To nie będzie opowieść o wielogodzinnym szukaniu informacji na temat Pana Senatorowa. Nie będzie to także opowieść o zachwycie nad kunsztem prac tegoż Pana, ani o tym jak to oglądałem setki jego fajek zanim zdecydowałem się na zakup. Nie będzie to także opowieść o mailach wymienionych ze sprzedawcą tej używanej fajki. Nie napiszę, jak przez telefon powiedziałem łamaną angielszczyzną „Yes”, ani o tym, jak żona powiedziała mi „To jak tak bardzo chcesz to kup sobie tego Senatorowa”. To raczej będzie opowieść o ślepym strzale, a także o głupocie kupującego, który za kota w worku wyłożył jakieś tam konkretniejsze pieniądze… Ale, ale, historia ta będzie miała jednak happy end. Strzał był w środek tarczy, a kot, może nie okazał się Asherem (bo mam świadomość, że są fajki lepsze), ale na pewno na wystawie jakieś wyróżnienie by załapał.
Zrywając sobie na wakacjach maliny w sąsiedztwie norweskich fiordów rozmyślałem głównie o mojej żonie i niespełna rocznej córce, które musiałem zostawić, jak się w trakcie saksów okazało, na dwa miesiące. Wyjazd był typowo zarobkowy i w tamtej chwili właściwie nie miałem żadnej innej alternatywy na wyjście z ogromnie głębokiego dołka finansowego. Czas leciał wolno. Tęsknota wzrastała, a rozmowy na Skype stały się codzienną namiastką domu. Wolny czas umilałem sobie łowieniem ryb w Sognefjorden oraz górskimi wycieczkami. Czasem pojeździłem na rowerze, a innym razem wykąpałem się w słonych wodach największego fiordu Europy. Przygód było wiele, wycieczek również. Co zobaczyłem w pamięci zostanie. Poznanych ludzi w sercu zawsze będę miał. No ale żeby zbytnio od tematu nie odbiegać i nie zanudzać Szanownych czytelników wrócę do tego co najbardziej istotne.
Wieczorami po pracy siadałem sobie na ławce przed domkiem, nabijałem do komina tytoniu i oddawałem się błogim chwilom relaksu. Po miesiącu pobytu, kiedy okazało się, że mogę w pracy zostać kolejne 30 dni, stało się jasne, że mój kryzys finansowy został zażegnany, a ja wrócę do domu nawet z nadwyżką. No i się zaczęło. Znacie to prawda? Postanowiłem, że kupię sobie fajkę. Niby nic nadzwyczajnego. Każdy palacz kupuje sobie fajki. Ale tym razem było inaczej bo zapragnąłem mieć fajkę przez duże „F”. Takiej fajki, którą mógłbym się pochwalić. Wiedziałem, że taka sytuacja może się długo nie powtórzyć i postanowiłem przywieźć sobie z malin jakiś prezent.
Zacząłem po raz pierwszy w życiu poważnie przeglądać aukcję z fajkami, które wydawały się być poza moim zasięgiem. Nieudana próba z Charatanem. Rozważania na temat Dunhilla, który jednak mimo wszystko był zbyt drogi. Lugi Vipratti choć kusił to niewystarczająco. Było jeszcze kilka innych w obserwowanych, aż tak pewnego dnia wpadła mi w oko fajeczka sygnowana S. Senatorow. Bardzo mi się spodobała. Piękne piaskowanie. Kształt dublinowaty. Może taką sobie kupię? Choć nigdy o Senatorowie nie słyszałem to piękno fajki powodowało we mnie pewność, ze zarówno cena końcowa jak i konkurencja będzie spora. Na pipedi Siergiej Senatorow nie ma swojej zakładki. Na pipephil.eu jest tylko krótka informacja, że urodził się w 1982 roku i jest Łotyszem (mój rówieśnik), pierwszą fajkę wykonał w wieku 10 lat, a zawodowo zajmuje się tym od 2006 roku. I tyle. Więcej nie sprawdzałem. Raz, że nie miałem swojego komputera i musiałem korzystać z uprzejmości kolegów i brata, a dwa, że jak już miałem komputer to czas ten przeznaczałem na rozmowy z rodziną.
Zdarzało się jednak, że chłopaki gdzieś poszli, żona była wtedy w pracy i miałem swoje „5 minut” na przeglądnięcie kilku aukcji. Ofertę sprzedaży Senatorowa znalazłem na amerykańskim ebay. Wysyłka była tylko na terenie USA. Kolejny plus, pomyślałem sobie. Mam w USA „znajomości” i nie był to pierwszy raz kiedy zakupiłem coś za wielką wodą, a „znajomości” przesyłają później przedmiot do mnie.
Sprzedającym okazał się fajkarz – Wayne Teipen, który w ogłoszeniu wkleił jedno (słownie: JEDNO) zdjęcie i w kilku słowach napisał coś w stylu: „(…) Fajka wykonana przez Senatorowa na zamówienie Waynea. Jest to jedno z pierwszych jego dzieł. Wayne palił w niej bardzo mało, Wayne twierdzi, że fajka jest w dobrym stanie (…)”. W sumie było kilka śmiesznych zdań, bez podania jakichkolwiek wymiarów ani innych szczegółów. Zapytałem na gadaczce, czy ktoś słyszał o takim fajkarzu i czy warto kupować. KrzysT odpowiedział, że to bardzo ceniony w hameryce wytwórca. No i przepadłem. Skoro Krzyś tak pozytywnie o Siergieju się wypowiedział, wiedziałem, że będę próbował. Zdałem sobie niestety sprawę także z tego, że fajka osiągnie wysoką cenę, prawdopodobnie poza moim zasięgiem.
Szczęściem było to, że aukcja z racji różnicy czasu, kończyła się w środku nocy. Komputer był dostępny. Zrobiłem sobie kawę, później kolejną. Nastawiłem w razie czego budzik. No i o właściwej godzinie – „Klik, klik, klik” i… wygrałeś aukcję. Uff, serce mi mocno biło, pot na czole się skraplał. Natychmiastowy email od kolegi @MM – „Gratulacje, obserwowałem do samego końca”. Nie wierzę. Nikt mnie nie przebił? Kupiłem, mam, spać nie mogłem. A cena okazała się baardzo przystępna.
Następnego dnia pochwaliłem się delikatnie na gadaczce i usłyszałem miłe słowa. @Tomasz_z nawet napisał: „Gratuluję, szczerze gratuluję. Szkoda, że nie ma podanych wymiarów”. Z kamienną twarzą odpowiedziałem, że opiszę wszystko jak już fajka do mnie dojdzie i wtedy ponownie pot wystąpił na mym czole i serce zaczęło mocniej bić. Ku&@a! Dlaczego nie napisałeś (debilu) do sprzedającego, żeby podał wymiary fajki, więcej zdjęć??? Nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tego nie zrobiłem. Być może było to spowodowane tym, że nie do końca wierzyłem, że uda mi się fajkę kupić? Może dlatego, że byłem zmęczony, a mój mózg w trakcie zbierania malin po prostu się wyłącza? No nie wiem. Wiedziałem za to jedno. Fajka na pewno była fajką przez duże „F”. Ale co jak okaże się miniaturką 10-cio centymetrową? oj głupi ja byłem, głupi.
„Bid now” się kliknęło, fajkę kupiło. To był koniec sierpnia.
Dalej było już tylko oczekiwanie na przesyłkę. Ponieważ moje „znajomości” w USA nie mieszkają pod adresem wysyłkowym wiedziałem, że muszę uzbroić się w cierpliwość. Minął wrzesień, minął październik, a ja powoli przestawałem już o fajce myśleć. Emocje opadły. Stwierdziłem, że co ma być to będzie i nie ma co wracać do pieniędzy wydanych 2 miesiące wcześniej. Pod koniec listopada dostałem informację, że Fajka, wraz z innymi fajkami została do Polski wysłana. No, wreszcie zobaczę to co kupiłem. Wreszcie się okaże co to najlepszego zrobiłem.
Po niespełna dwóch tygodniach fajka była w moich rękach. Rany Boskie! Jest pełnowymiarowa i po prostu piękna! Kamień spadł mi z serca.
Tak właśnie z grubsza wyglądała historia zakupu mojej najbardziej wartościowej fajki. Mało tego. Jest to moja najpiękniejsza fajka. Tak jak wspomniałem na początku. Strzał okazał się być strzałem w 10. Głupota i szaleństwo się opłaciły. Uśmiech na mojej twarzy zagościł.
Fajka zakupiona jako „używka” jest praktycznie nowa. Ścianki wewnątrz komina są jedynie zaczernione. Dno komina jest nadal w kolorze drewna! z wyraźnym równiutkim śladem po nawiercie. Nie jest to efekt renowacji. Ta fajka na prawdę była mało co palona. Wayne nie kłamał. Jedyna poważniejsza oznaka palenie to delikatnie osmolony rim od strony szyjki (co bez problemu usunąłem ręcznikiem papierowym). Ustnik błyszczy się jak nowy.
Fajka jest wyjątkowa, dziwna i tajemnicza. Dopracowana pod każdym względem. Jest po prostu piękna. Leciutka i zgrabna.
Z kształtu Dublin. Całość niesamowicie głęboko-piaskowana. Szyjka delikatnie spłaszczona. Spod piaskowania przepięknie przebija się straight grain. Nie spodziewałem się, że piaskowanie fajki potrafi tak wspaniale uwidaczniać usłojenie (wiem, była o tym mowa na fajkanecie niejednokrotnie, ale niczym św. Tomasz nie wierzyłem). Moje dotychczasowe piaskowane fajki wydają mi się półproduktami. Oczywiście przesadzam, ale faktycznie różnica jest kolosalna. Ustnik idealnie spasowany z szyjką, wchodzi na jedno okręcenie w taki sposób, jakby miał gwint. Ogólnie pięknie oszlifowany, zaokrąglone krawędzie w miejscu zgryzu. Wsadzać tę fajkę w zęby to czysta przyjemność. Najdziwniejszy jest jednak komin, a dokładnie chodzi mi o jego wnętrze. Przy krawędzi szeroki, po czym gwałtownie się zwęża, żeby na wysokości 1/3 (patrząc od góry) przejść w prosty „cylinder”, aż na sam spód.
Jeśli chodzi o wady to na krawędzi, na jednym ze zdjęć (ukazującym wnętrze komina) można zaobserwować minimalne (bardzo płytkie) wcięcie. Jest to pewnie jakiś sandpit. Kolejną minimalną wadą (jak dla mnie) jest zbyt mały ząbek na ustniku. No i taki szeroki komin jaki występuje w górnej części trochę ciężko odpalić, hehe (patrz wymiary).
I jeszcze jedna sprawa, o której chciałem napisać. Chodzi o tzw. „inżynierię”. Wcześniej nigdy nie przywiązywałem do tego wagi. O ile mogłem zrozumieć problemy wynikłe z obniżonego dna lub krzywego nawiertu to nie mogłem pojąć, co to znaczy „inżynieria perfect” (Boro tak opisał fajkę od Tomka). Po zapaleniu w Senatorowie już wiem co to oznacza. Ta fajka sposobem w jaki smakuję dym, „wciąga wszystkie moje dotychczasowe fajki nosem”. Dym zaciągany z komina jest wręcz podawany na język jak na tacy. Rozchodzi się w tak magiczny sposób, że spędziłem dość dłuższą chwilę przyglądając się ujściu ustnika (szerzej rozwiercony niż standardowo). Zdaję sobie sprawę, że sam ustnik to nie cała inżynieria, ale już ten element wygląda inaczej.
Zdjęcia, które zamieszczam w opisie ukazują stan fajki w jakim ją nabyłem. Jedyne co w fajce zrobiłem po zakupie, to wspomniane przetarcie osmolenia na krawędzi, przewyciorowanie suchym wyciorem oraz przetarcie szmatką dżinsową. Bałem się podejmować jakichkolwiek innych czynności i postanowiłem zapalić i smak powalił na kolana. A raczej smakowanie tej fajki powaliło na kolana. Nie jest jej potrzebna żadna kąpiel w spirytusie, ani wszelkie inne zabiegi. Jak to piszą często na aukcjach „ready to smoke”, czego i Wam przy zakupach życzę.
No i wreszcie WYMIARY:
długość: 13,4cm
wysokość: 4,8cm
głębokość komina: 4,2cm
średnica szyjki: 8mm
szerokość główki przy rimie: 3,7cm
szerokość główki przy łączeniu z ustnikiem: 2,9cm
szerokość komina przy rimie: 2,7cm (oznacza to, że szerokość ścianek to 5mm)
szerokość komina w miejscu zwężania: 2,1cm
kanał w ustniku: 3mm
szerokość czopa: 8mm
szerokość ustnika mierzona przy zgryzie: 3,7mm
Na koniec dodam, że pomiary i zdjęcia dokonał kolega po fajce @MM
Zamieszczam także jako ciekawostkę filmik, na którym Pan Siergiej „blastuje sandem”. Wow!
Przypis by KrzysT:
Imię i nazwisko Siergieja zapisaliśmy w polskiej transkrypcji języka rosyjskiego. W oryginale brzmi ono Сергей Сенаторов. Na internecie najczęściej można natknąć się na transkrypcję anglojęzyczną: Sergey Senatorov. Za zwrócenie uwagi na ważną kwestię transkrypcji redakcja dziękuje Wolterowi.
Janku, serdeczne gratulacje. Piękna fajka, szczerze zazdraszczam. Mam również nadzieję, że pali się tak, jak wygląda.
Opowieść też znakomita, z akcentem grozy ;)
Fajki śliczne, ale mam taki postulat do Autora tekstu i (a może nawet bardzie) do Admina. Szanowni Panowie! No jakże tak można pisać nazwiska i imiona innych Słowian??? Są pewne reguły transkrypcji i / lub tłumaczenia imion i nazwisk słowiańskich na język polskich, zwłaszcza że zazwyczaj płynnie one pasują do reguł gramatycznych polszczyzny. A tu zaś w tekście mamy (i w innych tekstach się zdarzało) jakieś potworki ściągnięte z angielskiego, których tutaj naprawdę się nie nadaje. Co to jest „Sergey”? Powinno być „Siergiej”, no ewentualnie Sergiusz. Senatorov? Przecież nie używa się „V” w języku polskim! Więc Sienatorow lub Senatorow. I – pamiętam z któregoś tekstu – wyjątkowy potworek: „Yashtylov”. Trochę czasu mi zajęło zanim się zorientowałem, że chodzi o Jasztyłowa. Są pewne reguły naszego języka i sądzę, że taka Strona jak ta może i powinna je respektować. Nie staczajmy się do poziomu „onetu” albo innych takich portali.
Wesołych Świąt znad brzegów Wyczegdy! (w połowie drogi między Moskwą a Workutą)
Co racja, to prawda. Głupiejemy na starość w zalewie anglosaskiej kultury, ogólnoludzkiego zleniwienia i braku językowej edukcji z tamtej strony.
UkłonY,
nie żeby być złośliwy ale dla porządku:
a) w języku polskim v używamy dla zapożyczeń – i nie narusza to reguł naszego języka
b) Łotysze – to nie Słowianie. Choć oczywiście nie wiem jak rzecz ma się z panem S.
Samą fajkę nie tylko pomierzyłem i obfotografowałem ale i wymacałem na wszystkie sposoby, bez wątpienia jest wyjątkowa.
Szanowny Panie,
owszem, używamy niekiedy „v” dla zapożyczeń, ale raczej nie z języków słowiańskich, lecz tam gdzie stosujemy oryginalny zapis nazwiska i/lub imienia, np. Voltaire, zamiast spolszczonego Woltera, to raz – zbieżność przypadkowa, oczywiście, :)
Łotysze – nie Słowianie. Owszem prawda, ale nie do końca. Jako język należą do grupy bałtyckiej, a szerzej bałtosłowiańskiej. Jako społeczeństwo – no cóż, więcej chyba nadal w Rydze Rosjan niż Łotyszy, nawet jeśli ci pierwsi są obywatelami drugiej kategorii, to dwa.
Osobnik, który nazywa się Siergiej Sienatorow – no cóż, nie pasuje mi do Łotysza, raczej tak z słowiańskiego języka, to trzy.
I tak w ogóle – Szanowni Panowie – naprawdę są jeszcze inne języki oprócz angielskiego!! Naprawdę! I inne strony niż anglojęzyczne! Był czas, że ktoś na portalu (nie pamiętam kto – najmocniej przepraszam) – powoływałby się na „www.daft.de”. Mamy naprawdę nieanglojęzycznych sąsiadów i czy ich lubimy, czy nie, to inna sprawa – ale język ich dobrze znać. A przynajmniej reguły tłumaczenia z niego. A to potem będziemy jak ci, którzy „Requiem” czytają jako „rekłem” a „Chianti” jako „czianti”. Albo – bo takie gdzieś słyszałem – „Macziawelli” – chodziło oczywiście o Makiawela.
Mówiąc po miejscowemu – Wsiem Wam sierdiecznyj priwiet!
P.S. – a nikt z Szanownych Kolegów nie myślał o wykorzystaniu zasobów rosyjskojęzycznych portali do tłumaczeń i/lub recenzji?
DAFT już niestety padł. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy i na ile przyczyniła się do tego popularność anglojęzycznych zasobów fajczarskich., ale wykluczyć tego nie można. A szkoda, bo merytorycznie był porządny.
Rosyjskojęzyczna sieć… cóż. Jeśli mam mówić za siebie – to za krótki jestem. Coś tam jeszcze przesylabizuję sobie cyrylicą, ale przyjemności z czytanie za wielkiej nie ma, nie mówiąc o podjęciu się tłumaczenia. Ale jeśli zechciałbyś potłumaczyć jakiś ciekawy tekst stamtąd, albo choćby wskazać jakieś interesujące miejsca – będziemy przeszczęśliwi ;) Na pewno znajdą się wśród Fajkanetowiczów biegli w mowie Puszkina.
Jak dla mnie – 100% racji, nasze niedopatrzenie. Wynikające zapewne z tego, że – z uwagi na fakt, iż spora część naszych użytkowników nie miała do czynienia z językiem rosyjskim – posługuje się transkrypcją, z którą styka się najczęściej. Ale faktycznie nie wygląda to dobrze i – paradoksalnie – angielska transkrypcja słabo oddaje brzmienie rosyjskich imion i nazwisk w oryginale.
Dlatego poprawiłem.
Jedno małe ale jeśli chodzi o trankrypcję. Wszystko jest fajnie. Brzmienie jak najbardziej popieram (z resztą sam mnie do tego przekonałeś przy Jasztyłowie – „raczej wódka niż cabernet”), ale weźmy teraz kogoś kto chce znaleźć w internecie fajki powyższego czy innych słowiańańskich twórców. Choćby na ebayu. Chyba, że chcesz w ten tajemniczy sposób sprowokować poszerzanie wiedzy fajczarsko-fajkarskiej, zwłaszcza na wschód?
I tu dopiero to co chciałem: Janku, gratuluję fajki! Może to wczesny i niedoskonały Senatorow, ale tym cenniejsza w mojej opinii ta fajka. W ogóle myślę, że warto zwrócić uwagę na fajkarzy zza wschodniej granicy, przekopać się przez ten nieokiełznany przepych w ich fajkach i znaleźć swoje cudo.
Dlatego przy poprawianiu dopisałem na dole uwagę odnośnie transkrypcji i podałem tę najbardziej popularną. Czasem warto czytać do końca.
Wrrrr. Jestem dzisiaj nie w formie. Dobranoc.
Jest wyjście aby z tej kropki wybrnąć – jak mawiał towarzysz Lenin :) – „uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć”.
A tak serio – dziękuję Adminowi. Naprawdę, nie dajmy się zwariować. A że polska transkrypcja różni się od angielskiej, używanej na ebayu – no, cóż. Na polskim portalu trzymajmy się naszych reguł. A to niedługo się okaże, że trzeba wyrzucić także nasze: ą, ę, ł, ń, ś itd., bo anglojęzyczne portale ich nie znają. A jeśli ktoś zechce nabyć produkt np. Pana Sienatorowa na ebayu, to da sobie radę i znajdzie także i angielski wariant transkrypcji.
I aby nie kończyć Leninem, proponuję drugi cytat: „Minęły czasy szczęśliwej prostoty! Trzeba się uczyć! Upłynął wiek złoty!”. Czy to tekst, Szanowni Panowie? Tylko nie wbijajcie w żadne google, bo co to za atrakcja…
Z niecierpliwością czekam, aż nasi słowiańscy bracia zaczną się wstemplowywać na fajkach chińskimi znakami, którymi będą oznaczać swoje nazwiska. W końcu trzeba podążać za rynkiem. Sądzę, że dożyję :>
Przede wszystkim dziękuję za miłe słowa na temat fajki bo autora takie słowa bardzo cieszą :)
Co do transkrypcji. Językoznawcą nie jestem. Ale wschodnia krew w moich żyłach płynie. Moja prababcia od strony ojca była Ukrainką (oczywiście nie mogła nią być bo Ukrainy wtedy nie było – mniejsza z tym). Kultura wschodnia nie jest mi obca, a groby moich przodków pod Tarnopolem znaleźć można. Niestety bandy UPA postarały się o to, aby bliższa rodzina się nie zachowała.
Piszę to dlatego, że dla mnie Siergiej to zawsze był Siergiej. Jednakże jak napisał Wojtek, na fajce stoi: S. Senatorov i stwierdziłem, że tym tropem będę podążał.
Niemniej dziękuję bardzo za sprostowanie, korektę i przypis (Wolter i KrzyśT). Świadczy to o wyższym poziomie naszego portalu.
Widzę, że nasze rodziny mają podobne doświadczenia… Może i dlatego Ukrainę wolę oglądać z perspektywy Północnej Rosji…
Tak na marginesie – ja też językoznawcą nie jestem. Po prostu miałem (i mam) trochę do czynienia z kulturą rosyjską i rażą mnie te potworki, które może i pasują do angielszczyyzny, ale w polszczyźnie wyglądają koszmarnie. Pomyślmy, że np. inni zaczną transkrybować na użytek angielskiego nasze nazwy, aby były czytelne na ebayu… I będzie jak w żartach Tuwima: Woodsch, Schweenoiooyschchhe, Zheschoov, Pschemischchl itp.
W początkach Małyszomanii widziałem na Eurosporcie (w wersji angielskiej) taki podpis: Adam Malysh ;)
pozdrawiam
To jest pryszcz. Prawdziwa radość to jest to, jak literalnie żaden z polskich komentatorów sportowych nie potrafi prawidłowo wymówić Garmisch-Partenkirchen :>
Dlatego wolą używać skrótu Ga-Pa ;)
W teorii nie jest to trudne.
W teorii, idąc za powołanym już wcześniej Tuwimem, w której uwzględni się takie potworki jak: Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter
Bo tu dopiero trudność z wymową się pojawia ;-)
Jak na razie, spotkałem tylko jednego wytwórcę, który sygnuje fajki znaczkami. To Jixiang – 吉象, pekiński amator, który według mnie robi ładne fajki, ale tylko te z bambusowymi wstawkami.
Kurczący się zachodni rynek fajkowy skłonił wielu fajczarzy do ekspansji na daleki wschód, czytaj do Chin. Nie nabijają jeszcze znaczków na fajki, ale ich nazwiska już są tłumaczone na chiński. Spowodowane jest to wymogami języka chińskiego. Posiadając w języku zaledwie 400 (!) sylab, wielu zachodnich dźwieków, nasi koledzy zza muru, nie są po prostu w stanie wymówić. Przykłady z katalogu, który mam przed sobą. Katalog wydany przez klub fajkowy, który zaprasza rokrocznie mistrzów pasjonującej nas dziedziny. Proszę wybaczyć brak polskiego tłumaczenia, ale piszę, jak ogólnie jest przyjętym:
Boris Starkov – 鲍里斯.斯特够
Kent Rasmussen – 肯特.拉斯
Victor Yashtylov – 维克多.亚施特洛夫,
Pozwolę sobie podać również tłumaczenie pierwszej z brzegu firmy. Ot taki Peterson, to 彼得森, itd.
Twórca wskazanej w artykule fajki jeszcze nie jest znany po tej stronie muru, więc nie dorobił się tłumaczenia swojego nazwiska. Ale mogłoby to wyglądać mniej więcej tak:
Sergey Senatorov – 谢尔盖.斯纳托夫.
Gratuluję udanego zakupu i dziękuję za podzielenie się z nami swoją radością.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam,
Czy nie było by problemem dla Pana podać mi jakieś namiary na materiały związane z fajczarstwem w Chinach? Pozdrawiam