Biorąc pod uwagę fakt, iż mało mamy literatury fajczarskiej w Polsce, obecność poradnika Maćka Maciejewskiego cieszy niebywale. Ze starszymi pozycjami bywa różnie – są rzadko dostępne, a jeśli pojawiają się na internetowych aukcjach, ich ceny są wprost kosmiczne. Nowa-stara fajka. Odnawianie, higienizacja, naprawy ma więc szansę stać się pierwszą lekturą młodych stażem fajczarzy.
Odkąd Maciek ogłosił na forum FMS pracę nad poradnikiem, wielu go poparło, by potem dobrym słowem zachęcać, czynnie bądź kibicując uczestniczyć w powstaniu książki. Niezależnie od tego, czy było to tylko (może raczej – aż) dobre słowo, czy pomoc konsultacyjna albo nawet dostarczanie materiału do fotografowania oraz napraw, wszyscy trzymaliśmy kciuki. Nie było wątpliwości – to najpotrzebniejsza pozycja naszych domowych bibliotek. Każdy z nas prędzej czy później będzie musiał dokonać naprawy swoich ulubienic. Entropia bowiem jest nieubłagana, a materia niestety delikatna.
Wcześniej, co autor słusznie wspomina we wstępnych rozdziałach Nowej-starej fajki, informacje na temat renowacji fajek były porozrzucane po wątkach forum FMS, zaś stali bywalcy owego forum najczęściej odsyłali do tzw. „wyszukiwarki”. W efekcie wiadomości na ów temat były zbyt rozproszone, tonęły również w zalewie innych postów, niekoniecznie przydatnych podczas napraw. Celem więc owego poradnika było zebranie wszystkiego w jedno i stworzenie kompendium. Cel to słuszny, szczytny i, powiedzmy to sobie od razu, zrealizowany.
Zanim przejdę do opisywania zalet książki, muszę z recenzenckiego obowiązku wytknąć parę wad. Nie są one wielkie, niektórzy czytelnicy nawet ich nie zauważą, bowiem nie przeszkadzają w przyswajaniu treści poradnika. Niemniej jednak trzeba o nich powiedzieć. Chociażby – na przyszłość. Wierzę wszak, iż Maciek na tej jednej książce nie poprzestanie i prędzej czy później znów sięgnie po pióro, by zaszczycić nas – swoich fajczarskich kolegów – następnym dziełem.
Uwagi owe są czysto edytorskie.
Drażni trochę formatowanie tekstu. Marginesy są zbyt małe, dzięki czemu tekst rozlany jest po całej stronie – zalewa ją, tworząc jedną wielką sieć znaków. Rozumiem ten zabieg – chodziło o możliwie jak największe skondensowanie całości, a także o odpowiednie rozłożenie zdjęć. Wiadomo – im większy rozmiar do dyspozycji, tym lepiej widać fotografię. W poradniku to ważne, aczkolwiek mam wrażenie, że nie zaszkodziłoby jednak marginesy zwiększyć. Tym bardziej, że bardzo często rozdziały są krótkie i kończą się w pół strony. W efekcie – sporo miejsca jest zmarnowane, a także wygląda to nieestetycznie. Przy tak małej książce (48 stron, w tym strona tytułowa, dane wydawnicze oraz miejsce na notatki) nie ma co oszczędzać miejsca. Lepiej zająć je całe.
Nie mogę nie wspomnieć o korekcie. Co prawda, książka bez chociażby jednego błędu, to nie książka, a wynaturzenie, ale tutaj pomyłek jest więcej. Szczególnie interpunkcyjnych, ale znajdujemy też ortograficzne. Myślę, że gdyby całość poddać jeszcze jednemu sprawdzeniu, przysłużyłoby się to poradnikowi.
Jak już jednak wspomniałem, w żaden sposób nie eliminuje to Nowej-starej fajki. Zalety bowiem przyćmiewają wady. Zalet też jest znacznie więcej niż wad.
Po pierwsze – to fachowy poradnik. Faktycznie zbiera całościową wiedzę z przeróżnych źródeł i prezentuje ją w skrócony sposób. Ten żołnierski styl jest najciekawszy. Nie bawi się bowiem autor w dywagacje tam, gdzie trzeba jasno, prosto i klarownie przedstawić temat. Krok po kroku wykłada o każdym znanym mu sposobie odnawiania i reperacji. Traktuje zarówno o wywabianiu przykrego zapachu z główki fajki, jak i zeskrobywaniu nagaru, polerowaniu, dosztukowywaniu ubytków, przeciwdziałaniu dalszemu pękaniu fajki, ale również o higienizacji. Szczególne wrażenie robią fragmenty o renowacji ustnika. Jak wyjmować ułamany czop z fajki, jak dorabiać „wygryziony” zgryz i wypełniać dziury w każdym materiale. Jak nakładać virolę, jak dbać o rim, jak podnosić dno przeróżnymi metodami.
Czasami, gdy autor czuje, iż dokończył temat, pozwala sobie na uśmiech do czytelnika. Zabawny jest fragment o pożyczaniu suszarki do włosów od żony, o tym, jak można skaleczyć się smarując chleb, o traktowaniu fajki przez poprzednika-flejtucha. To puszczanie oczka cieszy, bo rozładowuje napięcie. Tematy wszakże są poważne, a naprawy bywają trudne, o czym zresztą Maciek często wspomina. Potrzebna jest więc chwila oddechu w tym, poważnym, bądź co bądź, tekście.
Tym, co zaskakuje najbardziej, jest ilość metod opisywanych przy każdej okazji. Na przykład, podnoszenie dna możemy wykonać za pomocą pipe-mudu, za pomocą dentystycznej masy ceramicznej czy też szkła wodnego zmieszanego z pyłem wrzoścowym. Autor, nawet opisując pozornie prostą czynność tworzenia „błota fajkowego”, opowiada, iż większość używa do tego cygarowego popiołu, ale można również popiołu po czystej virginii, co lepiej wpłynie na smak fajki. Nie pomija więc żadnego szczegółu, pieczołowicie odnotowuje każdą możliwość.
Zdjęcia współgrają z tekstem. Co prawda jest ich trochę mało i czasem brak jakiejś bardziej widocznej podpowiedzi. Fotografie jednak nie odwzorowują w pełni czynności naprawczych. Na szczęście tekst rozjaśnia wszelkie wątpliwości.
Jakościowo to znakomita książka. Pozycja obowiązkowa dla każdego fajczarza, niezależnie od stażu. Dla młodych – kopalnia wiedzy, a dla tych bardziej doświadczonych – przypomnienie, niejako „ściąga”. Traktuje o wszystkim, co tylko jest możliwe, nie uciekając od trudnych tematów. Autor podołał wyzwaniu, co cieszyć nie powinno tylko jego, ale i nas – czytelników, fajczarzy, renowatorów.
Maciej Maciejewski, Nowa-stara fajka. Odnawianie, higienizacja, naprawy
Wydano nakładem własnym autora
Sobótka 2010
Książka dostępna na stronie sklepu Fajkowo.pl, a także pod poniższym adresem:
F.H. Trafika S.C. Poznań ul.Sczanieckiej 9/2;
oraz u autora (e-mail: maciej dot faja dot maciejewski maupa wp dot pl)
jak już „jedziesz” po korekcie i składzie – to dopisz jeszcze ze książka została poskładana i wydrukowana i poklejona w 10 dni – bo musiała być zrobiona na Przemyśl.
Poza tym, to podziwiam Cie… ja bym się nie odważył na recenzje…
Pośpiech bywa czasem złym doradcą. Edytorsko na pewno mogło być lepiej. I warto było lepiej. Niemniej jednak książka się broni, a to najważniejsze :)
E, tam, podziw… Recenzuję od około pięciu lat. Książki.
widze ze nic nie rozumiesz… ale nie wazne… recenzuj dalej…
Darku, chciałbym zauważyć, czego widzę, nie dostrzegasz, iż recenzent ma święte prawo do wytknięcia błędów. Edytor ma również święte prawo się na niego obrazić, jeśli ma taką ochotę. Zawsze jednak warto edytorowi recenzenta wysłuchać, zamiast się zżymać.
Nie ciągnijmy tej mało poważnej dyskusji, bo też nie rozchodzi się o edytorskie wpadki, ale o jakość samej książki. A ta jest dalej wysoka, co wykazałem w powyższym tekście.
Jednym zdaniem – uważasz, że Emil napisał złą recenzję i pojechał po książce. Uważasz też, że opinię o książce może pisać jedynie fajczarz z 25. letnim stażem i taki, który odrestaurował co najmniej 333 fajki… Najlepiej, gdyby opinia Emila była entuzjastyczna (a moim zdaniem jest, jeśli chodzi o treść i pracę Maćka) pod każdym względem, także jeśli chodzi o aspekt edytorski. Wówczas zapewne nie dawałbyś do zrozumienia – jako ktoś, kto książkę składał – że Rheged nie jest fajczarzem bez pasowania na starszego fajczarza sztabowego przez… no właśnie, przez kogo?
Ja „Nowej-starej fajki” nie widziałem. Słyszałem o niej rozmaite opinie. Także od przedstawicieli „kapituły”, która Emilowi gotowa jest przyznać co najwyżej stopień młodszego midpipmana-stażysty. Były zbieżne – treść i wysiłek autora ceniony i chwalony, edycja pośpieszna, co sam przyznajesz. Midpipman Rheged miał odwagę (czy czelność Darku? Bo to tutaj chyba chodzi, jak on śmiał napisać coś, o czym wszyscy mówią) to napisać i podpisać się pod tym… I midpipman na dodatek zna się na książkach. Bez względu na to, czy są kierowane dla miłośników fantastyki, kobiet z wąsami, modelarzy, wędkarzy czy miłośników fajki – on się na tym zna…
Rozumiem Twoją reakcję w chwili, gdy wyjaśniasz ten pośpiech – to wiele wyjaśnia. Także brak numeru ISBN, co będzie skutkować podczas określania stawki VAT za tę pozycję. Oburza mnie jednak, kiedy jako edytor próbujesz zdezawuować recenzenta marnymi aluzyjkami, bez mówienia wprost, o co Ci chodzi.
Jacku… nie w tym rzecz. Poprostu denerwuje mnie fakt, ze ktoś (nie ważne kto – absolutnie nie piszę teraz tu o Reghedzie) nie zna że tak powiem kuluarów powstania czegokolwiek – wytka w w tym błedy.
Odnosząc się do tego co napisałem. Nie „krytykuje” jako krytyki o jakości samej treści merytorycznej ksiażki, zdjeć. A jedynie denerwuje się na fakt, ze tak jak napisałem nikt nie znał (oprócz wybranych osób) sytuacji w jakim czasie i jak powstała ta książka.
Pierwotnie ksiązka miała pojawić się do końca roku (październik, listopad) miała ukazać się łącznie z tłumaczeniem angielskim, miała mieć twardą okładkę sporo więcej zdjeć – więc czasu do pracowania nad składem, treścią, układem stron był mnóstwo.
Po turnieju w Gorzowie Maciej niejako został „zmuszony” do wydania książki na Przemyśl.
stąd do poskładania książki, zaprojektowania okładki, układu stron i wielu innych rzeczy zostało tak mało czasu, ze nawet dziś zastanawiam się, jak udało się to wszystko logistycznie pogodzić i zrealizować.
Jeśli chodzi o nr ISBN – pewnie, że miał być. Tylko jak pewnie wiecie nic nie dzieje się nagle i od razu. Na nr trzeba czekać jakiś czas – a nikt nie miał na to czasu.
Maciej (ja również) staneliśmy przed dylematem czy czekać czy robić bez numeru.
Zresztą nie mam zamiaru się bronić – bo uważam nie mam takiej potrzeby. Zrobiłem co mogłem w tydzień czasu i uważam, ze zrobilismy z Maćkiem kawał dobrej roboty (mówie o doprowadzeniu do postaci wydrukowanej)
Piszesz ze jako edytor wysnuwam marne aluzyjki… Absolutnie nie. Tylko szlaq mnie trafia, jak mega wiele osób (zeby nie napisać wszyscy) poganiali Maćka – już już teraz wydaj, narazie polską wersję, itd itp. Wszyscy ją kupowali jeszcze nie wydaną. A dziś co? A dzis kazdy weźmie ksiązkę w ręce, przekartkuje, poklepie Maćka po plecach i powie super książka – i odkłada ją na kupkę
Reasumując i pisząc wprost (jak chciałeś) w tak małej enklawie jakim jest społeczeństwo fajczarzy powinniśmy się cieszyć ze są ludzie, którzy chcą coś robić dla innych a nie czepiać się błedów stylistycznych. Skoro są rzeczy o których głośno nie powinno się mówić – to po co pisać rzeczy kompletnie nie istotne dla wartości całej ksiązki.
p.s.
Jacku nie prowokuj tekstami typu, ze ktoś nie ma prawa napisać recenzji bo nie jest fajczarzem z megaletnim stażem, bo jestem ostatnią osobą, która cokolwiek w tym temacie się odezwie.
Poza tym udzielam się trochę (a może i więcej) w lokalnym (i większym) społeczeństwie fajczarzy i już nic mnie nie zdziwi… cieszę się tylko z tego, ze ja nie udzielam się tylko dla tego, zeby czerpać z tego jakiekolwiek korzyści materialne dla siebie. Robie to z czystej przyjemności i bez zadnego przymuszania do czegokolwiek.
Tak samo było w przypadku książki.
a co do opinii o ksiażce – zawsze będzie różna. Nie ma na świecie pozycji filmowej, ksiązkowej czy innej która przypasowałaby wszystkim – nawet film Avatar na którym byłem 4 razy spotkał się z achami i ochami, ale tez spora grupa ludzi psioczyła na ten film. Sa gusta i guściki i to trzeba uszanować.
Co do „znania” się na recenzjach, dziennikarstwie przez Regheda – ja w to nigdy nie wątpiłem i nie mam zamiaru. Ba! ja to szanuje „na wskroś”
Jednak czasem wypadałoby coś pominąć – choćby tylko i wyłacznie na fakt, ze jak nie nam wszystkim, to bardzo wielu z nas Maciek dużo pomógł w „zaaklimatyzowaniu” się w świecie fajki.
I nie jest to kwestia jak to napisałeś „czelności” czy odwagi – mądre słowa można zawsze przyjąc na klate. I nawet trzeba to zrobić z pokorą.
tak na marginesie pisząc juz z uśmiechem na ustach i z mocną ironią i złośliwością – nawet znający się na recenzowaniu, dziennikarstwie, korekcie – popełniają błedy – co widać, słychać i czuć w MOIM artykule z Przemyśla 2009 poprawianym przez …. no własnie :) przez kogo?
Jednak nic się nie odezwałem – przyjąłem poprawke na klate i … uśmiechnąłem się…
czasem nie warto wyskakiwać przez jak to sie mówi orkiestre :)
chyba tyle…
mam nadzieje, ze nikogo nie obraziłem tymi słowami. Wszak obiecałem Piotrowi ze będę grzeczny. :)
Darku, najmocniej przepraszam za kolejną szczerość, nie mam zamiaru w żaden sposób nikogo poniżać, ani szkodzić, nikogo też nie chcę obrażać. Odczytuj proszę moje intencje jako czyste i dobre. Spieszę wyjaśnić, krótko, prosto i szczerze, że obowiązkiem recenzenta jest powiedzieć wszystko. I to jest moja pomoc w stosunku do Maćka i do Ciebie. W tym wyraża się mój szacunek, że powiem Wam zawsze prawdę, prosto w oczy, choćby nie wiem, jak bolała.
Doceń to.
Pokazałeś kuluary, przeczytałem z uwagą. Mam nadzieję – i życzę tego zarówno Maćkowi, jak i Tobie, by książka rozchodziła się jak świeże bułeczki. Swoją drogą, jestem szczęśliwy, że w podziale obowiązków redakcyjnych na mnie spadła recenzja „Trafiki”, a na Emila „Nowa-Stara fajka”. Cokolwiek by mówić – Emilowi nie zazdroszczę.
„Tylko szlaq mnie trafia, jak mega wiele osób (zeby nie napisać wszyscy) poganiali Maćka – już już teraz wydaj, narazie polską wersję, itd itp. Wszyscy ją kupowali jeszcze nie wydaną. A dziś co? A dzis kazdy weźmie ksiązkę w ręce, przekartkuje, poklepie Maćka po plecach i powie super książka – i odkłada ją na kupkę”
… a mozna wiedziec, dlaczego ksiazka musiala byc gotowa na Przemysl? Pytam z czystej ciekawosci, zadnego podtekstu nie ma :-)
Pewnie dla promocji w swiatku fajczarskim to bylo dobre rozwiazanie, ale sam piszesz, ze wielu z poczatkowych entuzjastow potraktowalo publikacje jako kolejna ozdobe biblioteczki… A w zgodnych opiniach wartosc poradnika jest bardzo wysoka – wiec zapewne pozycja obronilaby sie sama. Tak przynajmniej mysle.
m.
„Pewnie dla promocji w swiatku fajczarskim to bylo dobre rozwiazanie, ale sam piszesz, ze wielu z poczatkowych entuzjastow potraktowalo publikacje jako kolejna ozdobe biblioteczki…”
odłożyli ją na kupkę u Maćka – bez żadnego kupowania…
Może się rozczarowali? Może oczekiwali tego co zapowiadaliście? Kolejny dowód na to że warto było jednak zrezygnować z pośpiechu?
Palę faję od trzech lat i odnowiłem „tylko” ze 20 fajek…i bardzo wdzięczny jestem i Mackowi i Tobie za tę książkę.
Rozumiem Kolegów , którzy pisali tu o błędach edytorskich , ale dla mnie jest to po prostu świetny poradnik , a nie album fajek.
Dla mnie i tak ta książka jest piękna przez swą użytkowość.
Dziękuję Wam Koledzy…
PS.a książki kupiłem dwie…jedna służy mi jako podręcznik , a druga – z sympatyczną dedykacją Maćka – zdobi mój skromny księgozbiór.
Krzysiek, ja to wszystko rozumiem, także fakt, że masz dwie książki. Czy możesz mi jednak napisać, jaką recenzję POWINIEN napisać Emil, żeby być w porządku… Ale wobec kogo? Autora? Wydawcy wykonawczego? Fajczarstwa polskiego, jakkolwiek by to rozumieć?
Ja wiem wobec kogo Rheged ma być w porządku. Zresztą Ty chyba także, jako Czytelnik, jako Bardzo Ważny Pan Czytelnik.
Jestem zwyczajnym czytelnikiem. Nie ustosunkowywałem się do recenzji Emila ,bo nie znam się na recenzowaniu książek , wygłosiłem jedynie własne zdanie na temat powyżej recenzowanej książki.
I tak , jak nie odważyłbym się na recenzowanie książki Maćka , tak samo nie śmiałbym Emilowi mówić wobec kogo ma być w porządku.
Ja jestem , a przynajmniej próbuję być w porządku wobec samego siebie. Co zresztą proponuję innym. Dixi.
Serdecznie pozdrawiam
Krzysztof
Też mam u Maćka zamówiony egzemplarz z dedykacją.
Nie wiem jakie założyliście plany i co uznalibyście za sukces, niemniej jednak książka ta ma doprawdy „przerąbane”.
1) ultra mały target, 2) konkurencja w postaci Internetu, 3) osoby do których powinna trafić będą w większości zorientowane w temacie więc, oczekiwania będą/są wygórowane. Np. z mojej perspektywy raczkującego fajczarza, jeśli miałbym poddać jakąś fajkę renowacji to zrobiłbym to na podstawie dostępnych w sieci opracowań a 35 zł. przeznaczyłbym na kopertę tytoniu albo zakup fajki. Nie oceniam treści bo: 1) nie mam książki, 2) pewnie i tak miałbym problem z ustosunkowaniem się do jej treści – stwierdzam tylko fakty. Nie wiem czy prowadziliście jakąś sondę, tudzież quasi-badania nad sprzedażą ale jeśli dane oszacowane były na podstawie akcji forumowych typu (forumowy zapach do samochodu za 2,50- lista chętnych) to jak pokazuje praktyka liczba wpisanych osób a liczba wpłat nijak mają się do siebie. Życzę powodzenia i pozdrawiam!
Nie mam zamiaru oceniać książki, bo jej nie miałem okazji widzieć i czytać, ale wtrącę swoje trzy grosze w innej kwestii. Mnie jako konsumenta mało interesują kuluary powstawania czegokolwiek. Niezależnie czy dotyczą pośpiechu wydawcy, z którego wynikają błędy ortograficzne czy też kaca fajkarza, który źle nawierca przewód dymowy. Po prostu błąd jest błąd. Na szczęście z tego co przeczytałem wartość merytoryczna książki jest znacznie cięższa niż te błędy edytorskie.
W dniu 5 lipca 2010 Pan Listonosz przyniósł mi przesyłkę. Zawierała ona książkę, o której tu mowa. Natychmiast skwapliwie zabrałem się do jej lektury. Swoje uwagi zamieściłem tu
http://fajczarze.pl/forum/viewtopic.php?f=6&t=4042&p=55665&hilit=nowa+stara+fajka&sid=265c93bb78d0fa121ca7fb199a7a132e#p55665
W wyniku rozmowy z naszym Miłym Gospodarzem nie będę przeklejał tego tekstu. Jest on wszakże dla mnie punktem odniesienia przy wypowiadaniu się na temat książki Macieja.
Z pierwszego wykształcenia i zawodu jestem artystą plastykiem. Stąd pewne doświadczenie a nawet dorobek w zakresie spraw związanych z zasadami kompozycji. Wykładam, piszę i publikuję, także recenzuję, konsultuję, zajmuję się sprawami konserwacji na poziomie akademickim włącznie z publikacjami na jej temat i uczeniem jej od wielu dziesięcioleci.
Zawsze staram się postrzegać dany twór w sposób realistyczny, z uwzględnieniem sytuacji, w której powstał i istnieje, mając świadomość „warunków i okoliczności powstawania treści”. Zawsze staram się przestrzegać hierarchii ważności – ważyć, postrzegać i podkreślać sprawy ważniejsze, rozróżniając je od tych także ważnych, ale może nie aż tak. Zwłaszcza jeśli to, co nie jest idealne, nie niesie ewidentnych przekłamań. A jestem wręcz nabolały znaczną liczbą publikacji zawierających błędy merytoryczne, i to publikacji sygnowanych utytułowanymi nazwiskami, a na dodatek wydanych za środki publiczne.
W świetle mej wiedzy i doświadczenia poradnik Macieja nie zawiera poważnych błędów, co samo w sobie jest dla mnie wielką wartością. Dokonanie wyboru z materiału o różnej wartości merytorycznej i oddzielenie ziarna od plew, uniknięcie przekłamań jest dla mnie najważniejszą sprawą, przyćmiewającą wszelkie inne, niewątpliwie uprawnione opinie na temat tej własnym sumptem wydanej pozycji. Moim zdaniem jest ona wydana lepiej, niż inna pozycja wydana także własnym sumptem, czyli fundamentalna „biblia” wiedzy na temat Dunhilla. Mówię oczywiście o książce Johna C. Loringa „The Dunhill Briar Pipe – The Patent Years and After”, 1998, USA.
Doprecyzujmy, Panie Jacku – to, co napisał Maciek nie zawiera poważnych błędów. De facto nie zrobił błędów. Kwestia edytorska to nie jest sprawa Maćka. Czy ktoś za dwa lata (bo książka ta będzie obecna na rynku latami, jak mniemam) będzie pamiętał, że była przygotowywana w pośpiechu, bo Przemyśl 2010 idzie? Czy cokolwiek to zmieni? Marginesy się dzięki temu nie poszerzą, a puste miejsce się nie zapełni. Szkoda, że tak został ten materiał potraktowany, bo można było zrobić to godnie. Chociażby nadać numer ISBN.
Ale faktycznie – te błędy nie dyskwalifikują poradnika, co wykazałem w recenzji.
… najlepiej daj spokoj, szkoda klawiatury. Kazdy czyta jak chce; niewazne, ze przewazajaca czesc twojego tekstu to pozytywna opinia o publikacji – i tak znajda sie komentujacy z nastawieniem opisanym przez jalensa 3 posty wyzej. To jest wlasciwie (moim zdaniem) cos podobnego do panujacego w Polsce przekonania o idealnym swiecie przemyskiego fajkarstwa dyskutowanym w innym watku – wszystko jest doskonale, a jakakolwiek krytyka – nawet konstruktywna – jest traktowana jako atak na swietosc. W efekcie bledy nie sa korygowane i zamiast sie rozwijac, mamy stagnacje.
Tak na marginesie (mam nadzieje, ze nie za waskim :-)) – mnie do zakupu ksiazki Macieja zacheciles. Dotychczas korzystalem z zasobow APF, ale ta pozycje rowniez chce miec.
m.
Kup koniecznie, bo warto. Dużo wiedzy, dużo dobroci, podanej w przystępny sposób. Warto, warto, jeszcze raz warto.
Chętnie bym tą książkę zobaczył. Szkoda że nie została wydana pod postacią e-booka, w takiej formie chętnie bym ją zakupił.
Myślałem na temat jej zakupu, ale po tej recenzji skonfrontowanej z opinią jaką usłyszałem w gronie przyjaciół którzy tą książkę widzieli już wiem że nie jest to pozycja dla mnie.
Pośpiech zawsze jest złym doradcą. Moim zdaniem trzeba było twardo postawić na swoim i nie wydawać książki w pośpiechu, a jeśli wydać to minimalny nakład, nawet jeśli książka miała by być przez to dorsza, lub nie przynieść zysku, szybko wyczerpać mały nakład i postarać się o dopracowane wydanie drugie. Tak jak Emil napisał, za kilka lat nikogo nie będzie obchodziło dlaczego została wydana w taki a nie inny sposób. Będzie widział błędy ortograficzne, stylistyczne i kompozycyjne, bezrefleksyjnie będzie psioczył na to wydanie.
Ponieważ nie byłem jeszcze na żadnym fajkowym Przemyślu, a o książce usłyszałem z FMSu i tego portalu pozwolę sobie napisać kilka szczerych słów.
Jako czytelnika, przepraszam za brutalne słowa, nic mnie nie obchodzi pośpiech autorów i ich wstępne umawiania się, tylko to czy książka pomimo małej ilości stron jest warta zakupu. Dobrze, że Rheged napisał o kwestii edytorskiej książki, bo gdybym kupił ją bez tej wiedzy plułbym sobie w brodę, że nie kupiłem sobie za to choćby książki pana Beevora z innej tematyki. Ta książka będzie dla mnie często przeglądanym poradnikiem, a nie jakąkolwiek pamiątką po spotkaniu w jakimś miejscu czy z jakąś osobą.
A ja ją kupię :)
Uważam że każdy fajczarz kupić ją powinien choćby dla tego że to świetna inicjatywa, że komuś sie chciało i oczywiście dla niepodważalnej wartości merytorycznej.
Wiedza w zgromadzona w tej książce nijak ma sie do błędów edytorskich (co zresztą z recenzji tej jasno dla mnie wynika), zwłaszcza że sam nawet nie zwrócę na nie uwagi.
Z recenzją można sie zgodzić lub nie, ja staram sie w każdej dziedzinie być recenzentem sam sobie. Nie żebym ciężkiej pracy recenzenta nie doceniał – poprostu on to nie ja :)
Wiedzę empiryczną cenię sobię najwyżej :)
Ponadto ciężko jest wymagać od recenzenta, aby był także jasnowdzem ;)
Dodane info o miejscach, gdzie jeszcze można nabyć poradnik :)
Myślę, że 35 zeta to nie jest jakaś wielka kasa co?
Cóż, ja krótko – w pełni zgadzam się z autorem recenzji. Gdybym ja recenzował tę książkę, zrobiłbym dokładnie tak samo. Wytykanie błędów? Normalna szczerość recenzencka. Zresztą wartość merytoryczna poradnika jest przeogromna, więc na te małe potknięcia jakoś nie zwraca się dużej uwagi.
Książkę nabyłem na allegro bezpośrednio od autora/wydawcy, przeczytałem zgadzam się z autorem recenzji w 100%
Nie żałuje ani złotówki wydanej na tą książkę a w dodatku dostałem kołeczek który właśnie schnie świeżo wy-bejcowany :)
pozdrawiam czekając na kolejne pozycje Macieja Faji :)