Jestem leniwy. Niektórzy uważają to za wadę, inni za zaletę. Osobiście uważam, że lenistwo jest przyczynkiem kreatywności. Wiele wynalazków powstało tylko i wyłącznie po to aby ułatwić sobie życie. Poza tym nie chce mi się tego zmieniać.
Jeśli chodzi o ułatwianie sobie życia, to i w tym przypadku ta stara prawda dała o sobie znać. Bardzo lubię dobrze nawoskowane fajki. Kolor nabiera dużej głębi, nie mówiąc o ślicznym połysku. Należy więc fajkę regularnie woskować. Większość z nas używa do tego celu wosku carnauba w postaci twardej bryłki. Leniwi wybierają w tym celu gotowe pasty polersko-woskujące. Długo się zastanawiałem przed dokonaniem zakupu. Już byłem niemal przekonany na korzyść gotowej pasty Savinelli, pech jednak chciał, że akurat jej nie było. Poza tym kostka jest znacznie tańsza i na znacznie dłużej wystarcza. Ostatecznie padło na kostkę. I się zaczęło – wcieranie, polerowanie, wcieranie, polerowanie, poprawki, polerowanie… Aż do zesztywnienia palców. Efekty? Nigdy mi się nie udało idealnie fajki nawoskować, poza tym po 1-2 paleniach operację należało powtórzyć. I cała zabawa od początku. Odezwało się we mnie lenistwo – zamiast rzucić kostkę w kąt i palić matową fajkę, postanowiłem sobie życie nieco ułatwić…
Potrzebne materiały:
- mały słoiczek (ok. 50 ml). Użyłem słoiczka po próbce miodu.
- kostka do woskowania
- spirytus spożywczy
- mały garnuszek
- patyczek do uszu
- polerka lub szmatka do polerowania
Z kostki wosku za pomocą ostrego noża uszczypałem kawałek, tak ok. 1/5 kostki. Wrzuciłem do słoika i zalałem spirytusem. Zakręciłem i czekam. Po tygodniu czekanie mi się znudziło, więc podziałałem temperaturą. Wstawiłem słoiczek do małego garnuszka, zalałem wodą i postawiłem na małym ogniu. Po kilku-kilkunastu minutach gotowania wosk się rozpuścił. Wystaczyło mocno potrząsnąć i zostawić spokojnie do wystudzenia (nadal w garnuszku z gorącą wodą, aby szybkie ochłodzenie nie „ścięło” pasty). Powstała biała mazia o konsystencji zimnego budyniu. Co ciekawe o miłym śmietankowo-waniliowym zapachu.
Gotową pastę nakładam patyczkiem do uszu na fajkę. Kilka minut schnięcia i polerowanie. Powstaje piękna, równomierna warstwa wosku. Głębia i połysk jakich nie udało mi się nigdy wydobyć woskując fajkę w tradycyjny sposób. Efekty można podziwiać poniżej.
Kolejny raz moje lenistwo ułatwiło mi życie, czego i Szanownym Kolegom życzę.
Czy ja dobrze rozumiem, że w efekcie powstała swego rodzaju emulsja? B. fajny pomysł, wypróbuję. Co prawda ja nakładam carnaubę raz, po odnowieniu fajki, potem mi się nie chce, ale jakby miało być tak łatwo… :)
Napisz proszę, używałeś zwykłego spożywczego spirytusu, czy rozpuszczalniku do szeklaku?
Gorący wosk znacznie lepiej się rozpuszcza w alkoholu niż ostudzony. Na ciepło to było zupełnie przezroczyste, po ostudzeniu zrobiło się mlecznobiałe. Muszę jeszcze spróbować nakładać na gorąco.
Użyłem spirytusu spożywczego. Stratę zaledwie 2 kieliszków można przeboleć :). Usiłowałem dostać rozpuszczalnik do szelaku w Castoramie, jednak jedyne co znalazłem to rozpuszczalnik do farb sopirytusowych skażony czymś innym niż alk. izopropylowy. Śmierdzi strasznie i zniszczyło mi ustnik. Wolę zrezygnować z tego wynalazku do odnowy fajek.
Wydaje mi się, że tą pastę można by było znacznie bardziej rozcieńczyć. Na dnie osiadły kryształki zkrystalizowanego wosku. Będę jeszcze eksperymentował z proporcjami do czego również zachęcam Kolegów.
Rozpuszczalnik do szeklaku kupuje się na Allegro – dostępne są opakowania 1, 5 i 25 litrów ;)
Ja kupuję u tego sprzedawcy: http://allegro.pl/my_page.php?uid=6168217 i serdecznie polecam, choć na mój nos dostawy są różne jakościowo (w sensie dodatków – różnie pachną).
Uczulam na pięciolitrowe kanistry, potrafią przeciekać (na szczęście nieznacznie).
Czy mógłbyś jeszcze podać orientacyjne proporcje swojej pasty? Tj. gramaturę carnauby i ilość spirytusu? Jezdem niestety techniczny i przemawiają do mnie cyferki…
O zgrozo, ja inżynier nie odważyłem ingrediencji. Jesli chodzi o konkrety, to spirytusu było ok 50ml. Jeśli chodzi o wosk to na pierwszym zdjęciu przedstawiona jest kostka z której odkroiłem fragment. Ten oto brakujący fragment został rozpuszczony w spirytusie. Było to nieco mniej niż 1/4, około 1/5 kostki. Zalecam użyć jeszcze troszkę mniej.
Dzisiaj zrobiłem w takich proporcjach – 10g carnauby i około 100ml (+/-10ml) rozpuszczalnika do szelaku i jest fajna pasta.
POPRAWKA: wosku było coś koło 15g
To ja tylko dodam, że po ostatnich dwóch moczeniach ustnika w rozpuszczalniku do szelaku, jednak wybieram spirytus. Bo mi jakieś smaki potem felerne zostają. A po spirycie tylko kac ;+).
A wygrzewasz, czy tylko suszysz? Moim zdaniem, oczywiście czysty spirytus lepszy, ale przy odpowiednio długim suszeniu plus wygrzewaniu efekt jest absolutnie porównywalny. A może po prostu słaby węch mam :) Natomiast, niestety, finansowo nie ma porównania, no chyba, że ktoś ma dojścia do miejscowego Polmosu – ale moje skończyły się na studiach ;)
Uwaga! Mówię tylko o ustniku. Jeśli chodzi o główkie, to nie mam się czego czepić. Fajek nie wygrzewam. Odstawiam i czekam. Długo czekam. Ostatnio jakieś 3 miesiące, a zdarzało mi się i pół roku czekać między wyjęciem z alkoholu i pierwszym zapaleniem.
Podziwiam Cię szczerze , Pawle…Moja niecierpliwość nie pozwoliłaby mi czekać tyle czasu…ja wygrzewam… :)
No ale po wygrzewaniu też musisz swoje odczekać, żeby nie rozpirzyć fajki. Moje też czekają czasem po kilka miesięcy, więc ja Pawła rozumiem. A po wykończeniu to już w ogóle potrafią zalegać miesiącami, zanim zdecyduję, że coś jednak w środku zagości. Ale może to kwestia ilościowa, ja takich zrobionych i niepalonych mam kilka… naście ;)
Ja czekam tydzień – dwa…mimo iż mam wykończonych fajek…trochę… :)
[stupid joke mode on] Jakbym miał tyle wykończonych fajek, to też bym z następną nie czekał ;+)))) [stupid joke mode off]
Jakoś tak się porobiło ,że mam 142 faje , w tym jeszcze ze dwadzieścia do „zrobienia”…
A chciałem mieć sto…
Ale teraz już nie biorę nic nowego , a niedługo zacznę się części pozbywać…
Czekamz niecierpliwością na tę wyprz ;D
A czy dało by rade – piszę z poza domu więc na razie nie sprawdzę, ponadto chyba nie mam spirytusu (ooops) – ugotować taką woskową kredkę tylko bardziej miękką niż sam wosk ?
Alan napisał poniżej o dyskutowanych na FMS praktykach rozpuszczania kostki woskowej nad garnuszkiem z gorącą wodą. Zakładam, że się da i efekty mogą być bardzo dobre, chociaż obawiałbym się o wydajność wosku.
O podobnym patencie było już na FMS, tyle że tam chyba po prostu rozpuszczano wosk leżący na folii aluminiowej trzymanej nad wrzącą wodą – Twój pomysł jest w sumie lepszą imho wersją :)
Może w końcu się zabiorę za to, bo mnie zawsze ciekawiło takie łatwe woskowanie…
Wosk najlepiej rozpuszczać w płaszczu wodnym, karnauba ma temperaturę topnienia trochę ponad 80 stopni, więc topiąc go bez płaszcza, łatwo jest wosk przypalić, ale egzamin zdaje również np ogrzewanie nagrzewnicą, wystarczy utrzymywać strumień powietrza w odpowiedniej odległości.
Co do lenistwa- zanurzanie w takim roztopionym wosku, malowanie pędzelkiem itp, nie zdaje specjalnie egzaminu. Można za to taką nagrzewnicą zrobić sobie narzędzie woskujące- pył woskowy, lub niewielkie kostki roztopić na kawałku szmatki, porządnie ją nasączając, potem taką szmatką polerować fajki, daje to bardzo dobry efekt, lepszy od nacierania szmatki woskiem na papierze ściernym.
Fajkowa akwatinta nam tu zaczyna wychodzić…
Pomysł ze szmatką jest faktycznie ciekawy, szczególnie praktyczny przy czyszczeniu fajki po każdym paleniu – będę musiał spróbować. Jednak efekt po pędzelkowaniu byłby chyba trwalszy? Skoro podczas palenia wosk się topi i częściowo wsiąka w drewno, to grubsza warstwa może wystarczyłaby na dłużej?
Grubsza warstwa będzie się lepić do paluchów.
Ponadto przy pokrywaniu jakąkolwiek warstwą nabłyszczacza czy lakieru trwalszy efekt uzyskuje się pokrywając powierzchnię kilkakrotnie cienką warstwą niż jednokrotnie grubszą.
Hej! no fajnie ze lenistwo pomaga w wynalazkach i probach szybszego woskowanie…trzeba to wybrobowac……
No , zrobiłem…4g carnauby , 80 ml spirytu…i całkiem to fajne.Właśnie dwie faje już posmarowane czekają na polerkę.
Znakomity pomysł!!!
Oooo, jest konkret, dzięki! A jaka z tego konsystencja wyszła? Też taki „budyń”?
Taka galaretka śmiszna…
metoda jest stara jak świat, tylko że zamiast wosku stosuje się terpentynę, co starsi koledzy powinni pamiętać ten zapach parkietów i mebli. O pomyśle ze stosowaniem pasty tego typu dyskutowaliśmy dawno temu na fms, lub grupie altfajka, ale temat przeszedł bez echa. W końcu można przecież kupić pastę savinelli która jest dokładnie tym samym.
Ja jednak zostanę przy polerce, tylko nie takiej jak pokazują twoje zdjęcia, a takiej która ma ręce i nogi i poleruje naprawdę, tarczą fi 100mm, na scisle okreslonmych obrotach itp itd- o tem tez juz wiele razy było.
zamiast spirytusu- terpentyna, przepraszam
No i po polerce – dosłownie minuta bawełnianą szmatką – i świeci jak psu…I TO UNPLUGGED…
Eeee, takiego czegoś nie możemy zaliczyć. Nie ma ani tarczy z fi ani obrotów… no chyba, że polerowałeś na stojąco przeskakując z nogi na nogę i kręcąc się wokół własnej osi.
Wtedy byłaby klasa!
PŁONĘ WSTYDEM…NA SIEDZĄCO… :(((.
zawsze brak mi było klasy…
A mi kasy :+)))))))
Ha , mnie brak jednego i drugiego…z tym ,że o ile kasy periodycznie , o tyle klasy – permanentnie… :(
Z prawdziwym zainteresowaniem śledzę rozwój tego wątku. Co prawda już Tadeusz „Boy” Żeleński pisał o takich, którzy „dużo, byle jak i prędko”, ale co on się tam znał w swoich śmiesznych staroświeckich czasach. Zawsze bylem zdania, iż fajka ma radość przynosić, i to jest najważniejsze, a te tam, panie, warości fi, obrotów na minutę, typu czy mocy polerki są mniej jak widać ważne, skoro więcej radości można mieć i bez nich. I o to przecież chodzi.
Jakoś na początku minionego stulecia wybitny taternik – Roman Kordys wypowiedział zdanie: „przyszłość taternictwa leży poza Tatrami”. Miał na myśli Alpy i alpinizm. Można więc domniemywać, iż przyszłość fajkownictwa leży poza fajkami i postępowaniem z nimi w sposób tradycyjny. Szczególnie zabawne było by polerowanie w podskokach z obrotami wokół własnej osi. A radości – co niemiara. No i zbiera się nam materiał na kolejną szopkę.
U mnie na wsi, starsi ludzie mówią, o krowie, która dużo muczy. A w tej konwencji raczej należy mówić o degeneracji wątku, choć patrząc na to z innej strony – rozwój w kierunku ujemnym, też jest jakimś rodzajem rozwoju. Mógłbym w tym momencie zwinąć dłoń w kułak i uczynić sobie kilka siniaków w okolicach mostka. Ale, o ile dobrze pamiętam, ten portal ma dość frywolną formę.
Ad rem:
Warto pamiętać, że oprócz samego faktu próby przekazania czegoś, choćby to się matce z piersi wyssało, ważna jest również forma.
Wykładowców niekoniecznie ceni się za to ile wiedzą (bo i nie ma tego za bardzo, jak zmierzyć – tu i teraz), tylko jak tę wiedzę potrafią przekazać.
UkłonY,
Oj , Paweł , Paaweł…znowu teoryzujesz… i za to Cię , cholera , szanuję :) :) :)
Przyszłość fajkownictwa leży w cygaretach? :-))
a jak zachowuje się owa substancja po kilku dniach? nie zastyga w słoiczku?
Zobaczymy za kilka dni…jak spiryt nieco odparuje…
Wynalazek zrobiony w niedzielny poranek. Póki co się trzyma doskonale. Myślę, że podstawą trwałości jest szczelny słoiczek. A w najgorszym wypadku można dodać spirytusu i ponownie podgrzać.
Albo dolać spirytu i co jakis czas wymieszać…
Na zimno nie chce się mieszać. Może to prowadzić do rozwarstwień. Ale aż tak intensywne grzanie już chyba nie będzie konieczne.
Zaraz kombinuję…
15 minut – i 12 wypolerowanych na błysk fajeczek. :)
I nawet się dziadzio nie zasapał… :)
Hurtem lepiej chyba…)))a ile jeszcze Tobie zostało-hohoho)))
Eee tam … dwie godziny trzy koniaki – i po sprawie… :)
A potem wystawisz na allegro)))
Niektóre zapewne tak…ale po lecie…nacieszyć się muszę…
2 godzinki i cała kolekacja będzie błyszczała jak nowa. Bardziej niż na wystawie sklepowej :).
A tak wogóle to cieszę się, że moje lenistwo przyniosło wymierne korzyści i zadowolenie :).
Dzięki Ci za Twe lenistwo…ja też nygus jestem :)
Tam od razu nygus… Można eufemistycznie pewne rzeczy ująć.
A skoro bratnią duszą jesteś z przyjemnością poczytam o Twoich patentach i ułatwieniach.
Ja to pijawa jestem…wolę korzystać z czyichś pomysłów. :)
Czasem jakieś mieszanki tytoniowe wymyślam , aczkolwiek niewiele i niechętnie :)
Krzysiu to ,,tylko ” kolekcjonuje fajury)))
A szkoda, szkoda bo jeden z miksów miło wspominam do dziś :)
Wymyśliłem taki sposób…nie wiem , czy tylko ktoś już tego nie wymyślił , bo podobno jak chodzi o faję , to już wszystko wymyślono.
Do rzeczy…nie lubię pipemud , w ogóle nie lubię popiołu i wody w fajce…
Stosuję mieszankę pyłu wrzoścowego ,pyłu morskiej pianki – zamiast wody dodaję szkła wodnego.
Jest toto trwałe , ognioodporne i bezsmakowe.I nie pęka tudzież nie jest tak delikatne , jak pipemud.
Niejednej fajeczce zrobiłem już piękne denko :).
Nie wiem tylko , czy to mój pomysł , czy już ktoś to wymyślił. A zbyt leniwy jestem , aby źródeł szukać :)
Pozdrawiam
Krzysztof
Odpowiedź dla Kolegi tatar,tatar.
Dzięki za miłe słowa. Cały czas robię ten mix – i na pewno go zapalimy , kiedy się spotkamy
Pozdro
Krzysztof
Prkarbonizacja jest Be i fu, ale jak przychodzi co do czego to zatykasz fajkę dokładnie tym samym paskudztwem które najpierw wycierasz zawzięcie ładujesz do fajki na nowo? Może w tym szaleństwie jest metoda.
Myślę, Janku, że tu jest troszeczkę inaczej, bo wrzucasz ten „wkład” tylko na dno, więc 80-90% fajki jeszcze „oddycha”.
Z jednej strony fajnie, bo efekt „mokrego dna” będzie przy czymś takim wręcz niespotykany, zaś z drugiej – gdzie ten kondensat w takim razie ma się podziać?
Włazi toto w tytoń przy dnie i jest lekko z góry przez żar poddsuszane. Tak myślę.
Zresztą jest jeszcze denicool
Skoro jest denicool, to pipemud niepotrzebny ;) A co do wsiąkania w tytoń – wprawdzie rzadko zdarza mi się dopalać tytoń do samiusieńkiego dna, to jednak wolę, aby fajka wchłonęła tę wilgoć i potem się z niej wywietrzyła
potrzebny ten pipemud , bo ja dno podnoszę , a wilgoć , to już inna bajka…są jeszcze wyciory i metoda amerykańska.
Swoją drogą ciekawe czemu marketing nie wymyślił jeszcze by takich źle nawierconych fajek nie nazywać dobrze nawierconymi fajkami, ale z miejscem na kryształki pochłaniające kondensat.
Boję się, że to napisałem ;+)
A zęzę nazwać cud-osadnikiem na kondensat?
I co to jest ta metoda amerykańska?
Się bój…bo jak znam dzisiejszy marketing i ktoś z branży to przeczyta…
Wsadzasz wycior w ustnik i prowadzisz go aż do komina…wilgoć wchłania się w wycior…
To wyciorowanie ma takom mondrom nazwe? Ciekawe…Dzięki za oświecenie :)
Ponoć to amerycki wynalazek…
Myślałem, że pod tą nazwą kryje się włożenie monety kilkucentowej na dno komina coby skompensować zbyt wysoko wykonany nawiert…
To była jednocentówka i to ponoć gen. Mac Arthur wymyślił , aby dna szybko nie wypalić w corncobie
Wieść neisie, że McArthur palił cygaretki, fajke wkładał w zęby jedynie na zdjęciach. A delikatny corncob aż się prosi aby włożyć coś niepalnego, okrągłego i na srednicę pasującego na denko :).
Ciekawi mnie jak długo wosk nałożony tą metodą utrzyma fajkę błyszczącą. U mnie po standardowym woskowaniu fajka robi się matowa po 3-4 paleniach. Mam jedną fajeczkę nawoskowaną firmowo i do tej pory błyszczy się jak nowa. Przez chwilę myślałem, że jest polakierowana…
Konia z rzędem temu, kto powie mi jak nawoskować fajkę tak aby po kilkudziesięciu paleniach cały czas błyszczała się jak nowa :).
A teraz idę podgrzać trochę carnauby ze spirytem… :)
Tak jak się to robi w fabryce, na surowe, polerowane drewno nakłada się wosk na polerce, stosunkowo niskie obroty i sotosunkow duża bawełniana tarcza porządnie pokryta woskiem wieloletnim używaniem.
Tak przynajmniej jest to pokazane na kilku yutubowych filmikach producentow. Zakładam że sukce leży w pokrywaniu fajki świeżo dartej papierem. Jeśli się nie mylę- znów to tylko moje przypuszczenia, fajki produkowane seryjnie, polerowane są jedynie trzycyfrowymi papierami, nie tak jak to poleca większość tekstów dot. odświeżania starych fajek poprzez czterocyfrowe do past polerskich i dopiero wosk. Możliwe że bardziej chropowata powierzchnia lepiej przyjmuje grubszą warstwę wosku.
A i jeszcze, co do użycia papierów, jeśli używamy stosunkowo grubych papierów, ale na tarczy, lub taśmie, dają taki efekt jak papiery drobniejsze nawet o kilka gradacji „z ręki”
Pomysł mi się podoba i postaram się go zrealizować. Tym bardziej, że nie woskuję fajek, nawet używanych. Po przemyciu główki spirytusem przez jakiś czas (kilkakrotnie) przecieram papierem (do drukarki). Połysk nie jest zadziwiający, ale daje niezłe efekty.
Pozdrawiam.
No więc, Tower, to działa. Dałem chyba nieco za dużo spirytu, bo maź daje alkoholem, jednak dalej wyszło tak jak to opisałeś. Odpicowałem z rozpędu 6 fajek i błyszczą się bardziej niż te wszystkie ebayowe refurbishe.
Super,cieszę się, że działa. Co do zapachu spirytusu, owszem, nie można powiedzieć, żeby był nieobecny, ale to co mnie zdziwiło, że całość nie pachniała już tylko spirytem, ale tak jak pisałem budyniowo-spirytusowo:).
UWAGA KOLEŻANKI I KOLEDZY!!!
Broń Boże toto mieszać i dolewać spirytusu. Robi się rzadka kaszka.
Teraz spróbuję podgrzać i wymieszać ponownie.
O efektach oczywiście poinformuję.
Pozdrawiam
Krzysztof
Podgrzałem , wymieszałem – i znów jest sympatyczna galaretka.
Spoko :)
Krzysztof
Jeśli emulsja spirytowoskowa zastyga, to nie ma sensu dolewać do niej spirytusu, bo tylko się ją rozcieńczy. Tak jak Krzysztof napisał – podgrzać i wsio.
To i ja w sobotę pomieszam. Pochwalę się za tydzień na spotkaniu :)
http://www.aldi.co.uk/uk/html/offers/special_buys3_18676.htm
Zdaje się, że w branży motoryzacyjnej też się taka pasta sprawdza :)
Ciekawe, jaki faktycznie jest skład tego specyfiku.
Używam tej pasty z powodzeniem już od jakiegoś czasu. Właśnie ostatnio mi się słoiczek skończył więc ugotowałem nową. Wykorzystałem wosk ten sam co ostatnio i rozpuszczalnik do szelaku (tu nie pamietam, ale ostatnio chyba zrobiłem na spożywczym co jak się okazuje nie jest bez znaczenia). Pasty używam do całej fajki zatem ustniki też nią sobie smaruje. No i tu dochodzimy do sedna. To najnowsze wydanie pasty jest tak niesamowicie gorzkie, że posmarowany nią i wypolerowany ustnik nie nadaje się do trzymania w ustach … Jeśli zatem ktoś jak ja smaruje pastą całą fajke – lepiej chyba użyć spirytusu spożywczego.
Co do rozpuszczalnika do szelaku mam podobne odczucia, mimo iż nie pastuję ustnika tą pastą. Używam za to wyciora nasączonego rozpuszczalnikiem do okresowego przeczyszczenia zasyfionego ustnika. Jak kupuję fajkę do higienizacji, to wręcz moczę ustniki w tym rozpuszczalniku. Fakt, pierwszych kilka pyknięć wykręca twarz, jednak szybko ten smak z ustnika schodzi. Jak to jest w przypadku wosku? czy resztki substancji skażającej alk zostają w wosku i ciągle gębę drażnią? A może ten smak też szybko mija?
Do ustników używam pasty do ebonitu:
http://www.fajkowo.pl/pl/p/Pasta-do-ustnika-Ebonite-Cleaner-15g/489.
Chyba czegoś nie zrozumiałem – dlaczego pierwsze pyknięcia miałyby wykręcać twarz? Przecież chyba po tym, jak je wymoczysz to spolerowujesz je jakoś jeszcze? Po spolerowaniu smak się nadal utrzymuje?
Sam rozpuszczalnik jest faktycznie paskudnie gorzki w smaku i dlatego miałbym wątpliwości odnośnie użycia go jako rozpuszczalnika w będącej tematem wpisu paście.
Utrzymuje się bardzo długo. Polerowanie po napastowaniu wykonuję raczej dokładnie – choć ręcznie. Zdarzyło się że paskudnie gorzki posmak pojawił się jeszcze w 2-3 paleniu (a przecież po każdym paleniu ustnik też przecieram). I to nie jest gorycz wynikająca z nieumiejętnego palenia. Daje się go wyczuć bez problemu w niezapalonej fajce.
Przemyj spirytem ustnik, zwycioruj i pokryj jak człowiek carnaubą na „sucho”, nie pastą.
Teraz już wiem ;) Wszystkie zapastowane tą edycją pasty ustniki już poprawione, a sama pasta posłużyła do nawoskowania łoża karabinka :)