Mojej fascynacji marketingiem Vauena ciąg dalszy – maleńka, kubistyczna w kształcie wrzoścowa fajeczka Pipoo. Wszystkiego 11,5 cm. W kilkunastu kolorach, także w popartowych metalicach i fluo. Kiedy myślałem o własnoręcznym wycięciu fajki, to taki kształt chodził mi po głowie, bo prostszego chyba nie ma.
Przy kuchennym stole można coś takiego wyciąć piłką do metalu, na prostej wyrzynarce zajmie to kilka minut. W fabryce najprostsza obrabiarka-powielarka na kartę perforowaną może tego wytwarzać setki dziennie. Pociągnąć sprajem, wcisnąć ustnik i można puścić do sklepów – i pójdzie po 15 euro.
Jednak nie kształt jest przebojem – a wkłady. W kilku podstawowych fajkowych smakach i w cygarowej tubie. Po 5 sztuk. Za 1,5 euro.
Wkładasz, przyciskasz paluchem, podpalasz i palisz. Kwadrans, pół godziny, podobno rekordziści palą nawet do 3 kwadransów. Na dyskotekę czy do innej remizy, nawet do klubu, zwykłej knajpki na pogaduszki, na bankiet czy domową imprezę – jak znalazł. Nawet tam, gdzie obowiązuje zakaz palenia. Wyjść, wsadzić, przygnieść, zapalić, wypalić i wracać na piwo.
Albo do pracy. Albo do pracy – jestem ciekaw, ilu zdeklarowanych fajczarzy nawet nie zabiera do pracy fajek… Ja bym pewnie nie zabierał, gdybym pracował w jakiejś Orwell S.A. Paliłbym przed gmachem korporacji papierosy. A gdybym miał pipkę w wkładką, to paliłbym pipkę.
Pewnie nawet nie kupowałbym dedykowanych wkładów do komina o średnicy 1,3 cm. Co prawda, półtorej euro nie majątek i spokojnie wystarczyłoby na dniówkę, na dodatek podobno tytoń do Pipoo jest nieco mocniejszy od fajkowego standardu, ale nie byłbym tzw. klientem a’35 zł, gdybym nie kombinował. Pewnie kupiłbym paczkę 10 maszynowych cygar Handelsgold o średnicy 1,25 za 13 zł czy cygaretki o średnicy 1,2 cm i miałbym dwie korzyści – oszczędności i możliwość szybkiego napalenia się. Komplet szczęścia dla takiego a’35.
W Niemczech Pipoo jest przebojem „młodzieżowym”. Kupowana jest zarówno do pierwszych fajkowych eksperymentów, jak i do palenia różnego rodzaju alternatyw. W niektórych miejscowościach weszła do kanonu małolackiej mody – im bardziej kolorowa, tym lepiej się sprzedaje.
Dostępna jest nawet w „piórnikach”.
Modna zaczyna być w krajach Beneluxu oraz za Kanałem. Także w orwellowskich korporacjach. Garniturek, krawacik, identyfikator na smyczce, komóra i Pipoo… Orwelita jak żywy!
Na Youtube są już nawet filmiki, jak to palić.
http://www.youtube.com/watch?v=qSUfLPTRgl4
Żeby polscy fajkarze zaczęli tak kombinować…
No chodzi mi po głowie jej zakup i w sumie to tylko czekam, aż pojawi się na Fajkowie z kilkoma rodzajami „nabitek”. Taki czarny metalic do wszystkiego by pasował. W naszych sklepach czy na allegro jej nie spotkałem, a do zamówień z zagranicy jeszcze się nie przekonałem … no cóż czekać należy cierpliwie…
Ostatnio, po tekście o „Fajce Stołowej”, przejrzałem katalog produktów na stronie Vauena. Mają projektanci tej firmy fantazję!
Jak sprzedać kawałek drewna – generalnie nieatrakcyjny, dziwny i prosty – poprzez danie mu zaplecza w postaci wkładów. +10 do lansu; +20 do pomysłowości; +30 do chęci zapalenia w czymś takim; +40 za przemyślany pomysł.
Niech się uczy marketingu i zarządzania od Vauena Marek Belka.
A ja bym jednak nie nazwał tego wynalazku nie atrakcyjnym. Gdyby go wykonać z lepszym materiałów to był by bardzo fajny przedmiot użytkowy. Z wkładami pomysł nie jest nowy, pisałem o nabijaniu tym sposobem twistem. Tu po prostu ruszono jeszcze jeden krok do przodu. Świetna alternatywa dla e-papierosów i innych tego typu wynalazków. Idea i wzornictwo mi się podobają. Podobają zdecydowanie bardziej od naszych gruszek i Albso.
Dla e-papierosów? Pipoo? E-papieros służy do rzucenia palenia, a Pipoo wprost przeciwnie, prawda? To chyba więc żadna alternatywa.
e papierosy nie służą do rzucenia palenia i niewiele mają z tym wspólnego. Widać mało ma kolega styczności ze światem lansu, o którym wspomina w poprzednim wpisie. E papieros jest- metodą na palenie tam gdzie nie wolno- im bardziej demonstracyjnie tym lepiej, ale uzależnia od nikotyny tak samo, nawet osoby nie palące sięgające po e-papierosy szybko się wciągają. Mam z takim środowiskiem do czynienia zawodowo i niejako z boku obserwuje pewne zachowania. Mam też kilku znajomych zarażonych tą chorobą… nie ma to nic wspólnego z rzucaniem nałogu. Owszem może w niektórych przypadkach- moja mama rozważa od dłuższego czasu zakup tego ustrojstwa, pewnie jest spora grupa ludzi którzy faktycznie traktują to urządzonko jako formę przejściową- jednak wątpie że to się uda, palenie może uda się rzucić ale nałóg nikotynowy pozostanie.
Kwestia – uda się, czy nie oraz to, że niektórzy ludzie używają tego niezgodnie z tegoż przeznaczeniem – jest chyba jednak drugorzędna. E-papieros to zdecydowanie inna kategoria niż Pipoo. Pipoo nikogo nie oszukuje, że dzięki paleniu w niej rzuci się nałóg.
I racja – ze światem lansu nie mam wiele wspólnego. Uchowaj losie, chciałbym mieć jak najmniej. Co nie zmienia faktu, że Pipoo wydaje mi się lanserska, ale w tym dobrym znaczeniu tego słowa. Jak wiele pomysłów Vauena – tak i ten przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Choć w sumie brzydactwo niezmierne.
15 minut temu przechodziłem obok stoiska z e papierosami. Widziałeś jaka jest różnorodność tego badziewia? Ktoś naprawdę przykłada się do tego żeby zaprojektować te wynalazki. Gdyby miało to służyć rzucaniu palenia kupowali byśmy je w aptece tam gdzie gumy i plastry. E- papieros, niezależnie od tego co wmawiają sprzedawcy i marketingowcy służy do lansowania się. Zapewne pierwotnie jakiś zwariowany amerykański wynalazca garażowy opracował to coś bo chciał rzucić palenie, ale maszyna ruszyła… Patent kupił moloch farmaceutyczny, który chce takich zysków jak molochy tytoniowe, chce tym molochom zabrać pieniądze. Nie opłacało by się produkować czegoś tak przyzwoicie zrobionego i zaprojektowanego, gdyby klient za rok miał to schować w szafie, nie… tu chodzi o to żeby klient kupił kolejne, nowsze modele inne rodzaje ładunków itp…
Oczywiście to moje zdanie, oparte jedynie o pewne obserwacje żywego organizmu miasta stołecznego…
Właśnie zastanawiam się, jak bardzo na te obserwacje wpływa samo miejsce. Bo ja tak naprawdę nigdzie i nikogo nie widziałem z e-papierosem. Ani w lanserskich knajpach, ani de facto nigdzie poza miejscami, w których te badziewie można kupić. Zresztą – to dla mnie jednak szyte grubymi nićmi, ta rzekoma „lanserskość” e-papierosów. To przecież zaledwie proteza tytoniu, zwykłego papierosa, etc. To tak jakby się chwalić sztuczną szczęką. No, ale może w stolicy są i tacy, nie wiem. W każdym razie myślę, że poligon obserwacyjny stolicy jest zupełnie inny niż reszty kraju.
A może tak, Wielce Szacowni i Czcigodni Polemiści, któryś z Panów zapuściłby kwerendę do Googlownicy i napisał wielki artykulas o e-papierosach, zamiast tak się przemawiać „na przypuszczeniach”?
E-papierosy to dla mnie czysta fantastyka, która się spełniła, gibsonowski cyberpunk widoczny za oknem. Przerażające, ale i pociągające. W sumie dobry temat do opisania.
Tak prawdę mówiąc, to gdybyśmy funkcjonowali w normalnej redakcji, takiej, wiesz, z wierszówkami, to „poprosiłbym” o napisanie tego artykuliku wspólnymi siłami. Przyniosło by to korzyść i Czytelnikom, i Fajkanetowi, i Polemistom. No i dało artykuł najrzetelniejszy, bo pisany przez dwóch tradycyjnych antagonistów. No, ale w warunkach wolontariatu nawet nie śmiem podjąć takiej próby, bo skoro doszliście do złośliwości na temat „warszawki”, to z pewnością byście się pozabijali. Choćby o to, czy lepszy jest Skype czy GG.
Ale jaka piękna by to była tragedia! ;)
Art będzie, ale zdjęcia własnymi siłami będziecie musieli ściągnąć z neta/zrobić nie wiem skąd. Niestety nie dorobiłem się porządnego aparatu.
Będzie, ale kiedy?
Jeśli moje dziewczyny nie wymyślą mi jakiegoś nowego zajęcia to obstawiam niedzielę wieczór. ;) Wczoraj na ten przykład dzięki działalności teściowej i sąsiada (bo drzwi lekko szurały) musieliśmy na nowo montować drzwi wejściowe.