Cześć. Za niedługo skończę strugać fajkę z wrzoścowego klocka: KLIK. Przeczytałem gdzieś, że w paleniu może być kwaśnawy. Chciałbym się dowiedzieć czy tak rzeczywiście może być no i czy w tej sytuacji konieczny będzie curing? Gdyby był to jedynym wyjściem byłoby moczenie główki w spirytusie. Chyba…:P
Proszę o rady i pozdrawiam!!!
Spirytus moze miec sens. Nie mam zadnego doswiadczenia w fajkorobstwie, ale w tej dyskusji na APF: https://groups.google.com/forum/#!searchin/alt.pl.fajka/curing/alt.pl.fajka/P-wSQa7o3fU/sgD4TjqvdiMJ Rotm pisze:
Warto, gdy robi się własną fajkę wychodząc z klocka, po nawiertach,
pile/szlifierce taśmowej, frezach i wstępnym, grubym oszlifowaniu
‚trawić’ całą główkę w spirycie! To jak dodatkowy, EXTRA curing, a po spokojnym i dłuższym suszeniu wrzosiec zazwyczaj wygląda nie na czerwonawo-brązowy, a na blado-szarawy, ale spoko! Po drobnym szlifie, a zwłaszcza polerce (DanPipe I – podbarwiający na
piękny, ciepły ‚kasztan’) lub białymi pastami polerskimi – mamy lśniący beż do jasno-złocistego, co OfC w paleniu pięknie SAMO się wybarwia dalej ale TEN SMAK! = spiryt usunie to, czego typowy, fabryczny Curing gotującą wodą (i/lub przereklamowaną MSZ metodą olejową) z drewna NIE wyciągnął!
A ja jestem zdania, że to zbędny wysiłek. Klocki, które ma Piotrek są od Jaume. A Jaume ma bardzo przyzwoicie dosuszone klocki. Te z Fajkowa, poza urodą nie powinny się różnić w smaku od tych, których używa Tomek. Janek o ile pamiętam używał dłuższy czas dokładnie tych, a na smak jakoś nikt nie narzekał.
Oczywiście, jak ktoś ma ochotę i chce mieć pewność, to może się bawić w dodatkowe zabiegi.
Ja nie wykonywałem takiego zabiegu, a fajka byłą smaczna od samego początku :)
Więc muszę się jeszcze porządnie zastanowić, albo spróbować ją zapalić :) A gdybym się zdecydował na spirytus to co ile czasu go wymieniać – surowy klocek chyba nie zabarwi cieczy.
Poczytaj całą zalinkowaną dyskusję, cos tam jest o czasie moczenia w spirytusie (za chwilę pewnie i tak przeczytasz, że to bez sensu ;)) Pewne jest, że spirytus w żaden sposób fajce nie zaszkodzi, nieważne, jak długo będziesz ją w nim trzymał.
Witam, osobiście wybrałem kilka fajek, szczególnie telakierowane, papierem ściernym zdarłem wszystko do żywego, następnie zanurzając je jeszcze w zimnym oleju jadalnym, tak aby nie dotykały dna ( można podłożyć jakiś kamień lub kawał żelastwa pod fajki, tak samo przykrywam czymś niepływającym z góry, by były całkowicie zanużone w oleju, gotuję na małym ogniu przez minimum trzy godziny. Olej rzecz jasna stanie się ciemno brązowy, w takim samym kolorze będą fajeczki, ciemnie oraz błyszczące. Kiedy wyciągniemy gorące jeszcze fajki,układamy je na paierowym ręczniku, gdy trochę ostygną, wycieramy do sucha i w ocet na trzy dni (całkowicie zanurzone) Po wyciągnięciu, wycieramy do sucha i odkładamy na bok, niech sobie spokojnie schną przez jakiś tydzień. Jest tylko jedno ale, na początku palenia ustnik nie wejdzie do końca fajki, ale zbiegiem palenia to minie :-) zresztą na dewastację fajek wybrałem te najmniej efektowne. Jak zapaliłem parę razy virginię w takiej jednej, to zaraz nabrałem ochoty na kolejne, obecnie po kąpielach olejowych mam sześć fajek i jestem pewien że smaku palonej w nich np.FVF trudno będzie szukać w innych wypasionych i drogich egzemplarzach
Ciekawe zabiegi :D a czy po tej kąpieli olejowej wkładasz fajki do octu? Nie śmierdzą potem?
Ocet jest kwasem organicznym, fajki po paleniu też czyszczę wyciorem mokrym od octu i szczoteczką. Kiedyś używałem do tego whisky, ale ocet jest lepszym pochłaniaczem, niwelatorem zapachów. Fakt początkowo czuć (w..li) trochę ocetem :-) ale potem jest już tylko raj w gębie :-)
A można w ten sposób ulepszyć nowe kupne fajki?
Cóż, doszliśmy chyba w tym szaleństwie do momentu kiedy należy podkreślić, że wyrażane w komentarzach pod tym artykułem metody proponowane przez @Krzysztofa są jego własnością, a za ewentualne szkody, które mogą wyrządzić potraktowanym nimi fajkom należy winić własną bezmyślność/skłonność do dziwnych eksperymentów.
Piszę to nie po to, żeby poddawać w absolutną wątpliwość zasadność takiego traktowania fajek (choć prywatnie, kompletnym nieporozumieniem wydaje mi się długie moczenie fajek w alkoholu o stężeniu mniejszym niż 80%, a ocet (spirytusowy) nie dość, że alkoholem nie jest, to zazwyczaj ma stężenie 6-10% czyli jest go około 8-13 raza mniej, a reszta to WODA!!!), ale po to, żeby mieć świadomość ryzyka jakie się podejmuje i w razie niepowodzenia eksperymentu nie mieć do nikogo pretensji, a szczególnie nie wskazywać portalu fajka.net.pl jako źródła referencyjnego.
Pozdrawiam
PJ
Hmm, nie wiem co zrobić, ale fajeczek mam mało, szkoda popsuć, także myślę że jedynie moczenie w spirycie – jeśli w ogóle się zdecyduję – to będzie jedyny zabieg.
Dzięki za wszystkie rady:D
Wyraziłem się chyba jasno, że poświęciłem tylko te fajki które mi wcześniej nie smakowały, a teraz dostrzegam przemianę w smaku oraz wyglądzie. Co do octu, to istotnie nie jest on alkoholem, tylko powtarzam, kwasem organicznym.Zgadzam się, kąpiele w spirytusie są bardzo dobre, ale drogie :-( ( i czemu innemu służą ) Co do kojarzenia fajki z olejem, to nie jest to mój patent,tylko firmy Dunhill, która chyba w latach 60-tych, w ten sposób traktowała swoje fajeczki i były rewelacyjne do palenia virginii. Jeżeli komuś wpadnie w łapki używana niedroga fajka to może sobie poeksperymentować, jest to moja subiektywna ocena wyczucia smaku itp. Potwierdzam metoda jest trochę nieobliczalna tak jak kolega zdążył zauważyć, ja również. Bardzo proszę wziąć pod rozwagę, czy napewno jesteśmy zdecydowani zniszczyć poprzedni wygląd i funkcjonalność fajki przed zabiegiem, zatem gorąco namawiam by tego nie robić.
Dunhill z tego co wiadomo, stosowal na pewno swoj oryginalnie opracowany traktament olejowy nie „chyba w latach 60’tych” a do konca lat 60’tych. Czyta nas wielu nowicjuszy, wiec warto byc precyzyjnym w podawaniu informacji.
Ponizej link to artykulu traktujacego o curingu stosowanego przez Dunhilla.
http://www.rdfield.com/Articles/curing.htm
Dziękuję śietny artykuł.