Do operacji będziemy potrzebować:
- jeden wyrób fajkopodobny
- 2 metry bieżące wyciorów
- mały kieliszek spirytusu technicznego/ jeśli nie skażony, albo wypracowaliśmy tolerancję powinien być większy/
- pasta do zębów ze szczoteczką najlepiej miękką/warto żeby ta szczoteczka już raczej nie wracała na miejsce przy umywalce/
- koszula niezbyt znoszona z ręcznie tkanego płótna, ale stary t-shirt też powinien się nadać
- nóż
- kiepska pogoda lub jakakolwiek wiarygodna wymówka, która nie narazi nas na śmieszność w grupie rówieśnieczej i pozwoli uwolnić się od obowiązku picia w barze tak jakby następny dzień miał nigdy nie nastąpić i pozwoli zostać wieczorem w domu.
- warto jeszcze mieć aparat z makro i trzecią rękę do obsługi
Skoro udało nam się spełnić wszystkie powyższe warunki, przezwyciężyć wrodzone lenistwo i dodatkowo umożliwiliśmy wątrobie regenerację, w czasie jednodniowego urlopu chcielibyśmy od razu zabrać się do działania tak, by naturalny odruch odłożenia pracy na później nie zniweczył naszych wielkich planów. Jako wyznawca metod naukowych wiem, że każdę działanie warto poprzedzić rozpoznaniem problemu, trafnym postawieniem diagnozy i opracowaniem strategii działań zgodnej z generalną zasadą „jak zrobić żeby się nie narobić”.
Karta pacjenta identyfikowała go jako NN, eksperci nie wskazali jednoznacznie, czy bliżej mu do Stirlinga, Parklane czy Paronelli – za każdym razem wymykał się sztywnej kategoryzacji. Nie ten kształt łyżeczki, inna długość przewodu dymowego, inny sposób mocowania ustnika. Ostatecznie nie jest to aż tak istotne, biurokracja musi ustąpić ludzkiemu odruchowi pomocy.
Szybka obdukcja wykazała, że w zasadzie mamy do czynienia z pacjentem zdrowym, ale o haniebnej tendencji do zaniedbań higienicznych.
Komin nie zdradzał symptomów charakterystycznych dla użycia wyrobów aromatyzowanych, ale w różnych zagięciach było trochę mało apetycznych zabrudzeń. W zasadzie wygląda jak fajka, która po codziennym użyciu przez parę tygodni ominęła kolejkę do czyszczenia.
Po kolei, najpierw podstawowe funkcje życiowe. Drożność kanału dymowego, kosztowało to dobre 1,5m wyciorów i połowę płynu, ale udało się osiągnąć efekt poprawny. Komin – wyrównanie nagaru wystarczy. Z rantu komina spora ilość sadzy do usunięcia, najpierw mechanicznie nożem z niezbędnika, potem mokrą szmatką. Czyszczenie gwintu nowatorską metodą przy użyciu koszuli moczonej w spirytusie. Czyszczenie metalowej łyżeczki nie jest do końca apetyczne, ale konieczne. Żeby wyczyścić zewnętrzną powłokę korpusu ze szlachetnego stopu aluminium użyłem pasty do zębów. Ustnik – usunięcie osadów wiadomego pochodzenia, przetarcie spirytusem i nawet odrobiną carnauby. Nie wymagam od ustników w moich fajkach głębokiego połysku fortepianów koncertowych, wystarczy że wiem, że jest czysty.
Do codziennego palenia jest wygodna, pewnie zdobycie kolejnych główek jeszcze zwiększyłoby użyteczność, ale pali się w tym mokro. Taka fajka to jeden wielki skraplacz, możliwe że główka z pianki lub filtry rozwiązałyby problem. Z jednej strony dobrze wiedzieć jak dużo pyszności wsiąka w nasze drewniane fajki, z drugiej mam wrażenie, że lepiej jeśli pewne widoki pozostaną ukryte.
Ja falcony wkładam do zmywarki, potem bawełniana szmatka i po kłopocie- nie polecam tej metody i nie ponoszę ryzyka- podobno komuś kiedyś zaśniedziała… mi nie.
Fajnie napisane.
To ja jestem ten przypadek. Nie wiem z czego to wynika (woda?, zmywarka?, chemia?) ale eksperyment przeprowadzony dla pewności dwukrotnie dał ten sam efekt – jasny trudny do usunięcia nalot i zmatowienie całej łyżeczki.
To je amelinum. Tego w zmywarce nie umyjesz. Niestety ja już kilkukrotnie się sparzyłem swoim lenistwem wkładając np. menażkę do zmywarki.
Nie znam się na „blaszakach” ale zdje się, że nie wszystkie są zrobione z aluminium, pewnie dlatego Janku Twoje się nie pokryły osadem. Sfotografowana powyżej zdaje się jednak być aluminiowa, więc po zmywarce efekt mógłby być opłakany.
Co do mokrego palenia – ja wkładam do łyżeczki w miejsce oryginalnego filtra kółeczko wykonane z fragmentu wyciora. Działa bardzo dobrze.
I tak, i nie. filtr był chyba tylko przewidziany na łączeniu ustnika z szyjka, nie ma charakterystycznego wybrzuszenia na dnie komina tak zeby stosować filtry z wyciorow, zbyt łatwo byłoby sie zaciągnąć bawelną ;-]
Włóż fragment wyciorka wygięty w U bezpośrednio pod wkręcany komin – w ten sposób zapewnisz przepływ powietrza, a dno komina utrzyma ten filterek na miejscu i bawełny się nie najesz :)
Koncepcję fajki, w której połowa paleniska jest niewsiąkliwa (i to ta ważniejsza połowa), podpowiedział na pewno autorom Zły. Ale całość fajnie się czyta:-)
Jako poszukiwacz prawd absolutnych mam wstręt do nazywania tych przedmiotów fajkami ;).
Ma to swoje zalety – nie mam oporów palić w takich fajkach raz za razem – i tak większość wsiąka w filtr. Choć ekstremalnie delikatnych niuansów smakowych raczej bym się w takim paleniu nie doszukiwał :)