Tak się składa, że oprócz zainteresowania fajkami i tytoniem, moim hobby jest sprzęt hi-fi, czyli do domowego odtwarzania muzyki. Przerzucając się z jednej branży do drugiej w sposób nieunikniony zacząłem zauważać pewne podobieństwa. Wydaje się to zaskakujące, ale tylko z pozoru. Branża wysokiej jakości sprzętu hi-fi przeżywa od kilku lat zmiany, których nie określiłbym jako dobre ani idące we właściwym kierunku. Brzmi znajomo? Właśnie, a ostatnio doszedłem do wniosku, że wypływają one z tego samego źródła, co problemy świata fajek i tytoni.
W latach 90. narastać zaczął trend, polegający na znikaniu starych firm, które były albo całkowicie likwidowane albo przejmowane przez duże koncerny. Gdzieś na tej stronie dałem już krótką wyliczankę marek tytoniowych, które przestały być prężnymi firmami rodzinnymi, a stały się martwymi nazwami, służącymi do firmowania jednej-dwu mieszanek tytoniowych, lub też przeciwnie, całych nowych linii mieszanek mass-marketowych dla niezorientowanej klienteli nabitej w butelkę.
Odpowiednikiem w świecie audio jest np. angielska firma założona w latach 60. przez studenta Cambridge, sławna ze znakomicie brzmiących urządzeń, zaś obecnie sprzedana wielkiemu koncernowi, który wykreował nową niskobudżetową linię sprzętu i produkuje ją w wielkiej fabryce w Chinach. Lub jeszcze gorzej: nadaje odkupioną nazwę czemuś produkowanemu w Chinach czy Wietnamie, podczas gdy w sąsiedniej hali to samo coś dostaje plakietki z inną nazwą i tak w nieskończoność. Marsz w tandetę, dopóki marka nie ulegnie „wyczerpaniu” i będzie można ją zlikwidować lub sprzedać następnemu aferzyście.
Nie roztrząsając większej liczby przypadków i szczegółów, skąd bierze się to zjawisko? Otóż moim zdaniem jest to nieunikniony skutek zmiany stylu życia i poziomu zamożności. Otóż pod koniec XX wieku stała się możliwa rzecz, polegająca na szybkim wzbogaceniu w stopniu umożliwiającym spokojne życie i nicnierobienie już w wieku lat 40-50, przy czym dotyczy to nie szczytowego procenta milionerów, ale zwyczajnych ludzi, którzy własną pracą czy talentem stworzyli coś, co ma wartość handlową.
Wystarczy mieć coś, co da się dobrze sprzedać, na przykład portal Nasza Klasa lub rodzinną firmę tytoniową. Styl życia polegający na kontynuowaniu i rozwijaniu swego interesu został wyparty przez podejście polegające na rozwinięcie czegoś do stopnia pozwalającego na dobrą sprzedaż i następnie opyleniu tego z zyskiem, aby już dłużej nie musieć się tym zajmować. Nabywcą zwykle jest duża wielobranżowa korporacja, która zatrudnia specjalistów od takich transakcji, którzy wyszukują dobrze rokujące firmy.
Tytoń fajkowy to interes jak każdy inny, jednak o ile mała spółka może utrzymać się ze sprzedaży na stałym poziomie przez pokolenia, o tyle korporacja musi mieć wzrost. Inaczej manager straci pracę. Zatem gdy nabyta marka zacznie się stabilizować, lub nie daj Boże spadać, korporacja natychmiast się jej pozbywa. Wynika to ze specyfiki funkcjonowania i braku zainteresowania poszczególnymi gałęziami swojej działalności. Istotny jest wzrost, niezależnie od tego, która branża go przynosi. I w ten sposób mała, dobrze prosperująca firma/marka zaczyna wypuszczać dziwne produkty, traci prestiż, a potem cicho znika z rynku.
Czy to dobrze? Oczywiście nie, jednak pasuje do współczesnego życia, gdzie mało co robi się z myślą o dalszej przyszłości, bo dobrze pożyć da się już teraz, zaraz. Firmy nie budują się z myślą o następnym pokoleniu, tylko o natychmiastowym rozwoju i ogromny rynek zbytu ten rozwój zapewnia. Paradoksalnie, coś, co kiedyś było gwarancją sukcesu, czyli mały stabilny rynek lokalny, stał się obciążeniem, bowiem w dobie 7 miliardów ludzi lokalne populacje podlegają fluktuacjom statystycznym i mały lokalny popyt może się błyskawicznie odwrócić. Stąd odwrót ku globalności i nerwowe ruchy, zbywanie dobrych niegdyś interesów w sposób, jaki dawniej kojarzono raczej z działalnością złodziejską – szybko, „zanim się zorientują”.
Co będzie dalej? Trudno powiedzieć, ale nie widzę tego w zbyt jasnych barwach. Zastanawiam się, czy nie kupować tytoniu na zapas – w końcu nikt nie jest wieczny i w każdej chwili może się znaleźć jakiś rozleniwiony spadkobierca z sianem w głowie, który postanowi nagle pożyć sobie, nurkując na Bahamach, zamiast prowadzić nudny interes tytoniowy. I nie będzie to żaden przypadek, tylko standard, sposób, w jaki funkcjonuje dziś świat. Zły czy dobry? Nie wiem. Na pewno jest w nim więcej miejsca na indywidualny rozwój, pytanie tylko, czy wielu z tego korzysta?
Kiedyś było dobrze, a teraz jest źle. Zmiany. Ludzie boją się zmian bo przychodzi nowe, niewiadome. Ale szklanka nie zawsze jest do połowy pusta. Kto by pomyślał, że Dan Tobacco zaproponuje tak wspaniały tytoń jak Virginia Mysore i cały szereg czystych tytoni do domowego blendowania? A jednak!
Co zaś się tyczy audio to Cambridge Audio właśnie teraz oferuje bardzo korzystny stosunek jakości do ceny, oraz wykorzystuje zdobycze techniki dla dobra HI-FI dając ludziom wspaniały dźwięk za stosunkowo niewielkie pieniądze. Dobry dźwięk jeszcze nigdy nie był tak tani i szeroko dostępny jak teraz właśnie!
Chętnie płacimy za „made in europe”, ale przy dobrej kontroli jakości także w Azji można produkować wartościowy sprzęt. Udowodniło to chociażby niemieckie Heco, które dzięki chińskiej produkcji, w wielu kwestiach potrafi deklasować swoich europrodukcyjnych konkurentów.
Świat się zmienia, ale nie tylko ku gorszemu.
Cóż, na końcu zaznaczyłem uczciwie, że nie wiem, czy kierunek ten uważam za dobry czy nie. Co do CA jednak warto zauważyć, że ich produkty średnio są droższe niż w czasach, gdy były to relatywnie proste klocki budowane na miejscu w Anglii. Cambridge nigdy nie miało topowych modeli w cenie 1500-2000 GBP, a teraz – gdy japońska konkurencja w tym sektorze została zdziesiątkowana – ma.
Trudno się nie zgodzić. Przyznaję rację.
To mój pierwszy wpis w tej witrynie, więc witam wszystkich jej Czytelników i zacznę od podziękowań dla jej Autora i Współtwórców, z których wiedzy już nie raz skorzystałem.
Tak się składa, że też cierpię na „audiofilstwo” i sprzedałem wzmacniacz Cambridge Audio 640A II po to by kupić chiński wzmacniacz Yaqin. Decyzji nie żałuję, co w pewien sposób świadczy, że to co chińskie nie musi być gorsze niż to co brytyjskie. Odnośnie głębszej refleksji nad tym co napisał autor wątku, wydaje mi się, że rynek potrafi w jakiś zadziwiający sposób wracać do wysokiej jakości. To działa jak jin i jang – kiedy już wydaje się, że wszystko jest jin, pojawia się początek jang. I odwrotnie. Dlatego jestem optymistą. Oczywiście jest też ten okres przejściowy, kiedy to jakość prawie nie istnieje, i cierpią wtedy ci, dla których to właśnie jakość jest najważniejsza, ale musi wtedy przyjść okres, w którym jakaś firma wybije się na rynku właśnie dzięki jakości, a raczej zapotrzebowaniu na jakość. Inne firmy idą jej śladem i… znów mamy wysoką jakość produktów. Myślę, że tak właśnie się to odbywa, ale… ja jestem tylko humanistą, a nie ekonomistą.
CA 640A też jest chiński.
Konkurencja i niewidzialna ręka rynku panowie. A bardziej bałbym się głupiego prawodastwa które może zniszczyć w przyszłości przemysł tytoniowy i nawet jeśli prawo takie się wycofa to tragiczne skutki będziemy odczuwać długo, wiele marek i blendów, lata doświadczeń mogą pójść w zapomnienie chyba że ktoś obrotny zadba o to i poczeka na progres, tak na pewno będzie, to wszystek dziedzictwo nie zniknie. Nie ma co panikować bo jeszcze długo do tak radykalnie głupich ze strony rządów działań poczekamy ale przy obecnym trendzie prawdopodobne że mogą takowe zaistnieć.