Mam ze 40 fajek. Trudno to nazwać kolekcją, bo są to fajki od sasa do lasa. Ot, spodobała mi się – kupiłem, wyglądała na „zdrową” – kupiłem. Czy koledzy, którzy dopracowali się jakiegoś porządku w swoim zbieractwie, zechcieliby o tym opowiedzieć?
Mnie kusi np. francuzczyzna. Mam kilka fajek wykonanych w kraju pana Nicott. Po dość forsownej renowacji – z zastosowaniem wszystkich chyba wariantów metody profesorskiej – okazały się smaczne i bardzo mnie cieszą. Łakomie np. patrzę na wszystkie „wiśniówki” Roopa, ale żadnej, jak do tej pory, nie kupiłem. Podniecam się fajkami sygnowanymi Saint Claude.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że „francuzy” nie są u nas specjalnie łakomym kąskiem, więc licytacje nie są specjalnie „forsowne”…
Tak bym trochę pogadał o kolekcjonowaniu…
- Akcje i Konkursy
- Fajkowe ABC
- Kupiłem cudo!
- Mistrzowie
- Recenzje tytoniu
- A&C Petersen
- Astley
- BBB
- Captain Black
- Colts
- Cornell & Diehl
- Dan Tobacco
- Davidoff
- Dunhill
- Erinmore
- Fribourg&Treyer
- G.L. Pease
- Gawith, Hoggarth & Co.
- Hearth&Home
- Holger Danske
- Ilsted’s
- Imperial Tobacco
- Mac Baren
- McClelland
- Orlik
- Paladin
- Peter Stokkebye
- Peterson
- Planta
- Pozostałe
- Rattray´s
- Robert McConnell
- Samuel Gawith
- Savinelli
- Skandinavik
- Solani
- Stanwell
- Stanislaw
- Torben Dansk
- W.O. Larsen
- Users Voice
- Wokół fajki
- Zamiast Forum
Interesuje mnie różnica między kupą fajek a kolekcją…
Hm… wg mnie, warunkiem nazywania jakiegoś zbiorku kolekcją, jest przynajmniej jeden wspólny element łączący razem znajdujące się w nim fajki i mimo że sam skupiam się raczej na dwóch/trzech ulubionych kształtach(czyli kombinacja warunku użytkowego z… estetycznym?), to obok tych wybieranych z namysłem, żyją sobie również inne fajki np te, z początku fajczenia.
Kolekcją jest zbiór przedmiotów posiadających wartość dla kolekcjonera.
Kolekcją może być również zbiór papierków po cukierkach. Choć dla kolekcjonera mają one niebywałą wartość, to dla innych stanowią one wyłącznie zbiór śmieci.
Ja swoich fajek nie nazywam (jeszcze) kolekcją, ale moja druga połowa zawsze o nich tak mówi. Ciekawe dla kogo są one cenniejsze? ;)
Ale zaraz, przynajmniej jednym wspólnym elementem łączącym, może być fakt, że wszystkie fajki są fajkami do palenia :D czyli samo słowo kolekcja to za mało. W zależności od tego co rozumiemy za tym słowem jeden zbiorek kolekcją jest, inny nie jest.
No tak, wszystkie moje fajki mają dziurkę na tytoń, dziurkę na dym, plastikowy ustnik, główkę z drewna… Jak bym się wysilił, to znalazłbym jeszcze z dziesiątkę wspólnych elementów.
Nazwanie tego kolekcją uważałbym jednak za nadużycie :)
To może chociaż „zbiorem tematycznym”? ;)
Otóż to, kolekcja moim zdaniem musi mieć jakiś określony kierunek. I tak jak Jacek powiedział, nie popadajmy w nadużycie w interpretacji tego słowa. Zbiór czysto użytkowy raczej kolekcją nie będzie…
Jacku, jak dla mnie „wszystkie moje fajki” (jak sam powyżej piszesz) lepiej i naturalniej brzmi niż jakaś „kolekcja”.
Napisałeś na wstępie: „Mam ze 40 fajek”. Zaciekawiło mnie to bo ja raptem mam 5… Jakbyś Jacku napisał „mam kolekcję 40 fajek” to pomyślałbym, że jakiś bufon koniecznie musi się pochwalić… A tak czytam i widzę (oglądałem Twój kącik w artykule o akcesoriach), żeś facet ze zdrowym podejściem tzn. podoba się, to kupuję.
Rozwiązać można Twój dylemat tylko matematycznie. Kolekcja to co najmniej X fajek z czego Y procent to brujerki, Z procent gruszki i wiśniówki, a pozostałe w liczbie nie mniejszej niż 2 szt. to kukurydzianki. Można jeszcze określić wymagany poziom znanych producentów, kształtów itd. Tylko po co..?
Osobiście nie znoszę kolekcjonowania czegokolwiek, które kojarzy mi się ze zbieraniem rzeczy, których się używa a ma jedynie na pokaz. Oczywiście nikomu prawa do kolekcjonowania nie zabieram i niniejszym postem nikogo nie chciałem urazić.
Mam kolekcję 10 fajek, wszystkie w użytku, choć oczywiście pokazywać je także lubię. Ergo – jestem bufonem?
A wolisz je palić czy pokazywać? Jak palić to myślę, że nie jesteś. Mieć coś po to, żeby się tylko chwalić to dla mnie bufonada.
Może przeformułuję: Mieć coś po to, żeby się głównie chwalić to dla mnie bufonada.
Zresztą nie o to chodziło. Dla mnie kolekcjonowanie czegoś niejako kłóci się z korzystaniem ze zbieranych przedmiotów.
Może jestem ograniczony i prostolinijny, ale w życiu nie zrozumiem ludzi którzy wydają ciężkie pieniądze na np. auto, które tylko stoi w garażu, albo kurtkę M65 z lat 60-tych po to by wisiała w szafie itp czy też butelki dobrego alkoholu której nigdy nie otworzą. Dla mnie każdy przedmiot ma najpierw użytkową wartość a potem sentymentalną.
Dlatego niech każdy nazywa sobie swe fajki jak chce. Kolekcją, zbiorem, moimi fajkami czy haremem dawczyń szczęścia.
Podpuściłem Cię nieco, żebyś wyostrzył swoje stanowisko, udało się ;)
@ keilwerth
Piszesz: „mają dla własnej wewnętrznej uciechy”.
Właśnie… Trochę się nie zrozumieliśmy. Mieć dla własnej uciechy, a mieć jak to napisałem „żeby się tylko chwalić” to wielka różnica. Dla mnie bufonem jest ten, kto ma coś TYLKO dla szpanu. Ktoś kto większą wewnętrzną uciechę ma wtedy kiedy inni patrzą na jego kolekcję niż gdy sam patrzy. Tu nie chodzi o liczbę fajek które masz i fajek w których palisz. Bufonada to dla mnie kupowanie auta, tylko po to żeby sąsiadowi oko zbielało, albo kilkunastoletniej whisky chociaż woli się wódę.
Jak ktoś zbiera fajki, sprawia mu to radość, ma ich dużo to ja nie mam nic przeciwko temu. A bufonem staje się, jak z sensem tego zbierania staje się szpan.
Potwierdzam również diagnozę. Nie akceptuję samej idei kolekcjonerstwa. Po prostu… Jednocześnie informuję, że da się z tym żyć ;-)
Raz jeszcze zaznaczam, ze nie chciałem nikogo urazić mym postem.
Ty mnie Jacek specjalnie tym ROPP’em drażnisz, prawda?
Dwa „P” nie dwa „O”, dwa „P”
:+)
Wcale niespecjalnie. Ustnikowym „logiem” Roppa (Roopa) są dwa przecinające się okręgi. Więc to oni są nielogiczni, a nie ja :D
Aż se sprawdziłem.
No mają tych „logów” jak psów.
Postaram się w końcu zapamiętać, że chciałbym zbierać Roppy, a nie Roopy. Ale i tak na razie nie mam na koncie „zbieraczek”.
aaa, mam 2 – uwaga, piszę – Roppy i cztery loga na nich :)
Jak dla mnie kolekcjonerstwo to jest po prostu posiadanie większej ilości fajek niż się pali ;) Dziennie wypala się X fajek więc X+1 jest już fajką kolekcjonerską, kupowaną nie z potrzeby fajczenia w niej, ale po to żeby była, stała i się podobała, lub by od czasu do czasu z niej dymka puścić. Bo przecież można kolekcjonować churchwardeny, fajki z różnych materiałów, „wymyślne” fajki itp. itd. nie tylko danych producentów lub pochodzenia z różnych krajów.
Tak sobie czytam tu, tak sobie poczytuję dyskusje na fms, na archiwum gg i skype z różnymi osobami; tak sobie wspominam spotkania i długie dyskusje na ww. temat. I wiecie co? Trochę mi się odechciewa przekonywanie o słuszności i zasadności (lub jej braku) nazywania „zbioru”, „kolekcji”, „grupy” fajek. Mam kilkadziesiąt (no dobra, sporo ponad sto) fajek. Palę w dwudziestu, może nawet w dwudziestukilku; reszta jest albo nowa, albo używna, odrestaurowana i wciąż nieużywana przeze mnie.
Chętnie się zgodzę, na nazywanie tego tak: noszę przy sobie 4 fajki codzienne; w torbie w delegację wożę kilka (siedem) fajek ulubionych a pozostałe w domu, niech nazwać mi wolno (za przykładem wątku z fms) kupą fajek. I dobrze mi z tym. Wiem, że „nie mogę” bez wywoływania dyskusji nazwać tego inaczej – powtórzę zatem – moja kupa fajek.
Kupuję je, by składać je w pudełkach w szafie (bo lubię) w jedną dużą lub „podkupki” tematyczne. Bo poza wspólnym materiałem (zawsze wrzosiec) i podobną budową – łączy je jedno – to że WSZYSTKIE podobają mi się i są moje.
A co – nadstawiam więc teraz łeb pod topór… wolno mi – mój łeb.
A ciągnąc dalej:
kto decyduje, że będzie zbierać np Barlingi PreTransition w kształcie billiard? Ja sam. Ok, więc nazwać już mogę taki zestaw kilku fajek kolekcją.
ale skoro ja sam decyduję, że zbierać będę fajki te, które mi się po prostu podobają (czyt. spełniają określone kryterium zbierania), to nazwać już kolekcją nie mogę.
Dziwny jest ten…. świat…
Popadłem w krąg umysłowej burzy myślowej:
– określam: zbieram np. churchwardeny – różnych firm; różne materiały; ale kształt jeden – to kolekcja
– określam: zbieram dunhille – różne lata; różne kształty; np. materiał ten sam – to kolekcja
– określam: zbieram dunhille przedwojenne – jedna firma, różne kształty, może nawet materiał różny – to kolekcja
– określam: zbieram fajki wrzoścowe – różne firmy, różne kształty, jeden materiał – to nie kolekcja
yyyy???
Cóż, może więc opisana i obfotografowana, tzn. zdokumentowana kupa, to dopiero kolekcja?
Zwróć uwagę na posty kl. Jacka Rochackiego (JAR) na forum fajczarze. Jako osoba z wieloletnim doświadczeniem muzealnym- poprzez liczne publikacje i kontakty z muzeami pisze on o kolekcjonowaniu dość wyraźnie.
Kolekcja od zbioru użytkowego różni się głównie tym że ma jakiś program, określony kierunek. Ale nie każdy zbiór programowy będzie kolekcją, bo to że jakiś palacz będzie palił tylko fajki panel biliard nie oznacza to jeszcze że kolekcjonuje on fajki o tym kształcie. Potrzeba jeszcze aby to on lub np jego spadkobiercy zdefiniowali to jako kolekcję.
Moim zdaniem należy się kierować definicją ze słownika sztuk plastycznych, gdyż jest ona stosowana do określania kolekcji muzealnych i profesjonalnych. Przytoczę ją po powrocie z wywczasu.
Fajki nie są przedmiotami muzealnymi. Mają jasne przeznaczenie – służą do palenia. Można stworzyć z nich kolekcję w sensie muzealnym, ale nie czarujmy się – nie istnieją tylko kolekcje muzealne. Tomasz ma bardzo jasny program – zbiera fajki, które mu się podobają. Na dodatek tylko wrzoścowe. Na dodatek chętnie by pewnie zdefiniował swoją kolekcję, jako „kolekcję” właśnie. To argument wystarczający. Opis przedmiotów, fotografie – to jest metodyka zbieractwa, pomoc w wyszukiwaniu punktów stycznych w kolekcjonowaniu. Jest potrzebna, aczkolwiek nie jest niezbędna.
Ale to tylko moje zdanie.
Fajki są dokładnie takie, jak je traktujemy.
Stara prawda, ale prawda. Ja jednak lubię traktować przedmioty zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. A fajka jeszcze dla mnie służy do palenia. Jeszcze nie umarła, że tak metaforą pojadę. Oczywiście nie dyktuję nikomu, co ma robić ze swoimi rzeczami, ani jak ma je traktować. Po prostu wyrażam swoje zdanie. Co prawda w tonie dość kategorycznym, jednak nie traktujmy tych słów w ten sposób. Są one po prostu wołaniem o rozsądek.