No i stało się. Po wielomiesięcznym planowaniu, do skutku doszła zapowiadana wizyta w Angielskim Kendal w firmie Gawith, Hoggarth & Co.
Po locie z Modlina do Liverpoolu szybki wskok do autobusu i jazda na dworzec. Z jedną przesiadką, ze sporą dawką szczęścia, w ciągu dwóch godzin wysiedliśmy na dworcu w Kendal. Szczęścia, bo wg rozkładu mieliśmy 10 minut na przesiadkę i mimo przybycia naszego pociągu o czasie, drugi odjechał już po 1 minucie.
Uczestnikami wyprawy byli:
– właściciele Fajkowo.pl (Piotr Niewiński i Wojciech Kobeszko)
oraz
– Tomasz Zembrowski
Z dworca przejazd taxi do hotelu i czym prędzej na rekonesans w Kendal. Po kolacji przyszedł czas na odwiedzenie kilku pubów. Z Wojtkiem raczyliśmy się różnymi piwami, a Piotrek skutecznie upijał się colą.
Jak się rano okazało, jeden z odwiedzonych lokali sąsiadował z dawną siedzibą Gawith Hoggarth. Po ciemku to przeoczyliśmy. Rano nadrobiliśmy fotograficzną zaległość.
Współcześnie wygląda to nieco inaczej:
Wchodzi się przez halę produkcyjną, a biura znajdują się na końcu hali, na piętrze. Wchodząc, nie zauważyliśmy żadnego logo ani opisu potwierdzającego to, że jesteśmy we właściwym miejscu. Jednak po zbliżeniu się do otwartych drzwi, zapach potwierdził – nie ma mowy o pomyłce – to TU!!!
Po przywitaniu zamieniliśmy kilka słów z właścicielem – Robem Youngiem, a następnie oddaliśmy się rozkoszy zwiedzania, pytania, zaglądania, dotykania wszystkiego tego, co do tej pory było tylko naszym marzeniem.
Rob prezentuje jeden z wielu pojemników z dojrzewającym tytoniem aromatycznym. Tutaj – Vanilia.
Piotrek ogląda (i wącha) tytoń o smaku (zapachu?) – Cherry.
Następnie dwa kroki w bok i jesteśmy w tzw. strefie bezcłowej. Magazyn wyrobów gotowych, czekających na oklejenie właściwymi akcyzami.
I przechodzimy na halę właściwą.
Widoczne na pierwszym planie, to kolejne pojemniki z aromatyzowanymi tytoniami, a na antresoli opakowania z gotowymi wyrobami bezakcyzowymi.
Piotrek zabawia się rękoma przy nowoczesnych prasach do wyrobu tytoniu typu flake.
A tuż obok tradycyjne prasy, które są używane bez przerwy na równi z tymi współczesnymi.
I tu kilka szczegółów z kulisów produkcji. Tytonie leżakują przed ich użyciem różnie. Czasem kilka miesięcy, a czasem (tak jest w przypadku Latakii) nawet dwa lata. Zależne jest to tylko i wyłącznie od przerobu fabryki, a nie podyktowane zwyczajem czy recepturą.
Wojtek ogląda, dotyka i wącha tytonie z Afryki i Indii.
Tytonie typu flake wytwarza się z mieszanki odpowiednich, wilgotnych liści luźno wrzuconych do formy, a jedynie warstwy skrajne układa się ręcznie z liści okrywowych.
Na zdjęciach poniżej akurat przygotowana jest porcja do produkcji Bright CR Flake.
Do tego troszkę glikolu i potasowego jakiegoś związku i gotowe.
Następnie taka forma jest ściskana na 24 godziny. Po ich upływie, forma jest przekładana do drugiej prasy i poddawana większemu naciskowi przez kolejne 24 godziny.
Po tym czasie, powstały bryt tytoniu pakuje się hermetycznie i pozostawia na 2 tygodnie.
A potem już jest tylko porcjowany, cięty na płatki i pakowany.
Wyżej: maszyna do cięcia flake-ów.
I po cięciu, formę i dokładność podziwia Wojtek.
A tak to wygląda w praktyce.
I efekt
Potem pakowanie:
I gotowe:
Jedna z form dostawy tytoni.
Autoklaw, w którym przy użyciu pary wodnej rozluźnia się tytoń, który potem poddaje się dalszej obróbce na linii produkcyjnej.
Rzut oka na urządzenia rozdrabniające, nawilżające, mieszające i wszystkorobiące.
Noże tnące mokry tytoń
A aromatyczne mieszanki na tym stole miesza się RĘCZNIE? Od spodu podgrzewa się stalowy blat i miesza się do uzyskania pożądanej formy końcowej tytoniu.
Pracownikom przygrywa muzyczka:
A tu zestaw do aromatyzacji. Akurat ten jest do twistów, sznurków i tytoni do żucia.
Ktoś lubi żuć tytoń? To proszę bardzo:
A coś grubszego? Może do palenia tym razem? Proszę bardzo:
A jak u licha oni to skręcają? Oto odpowiedź:
Tu się skręca małe średnice. W środek idzie odpowiedni tytoń, a wierzch dostaje liść okrywowy.
A tu duży kaliber:
A w praktyce to leci tak:
Potem jest ściskane i prasowane. A sznur służy do tego, by nie dopuścić do zrobienia sznurkowego placka.
I mamy potem taki piękny smakołyk:
A tak tytoń do żucia jest pakowany. Wszystko ręcznie.
A tuż obok stanowisko do mieszania tabaki:
Stemple do podpisywania półkilowych opakowań tytoni:
Worki pełne tytoni tzw. fine cut, do zwijania papierosów:
Magazyn wyrobów gotowych:
I konfekcja produktów przed wysyłką:
A na koniec – wspólne zdjęcie z Robem:
I tym samym kończę tą relację z wyjazdu do Kendal. Było to niezapomniane przeżycie, które pozostawiło po sobie z jednej strony ogromne nasycenie zdobytymi informacjami, a jednocześnie porównywalny niedosyt niewypowiedzianych pytań, które nasunęły się później.
Jednocześnie chcę podziękować bardzo za wspólną wyprawę Wojtkowi i Piotrkowi. Udało się stworzyć zespół, który przez cały wyjazd śmiał się do rozpuku zarówno w sytuacjach wesołych, jak i tych mniej. Bo zadbaliśmy o każdy rodzaj emocji.
Przeprosić też muszę za jakość zdjęć. Niestety z różnych przyczyn robione były przy użyciu iPhone’a. Dlatego wszelkie roszczenia, proszę kierujcie do Apple.
Z fajkowym pozdrowieniem
Piotrek, Wojtek i Tomek
…i stała się jasność! Wyobrażałem sobie wszystko większe, bardziej zautomatyzowane, długie linie produkcyjne i pracowników tłum ;)
Teraz pytanie, z którym czekałem do samego końca: Tomek, ile Glena udało Ci się upchnąć do walizek? :)
Wielkie dzięki za fotorelację, nasz portal znów wskakuje poziom wyżej!
Boro – sporo ;)
Ja także wyobrażałem sobie nowoczesną wytwórnię, z czymś w rodzaju „izby pamięci” dla turystów i zwiedzających mającej za zadanie pokazać historię firmy. A tu niespodzianka – tradycja i poszanowanie dla starych metod. Jestem pod wrażeniem. Jakość zdjęć wystarczająca, dziękuję :-)
Fajna relacja. Rzeczywiście wygląda jak XVIII manufaktura. Chociaż ten zakład wcale nie taki mały się wydaje. Mam delikatne wrażenie ogólnego bałaganu, ale to chyba angielska właściwość. Niektóre obrazki nieco szokujące z perspektywy współczesnych norm jakości i czystości (np. mieszalnia na podłodze :) ). Zazdroszczę podróży :)
PS Popalają swoje wyroby czy tylko robią z chłodnym dystansem?
Robią z chłodnym dystansem. Nie każdy pracownik ciastkarni zajada ciastka. A często jest wręcz odwrotnie.
Szokujące… powiedz, w zakładach przemysłowych to bywasz rzadko, co? ;)
Tak z ciekawości zapytałem, osobiście chyba jakbym się nawąchał i naprzewalał tego cały dzień to bym tego palcem nie chciał ruszyć. Sam mam tak z klockami LEGO :)
Z rozczuleniem wspomnień obejrzalem dawne urządzenia, które jakoś pamiętam z mych odwiedzin u G&H w latach ’70. Zdjecie ukazujące urządzenie do skręcania ukazuje iż jeśli potrzeba do starych urządzeń dorabia się nowe części. To znaczy że te stare urządzenia mają przydatną i dziś konstrukcję. Ale w porównaniu do tego, co jakoś pamiętam z lat ’70 całość jest (co normalne) silnie unowocześniona. Do tego notuję ukazanie środków chemicznych. Cóż, świat się zmienia. No i serdecznie dziękuję za „reportaż” i zdjęcia.
Ciekawa, żywa relacja. Dzięki Panowie.
UkłonY,
Bright CR Old Style? No no… Czy wiadomo coś więcej na temat tego tytoniu?
Ha! Wiedziałem, że ktoś zapyta. I aż dziw mnie bierze, że dopiero teraz :)
Będąc fanem, miłośnikiem, maniakiem tegoż tytoniu nie mogłem przejść obojętnie obok ;)
Zapytałem – a odpowiedź jest dość prosta. Old Style jest to flake poddany tylko pojedynczemu procesowi prasowania. Reszta bez zmian.
Jest to forma ktora kiedys byla sprzedawana – i po dziś dzień ma swoich miłośników.
Są to faki o podobnym wyglądzie tylko lekko mniej zbite.
„Zapytałem – a odpowiedź jest dość prosta. Old Style jest to flake poddany tylko pojedynczemu procesowi prasowania. Reszta bez zmian. Jest to forma ktora kiedys byla sprzedawana – i po dziś dzień ma swoich miłośników. Są to faki o podobnym wyglądzie tylko lekko mniej zbite.”
Czy to nie jest coś, co w USA nazywają crumble cake? Łatwo rozpadający się blok?
J jeszcze jedno: G&H na swojej stronie wymieniają pewną skończoną listę swoich tytoni. Jednak na stronach niektórych sklepów widuje się też inne mieszanki firmowane G&H. Wiesz coś może o tym? Bo tego „Old Style” na stronie G&H chyba nie widziałem, to skąd to brać?
Old Style jest przeznaczony na rynek Brytyjski. I w sklepach (niektórych) jest dostępny – bo to jest produkowane tylko dlatego, bo jest cyt. mała grupa Old Style lovers. Taki troszkę unikat. Nie ukrywam że po dziś dzień leję się po pysku, żem tego nie wziął ze sobą a jedynie standardowy CR.
Co do całej gamy produktów – zarówno fajkowo jak i ja posiadamy drukowany katalog z pełną listą produktów z Kendal – i istotnie jest tego dużo więcej niż znamy ze stron w necie.
Chętnie na spotkaniu podzielę się wiedzą, katalogiem i czym tam się jeszcze da…. ;)
Tomku,
a w Twoim GH-katalogu znajdują się:
Kendal Balkan Flake oraz Four Squires?
I czy ten drugi jest jakoś opisany?
Eeech… Tego, Piootreek, a czy ewentuaalnie kieedyś… A, nieważne ;)
Poza tym, że także przepadam za Brightem, również uważam, że należy spolszczać zapożyczone wyrazy. „Fak” wygląda lepiej, niż „fuck” :D Przepraszam za słaby żarcik, mimo prób nie udało mi się powstrzymać :)
To była odpowiedź na odpowiedź Tomka_Z. Jak zwykle nie pocelowałem w odpowiedni klawisz.
Świetna relacja! Super!
I tak sobie myślę dlaczego w Polsce oni tego nie produkują ani nikt inny też nie jest w stanie wydusić z siebie czegokolwiek o takiej jakości?
Myślę i wiem! SANEPID by ich w k…. pozamykał. Dwie grube głupie zakute pały z sanepidu by to zaraz skończyły. I dlatego rację miał klasyk: ” Niech nie będzie niczego”.
A wiem co mowię bo pracowałem w kraju gdzie sanepidu nie ma i nie będzie. A jeść można z podłogi na dworcu.
Pa
A jaki to kraj?
Bo może to taka prawda jak z piosenki Kazika, że Los Angeles ma 20 radnych :>
A poważnie, to po u nas produkują śliwowicę łącką. Na tej zasadzie, co w Kendal tytoń. Czytaj – jest wielowiekowa tradycja. A czy Sanepid by ubił… dla mnie ta prezentowana tu wiara w sterylność w krajowych zakładach przetwórstwa spożywczego i przemysłowych w ogólności jest, hm, zadziwiająca.
Mnie dość mocno zaskoczył fragment: „Tytonie leżakują przed ich użyciem różnie. Czasem kilka miesięcy, a czasem (tak jest w przypadku Latakii) nawet dwa lata. Zależne jest to tylko i wyłącznie od przerobu fabryki, a nie podyktowane zwyczajem czy recepturą” jak w takim razie osiąga się jednolitość i powtarzalność gotowego produktu?
W ogóle po przeczytaniu relacji odniosłem wrażenie, że przygotowanie finalnego blendu to jakby poskładanie go z gotowych dostarczonych do fabryki klocków, z którymi nic nie trzeba robić. Gdzie fermentacja, gdzie parowanie, dojrzewanie i odprawianie magicznych zaklęć :)?
Bo trzeba było nie czytac, tylko obrazki oglądać.
Amerykańscy blenderzy np. w ogóle nie wstydzą się tego, że wypuszczają mieszanki niedojrzałe. Wręcz głoszą to wszem, że żeby dobre było, nalezy postarzyć…
Sugestywna relacja, miło było przeczytać i obejrzeć.