Sam jestem ciekaw, jak to będzie z nami – zamiast przypuszczać, można byłoby zrobić poważne badania opinii, ale na to forsy nie ma, pieniądze są na telefoniczne pytania w stylu PiS-PO…
Sam szukałem knajpki w czasie wędrówek po mieście – kawka, ciastko, fajka. Kiedy byłem głodny, miałem gdzieś lokale, w których nie można było palić. Żadne MacObsraldy, żadne StringBurgery…
Ostatnio byłem w Wilnie… Puste knajpy. Sporadyczni goście popalali w kiblach albo na schodkach przed knajpą. Tych matek z dziećmi, które miały zastąpić palaczy, co tak głośno deklarowały – zero. Zazwyczaj podczas wizyt na Litwie, więcej kasy zostawiałem po knajpach i wyszynkach… niż w muzeach.
Odżywiałem się w tym Wilnie, jak student. Zakupy w spożywczym – tam jest sporo fajnego garmażu, jakiś kefir lub małe czerwone winko w papierowej torbie, park, ławeczka osiedlowa, murek… Fajeczka. Wcale nie było źle. W końcu po prostu posiłki i alkoholizacja przeniosły się do hotelowego pokoju – choć teoretycznie nie wolno palić w hotelowych pokojach.
Jeśli nie będzie wolno palić w warszawskich knajpach, to moje obiady biznesowe będą wyglądały następująco – bulwar nad Wisłą, ja i któryś z pracowników w gajerach i pod krawatem, podobnie nasi klienci… Zamówiona pizza w kartonie, coś do picia, jeśli będzie trzeba, to także w papierowej torbie… I fajeczka lub papierosek. Będzie taniej i z dreszczykiem – czyli nadzwyczajnie. Taki biznes-lancz moi klienci zapamiętają bardziej niż najdroższą sushi-knajpę.
Ci, którzy znają mnie osobiście, wiedzą doskonale, że tak właśnie będzie. Mam od zawsze problemy z osiąganiem kompromisów z debilną rzeczywistością. Ale biesiadować bez fajki? Albo chodzić z fajką na schodki? Ja to pie…olę!
A jak szanowne koleżeństwo w kwestii chodzenia do lokalu po wejściu w życie zakazu palenia?
Niech moje rachunki płacą niepalący i te matki z dziećmi. Na pewno będą wyciągać złote karty kredytowe…
Niech płacą za mnie matki z dziećmi!
literówka : „Tali biznes-lancz moi klienci zapamiętają ” . powinno być „Taki” :)
Dziękuję.
Dołączam się do tego sposobu protestu, ostatnio zamiast do knajpy na kawę z żoną na spacerki po okolicznych łąkach/lasach chodzimy. Ponoć ruch to zdrowie. Wyłażenie przed drzwi z fajką to czysty idiotyzm, bo równie dobrze mogę powiedzieć, że idę na pół godzinny spacer.
A w ramach anarchizmu wolę kupować tytoń, a więc i płacić akcyzę, za granicą.
Ja myślę, że wielu miejscach ewentualny zakaz będzie zwyczajnie ignorowany, tak samo jak nie wszędzie jest „legalna” muzyka, a lodówki oklejone reklamą coli chłodzą piwo. Dla mnie czerwone światło na przejściu, albo brak przejścia wcale nie oznacza, że nie mogę ulicy przekroczyć ;)
U mnie w mieście od ładnych kilku lat na przystankach można spotkać dużą tabliczkę informującą o zakazie palenia – a i tak każdy pali jak chce, a nikomu krzywda się z tego powodu nie stała (a przynajmniej nic mi nie wiadomo).
Co do samego przesiadywania w lokalach: cóz, młodzież raczej kasą nie szasta, toteż plenerowe nasiadówy to normalka – czy to piwko w parku, czy szlachenty Komandos gdzieś w okołomiejskich, powojennych bunkrach. I pali się na potęgę, i nikt nie przeszkadza. Do baru to raczej tylko w zimne wieczory. Im cieplej, tym rzadziej.