Prowadząc akcję wyprzedaży fajkowych dóbr z pewnym – nieukrywanym, dodajmy – zaskoczeniem przekonałem się, że Fajkanet nadal inspiruje wielu ludzi do zainteresowania się fajkowym hobby. Ciekawych, fajnych ludzi, zainteresowanych, otwartych. Przyznam Wam, że jest to krzepiące i przywróciło mi na moment wiarę w człowieka.
I dlatego zakiełkowała we mnie myśl – a gdybyśmy tak wrócili na moment do tradycji marcowego spotkania ogólnofajkanetowego? Takiego tradycyjnego, spotykamy się w sobotę wczesnym popołudniem w jakimś przyjaznym fajce lokalu w Warszawie, palimy, wymieniamy się tytoniami, zapoznajemy, gadamy? Znaleźliby się chętni? Pytam, bo mam wrażenie, że taka formuła spotkania znowu nabrała sensu – obowiązująca ustawa postawiła nas w sytuacji, kiedy ze stanu „po cholerę się spotykać, jak wszystko można legalnie kupić w Fajkowo?” doszliśmy znowu do momentu, kiedy znaczna część tytoni jest po prostu niedostępna i jedyna możliwość spróbowania ich bez jeżdżenia za granicę – to znajomi.
Nie ukrywam, że swoje pytanie kieruję głównie do młodszych stażem kolegów, ale liczę również na weteranów. Wszelkie komentarze są mile widziane (nawet te z cyklu: „Krzyś, nekrofilia to zboczenie, daj leżeć, odłączmy wreszcie ten respirator”).
Przyznam też, że ciekaw jestem, czy taka formuła ma sens. Po ostatniej Kramarzówce Tomek (który wyniósł się stąd po angielsku kilka miesięcy temu, czego nikt nawet nie zauważył, a co też dało mi do myślenia) powiedział: „Było jak zawsze super, ale to już nie są spotkania fajkowe. Mniej tytoni, mniej fajek, w ogóle o nich nie gadamy, nie pokazujemy sobie, nie dyskutujemy o tytoniach” – i miał rację. Ale biorę poprawkę na to, że tam było mocno przeselekcjonowane, znające się towarzystwo, które jest już na tyle zblazowane, że stół zarzucony setką tytoni i fajek o sumarycznej wartości Maybacha ojca Rydzyka nie robi już na nich wrażenia.
Więc… warto? Przyszlibyście?
Skomentuję se dla widoczności, a co.
Jak któryś z adminów uzna, że ma to sens, to niech przeniesie na główną.
Ma sens. Myślę, że mógłbym dojechać te 160 kilometrów, o ile nie wystąpiłaby kolizja z pracą. Temat wart powałkowania, zdecydowanie.
Gdyby ktoś miał ochotę na takie spotkanie w Krakowie, to ja chętnie :) Warszawa jest jednak zbyt daleko :(
Mam tak samo jak Szymon. Tyle że miejscem spotkania mógłby być nie Kraków, ale Poznań. Tam jeszcze dojadę, ale stolyca to już pewien problem…
Alan, jeździł Polskim Busem z Głogowa, ekipa rzeszowska dojeżdżała samochodem.
Kraków przyjeżdżał, Wrocław przyjeżdżał, my z Pawłem jeździliśmy do Krakowa, Paweł do Wrocławia.
Białystok zjawia się zawsze, nawet, jeśli oznacza to jechanie do Wrocławia albo Kramarzówki.
Baca kupował samolot i przylatywał z Pekinu.
A dla niektórych trzy godziny pociągiem to jest olabogakryściepanie.
Jak się chce, to się da.
Jak mawiał mistrz Yoda – Do. Or do not. There is no try.
(ale te głosy też coś mówią, więc śmiało)
Edycja: nie powstrzymam się, dopiszę (doświadczenie uczy, że ci, którzy takie rzeczy piszą i tak nigdy nie przyjeżdżają, więc what the hell). Jak ktoś na dzień dobry uznaje, że temu za daleko, a tego boli noga, a innemu żona nie pozwoli – to po co o tym pisać. Jakby mieli potrzebę spotykania się, to zorganizowaliby u siebie.
Ale zazwyczaj jedyne, na co ich stać, to marudzenie :>
Warszawa to dobre miejsce na spotkanie. Połączenie z Krakowem jest wzorowe. Jeśli tylko pracowe wyjazdy pozwolą, to się pojawię.
Mirku, dzięki za konkret (dziwne, że wiedziałem, co napiszesz ;))
Dla mnie akurat trzy godziny pociągiem, to niedużo, była potrzeba jeździło się trzy dni. Ale do Warszawy mam nie 3, lecz osiem godzin jazdy i po prostu na razie nie mogę sobie na to pozwolić. A że „stolycy” się wydaje, że jest całym krajem, a reszta to dodatki do niej, to nie pierwszy raz widzę.
Z pozdrowieniami
Myślę, że ten przytyk do „warszafki” był niepotrzebny. Krzysiowi chodzi o to, że nie ważne gdzie się spotkanie fajkanetowe odbywało (a było w różnych częściach Polski), ludzie zjeżdżali się z całego kraju, a niektórzy to i z Chin specjalnie przylatywali. W tym sensie jak się chce – chyba, że zatrzymuje praca, rodzina, choroba psa czy klęska żywiołowa – to kilka godzin jazdy nie jest żadnym problemem, zwłaszcza, że dużo osób jedzie autem i zabiera innych po drodze. Zawsze można się dogadać. Lokalizacja warszawska nie ma z tym nic wspólnego.
Zapewne masz rację. Ale wytykanie rzekomego marudzenia też nie było zbyt trafne. W sumie to już byłoby moje zadanie, aby – w razie czego – jakoś przyjazd do Warszawy opracować.
Dziwne, bardzo nawet dziwne szerzenie niedorzecznych podziałów międzyregionalnych. Od lat obserwuję, że (na szczęście) auta z warszawskimi rejestracjami są wpuszczane z drogi podporzadkowanej na normalnych zasadach (czyli na zamek błyskawiczny), jeśli działa to wśród polskich kierowców, to do cholery musi działać wszędzie!
Do Warszawy każdemu będzie (po uśrednieniu) najbliżej. Jeździłem już do Wrocławia i Warszawy, do Poznania też pojadę, ale proszę (!) nie wydziwiajmy z trudością dojazdu. Nie te czasy. Wszędzie da się dojechać względnie łatwo.
Krzyśku: zauważ, że ludzie o których pisałeś w pierwszej części posta to ludzie pozytywnie „zarażeni”. I to nawet (co jak zostało napisane pokazała ostatnia Kramarzówka) nie samym fajczeniem, co spotkaniem z konkretnymi ludźmi. A to zmienia zupełnie perspektywę: fajka staje się tylko dodatkiem, a nie głównym powodem. Nikogo wszak nie bronie, bo w tym co napisałeś i Ty i Mirek jest 100% racji, albo się chce, albo się nie chce. No i oczywiście kwestia tego co przeważa na szali: siła chcenia, czy też siłą problemów z dojazdem. I wiadomo ;) Mimo, że mało bywałem to spotkania polecam. Potrafią uzależnić.
Rafał, no właśnie problem polega na tym, że… nie do końca.
„Służbowo” na spotkaniu był Piotrek, jako Fajkowo.
Cała reszta ludzi, o których pisałem w pierwszej części posta przyjechał kiedyś pierwszy raz.
I to – w przeważającej większości przypadków – na etapie, kiedy te spotkania nie były owiane nie wiadomo jaką sławą, kiedy ludzie się jeszcze tak nie znali, kiedy nie było to towarzystwo wzajemnej adoracji ;)
Ryzykowali.
Że będzie nudno, że nie będzie co palić (byłeś kiedyś na spotkaniu pipe clubu? :>), że knajpa będzie paskudna, że sami nieznajomi – a jednak się przełamali i jechali, nierzadko po kilkaset kilometrów. I tak po prawdzie, to zawsze jest jakieś ryzyko, nie wyeliminujemy tego. Nie ma stuprocentowej pewności, czy spotkanie będzie fajne, czy pomiędzy ludźmi zatrybi, czy będzie chemia, czy nie będzie kwasów. Spotkania bywały mniej i bardziej udane, każdy uczestnik ma tu pewnie własne spostrzeżenia.
Sam fakt, że spotkania nie były dawno organizowane też o czymś mówi, prawda?
Dlatego piszę, że kluczowa jest chęć.
Bo jest kluczowa. Ale pierwszy raz zawsze najtrudniejszy ;)
Potem idzie z górki.
Dobry pomysł.
Ale nie ma co robić plebiscytu co do daty. Ustal ją Panie odgórnie (albo dwie do wyboru i zwycięży ta z największą ilością głosów) i kto ma się pojawić, to się na listę wpisze. Jeśli uda się zebrać krakowską ekipę, żeby wspólnie się wybrać (a zawsze się udawało), to chętnie bym towarzysko zakurzył.
Krzysiek, ale to nie jest żaden plebiscyt.
Jak uznam, że jest sens, to po prostu wezmę się za to i zorganizuję.
Skutecznie :>
Na razie sprawdzam, czy jest po co.
Myślę, że sens jest zawsze. Zwłaszcza, że jesiennego spotkania nie było.
Ja bardzo chętnie. Wstyd byłoby nie przyjechać jak z Warszawy jestem. Każdy termin w marcu jest dla mnie dobry bo tylko praca może mi przyjazd pokrzyżować. Ale o tym dowiem się dopiero na jakieś 12 godzin przed przyjściem. Taka karma.
Jest po co.
Proszę wpisać mnie na listę.
KrzysT, proponuj.
Mnie może wykluczyć tylko szkoła (mam co drugi weekend). Wpisuje się więc.
Dla mnie byłoby to pierwsze fajkanetowe i fajkowe spotkanie ever. 8 godzin jazdy… Jadę!
Dzień dobry :-)
Marzec jest dla mie ciut niefortunny terminowao i finansowo, ale jak da radę – to ja z wielką chęcią.
Daj Krzyś termin, jak się uda, to było by super się spotkać.
P.S. Powiem (tylko) za siebie – zniknięcie Tomka zostało zauważone i z wielką przykrością przyjęte do świadomości. A, że zabrakło wyartykułowanego zapytania – toć dorośli jesteśmy i mamy prawo do własnych decyzji. Niezręcznie pytać czemu to, a czemu tamto… Widać tak postanowił i choć to wielka szkoda że przestał się pojawiać – zaspokojeniem ciekawości biegu spraw się nie odmieni.
Pozdrawiam. Andrzej
Szczerze. Co może być blokadą dla „nowych” fajczarzy w podjęciu decyzji pojawienia się na spotkaniu?
Zauważcie, że w większości wzmianek o spotkaniach padają sugestie, że każdy przywozi jakieś niespotykane na naszym rynku, wysokich lotów tytonie, ogląda przywiezione unikatowe fajki – wszystko to graniczące cenowo (jak to KrzyśT napisał) z Maybachem Rydzyka.
Co ma pomyśleć szanowny „szary świeżak”, którego asortyment składa się z fajek second i oblatanych tytoni SG czy Amphory rich aroma, a nawet Da Vinci? Trochę ma poczucie, że przyjechałby z niczym.
Wiem, że są wzmianki świadczące, że to nie istotne, co miło mi przeczytać między wierszami.
Ja jako właśnie „świeżak” mam to w d… i zwyczajnie chciałbym pogadać, poznać i pooddychać wspólnym dymem z kolegami i jak się zdarzy koleżankami po fajce do czego namawiam resztę takich nowalijek jak ja. ;)
Parck, dobrze, że napisałeś, dziękuję.
Taki głos (ten o „swieżakach przyjeżdżających z niczym”) pojawiał się tu wielokrotnie. I wielokrotnie dawaliśmy mu odpór w komentarzach.
To nigdy nie było problemem, ponieważ każdy z nas – a co najmniej większość, która nie ma przesadnej sklerozy ;) – pamięta, że kiedyś zaczynał. I za normalną przyjmuje sytuację, że na spotkaniu pojawią się ludzie, którzy będą wiedzieć nieporównanie więcej. Bo tak jest zawsze, w każdym hobby.
Za nienormalną uważam przeciwną sytuację – kiedy tych świeżych ludzi nie ma, kiedy nie ma świeżej krwi. Wtedy jest nuda i duszenie się we własnym sosie.
Do napisania tekstu powyżej skłonił mnie kontakt z kilkoma ludźmi, którzy odezwali się do mnie przy okazji kupowania fajek, którzy sami przyznali, że w naszym hobby są stosunkowo krótko. I było widać, że są głodni wiedzy i wejście w pasję mieli mocne. Jestem ich zwyczajnie ciekaw. Przywiozą to, co najważniejsze – siebie. Swoją ciekawość, chęci, potrzebę pogadania. A my się w miarę skromnych możliwości podzielimy czy to wiedzą, czy tymi mitycznymi tytoniami ;) Więc jest okazja spróbować czegoś innego, albo zmacać czyjeś fajki. Reasumując – jeszcze nie było tak, żeby nowy był niemile widziany.
To i ja szczerze odpowiem. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że przyjeżdżając jako nowicjusz ze swoimi secondami, czy nawet tytoniami, które wszyscy i tak już znają nie będę musiał podpierać ściany, kiedy inni balują.
29 lat temu zapaliłem swoją pierwszą fajkę – to było straszne doświadczenie, a po wypaleniu jednej koperty czerwonej Amphory i sporej dziury w kanale dymowym z fajką rozstałem się na prawie 3 dziesięciolecia. Ponownie spotkałem się z nią niewiele więcej jak miesiąc temu. Mój powrót zaczął się od fajki Worobiec 100 i jednego tytoniu Scottish Autumn od Stanislawa. Bardzo szybko za sprawą kilku fajkanetowych ogłoszeń pojawiły kolejne fajki i kolejne tytonie. To, że nie zaliczyłem teraz jakiejś totalnej wtopy nowicjusza zawdzięczam tylko temu portalowi. Surfując po artykułach, komentarzach i recenzjach coraz bardziej przekonywałem się z jak wielkim szacunkiem bywalcy fajkanetu odnoszą się do siebie, do fajki, tradycji, historii i nowicjuszy właśnie, jak chętnie udzielają porad i nawet jeśli czasem odeślą do artykułu na stronie, to i tak kilka słów uzupełnienia dodadzą od siebie. Powoli nabierałem przekonania, że fajka ma tyle samo wspólnego z papierosami, co owocowa alpaga z Chateau Guadet Plaisance Montagne Saint-Emilion AOC 2011, albo Sovietskoje Igristoje z Veuve Clicquot Ponsardin Brut. Powoli otwierał się przede mną świat smaków, zapachów (specjalnie nie piszę „aromatów”, bo to mogłoby sugerować coś, czego wcale nie chcę tu powiedzieć), sekretów, tajemnic i pewnej szlachetności, o którą wcale dziś nie jest łatwo. To fascynujący świat, a zamknięcie go przed nowymi ciekawskimi tego świata, niechybnie wcześniej czy później skazałoby go na zapomnienie. Nigdy jednak nie wyczytałem na tych łamach niczego, co mogłoby mnie odstraszyć od takiego spotkania. Więc warto, naprawdę warto się spotkać, a my, nowicjusze, na pewno tam będziemy!
Kiedyś pełen obaw i zarazem podekscytowany jechałem na pierwsze moje spotkanie do Łodzi. Wcześniej cały zestresowany zostałem organizatorem plenerowego. To czego się nauczyłem podczas tych pierwszych spotkań, to ile nowych tytoni zapaliłem, ile fajek wymacałem, zakupiłem, wymieniłem… było wszystko.
Dla początkującego palacza takie spotkanie to niebywała sprawa. To właśnie na takim spotkaniu, jako nowicjusz, zapaliłem po raz pierwszy amerykański tytoń. Od tego czasu sporo się zmieniło. Teraz z miłą chęcią podzielę się z nowicjuszem swoimi specyfikami zza wielkiej wody. Do udzielania rad są lepsi ode mnie, ale zawsze mogę pokazać moje brudne, niewypolerowane fajki celem rozwiania wątpliwości, że wszystko to zawsze na błysk i palone raz do roku :)
Jeśli żona zwolni z opieki nad dziećmi chętnie się wybiorę. Czy to do Łodzi, czy Warszawy, czy Wrocławia, czy Białegostoku. Toż to czysta przyjemność. Z Rzeszowa wszędzie blisko ;) swoją drogą, wydaje mi się, że w naszym kraju wszystkie drogi prowadzą do Warszawy i co by nie mówić jest to najlepiej skomunikowane miejsce z pozostałymi regionami.
Jeśli tylko termin będzie pasował z chęcią się pojawię.
Na spotkaniu fajkowym byłem raz. Nikogo nie znałem, nie miałem żadnych wyjątkowych tytoni. Stwierdziłem że najwyżej wyjdę po angielsku po pół godzinie. Wyszedłem bardzo późno z gębą wygarbowaną niesamowitymi tytoniami, wieloma ciekawymi znajomościami, głową ciężką od piwa, wrażeń, wspomnień. Czysta satysfakcja i przyjemność.
Teraz czasu mam mniej, ale bez żalu zarwę nie jeden termin byle się tylko pojawić.
Proszę mnie dopisać.
Skoro o świeżakach mowa… to zgłaszam się!
Na to właśnie czekałem, proszę mnie wpisać :)
Czas szykować służbowy przylot – poproszę tylko datę.
A idę o zakład, że na spotkanie Tomek wpadnie – choćby i na chwilę.
P.S.
Dziękuję Krzyś za chęć!
Jeśli byłby to 18 lub 25 III to na dzień dzisiejszy się zjawię. Naówczas będą 3 miejsca w Paszczaku. Mogę kogoś zabrać z Łodzi, Pabianic, Zgierza itp. okolic. Mogę przywiieźć jakieś petersony do popalenia :-). Powrót raczej tego samego dnia.
W związku z zapytaniami transportowymi: jako wyżej – 11-go niestety nie mogę.
Krzyś jest jednak wredny ;-P
Nie rozpatruję tego w takich kategoriach.
Zgłaszam się jako kolejny świeżak.
Ja również chętnie się pojawię. Jeśli termin będzie ustalony do połowy lutego to wówczas niemal na pewno :) Może w końcu na żywo zobaczę jak to te fajkę palić ;)
Ja tez się zgłaszam. Piszcie kiedy!
Ja już z tych mniej świeżych ale też bym się pewnie pojawił pogadać (no fajki też bym może przywiózł).
Rafale, odświeżysz się przed przyjazdem ;), – a fajki przywieś, bo bym pomacał :)
Przywieszę przywieszę.
No, wiesz o co chodzi ;)(literówka do poprawy)