Suplement do tytoniowej typologii

22 lutego 2010
By

Anglik to taki dziwny typ, herbaty naparzy, rybę z frytkami wsunie, melonik na głowę i ginie we mgle. Najgorsza jednak jest ta ich flegma, tfu… Ale poważnie, po czym poznać rasowego Anglika? Hm… no, jest to koń wysoki, smukły, o długiej szyi… zaraz, zaraz, to chyba nie ten portal… choć dżentelmen, palący fajkę, powinien mieć ogładę w wielu dziedzinach, isn’t it?

Tytonie angielskie każdemu, jako tako obytemu fajczarzowi, kojarzyć się muszą z Latakią. I to jest dobry trop. Wszystkie klasyczne („old fashioned”) angielskie mikstury… no właśnie –  mikstury. Bo trzeba wiedzieć, że „mixture” i „blend” to nie było to samo. Mikstura (mixture) to mieszanka, która swój smak zawdzięcza złożeniu kilku różnych odmian tytoniu.

Brytyjczyki

Te klasyczne – „old fashioned”, klasycznie mają w składzie Virginię, Latakię, inne Orientalne i naturalnie Perique. I taki zestaw daje moc, i taki zestaw daje charakter. Oczywiście, proporcje użyte w mieszance pozostają tajemnicą autorów.

Czasem w takiej miksturze brak jest niektórych odmian. Weźmy taki Balkan Flake od S. Gawitha. Próżno w nim szukać Orientali, próżno szukać Perique. Tylko Virginia, Latakia – a jakie smaczne? Wytrawni fajczarze mają pretensje, że trochę za płaskie, że nazwa na wyrost, ale wiadomo, kto raz w życiu spróbował Sobranie… Mnie jeszcze nie było dane i co smutniejsze, zdaję sobie sprawę, że ta sztuka może mi się już w życiu nie udać…

No dobrze, zostawmy legendy, wróćmy do gawithowskiego (nie)Balkana i usuńmy z niego Latakię. Zostanie? No właśnie! Zostanie VIRGINIA! – dziewica – matka wszystkich porządnych tytoni. Jest smaczna po prostu . Słodka, owocowa, migdałowa, dyniowa i co by tam jeszcze o niej nie pisać. Matka, jak matka – niegrzecznemu, nazbyt zachłannemu również potrafi dać ścierą po gębie. Ale nie o tym, tylko o blendzie teraz być powinno.

I będzie. Bo bardzo rzadko się zdarza, żeby produkt, którym napełniamy naszą główkę był złożony wyłącznie z liści jedynego pochodzenia. I to właśnie złożenie tytoni tej samej odmiany, ale pochodzących z różnych stron świata, różnego czasu zbiorów, czasem różniących się tylko sposobem suszenia nazywano blendem. Piszę o tym nazywaniu w czasie przeszłym, bo aktualnie zdarza się palić miksturę, która jest blendą i blendę, która jest miksturą.

Ot, taki świat – prawa marketingowe ponad-naturalne. Ale znowu nie o tym. Znowu w bok. Choć, jak widać, przy fajce mnożą się skojarzenia, mnożą poboczności. Nie ma się co dziwić panu Albertowi, że takich historii po drodze nawymyślał. A my tu sadzimy wielkimi susami i jakże na skróty. A co jest na końcu? Tego nikt nie wie, bo nikt jeszcze stamtąd nie wrócił.

No, a w tym tekście? W tym tekście na końcu jest aromat. Bo prawdziwy tytoń angielski to również ten aromatyzowany. Ha! Nie Duńczyk, nie Holender, nie Niemiec. Czym różnią się te tytonie – składem. Angielskie aromaty robione są z Matki, nie ze zmiotek, nie z szesnastokrotnie przegotowanych, odnikotyzowanych i odcukrzonych czarnych kawendiszy szemranego pochodzenia, które potem od nowa zalewa się płynnym budyniem o smaku zgodnym z naturalnym, aż się nassa.

I właśnie dzięki temu, że ten Anglik jest Anglikiem z Matki, a nie ze zmiotek – docelowym klientem takiego tytoniu nie musi być niemiecki emeryt na wycieczce krajoznawczej na Krecie, tylko normalny, zdrowy chłop. Bo niektóre z tych angielskich aromatów, to naprawdę mocna rzecz!

Najbardziej typowym sposobem angielskiego aromatyzowania jest top flavouring. Polega to na tym, że najpierw przygotowuje się blend, a dopiero na samym końcu zostaje on „wyperfumowany” aromatem. Oczywiście w niektórych przypadkach stosuje się również casing, czyli aromatyzowanie poprzez pełne zanurzenie w odpowiednim sosie aromatyzującym, a następnie dosuszenie do odpowiedniej wilgotności. Może to przypominać proces z tworzeniem tytoniu na bazie black cavendish’a, jednak nie ma tu mowy o żadnych dodatkowych fermentacjach.

To angielskie (choć chyba lepiej byłoby powiedzieć brytyjskie, bo i Szkoci to robią i Irlandczycy) aromatyzowanie, to takie dziwne jest. I nie każdy to lubi. Stosuje się zapachy róży, pelargonii, fasolki tonka, szemranej jeleniej trawki, a ponoć skład aromatu Groosemoura znają trzy osoby w firmie.

Przyznam, że w mnie akurat ten tytoń nie wzbudził szczególnego zachwytu, a przecież ma liczne grono zwolenników. Takie to właśnie są te mydlanki (soap, scented). Zdecydowanie lepsza – czysta pure Viginia. I to już koniec tego skrótu poprzez angielską myśl tytoniową. Choć zaraz, zaraz, gdzieś tam w kącie czai się myśl, myśl Gregory’ego Pease’a: “In fact, very few, if any, tobaccos on the market today are NOT cased.”

Ciekawe, co na to, kumbryjscy czarodzieje z Kendal?

W swoim szaleństwie pozwoliłem sobie użyć informacji zawartych na apf oraz pipedii.

Tags: ,

18 Responses to Suplement do tytoniowej typologii

  1. 22 lutego 2010 at 23:11

    Paweł, tytuł nie może się zawijać na dwie linie! Zabij, ale nie może!

    • yopas
      23 lutego 2010 at 08:41

      Spoko, mam dystans do tekstu ;+)
      Dzięki Jacku, za edycję!

  2. Rheged
    22 lutego 2010 at 23:26

    Zabijcie mnie za lenistwo – które teraz to prawdziwe angliki?!

    • Alan
      Alan
      23 lutego 2010 at 00:04

      to pytanie chyba pozostanie bez odpowiedzi, tak jak pytanie o prawdziwe balkany…

      • 23 lutego 2010 at 00:29

        Oraz czyste wirginie!

        • yopas
          23 lutego 2010 at 10:24

          Ja bym odpowiedzi szukał u Gawitha, u Hoggartha, w marce Dunhill, Sasieni, GLP,… hehe zapomniałem jeszcze o nowych anglikach, czyli modernach. Nie lubię BlCav, nie lubię… ale taki Black Mallory z podpisem Rattraya, to właśnie modern… i ja nie twierdzę, że niesmaczny, bo nie paliłem.
          UkłonY,

          • 23 lutego 2010 at 10:58

            Polecam ten tytoń. Jest pięknie nieprzesadny.

  3. 23 lutego 2010 at 00:33

    Koniecznie, bo Cavendish nie musi być takim gównem, jak to sypane do tanich kontynentalnych blendów, nie mówiąc już o szwarckawendiszach w fastfoodowych tytoniach amerykańskich.

  4. Julian
    Julian
    15 grudnia 2010 at 11:01

    Ciekawie byłoby uzyskać wiedzę na temat prawdziwości anglików par ekselans że tak powiem. Bo prawdę powiedziawszy, dziś idzie to tak: Gawith, Gawith&Hogarth – owszem, Anglia. Ale już Sasieni – Dania, Rattray’s – Dania albo Niemcy, Dunhill – od momentu ostatniego odrodzenia Dania, Murray’s – już niestety Dania, Fribourg&Treyer – Dania, plus cała kupa mniejszych marek tak samo. Czy ktoś wie, jaka marka produkuje teraz w UK, poza Gawithami?

    • jalens
      15 grudnia 2010 at 11:36

      Ciekawe pytanie… YOPAS, czy leci z nami jeszcze jakiś angielski pilot. Czy prawie wszystko to już Lufthansa…

      • yopas
        yopas
        15 grudnia 2010 at 12:18

        Ciężko mi cokolwiek więcej wymyśleć, ponad to, co Julian napisał. Zastanawiam się jeszcze kim aktualnie jest Ogdens of Liverpool (St. Bruno), czy Bell (Three Nuns – tu ciekawostka, bo zdaje się, że obecnie funkcjonują dwie edycje tego tytoniu. Dziwniejsze jednak jest to, że to kontynentalna jest w starej formie curly cut, a wyspiarska już ready rubbed). Jest jeszcze British American Tobacco – właściciel marki Dunhill… który wcale tego tytoniu nie produkuje, o czym Julian wspomina wyżej…

    • Julian
      Julian
      15 grudnia 2010 at 11:48

      Albo powiedzmy Peterson of Dublin, wprawdzie nie Wielka Brytania, ale też Wyspy. I pytanie – kto mu robi tytoń, bo przecież nie on sam. Przypuszczam, że kiedyś robił Murray’s (plug 3P aż z daleka wali tym wytwórcą). Ale teraz Murray’s sam przeszedł z produkcją do Waregów, skąd zatem przybywa dziś taki Irish Oak?

      • jalens
        15 grudnia 2010 at 12:19

        Niedawno o tym gadaliśmy w komentarzach.
        Kohlhase, Kopp und Co. Tak więc ten Dublin nazywa się obecnie Rellingen.

      • yopas
        yopas
        15 grudnia 2010 at 12:19

        Ja przyjąłem wersję, że Kohlhase und Kopp GMBH i takiej się trzymam…

        • Julian
          Julian
          15 grudnia 2010 at 13:11

          „Zając Kapustny” – to ci dopiero nazwisko.

          • jalens
            15 grudnia 2010 at 16:05

            Z Koppa w cztery litery (gmbh), też bym wolał nie dostać.

  5. Czepialska
    2 czerwca 2011 at 13:49

    Bardzo ciekawe teksty, nie przeczę (o ile się zdołałam zorientować), ale, na litość! nie „kiślem”, tylko „kisielem”! Kisielem!

    • yopas
      2 czerwca 2011 at 14:33

      Wywaliłem ten kisiel. Był nieznośny ;)
      Dziękuję za poczytanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*