Robert Makłowicz jest znów na etapie rzucania palenia. Tak przyznał w lutym podczas rozmowy z portalem Money.pl. Rozmawiał o planowanej ustawie antynikotynowej, która wejdzie w życie za kilkanaście dni. „Państwo nie może być kaznodzieją i alfonsem” – ten krytyk kulinarny, kucharz, dziennikarz nie unika mocnych sformułowań…
„Oczywiście, że palenie papierosów jest szkodliwe – mówił – nikt nie powie że nie jest. Ale dopóty, dopóki ta rzecz nie zostanie całkowicie zdelegalizowana, nie można jednocześnie czerpać z niej zysków i jej zabraniać. Bo powtarzam, wybór jest tu ważny. I zrobienie rzeczywistego, a nie fikcyjnego kącika dla niepalących.
A tak naprawdę, to przecież pierwszą kampanię antynikotynową na świecie przeprowadził Adolf Hitler. I pierwsze regulacje dotyczące ograniczenia palenia to jest III Rzesza.”
Warto zajrzeć i przeczytać całą tę rozmowę…
Panie Robercie, może palenie fajki będzie dla pana drogą do rzucenia papierosów. Niektórzy tak robią, niektórym się to udaje. Warto, na pewno z ogromną sympatią przywitamy pana w naszym gronie i doradzimy, w czym i co palić. Warto nie tylko po to, by cisnąć w kąt papierosy…
Ten artykulik nie jest jednak ani o Makłowiczu, ani o ustawie zakazującej palić w knajpach. On jest o moich faworytach z fajkowego marketingu i pijaru. Już się wszyscy domyślają – znów o firmie VAUEN. Nie dość, że palaczom proponuje wrzoścowe shishe, indiańskie fajki, maluchy pipoo i limitowane fajki z muzyką Chopina, to tej jesieni sięgnęła po niemieckiego telewizyjnego celebrytę, kucharza, publicystę – Horsta Lichtera.
To facet, którego znają wszyscy Niemcy i Szwajcarzy, bohater kulinarnych programów w stacji ZDF. To gość, który po obu wyżej wymienionych krajach odbywa pracowite trasy… koncertowe. W poniedziałek jest w Dreznie, we wtorek w Aachen, w środę nad Jeziorem Genewskim. I wcale nie jest łatwo zarezerwować bilety na te kulinarne spotkania. Ich dystrybucją zajmują się najpoważniejsze portale biletowe. Można go zawsze znaleźć gdzieś między hasłami Karajan; Herbert von… a Monachijska; Bayerische Staatsoper…
Jeśli chodzi o rezerwacje, to miejsce w jego knajpie „Oldiethek” w Rommerskirchen w pobliżu Kolonii zamawiać trzeba niekiedy z rocznym wyprzedzeniem. Mimo że dojeżdża się tam bocznymi drogami. Lichter ma zasadę – kiedy tylko może, osobiście wita gości w swoim lokalu.
Pozna go każdy – jego charakterystyczne, fikuśnie podkręcone wąsiki w stylu westfalskiego barona i okrągłe okularki a’la „podwójny junkierski monokl” (czyli binokle) kojarzy każdy, kto choć raz podglądał gotowanie w niemieckiej telewizji. I u nas jego twarz nie powinna być obca miłośnikom dobrych przepisów z kablówek.
Lichter to taki niemiecki Makłowicz – jego programy i książki roją się od ciekawostek, anegdot, przyjaznego, smacznego dowcipu i dystansu do samego siebie. Jest równie brzydki jak nasz krytyk – to opinia gospodyń domowych podejrzana na forach kulinarnych Polski, Szwajcarii i Niemiec – ale to fantastyczny, interesujący mężczyzna, którego uwielbia się słuchać i na niego patrzeć. I podobnie jak u nas, jego programy ogląda po połowie płeć brzydka z tą piękną.
Horsta Lichera zna każdy, Horst Lichter wie, co jest dobre, zna doskonale najwspanialsze smaki świata i wie, co, jak i w czym podać, by było jeszcze lepsze. Jest niezaprzeczalnym ekspertem od smaku i od luksusu. Na dodatek pali fajkę.
Dla marketingowców z Vauena – ideał… Trzeba tylko pogadać o tym luksusie i o tym, o czym gentlemani nie rozmawiają.
Efekt? Tej jesieni do oferty Vauena weszły fajki Horst Lichter Collection – zakręcone z elegancką przesadą, jak wąs właściciela „Oldientheka” i jak sam właściciel tego wąsa.
Jednak kolekcja Lichterowska nie byłaby pełna, gdyby nie uwzględniała jeszcze jednej słabości Herr Horsta, z której jest równie dumny jak z fajki – jest on otóż wielkim miłośnikiem dobrze parzonego espresso… Vauen więc z jego pomocą firmuje smakowy, kawowy tytoń, czyli wirginie z brązowymi i czarnymi kawendiszami z dodatkiem esspressowego aromatu. Czyli wszystko to, co tak bardzo lubią we wszystkich landach i kantonach.
No i przykład Lichtera oraz Vauena może być – poza rzucaniem papierosów – jeszcze jednym argumentem dla Roberta Makłowicza za przyłączeniem się do grona fajczarzy. Co prawda, nasi producenci nie zatrudniają pijarowców i nie mają wielkich działów marketingu, ale potrafią do współpracy namówić nawet Jesse Jamesa, by w odpowiednim czasie napadł na bieszczadzką wąskotorówkę wypełnioną po brzegi gośćmi Przemyskiego Święta Fajki.
Fajka kompletnie nie w moim guście, kawowe espresso – brrr, ale takie lennonki, jak ten Herr Lichter to ja kcem :)
O tak, binokle świetne. Sam kiedyś takie miałem przez bodaj 9 lat (przeciwsłoneczne, lustrzane), ale jakieś 6 lat temu zostały zgubione na gibraltarskiej plaży… :(
Co do tytoniu – typowy niemiecki budyń? ;)
1) Vauen to BOGOWIE marketingu !
2) bardziej od okularów podoba mi się wąs Herr Horsta – absolutne grande respecto
3) również grande respecto dla Jalensa – oszalałeś Jacku względem Vauena ;)
4) jak ktoś , kiedyś , wejdzie w posiadanie tegoż tytoniu, pamiętajcie o wątłym fajczarzu z Warszawy – chętnie popróbuję :)
ad. 3 – oszalałem, cenię profesjonalizm i nowoczesność. Kiedyś mistrzem promocji (tak po wojnie burskiej) był Dunhill. Ale zesztywniał, jak krzemionka we wrzoścowej bulwie i poszedł z torbami. Dziś mistrzem jest Vauen. I wq publicznie dostępnych danych, plajta mu nie grozi.
Pana Niemca nie znam i jakoś nie chce mi się Go zapoznawać. Pana Makłowicza, jakoś ostatnio bardzo znielubiłem, a firma Vauen szczerze mi powiewa, tak jak i jej wynalazki.
Jacek ma widać inne zapatrzenie, co oczywiście niczym zdrożnym nie jest, choć przyznam, że nie rozumiem.
Czytam i czytam i próbuję znaleźć… emotikonę, która delikatnie mówiąc oznacza: „niedobrze mi”.
Ps. To niedobrze, to nie dlatego, że artykuł kulawy. Tylko, że treść jakaś taka żołądkowa… imo.
Paweł, ja też Vauena jakoś szczególnie nie poważam, ale jeśli chodzi o tradycje, to oni jednak mają jej trochę. Jacek pokazywał mi katalogi Vauena z lat dwudziestych i oni piękne rzeczy robili, na miarę najlepszych brytolskich klasyków – a potrafili zaznaczyć swoją wzorniczą odrębność. Faktem jest, że nie było to tak cepeliowe jak teraz. Hot o ile pamiętam bardzo wysoko oceniał Vauena – a z nim można się nie zgadzać, ale wiedzy odmówić mu nie sposób.
Napisałem już kilka notek proVauenowskich i pewnie jeszcze nieraz napiszę, ponieważ mam świetny kontakt mailowy, a niekiedy nawet telefoniczny, z pracownikami tej firmy. W żadnym tekście nie oceniam ich wyrobów – bo mam tylko jedną fajkę tej firmy kupioną na Allegro, prostego billiarda z serii Dr Perl.
Niektóre fajki z tej ofery – http://fajkowo.pl/cgibin/shop?show=116 – bardzo mi się podobają, a na widok niektórych chce mi się rzygać. Normalka w ofercie każdej firmy i każdego fajkarza.
Nie zmienia to jednak dwóch faktów – po pierwsze, nie stać mnie na ich produkty i zapewne się to nie zmieni. Jednocześnie nie jestem na tyle zafascynowany ich fajkami, żeby je ścigać okazyjnie po portalach aukcyjnych.
Po drugie, jestem zafascynowany samą firmą, jej historią – złożoną, jak każdej niemieckiej firmy, która przeszła przez Hitlera – a także ludźmi, którzy w niej pracowali i pracują. Nie spotkałem jeszcze zespołu, który autentycznie chciałby być tak pomocny jak oni, tak staranny i rzetelny w odpowiedziach na moje upierdliwości.
O wiele bardziej niż na fajkach znam się na pisaniu, zdjęciach, marketingu, promocji i public relations i, moim zdaniem, jest to jedna z nielicznych firm europejskich, która się na tej problematyce zna. Poza, rzecz jasna, pokrętami z korporacji tytoniowych. Jest to natomiast jedyna firma na naszym kontynencie, w której dział promocji ma wpływ na produkcję i naprawdę niezwykłe, kompetentne, efektywne i nowoczesne pomysły. Pod tym względem VAUEN jest wielki. I ma we mnie szczerego, choć, niestety, bezinteresownego rzecznika.
Czy wam ten kucharz też bliźniaczo przypomina tego… hmmm trudno nazwać kabareciarzem ? http://www.stantutaj.com/
– Fakt – baca przeciągnął się obleśnie w drzwiach szałasu, patrząc w kierunku pasącego się kierdla i dodał:
– Żeby on jeszcze gotować potrafił.