Kilka ostatnich pobytów w szpitalu – wszystkie w cieplejszych miesiącach i pod przepisami poprzedniej ustawy antynikotynowej. Dało się wytrzymać. Do 15.00 wychodziłem przed szpital na papieroska, a wieczorem pozwalałem sobie nawet na jedną czy dwie fajki.
Nawet konflikty z personelem nie miały charakteru wielkich wojen. Ot, powrzeszczeliśmy na siebie z jakąś panią salową, przyjąłem z pokorą wykład siostry oddziałowej. Generalnie starałem się nie leźć w oczy i z zasady wychodziłem na świeże powietrze, a kiedy padał deszcz zjeżdżałem do głębokiej piwnicy, gdzie palacze utworzyli palarnię w postaci napełnionych wodą butelek po mineralnej.
Ostatni pobyt – makabra. Na dwór nie da się wyjść, bo zimno. Z piwnicy wyganiają, butelki na niedopałki znikają niemal natychmiast. Kiedyś awantury o palenie w toaletach zależały od humoru salowych i pielęgniarek, dzisiaj to z zasady prawdziwe Bengazi czy inny Trypolis. Między palaczami ukrywającymi się przy maszynowniach wind czy w składzikach z połamanymi łożkami plotki na miarę opozycji demokratycznej – a na chirurgii ogólnej siostry wezwały policję, podobnie na nefrologii i na pacjenta, poza stęsknioną rodziną, czeka „na wolności” sąd grodzki.
O zapaleniu fajki nie ma mowy, palę więc tu i ówdzie po kilka „machów” papierosa. Nałóg jest straszny, obezwładniający. Kilka razy mówię sobie: „rzucam palenie”. Ale nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o paleniu. Czuję się zażenowany, upokorzony, jest mi wstyd. Palę po kiblach i szpitalnych zakamarkach. Kilka razy wysuwam się z papierosem na dwór, marznę, łapię przeziębienie po skraj zapalenia płuc.
Nie sprowadzam do szpitala laptopa, boję się – kiedy byłem na bloku operacyjnym, zginęła mi komórka i karta kredytowa. A poszperałbym w internecie za hasłem „elektroniczny papieros”. Właściwie nic o tym nie wiem. A moja desperacja rośnie. Za stary jestem na palenie po toaletach i innych dziurach, podle się czuję, kiedy ktoś się na mnie wydziera.
Ulubiona pielęgniarka co drugi, trzeci dzień przynosi na swój dyżur laptopa. Przymilam się, tłumaczę, kupuję Rafaello. I siedzę w kącie dyżurki nad klawiaturą – po obchodzie wieczornym albo przed świtem. Czytam http://www.papierosyforum.pl/. A jest co czytać. To taki FMS dla e-palaczy. Ja już wiem, że jeśli chodzi o nałogi, pasje i różne ważne rzeczy, trzeba najpierw poczytać, a dopiero potem zamawiać. Pozwala to na zdobycie jakiejś tam wiedzy i na uniknięcie nadmiernych oczekiwań. Nadmierne oczekiwania są przyczyną rozczarowań, jak mówi psychoterapeutyczne porzekadło.
Czytam, czytam – i wiem, że nie mam co liczyć na identyczne wrażenia jak przy zaciąganiu się mocnymi. Wiem też, że wiele osób przy e-papierosie odstawiło „analogi”, jak się na forum nazywa tradycyjne „ogniowe” papierosy. Że wcale nie jest trudno przestawić się na nikotynowe opary, że daje się po prostu przywyknąć do nowych smaków, a potem nawet je polubić.
Mam okazję pociągnąć e-papierosa. Fakt, smak mi nieznany, choć to kartomizer o smaku Marlboro i sporej mocy. Ale dymi. I po 15 zaciągnięciach mam dość – jestem nikotynowo nasycony.
Z pożyczonej komórki dzwonię do Piotrka z Fajkowa. Uprzedza mnie, że niektórzy klienci nie są usatysfakcjonowani e-papierosami. Zna moją miłość do dobrych mieszanek tytoniowych. Właściwie to odradza przez to moje blendowanie. Choć innym doradza. Jednak proszę – na drugi dzień tata przynosi mi paczuszkę z Mildem Pure i buteleczkę z dodatkowym liquidem. Kolejny prezent od Fajkowa. Po 3 dniach proszę o dodatkowe kartomizery i jeszcze o liquid. Od tych 3 dni nie zapaliłem „analoga”. Przyzwyczajam się do „dziwnego dymu”. Zaczyna mi smakować.
Chiński wynalazek
Nagonka na papierosy na dobre zaczęła się w latach 60. ub. w. To właśnie wówczas zaczęto wymyślać rozmaite „zdrowe” filtry, łącznie z niesławnej pamięci filtrem azbestowym. Bywały jednak całkiem sensowne pomysły – jak choćby filtr z dodatkiem węgla aktywnego w tzw. plastikowej paczce Philip Morrisów. I to właśnie ta firma już w latach 60 próbowała się zmierzyć z elektronicznymi papierosami. Jednak produkt nie spotkał się z zainteresowaniem palaczy.
Potem opracowano podawanie nikotyny w terapiach odwykowych – w formie plastrów, tabletek, gum do żucia. Alternatywa dla tradycyjnych sposobów zażywania tytoniu dostała się w sferę zainteresowań koncernów farmaceutycznych i choć w połowie oraz pod koniec lat 90 Philip Morris dwukrotnie jeszcze podejmował próby stworzenia „zdrowszych” i zasilanych z bateryjek papierosów, to wciąż trudności techniczne nie dawały się pokonać. Projekty Eclipse i Acord zaowocowały bezdymnym papierosami, które o 85-90% ograniczały wpływ tzw. biernego palenia oraz ilość szkodliwych substancji, ale wciąż obok nikotyny emitowały tlenek węgla.
Ta generacja e-papierosów sprawiała też masę problemów w użytkowaniu, była nietrwała, łatwo się psuła. W efekcie się nie przyjęła. Jednym z powodów niepowodzenia była już wówczas kampania, którą przeciwko takiej formie palenia przedsięwzięły koncerny farmaceutyczne.
W końcu za sprawę zabrali się Chińczycy i w 2004 roku wyprodukowały pierwszą e-fajkę Ruyan, a w 2 lata później pierwszego e-papierosa Ruyan V8. Pierwotnie wykorzystywały one ultradźwięki do emitowania pary z nikotyną, technologia ta jednak nie była nadzwyczajnie wydajna, łatwo się psuła i znacznie zawyżała cenę wyrobów. E-papierosy to był wydatek rzędu 200 dolarów. Chińscy inżynierowie bardzo szybko zastąpili przetworniki elementem grzewczym, tzw. atomizerem. Atomizer podczas zaciągania podgrzewał płyn, jakim była nasączona włóknina we wkładach, wytwarzała się mgiełka przypominająca dymek z papierosa. Płyny, zwane e-liquidami, sporządzane są na bazie glikolu propylenowego (tego samego, którym „nawilżane” są blendy fajkowe) lub gliceryny roślinnej, zawierają określoną ilość czystej nikotyny wyekstrahowanej z tytoniu oraz różne substancje zapachowe i smakowe.
W Polsce papierosy elektroniczne pojawiły się niemal równolegle z atomizowanymi Ruyanami, ale prawdziwy boom nastąpił w latach 2008-2009. Powstało wówczas mnóstwo firm i firemek importujących e-papierosy i handlujących nimi. Po większości z nich nie ma obecnie śladu. Pozostały wyłącznie najprężniejsze i nadążające za Chińczykami oraz starające się, poza sprzętem i akcesoriami, dostarczać swoim klientom darmową porcję wiedzy i bieżącej informacji.
Kolejne generacje
E-papierosy to wciąż produkty niedoskonałe, choć branża rozwija się w niesamowitym tempie. Po starannej lekturze wspomnianego forum oraz forów zagranicznych o kilkuletniej już tradycji, a także po przejrzeniu e-papierosowej oferty z Allegro, widać ogromne zróżnicowanie asortymentu. Nie tylko zresztą asortymentu, ale wręcz generacji… Jeszcze 2-3 lata temu palenie e-papierosów wcale nie było łatwe. Baterie, atomizery, wkłady bardzo szybko i często się psuły, większość z nich można i trzeba było udoskonalać. Z wielu racjonalizacji, którymi dzielili się e-palacze na forach, jako pierwsi korzystali chińscy inżynierowie. I producenci co roku, a nawet co kilka miesięcy wypuszczali na rynek następną, przyjaźniejszą dla użytkowników generację urządzeń.
Najpoważniejszą wadą e-papierosów była (i w wielu modelach wciąż pozostaje) niewielka pojemność akumulatorów. Szczególnie w inhalatorach, które przypominają dość wiernie papierosy analogowe. Dla większości użytkowników zaczynających e-palenie, szczególnie tych, którzy nie za bardzo lubią czytać i łatwo poddają się technikom marketingowo-reklamowym, podobieństwo do zwykłego papierosa ma duże znaczenie. Tego podobieństwa zresztą najbardziej obawiają się koncerny farmaceutyczne – w uzależnieniach ogromną rolę odgrywają także nawyki, o wiele łatwiej aplikować sobie nikotynę z trzymanego jak papieros, dymiącego jak papieros i błyskawicznie wchłanianego alkaloidu, niż korzystanie z gumy do żucia czy plastra…
Dla mnie nawet fakt, że w trakcie zaciągania na czubku mojego Milda pojawia się „żar”, wciąż jeszcze ma duże znaczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet 2 nabite na świeżo bateryjki nie wystarczają mi na cały dzień. Na razie jednak nie wychodzę z domu i po rozładowaniu akumulatora wymieniam go na drugi, a ten „pusty” natychmiast wkładam do ładowarki. Kiedy jednak zacznę wychodzić na miasto, będę musiał natychmiast dokupić ze 2 dodatkowe ogniwa… No, chyba że to będzie lato i nie będzie problemu, aby gdzieś przycupnąć sobie z fajeczką – wówczas 3 bateryjki powinny mi wystarczyć.
A jak się wzbogacę i trochę pozdrowieję, to kupię sobie jakiś model z pojemnymi bateriami. Ostatnio pokazało ich się sporo.
E-papieros podarowany mi przez Piotra to już zaawansowana generacja. Czysta wygoda i bezobsługowość. To tylko 2 elementy do skręcenia. Bateria i tzw. kartomizer. Nazwa mówi sama za siebie – kartomizer to hybryda kartridża i atomizera. Do niedawna były to oddzielne części. Do szpitala, w długodystansową podróż pociągiem czy autobusem, w daleki przelot samolotem taki dwuczęściowy e-papieros to ideał. Kartomizer, w zależności od modelu do Milda Pure kosztuje 6 lub 7.50 zł. W pierwszym przypadku to odpowiednik paczki papierosów, w drugim półtorej paczki. Teoretycznie są to jednorazowe „ładunki”, w praktyce bez pogorszenia jakości palenia można je kilkakrotnie „zakraplać” tzw. e-liquidem. Markowy płyn Milda to 20 zł za 10 ml, czyli odpowiednik 10 paczek analogowych papierosów.
Wielu jednak e-palaczy twierdzi, iż palenie z oddzielnymi atomizerami bardziej ich satysfakcjonuje. Niektórzy wybrali palenie z tankomizerami, czyli atomizerami połączonymi z bezwatkowym zbiorniczkiem na e-liquid, jeszcze inni zą zwolennikami krótkich serii produkowanych przez hobbystów, czyli tzw. modów…
Podobnie jak nasza fajka, także e-papierosy doczekały się własnego żargonu. Warto – zanim jeszcze zagłębi się w fora – przestudiować starannie e-papierosowy leksykon na Blogu Starego Chemika (dr Mirosław Dworniczak, autor książki E-papieros. Poradnik dla początkujących).
Konieczne też należy w tym samym miejscem zapoznać się z e-papierosowym FAQ – obie pozycje są wspólnym dziełem autorów z zielonego forum. Po tej lekturze ktoś, komu przeszkadza popalanie papierosów między fajkami, może spróbować zaprzyjaźnić się z paleniem, które nie śmierdzi i nie szkodzi otoczeniu.
Jeśli tekst spotka się z zainteresowaniem, a ja rozwinę się sprzętowo i praktycznie, będę o e-paleniu pisał. Dla mnie to rewelacja – myślałem, że do końca życia będę „kolorował” firanki smołami papierosowymi.
Fajnie że wróciłeś! :) Hmm… masz jakiś pomysł jakby tu namówić mojego ojca-papierosiarza na przestawienie się…?
Skoro mu nie przeszkadza, to nie namówisz. O e-papierosach mało się pisze, i to na ogół pisują młode niepalące redaktorki. Jedyna szansa, aby się czegoś o e-paleniu dowiedzieć, to internet. Niestety.
kupić i postawić zrzędzącą kobietę nad głową. Znajoma tak swojego ojca przestawiła, napuściła matkę na niego i ma spokój.
Się domyślałem, że sikasz w szpitalne kible :). Zdrowia i dystansu do trzustki, jak ja do krempiela :)
A wracając do tych zmyłkowych papierosów, to mam dwóch kumpli, którzy je palą i jest tak…
Tylko dlatego zaczęli je palić, bo zmusiły je okoliczności. Teraz po miesiącach – chwalą sobie. Jest więc coś na rzeczy. wydali po kilkaset zeta, twierdzą, że warto.
Odwaliłeś kupę roboty, żeby się przyzwyczaić do e-fajek, ale należy, jak myślę, dziękować to ustawom Tuska i Służbie Zdrowia, a nie tego co Ci w duszy gra.
Przepraszam za mocne słowa, sam paliłem trzy dychy z okładem i raptem niepojadłem parę dni i mi przeszło i się mądrze. Dobra, już więcej nic nie powiem. Zdrówka Jacku!!!
ale byków stylistycznych narobiłem, poprawcie!!! :)
A jednak – grało mi w duszy. Bardzo mi przeszkadzało popalanie papierosów między fajkami. Największą desperację nie wywołała ani ustawa, ani służba zdrowia, lecz zima.
Jacku, wpisz w guglarkę hasło „Ibogaina”, a zrozumiesz, dlaczego musisz palić i dlaczego nie możesz rzucić nałogu nikotyny!!!
https://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ&pli=1&gsessionid=NLBdhH1LigD9gmPA9CMSMA#5578023835817036274
http://www.zielonydziennik.pl/zdrowie/ibogaina-zloty-srodek-medyczny-na-uzaleznienia-blokowany-przez-wladze
Marku, spiskowe teorie dziejów do mnie nie przemawiają. O tym „roślinnym metadonie” słyszałem i czytałem już od dawna. To jest substancja psychoaktywna, czysta psychodelia, bardzo podobna w działaniu do ulubionego przez Witkacego peyotlu.
Ale jeśli ktoś w to wierzy, niech sobie bierze – i kupuje tę ibo-srybo za niewyobrażalne pieniądze. Teksty, które zalinkowałeś, to przykład znakomitego marketingu. A znakomity marketing, to zazwyczaj synonim manipulacji, niekiedy idący w pranie mózgów.
Nawiasem mówiąc od co najmniej roku w niektórych artykułach piszę, że za większość obostrzeń, przepisów antynikotynowych, te dopiski na paczkach, puszkach i kopertach odpowiadają działy marketingu największych i najbogatszych koncernów tytoniowych.
„działania psychoaktywne które dzielą się na dwie fazy (faza wizyjna której nazwa klarownie informuje nas o jej przebiegu oraz faza introspektywna w czasie której człowiek się rozluźnia i wycisza) których przebieg w żadnym stopniu nie jest nieprzyjemny ani niebezpieczny.”
Rewelacja. Najpierw masz wizje, a potem fazę wegetacyjno-roślinną. To ja wolę stare nałogi. Nigdy nie miałem wizji po fajce.
A próbowałem szanowne grono już rok temu tematem zainteresować :) :
tatar.tatar
25.02.2010 o 09:04
Skręty sie u mnie nie sprawdziły – po pewnym czasie mogłem je robić z zamkniętymi oczami. E-papieros – w 3 miesięce przestałem palić papierosy, choć nie ukrywam trzeba się było wysilić. Teraz już tylko fajeczka i tak ma być.
Też tak mniej więcej od roku próbowałem tego i owego uprosić o napisanie artykułu o tym wynalazku. Niektórzy nawet obiecali, a potem nie dotrzymawszy słowa w ogóle przestali się udzielać.
Namawiam do „grubszego” pisania – komentarze, choć pozostają w bazie danych, to są bardzo ulotne.
No to proszę teraz Ciebie o artykuł: opowiedz nam tę swoją historię. Popalanie papierosów doskwiera bardzo wielu kolegom.
Witaj. Fajnie, że jesteś. Życzę dużo zdrowia!!!
A ja się cieszę, że dzięki temu e-paleniu, poznałam Jacka na forum e-papierosowym, ledwo wszedł a już ma sympatyków ;-)
Ja nie palę już 2 lata dzięki e-p i jestem im za to wdzięczna ogromnie.
Pozdrawiam wszystkich :-)
::emotikon wyrażający nieco kokieteryjne zawstydzenie::
Witaj u fajczarzy. Jak sądzę, każdemu nikotyniście, nawet elektronicznemu, może przydać się odrobina wiedzy o tytoniowym sednie, o tytoniach w ogóle, o kulturze i kulturowości palących fajkę oraz poznanie środowiska pozytywnie zakręconych.
Warto przeczytać w Rzepie => artykuł o tym, jak dostaje się sądowy wyrok w USA za palenie w mieszkaniu. To może być lepsze niż reklama e-papierosów między dziennikiem a prognozą pogody.
Chory, faszystowski kraj…
Nie tylko tam się dzieje
http://biznes.interia.pl/news/czarne-chmury-nad-polskim-tytoniem,1610328,4200
Też chory,komunizująco – faszyzujący kraj…a to Polska właśnie…ale nie tylko Polska.
Cała ta Eurokomuna jest do kitu…popatrzcie na Szwajcarię i pozazdrośćcie , bo jest czego…