niezłym handlowcem, zapanowałem nad emocjami i wziąwszy głęboki oddech oglądać tą faję pod światło począłem. Z góry, z dołu, z boku. Do środka, do otworów wszystkich jej pozaglądawszy (prawie jakbym niewolnicę na targu kupował), znalazłem. Znalazłem punkt zaczepienia. Nauczony przez dalekowschodnich mistrzów technik negocjacji zapytałem o cenę i nie usłyszawszy jeszcze odpowiedzi, już zacząłem marudzić pod nosem. Technika ta, poprzez zmęczenie sprzedającego, doprowadzić ma nas, kupujących do zaplanowanej przez nas ceny, którą chcemy za towar zapłacić. Zaaferowany calabashem jak i kontrolą drżących i pocących się już dłoni (wiem, że się powtarzam, ale nie wiedzieć czemu, tak mam jak przychodzi do kupna calabashy), nie zauważyłem, że Tomek też stosował na mnie swoje, wypracowane przez lata techniki sprzedaży faj swoich.
Widząc, że nie gram z byle kim, zaproponowałem strategicznego pata – nie znajdziemy konsensusu – wychodzę bez fajki. Wybiłem Go tym ruchem z obranej strategii, by w momencie, w którym już miał oddać pola, wyciągnąłem przed szereg Królową, (żonę moją), która po wzięciu fajki do ręki od razu zwróciła uwagę na to, co sam wcześniej znalazłem, a czego nie użyłem. Niedoszlifowany do błysku ustnik! Nie będę Wam tu opisywał, jakie przekleństwa zna Tomek i co nastąpiło później…
Tylko resztki jego kindersztuby i nie dopity w szklankach alkohol pozwoliły nam dalej cieszyć się wspólnie tym wieczorem. Efekt jest taki, że wyszedłem bez fajki. To jak długo cierpiałem i żałowałem później (bo przecież sam sobie mogłem ten cholerny ustnik doszlifować!) wie tylko moja małżonka. Ale byłem twardy. Wyszedłem bez TEJ fajki. Tu powinny paść ochy i achy. Mile widziany byłby również delikatny aplauz z Waszej strony – tak dla docenienia mojej silnej woli oczywiście.
W Jangcy nie upłynęło dużo wody (perspektywa liczb wielkich podczas dłuższego pobytu w ChRL ulega zachwianiu) gdy pełen nadziei, ponownie odwiedziłem Tomka i tym razem, ku wielkiej mej radości, fajka nie dosyć, że na mnie czekała, to ustnik był zrobiony „na lustro” (to element tego postępu, o którym pisałem powyżej).
Po podjętej ostatniej już próbie negocjacji cenowych, fajka znalazła nowego nabywcę. Ona od początku miała być moja.
Czas w końcu powiedzieć cóż to takiego, ten nowy wynalazek fajkarzy zwany powszechnie Reverse Calabash.
W 2009 bodajże roku Michail Revyagin (pod taka pisownią się sprzedaje, więc wybaczcie brak spolszczenia, oryginalna pisownia: Михаил Ревягин) wyrzeźbił fajkę, którą nazwał Bee. W powiększonej do niespotykanych wcześniej rozmiarów, rozwierconej w środku szyjce ten niebywale utalentowany artysta czeczeńskiego pochodzenia, utworzył komorę, która swoją funkcjonalnością przypomina właśnie działanie calabasha. Ma za zadanie chłodzić dym. Dodatkowa jej zaleta, dla mnie nawet ważniejsza niż chłodzenie dymu, to jego „suszenie”. Dlatego w dalszej części pisząc o chłodzeniu, będę miał na myśli również osuszanie.
Wilgotność palonego przez nas tytoniu prowadzi, głównie w przewodzie dymowym, do (czasem obfitego) skraplania. System ten, dzięki właśnie olbrzymiej, znajdującej się tuż przed wlotem do ustnika komorze, powoduje, że wilgotność z dymu jest pochłaniana przez ścianki wrzośca, a później po wysyceniu drewna,odkłada się na ściankach komory, a nie w ustniku, jak to ma miejsce w naszych fajkach. Podczas palenia w fajce z tym systemem nic nam nie bulgocze, nic nie kapie z ustnika i raczej ciężko – a wierzcie mi, że próbowałem – napić się ubocznych produktów spalania tytoniu, mylonych często z kondensatem. W trakcie palenia, nie ma potrzeby wyciorowania, a odkręcenie ustnika pozwala nam na wsadzenie do komory palucha i przetarcie jej szmatką. Jako ciekawe doświadczenie, nie do powtórzenia w klasycznych fajkach – polecam.
Wszędzie gdzie czytałem o RC, mądrzejsi ode mnie piszą, że podstawowa funkcja, to chłodzenie dymu. Może i tak. Kłócił się z nikim o to nie będę, choć moje doświadczenia zarówno z klasycznym, tykwowym calabashem jak i jego najnowszą, wrzoścową wersją tego nie potwierdzają. Ale ja wciąż palę dosyć łapczywie. A zamiłowanie do dużej ilości dymu powoduje, że i zbyt gorąco. Co natomiast mogę potwierdzić w tym systemie, to jak już wyżej pisałem suchsze palenie pozwalające na docieranie do ukrytych dotychczas smaków. Smaków i kwasków oczywiście.
Co do samego systemu, to pojawiają się również opinie, że wymyślono, a nawet opatentowano to już wcześniej, choćby w systemówkach Petersona czy Kirstena. Kirstena nie mam, nie paliłem, więc się nie wypowiadam. System Peta natomiast, nie ma za zadania chłodzić dymu, tylko w komorze utworzonej poniżej przewodu dymowego, zbierać tworzący się w trakcie palenia kondensat. Komora ta zadanie jej przeznaczone spełnia, ale jest zbyt mała, by chłodzić dym.
Wygląd zakupionej przeze mnie fajki robi wrażenie. Tomek, od lat eksperymentujący z wrzoścem, jako jeden z niewielu naszych fajkarzy potrafi doskonale oddać kontrast usłojenia. Obmacałem kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt zrobionych przez Niego fajek i przyznam, że eksperymenty z bejcowaniem na Tomkowych fajkach wychodzą coraz lepiej. Co do ergonomii, to kwestia dostosowania się. To fajka o dużych gabarytach. Wymiarami nie odbiega zbytnio od moich największych, więc problemów z przystosowaniem dłoni, do nowej formy, nie było. Calabash przecież, też do wygodnych fajek nie należy, ale brak ergonomii doskonale uzupełniany jest nieosiągalnymi w innych fajkach walorami smakowymi – chłodniejszym dymem czyli smaczniejszym paleniem.
Pasowanie ustnika, pozwala na swobodne wyjmowanie go w trakcie palenia i zabawę w przecieranie komory. Jedyne moje zastrzeżenie, powstałe w trakcie oględzin dokonanych już w trakcie palenia, to jego długość. Dlatego występuję tu na forum, mając Was za świadków, z prośbą do Tomasza, o utworzenie krótszego, nawet o 2/3 długości ustnika. Uważam, że z krótszym, takim nosewormerowym ustnikiem, fajka nabierze bardziej estetycznego wyglądu i ładniej się będzie prezentowała. A znając podejście do zrobionych przez siebie fajek, stałe dążenie do udoskonalania warsztatu i poprawę estetyki wytworzonego towaru, wiem że zrobi to for free z przyjemnością.
Zgryzy, robione przez Tomka, pozwalają na swobodne trzymanie fajki w zębach. Co w przypadku nawet tak dużej fajki, jaką jest RC nie stanowi problemu i nie wyrywa szczęki. Nadmienię jeszcze, że pomimo dużych gabarytów, wydrążenie szyjki na całej jej długości sprawia, że fajka wcale nie jest ciężka. Paląc można dwoma rękami trzymać książkę, sączyć z dwóch literatek whiskey czy swobodnie pisać artykuł dla fajkanetu.
Jeśli ktoś zaakceptuje walory estetyczne (czyt. wyjdzie poza klasyczne kształty) tego nowego na rynku fajkowym wzornictwa i zakupi RC, to gwarantuję mu nowego rodzaju doświadczenia z palenia. Dla mnie porównywane jedynie do klasycznego calabasha. W trakcie poszukiwań informacji o RC natrafiałem na same pozytywne opinie. Negatywne choć też się pojawiły, to ich tu nie wzmiankuję, bo pisane były przez osoby, które w systemie tym nigdy nie paliły, więc opierają swoje wywody tylko na teorii.
Ponieważ w świecie fajki, jest to dosyć nowy system, na poszukiwania RC z drugiej ręki raczej nie ma co liczyć. W tym wypadku trzeba poszukiwać wśród fajek nowych. Po Revyaginie, fajki opierające swe działanie na zasadzie odwróconego kałabasza (moje tłumaczenie RC) robili Ronaldo Negoita, Tom Eltang… a później już cały świat. Jako pierwsza firma, RC na rynek wypuściła Radice. Na naszym podwórku, poza opisywanym tu kolegą robi je jeszcze Rafał Woźniak. Co do pozostałych naszych twórców, to wybaczcie, ale żadna z ich stron internetowych mi się nie otwiera. Pozostawiam te poszukiwania Wam.
Osobiście polecam zakup reversa. Naprawdę warto spróbować u naszych, rodzimych twórców, ponieważ wartościami estetyczno-użytkowymi nie odbiegają od standardów światowych, to ceny wciąż utrzymują na poziomie przystępnym.
Smacznego dymka, nie tylko z RC.
Janusz napisał:
Nie będę Wam tu opisywał, jakie przekleństwa zna Tomek
Klął? hm… a mógł usnąć ;)
Ps. Ta fajka jest tak brzydka, że aż ładna ;)
Janusz, świetna historia. Ubawiłem się przy czytaniu. A co gorsze rozbudziłeś we mnie chęć poznawczą :(
I teraz tylko powtarzanie sobie, że te przerośnięte szyjki powodują absolutny zgrzyt estetyczny będę sobie mógł tłumaczyć, że nie spróbowałem palić z czegoś podobnego.
Jeszcze Pan Bróg robi (przynajmniej była taka na którychś zawodach w zeszłym roku). Zdaje mi się, że u Wojtka widziałem RC, ale to nieważne. Ważne, że i u nas się ten typ fajek zaczyna pojawiać i pal licho estetykę bo jest kwestią gustu poza wyjątkami typu komora z kokosa, ale wrażenia z palenia są po prostu inne. Miałem okazję widzieć Tego Tomkowego RC w rękach Janusza (sam też macałem) i (poza zastrzeżeniami, które zostawiam sobie) to bardzo fajna fajka, taka żołnierska łatwo rozkładana i składana. Odnosi się wrażenie, że twórca miał sporo zabawy. Tak jak Janek przy pisaniu i my przy czytaniu tego super pozytywnego tekstu na dodatek z promocją mojej osoby ;-) P.S. Janku nawet nie próbuj tego używać do targowania się.
A Andrzej Piontek nie ma przypadkiem odwrotnego kałabasza w dorobku? Pamiętam taką dwukulkową fajkę gdzieś w sieci. Tylko nie wiem czy była komorowa…
PozdrY,
EDIT: pamięć jednak wciąż jak u słonia: KLIK
Ta dwukulkowa była na pipesart.com.
Zrobiłem kilka RC ale nie są i nie będą moimi ulubionymi.
Ale w sensie trudności tematu, czy raczej wzornictwa, jakie ten kształt sam narzuca?
Ps.
Kulki wyszły. moim zdaniem, bardzo w porządku (można zobaczyć, jak się kliknie w linka w moim komentarzu wyżej)
Nie są trudniejsze do wykonania. Wprost przeciwnie. Kanał dymowy przechodzi bardzo bezpiecznie. Grubość ścianek „szyjki” wybacza wiele.Stożkowa część ustnika przy wlocie kanału dymowego łatwa do toczenia i polerowania. Wzornictwo jest kwestią gustu. Moim zdaniem komora rozprężna (czy jak ją tam kto zwie) nie spełnia tej samej funkcji co w tradycyjnym kalabaszu.
Jej objętość i równocześnie powierzchnia skraplania jest około 10 do 20 razy mniejsza. Tym samym chłodzenie i skraplanie w niej odbywa się z mniejszą wydajnością. Objętość „komory” fajki filtrowej 9 mm jest tylko 2 razy mniejsza niż RC o komorze fi 20 i głębokości 20 mm. Oczywiście dochodzi jeszcze łatwość czyszczenia RC ale to mnie nie przekonuje. Poza tym czop ustnika 7 mm ma powierzchnię kontaktu z wrzoścem około 480 mm2 natomiast RC o średnicy 20 mm ma powierzchnię 2 razy większą. Biorąc pod uwagę odkształcenia wrzośca pod wpływem temperatury i wilgotności (w końcu po to został stworzony RC) wyjmowanie ustnika jest utrudnione. Oczywiście są na to sposoby np tulejowanie otworu pod czop np teflonem lub pasowanie ebonit/ebonit ale to już inne tematy. A tak najkrócej zrobiłem, zapaliłem, porzuciłem. Jednocześnie szanuję każde inne zdanie na ten temat.
Pozdrawiam.
Andrzej: poruszyłeś temat to pociągnę:
cyt.:
Jej objętość i równocześnie powierzchnia skraplania jest około 10 do 20 razy mniejsza. Tym samym chłodzenie i skraplanie w niej odbywa się z mniejszą wydajnością.
koniec cytatu.
Skoro jest 10-20 razy mniejsza – wg Ciebie; to o ile mniejsza jest wydajność – bo tego nie precyzujesz.
Poproszę jeśli można, o podanie.
cyt.: przepraszam; nie rozumiem – jeśli możesz rozwinąć.
I na końcu: andrzej – o jakich odkształceniach mówisz? W którym kierunku? Czy kierunek jest mało ważny? Czy usłojenie ma znaczenie w tej rozszerzalności?
Wybacz tyle pytań, ale stawając tyle tez, akurat ja (przepraszam niezainteresowanych) jestem ciekaz ich udowodnienia. Bo póki co – czuję masę ogólników.
Oczywiście – szanując każde zdanie. Jak też nie zapominając o fizyce, a cytując klasyka: fizyka – fizyką….
Nie dociekam o ile mniejsza jest wydajność. Paliłem w tradycyjnym kalabaszu i RC i uważam, że RC chłodzi i osusza dym znacznie gorzej. O ile, to już sprawa dla inżyniera specjalisty jeśli zależy mu na dokładnych wyliczeniach. Mnie to wystarcza.
Jak w każdym materiale podatnym na wilgoć i wzrost temp. wrzosiec reaguje zmianą kształtu. Co objawia się zmniejszeniem otworu na czop ustnika. Myślę, że każdy fajczarz przeżył nie raz kłopoty z rozkręceniem fajki po paleniu.Jeśli czop ma większą powierzchnię przylegania do wrzośca opór jest większy. Uprzedzam pytanie. Nie wiem o ile i nie chcę wiedzieć. A swoją drogą nie wiedziałem, że odpowiadając Yopasowi na proste pytanie stawiam tyle tez, które wymagają szczegółowego udowodnienia. Zamiast zagłębiać się w tajniki kondensacji, punktu rosy, przepływu płynów i rozszerzalności cieplnej wolę zrobić jeszcze jedną fajkę.
Rafale, Wojtek takich fajek nie robi i pewnie nie zrobi.
Pisząc tekst promujący zarówno umiejętności Tomka Zembrowskiego jak i zalety nowego systemu, nie mogłem (widząc zrobionego przez Ciebie RC) nie wspomnieć o Twojej „skromnej” osobie.
Przjejrzałeś moje perfidne zamiary, więc teraz nie pozostaje Ci nic innego jak zrobić mi RC pasującego do serii przeze mnie u Ciebie zamawianej. Targować się już nie muszę. Ufam w resztki Twojego zdrowego rozsądku.
…oraz ciupagę…
Ależ Andrzeju dociekasz. Powiem więcej, podałeś jakieś liczbowe wartości.
Tym samym owszem, tez kilka postawiłeś tymi właśnie wartościami. A teraz mówisz, że to jednak od wartości tych nie zależy, tylko w odbiorze jest inaczej.
Jeśli mamy mówić że jest tak, a tak, bo tak – to ok.
I nie chodzi mi absolutnie o personalne wycieczki, bo nic do Ciebie nie mam, tylko każdy kto się powołuje na wartości jakieś, dyskusję wzbudzić może. I konkretne pytania w oparciu o te konkretne wartości pojawić się mogą.
No to po kolei:
1. Nie ja dociekam.
2. Podanie pól powierzchni i objętości kilku walców i stożka było z mojej strony haniebne i obiecuję, że się nie powtórzy.
3. Nie mówię, że od wartości tych nie zależy.
4.Czy chodzi Ci o personalne wycieczki wiesz sam najlepiej.
Podczepię się tutaj, bo to chyba jedyny wątek o reverse calabashu na całym portalu.
Ponieważ ostatnimi czasy udało mi się poeksplorować oba poletka – zarówno tradycyjnie-calabashowe (Strambach), jak i to „odwrócone” (na anglojęzycznych forach zwracają uwagę, ze ta nazwa jest cokolwiek niefortunna „nothing backwards about it” ;)), więc parę słów podsumowania:
1. Rozwiązanie działa, w zakresie obniżania temperatury dymu trafiającego do paszczy. Odnośnie RC nawet jakieś amatorskie pomiary znalazłem: http://tobaccodays.com/2014/03/100-proven-reverse-calabash-pipes-provide-a-cooler-smoke/
Przegrzać oba wynalazki ciężko, choć tradycyjny calabash palił mi się wcale ciepło, choć duży kawał pianki pozwala na komfort psychiczny.
2. Estetyka i ergonomia. Tradycyjny calabash zaskoczył mnie na plus. Estetycznie jest to rzecz bardzo konserwatywna w wyrazie, co ma swój urok. Bardziej zaskoczyła mnie ergonomia – po pierwszym wzięciu do ręki fajki pomyślałem, że czegoś bardziej nieporęcznego ciężko jest wymyślić, ale jednak nie. Z uwagi na gięcie i niewielki ciężar można nawet przez chwilę w zębach potrzymać. Trochę upierdliwe jest wyciorowanie giętego ustnika w czasie palenia (nie, żeby tego specjalnie wymagał), ale Strambach robi ustniki z przyzwoitego akrylu na dłuuuugim teflonowym czopie i ładnie nawiercone i wygięte, więc problemu nie było. Z ciekawości wykręciłem go w trakcie pierwszego palenia, żeby zobaczyć sobie komorę wypełnioną dymem. Śmiesznie to wygląda.
Estetyka RC determinowana jest konstrukcją. Generalnie „poszedłem” w bardzo krótkiego (105mm) grubościennego nosewarmera o kształcie pota, ale proporcji komina jednak bardziej billiardowej (twórca deklaruje 20×30, moim zdaniem jest jednak bliżej 19mm; nie mierzyłem). O dziwo bardzo przyjemna fajka, również ergonomicznie. Ponieważ twórca zadbał o solidność ustnika (jest akrylowy), zatem można trzymać w zębach, pomimo dość znacznego ciężaru (deklarowane 56 gramów) – krótkie ramię na pewno tu pomaga (i w sumie było decydującym argumentem za. Trzyma się fajkę bardzo przyjemnie w każdym razie. Wyciorowanie w trakcie z uwagi na ładnie, osiowo poprowadzony nawiert i krótki kanał – bajka (ale to prosta fajka, przy RC bentowatym może być problem).
3. Charakterystyka palenia i smak.
Jak już wspominałem, w obu wypadkach technicznie rzecz biorąc rozwiązanie działa. Rozpala się to ciut inaczej, ale to w sumie niewielka różnica. Łatwo spalić tytoń do spodu, jeśli ktoś ma z tym problemy (ja zazwyczaj do końca z różnych przyczyn nie spalam). Co ciekawe – obie produkują „sporo dymu” jak dla mnie, a ja normalnie palę raczej chłodno i raczej niewielkimi ilościami dymu.
Smak: tradycyjnego calabasha testowałem na latakiach: 965 i Commonwealth Mixture, w RC zapaliłem Escudo. Intencja była taka, żeby zapalić rzeczy sobie możliwie dobrze znane (965, Escudo) ewentualnie intensywne w smaku (CM).
No i powiem Wam, że mam zagwozdkę.
Bo obie fajki palą się „like a dream”, ale smakują jakby mniej. W sensie takim, że zdejmują intensywność smaku z tytoniu, a niektóre lubiane przeze mnie niuanse po prostu gubią. Nie jakoś drastycznie, na pewno nie jest to dramat na miarę złej/niesmacznej/nieopalonej/dodającej od siebie/mokro się palącej fajki, ale porównania z dedykowanym do 965 billiardem raczej nie ma. Ba, nawet do terenowej ogólnolatakiowej GBD jest dystans. Oczywiście, w wypadku Strambacha może być to mój dysonans poznawczy w stosunku do pianki, za którą nie przepadam i z którą moje doświadczenie jest ograniczone.
Podsumowując: na pewno ciekawe, na pewno warto poznać, a nawet mieć w kolekcji i zgłębiać temat. Potestuję jeszcze na bardziej intensywnych tytoniach, może na jakiś bardziej intensywnych scentach. Do nauki na pewno takiej fajki nie polecam, bo utrwalenie błędów gwarantowane, ale jak ktoś już umie, for a change of pace – śmiało.