Już właściwie przygotowałem się do napisania tekstu pod takim tytułem, jak ta notka. I to nie jest opowiadanie erotyczne. To jest o tym tym cholernym gryzieniu w język podczas palenia fajki. Źródła zebrane, GL Pease przeczytany, niektóre teksty przetłumaczone, sposoby osobiście wypróbowane, mity zdemitologizowane, fakty potwierdzone, wątpliwości skonsultowane z chemikami i lekarzem.
Aloe Vera w apteczce, kawa i herbata zawsze studzone w pobliże teperatury ciała, odrzucone do popijania fajki napoje gazowane…
Co tak, ku..a, gryzie i dlaczego, jak temu zapobiegać, jak to leczyć, jak już pogryzie…
No to jeszcze szybka kwerenda wśród przyjaciół fajkanetowych. Was też gryzie? Co robicie, żeby nie gryzło? Co robicie jak już pogryzie. Jakie tytonie gryzą Was najbardziej, a jakie w ogóle nie gryzą. Generalnie, jakie rodzaje tytoniu są największymi gryzoniami? Przypomnijcie sobie ostatnie choroby – jakie leki braliście, może to była przyczyna tego, że trudno było zapalić fajkę – bo gryzło…
Mam już początek, mam kospekt, a nawet znalazłem 5 zasad dla bezgryzowego palenia. To będą ostatnie słowa artykułu:
- Osusz tytoń mocniej, niż myślisz, że trzeba.
- Do komina załaduj mniej, niż myślisz, że trzeba.
- Ubij lżej, niż myślisz, że trzeba.
- Pal wolniej, niż myślisz, że trzeba.
- Nie myśl, że kilkakrotne przypalenie przynosi ci ujmę na honorze.
Może szybka wymiana własnych doświadczeń i przemyśleń? Proszę. Może coś przeoczyłem? Może macie coś, co jest dla Was ważne…
W komentarzach, proszę…
Jutro ten tekścik przerzucę do „Zamiast Forum”, dzisiaj niech powisi, może wyniknie z niego coś dobrego…
Ja bym dodał;
Wyczyść fajkę lepiej niż myśliś, że trzeba:))
Koniecznie, bo czystość i wyschnięcie ma wpływ na zgryźliwość tytoniu. Dziękuję.
Jak zaczynałem palic w 1973r lamałem wszystkie zasady powyżej zamkniete w 5 -cu punktach i też zadawałem sobie pytanie ,nie miałem jeszcze wtedy internetu ani starszej bratniej duszy fajowej i sam metoda prob i błędow mozolna pracą;) doszedłem że można bez gryzienia chlupania,połykania meteorytów i innych palących komet itp…
Kto o fajkę nie dba nie zazna jej wdzięczności. Także nie dbałem z początku o fajkę ,lecz gdy w końcu zmęczył mnie zapach taki wilgotny i nie przyjemny i gdy ją wyczyściłem można powiedzieć że mnie oświeciło .
Z tym suszeniem to jest dobra rada. Na początku to człowiek nie wie jaki ma być w ogóle ten tytoń. Ładowałem za mokry do fajki, robił się na dnie taki korek, kondensatu było sporo a pod koniec palenia było niesmacznie. Na szczęście już udało mi się mniej więcej opanować tę sztukę a przechowuje tytoń w takiej postaci żeby był od razu dobry do nabicia albo zdany na lekkie podsuszenie. Tytoń bardziej wilgotny to zły pomysł, bo jak mam czekać na nabicie fajki godzinę, to nigdy nie doczekam i nabijam mokry a to kończy się złym paleniem.
Moje odkrycie co do gryzienia z gardło: nie odsypuj popiołu z fajki aż do skończenia palenia. Gdy odsypywałem popiół w trakcie palenia, po odpaleniu fajki gryzło mnie mocno w gardło. Jak popiołu nie odsypuje to trudniej jest rozpalić ponownie(przeszkadza warstwa popiołu), częściej gaśnie palenie jest dla mnie bardziej przyjemne. To na pewno subiektywne odczucie ale warto czasami spróbować jak nie idzie. Pali ktoś podobnie jak ja? Czy zawsze odsypujecie popiół?
Najpierw kołeczkiem traktuje z lekka pokrecajac potem delikatnie wysypuje popiołek by miec kontrole nad żarkiem i nie ma prawa ugryźc w jame paszczową i język ;)
Nie pamiętam czy to Rheged czy JSG niedawno napisał (cytuję z pamięci – mogę przekręcić: „kiedyś się brało, nabijało i paliło…”
No i tu mamy kilka spraw, o których Jacku wspomniałeś:
1. Osusz tytoń mocniej, niż myślisz, że trzeba.
2. Do komina załaduj mniej, niż myślisz, że trzeba.
3. Ubij lżej, niż myślisz, że trzeba.
4. Pal wolniej, niż myślisz, że trzeba.
5. Nie myśl, że kilkakrotne przypalenie przynosi ci ujmę na honorze.
Po mojemu:
1. Nie osuszam, biorę z puszki, rozkruszam bardzo rzadko – do małych fajek to praktykuję (szczególnie ulubiony HH). Nie lubię podsuszać do dużej fajki, bo mi dym się za lekki robi i w mojej opinii np „bałkany” tracą tę orientalną ciężkość. Po prostu palę wówczas bardziej uważnie, gdyż tytoń potrafi grzać się, wytwarzać większą ilość kondensatu. Stąd fajka spora być musi i komin o większej średnicy. Wolę nauczyć się tytoniu takim jaki on jest.
2 i 3 tu robię tak jak to Pan Turek o sobie samym w książce Fajka Mniej Szkodzi napisał: nabieram zazwyczaj tytoń, ubijam paluchem i po prostu palę. Tyle by nie przypalić rimu, bo nie lubię tak poopalanej fajki. Barbarzyństwo… powiecie pewnie.
4. No pewnie tak. Jak się wolniutko pali to nie szczypie, ale jak szybko się pali to też nie szczypie :) Szczypało często tak kilka lat temu :) teraz to: a) albo nie szczypie, b) co jest bardzo prawdopodobne, nie zwracam na to uwagi.
5. A z tym zgodzę się w 100%. Potrafię z fajką w zębach „zawisnąć” nad książką i fajka gaśnie, tak samo jak ją odstawię rozmawiając przez telefon. To żadna ujma – no chyba że palimy konkursowo, co mnie ogólnie nie ciągnie.
Pozdrawiam,
TomekG
Wierzę, podziwiam, zazdroszczę :)
„Nie pamiętam czy to Rheged czy JSG niedawno napisał (cytuję z pamięci – mogę przekręcić: „kiedyś się brało, nabijało i paliło…””
To z pewnością Janek, nie ja. Ja biorę, osuszam, porcjuję i robię wszystkie te potrzebne rzeczy do tego, aby było mi lepiej palić.
no to ja w sumie pisać nie muszę, bo palę i nie gryzie, a palej jak j¨ż mnie zacytowano- pchając z packi do fajki. Inna inszość że w paczce, puszcze czy czym tam bądz, tytoń mam zwykle w takiej wilgotności jak potrzeba, a paczka tytoniu raczej nie starcza mi na dluzej niz kilka dni, tydzien, wiec i nie bardzo ma czas za nadto wyschnąć.
105,5. Nie pozwól fajce za bardzo się rozgrzewać. Jeśli już Ci się udało – odłóż na chwilę.
Popijaj (różnymi cieczami – niektóre mają znaczny wpływ na smak).
Jak dla mnie sprawa jest oczywista – gryzie gdy przesadzę przy okazji jakiejś suto zakrapianej nasiadówy, po spaleniu 3-4 fajek podczas jednego długiego wieczoru. Daniels „on the rocks” pełni tu także znaczącą rolę – śluzówka nie wytrzymuje nadmiaru bodźców :)
Taki strzał w język w flaszy wykonany podczas palenia z pewnością ma charakter „overkill”. Ale cóż, mimo wszystko są tytonie, które trochę gryzą i są takie, które nie gryzą, przynajmniej mnie. Pewne umiarkowane gryzienie zwykle wiąże się u mnie z jasną virginią. V. przefermentowana do ciemnego stanu gryźć mnie nie chce. Ponieważ zaś nie przepadam za tym kłuciem w język, od pewnego czasu wybieram mieszanki zawierające możliwie mało jasnych odmian V.