Natchniony toczącą się uwcześnie akcją giveaway, wrzuciłem (czekającą na to od dawna) główkę fajki do spirytusu. Obecnie przechodzi czwarte moczenie. I ta właśnie kąpiel natchnęła mnie do pytania.
Fajeczka moczyła się już jakiś tydzień i kolor spirytusu był ledwie zmieniony. Zaznaczam, że co jakiś czas lekko potrząsałem słoiczkiem. Zadowolony stwierdziłem, że to przedostatnia zmiana i zostawiłem wszystko tak jak jest jeszcze na weekend. Po powrocie zdziwiony zauważyłem mocno herbaciany kolor spirytusu. Czyżby w ciągu tych dwóch dni płyn dopiero dotarł do tych warstw, do których poprzednie kąpiele nie dotarły? Więc moje pytanie.
Ile czasu spirytus potrzebuje by przeniknąć wrzosiec?
A może bardziej, ile potrzebuje by rozpuścić i „odtransportować” zanieczyszczenia?
Nawet chodził mi po głowie pomysł, by zrobić eksperyment. Mam niestety tylko nieużywaną główkę starej albanki z pękniętą szyjką, a do tego doświadczenia przydałaby się też główka mocno zużyta. Może jednak myślę nad wyważaniem otwartych drzwi?
Bęc, podbijam dla widoczności.
Dobre pytanie. Parę razy moczyłem główki fajek po kilka(naście) dni i jeszcze takiego numeru nie miałem (co najwyżej spirytus nie radził sobie z zabarwioną powierzchnią).
A masz zdjecia jakieś może tego roztworu jaki powstał?
Czy masz pewność że główka nie była płukana- to twoja fajka czy z allegra?
Z podobnym przypadkiem się nie spotkałem, ale sam doświadczyłem i czytałem kilka opisów wysypywania białej soli po metodzie profesorskiej. Najdalej kilka dni temu, reanimowałem fajkę jednego z naszych fajkanetowych kolegów- który dziś miał +10 na balkonie… i dopiero z trzecim razem spirytus zaczął się zabarwiać. Owinąłem nawet na jakiś czas fajki folią żeby wzmocnić działanie pierwszej fazy metody.
Wydaje się , że ten przypadek jest potwierdzeniem, tego o czym już pisałem- czasem potrzeba dużo czasu na to żeby spirytus zaczął pracować- zależy to od przypadku.
Druga moja koncepcja jest taka, że to nie fajkowy syf zabarwił spirytus, a bejca nasiąkłą i zaczęła „wychodzić’ z drewna- dobrze utrwalone bejce- szczególnie nie te rozpuszczane w alkoholu a w wodzie, mogą być odporne na rozpuszczalnik, ale po pewnym czasie się poddadzą.
Co ja bym robił w takim przypadku.
Zasypał fajkę solą i zalał spirytusem- wiadomo jak to działa- spirytus wsiąka w drewno, a to co w soli odparowuje, potem sól schnąc wyciąga spirytus z drewna.
Jak to by nic nie dało, sięgnął bym po aceton. sprawdził jak się fajka zachowa po płukaniu nim.
ja właśnie to drugie uważam – drewno mi się kojarzy ze strukturą kapilarną, dla tego jego penetrcję wymusiłem w małej myjce ultradźwiękowej,ale tak jak piszesz – potrzeba było więcej czasu, czyli pierwsze moczenie + myjka, następny dzień to samo.. i dopiero w drugim dniu główka zaczęła na prawdę puszczać… ja czuję jakby te pory drewna właśnie były mocno zatkane z początku często często 30-40 letnim używaniem. Po oczyszczeniu takiego wrzośca często jeżeli biorę go do ręki lekko wilgotną dłonią – całą wilgoć bardzo szybko sam wchłania.. ale czytajcie mój post w kategoriach „wydaje mi się” .. w porównaniu z tu obecnymi moje doświadczenie jest żadne.
Ukłony.
Fajka jest z allegro, bejcowana na czarno. Najprawdopodobniej zaczęła puszczać bejca (do tej pory trzymała się bez uszczerbku).
Dziękuję za kolejne pomysły :)
Ale co z moim pytaniem? Czy ktoś próbował już to określić?
Bejcowanych na czarno to się nie topi, tylko zalewa sam komin. Zatykając szyjkę korkiem (wczesne stadium), względnie skręconą chusteczką higieniczną (część chusteczki sterczy na zewnątrz) tak, żeby wyciągnęła dodatkowo syf z szyjki.
hehe jeśli nie piaskowana, można przeszmerglować i utopić. Piaskowaną czarną też topiłem… Krzyś ma rację – takich się nie topi ;).
Nie topi się by nie tracić bejcy, czy z innych powodów?
Ja moczyłem kilka główek i podobnie miałem w niektórych przypadkach. Moim zdaniem między wymianą spirytusu powinno upłynąć minimum tydzień, a przy czwartym czy piątym moczeniu o wiele dłużej (oczywiście zależy od fajki). Wiadomo, że pierwsze moczenie zabarwia najbardziej, kolejne mniej itd. Te syfy rozpuszczają się od zewnątrz przecież, zanim zostaną one wypłukane ze środka wrzośca trochę czasu minie, a na siłę wyciągnąć się nie da, spirytus też nie łapie pani smoły za rękę i każe szybko opuścić fajkę.
Praktyka laboratoryjna tego jakoś nie potwierdza ;)
Raczej częste zmiany mniejszymi ilościami, opcjonalnie zmiennymi rozpuszczalnikami/zmienną „mocą” spirytusu, jeśli zależy nam na dezynfekcji (70% działa w tym zakresie lepiej niż 96).
Ja zazwyczaj zmieniam co 2-3 dni, w zależności od zabarwienia. Oczywiście można moczyć miesiącami, nikt nie zabroni ;)
Edycja: ale, żeby nie było nie na temat: ja się z podobnym zachowaniem (tj. takim, jak Marcin opisał) nie spotkałem. Praktycznie zawsze miałem najbardziej zasyfioną pierwszą zmianę, no, góra drugą, ale przypisywałem to raczej puszczającej z wolna bejcy.
ja nie zrobiłem tylu fajek, co niektórzy moi przedmócy, ale zwykle po trzeciej zmianie osiagam już akceptowalny poziom zabarwienia (jasnosłomkowy), który później już generalnie słabo ewoluuje w stronę braku. Czasem, gdy bardzo mi zależy, zmieniam jeszcze płyn raz, dwa lub trzy… ale na moje oko barwa się już nie zmienia. Potem suszę. Ostatnio korzystam z możliwości pozostawienia główek do wygrzewania i moim zdaniem robi to różnicę.
Laboratorium chemiczne to ja tylko w liceum widziałem, nawet nie wiem czy można to laboratorium nazwać :). Ja już fajek staram się nie moczyć, w ogóle ostatnio jakoś nie kupuje fajek, ale i tak jak będę kiedyś moczył swoje to miesiącami, dla spokoju mojej duszy :).
Tak jak mówiłem, nikt nie zabrania tego robić.
Pozostaje kwestia sensowności.
Oczywiście – można trzymać fajkę miesiącami w spirytusie, można zrobić jej wielomiesięczny, czy wręcz wieloletni dodatkowy air curing. Pytanie, po co.
Na drugim biegunie stoi pospieszne odnawianie w trybie kilkudziesięciominutowym – ot, przetrzeć, ustnik spolerować, sfrezować nadmiar nagaru i palić (ewentualnie wrzucić na godzinę do spirytusu).
Ewentualnie można w ogóle zdać się na sprzedawcę (są przecież tacy, co odnawiają – mniej lub bardziej profesjonalnie).
W każdym działaniu jak wiadomo staramy się wypracować jakieś optimum. Zazwyczaj oscyluje ono pomiędzy naszym poziomem akceptacji stopnia dopieszczenia fajki, a czasem po jakim chcemy w niej zapalić.
Każda metoda i podejście ma swoich zwolenników.
Ale przyznam, że chociaż ZAWSZE sam „opracowuję” nabytą fajkę, choćby była kupiona od „zawodowca” i pracuję nad nimi jak mi się wydaje dość pedantycznie, o tyle nie widzę sensu wielomiesięcznego pławienia fajki w spirytusie. Prędzej już wielokrotnego wygrzewania i długiego suszenia.
Pytam Was o te ramy czasowe moczenia wrzoścca, bo chodzi mi po głowie zrobienie takiego eksperymentu (a może zupełnie niepotrzebnie). Zaznaczam, że wszystko robię na starej, nie używanej albance z pękniętą szyjką. Więc:
1. Czopuję szyjkę i szlifuję rim do gołego wrzośca
2. Umieszczam w przeźroczystym pojemniku, tak by rim był poziomo
3. Wlewam spirytus do komina, ostrożnie do wysokości rimu (żeby go nie moczyć)
4. Przykrywam pojemnik np. szkłem i obserwuję, dolewając sprytu kiedy zacznie go ubywać.
Mam nadzieję w ten sposób zaobserwować szybkość przenikania spirytusu przez czyste drewno.
Co o tym sądzicie?
Eksperyment jest, hm, tak sobie zaplanowany ;)
1. Musisz uwzględnić parowanie – spirytus sprawnie odparowuje – ergo – szczelny pojemnik.
2. Do wysokości rimu, żeby nie moczyć… hehe. Spirytus wylezie na rim i tak. Podciąganie kapilarne, pamiętasz coś takiego?
Jeśli w ogóle próbować planować podobny eksperyment, to ja bym go proponował przeprowadzić inaczej. Zalewać w całości i co pewien czas (np. 1x dobę) wyciągać, starannie osuszyć (trwa b. szybko, bo z powierzchni odparowuje w ciągu sekund) i zważyć. Przy czym sądzę, że te różnice będą w setnych częściach grama. Ale dowód na to, że drewno ten spirytus pochłania będzie. W momencie, kiedy waga się ustabilizuje (tj. kiedy wahanie będzie w granicach błędów pomiaru) można założyć, że więcej drewno już nie wchłonie, czyli spirytus więcej już nie spenetruje.
Dla porównania można potem zważyć po wysuszeniu lub/i wygrzaniu. Ciekaw jestem, czy (i ewentualnie ile) główka straci na wadze.
Co do tego czy na rimie będzie widać jak głęboko wbił się spirytus, też mam wątpliwości. Myślałem o ścinaniu co jakiś czas komina, ewentualnym dodaniu barwnika np. tuszu. Wtedy można by zobaczyć, kiedy pojawi się zabarwienie na zewnętrznych ściankach komina.
witam,mam fajeczkę z pianki i zamierzam ją troszkę przeczyścić i chciałem spytać czy stosować takie metody jak z wrzoścem?