Krótkie mgliste przemyślenia

12 października 2010
By

Spacerując jesiennym wieczorem, obserwowałam zjawiska otaczające mnie dookoła. Otaczająca mnie aura nasunęła mi pewną myśl, którą chciałabym się z Wami podzielić.

Mgła. Dym jest jak mgła. Chowa, otula, przenika…

Kiedy jestem sama, oddziela jak obłoczek od świata. Pozwala się ukryć, ogarnąć myślami problemy, przyjemności, przeszłość, przyszłość, teraźniejszość… Przypomnieć marzenia, a może po prostu posłuchać, co mam sobie sama do powiedzenia…

Wśród towarzystwa wprowadza intymną atmosferę, pozwala poczuć się bezpieczniej, odpręża, otwiera…

Fajka to rytułał, magia. Moment zatrzymania czasu. To nie krzyk organizmu domagający się nikotyny. Fajka to podejście do życia.  Filozofia niezgadzania się na bylejakość, powierzchowne konsumowanie byle jak i byle czego. Na fajczenie trzeba znaleźć czas, nie można tego zrobić na kolanie. Fajka jest jak dobre wino, jak starannie przygotowywany posiłek. Możliwość poszukiwania ulubionych smaków, eksperymentowania, poznawanie czegoś nowego, a przez to dowiadywanie się czegoś starego o sobie.

Być może wydaje się to nieco dziwne, taka antropomorfizacja martwego (bądź co bądź) przedmiotu, ale… fajka jest jak towarzysz w błądzeniu po zawiłych drogach zadumania. O kompana trzeba dbać, szanować go,  zainwestować swój czas, uwagę.

Nieważne czy jestem sama czy w towarzystwie. W pykaniu podoba mi się to, że, jak niegdyś starożytnych magów, dym pozwala mi  przejść do innej rzeczywistości. Poza tym fajka to po prostu przyjemność.

Tags: , ,

23 Responses to Krótkie mgliste przemyślenia

  1. JSG
    JSG
    12 października 2010 at 21:36

    Z jednej strony cieszy mnie że są ludzie dla których ta cała mitomańska otoczka palenia fajki ma znaczenie, między innymi palenie fajki ma szanse przetrwać w dobie wojny z palaczami. Podobnie jak fotografia analogowa, która wypchnięta z powszechności(sic!) żyje własnym życie w dobie degradacji fotografii w ogóle, tak i fajka, w czasach kiedy palenie zdegradowano i powoli się utylizuje ma szanse w tej formie przetrwać. Zawsze znajdą się mitomani, którzy będą robili to dla tej całej wyimaginowanej otoczki…
    Z drugiej strony mając ten etap za sobą, patrząc wstecz niejako w trzeciej osobie mam wrażenie że jest to jakaś karykatura… Jakoś bardziej trafia do mnie obraz żeglarza za sterem z chimney, czy cieśli na więźbie z ompaulem w zębach, niż spacerującego w obłokach mgły cienia szukającego świtezianki.

    • Rheged
      13 października 2010 at 08:36

      Mitomańska, jak mitomańska – jeśli autorka odczuwa takową otoczkę, to mitomańska ona z pewnością nie jest, a jak najbardziej rzeczywista.

      Inną sprawą jest to, że z Jackiem sobie jakiś czas temu dyskutowaliśmy odnośnie owych „rytuałów”. Jestem im przeciwny. Dla mnie fajka magiczna być nie powinna, a przynajmniej nie sama w sobie. Jeśli taka się staje, to znaczy, że zwyczaj zwyciężył z osobowością. Magia pokonuje rzeczywistość. Oczywiście, bywają chwile, gdy czuję się z fajką inaczej, bardziej refleksyjnie (a nawet kontaktuję się z Morrissonem), ale nigdy nie pozwalam, aby przerodziło się to w rytuał. Bo w fajce nie chodzi o fajkę, ale o mnie – o palacza. Jeśli będę fajkę traktował jako coś podniosłego – gdzie w takim razie będę ja? Niżej?

      Rozumiem ten „romantyzm” autorki, ale jestem od niego bardzo daleko.

  2. jazz59
    12 października 2010 at 23:35

    A ja sobie tak lubię we mgle z Jeppesenem w zębach…Świtezianka? Czemu nie – byle w wieku poborowym… :)
    Pozdrawiam
    Krzysztof

    • JSG
      JSG
      12 października 2010 at 23:43

      Do świtezianki to ja bez fajki raczej- o czym juz gdzie indziej, ale tez lubię palić w lesie, ale o ile „w lesie” owszem, powoduje lepsze samopoczucie, skłania do refleksji, o tyle czy to z fajką czy bez wsio rawno.

      Swoją drogą na tym zdjęciu świetny „dental”, zdjęcie to już widziałem kilka razy, ale dopiero teraz zwróciłem na to uwagę.

      • jazz59
        13 października 2010 at 07:33

        No tak…z fają to się świtezianki szuka , a jak już się znajdzie…to się daje fajce odpocząć :)
        Oczywiście w pełni zgadzam się z Autorką artykułu…fajka to rytuał ,dla mnie coś nieziemskiego , choć niby tak przyziemnego…kiedy zapalam faję wszystko dookoła staje się inne , a świat kręci się wolniej.
        Dobrze mieć w tym zwariowanym ,pędzącym coraz szybciej do nikąd świecie taką otoczoną wonnym dymem , spokojną enklawę…
        Pozdrawiam
        Krzysztof

      • JSG
        JSG
        13 października 2010 at 08:37

        Krzysztofi w twojej wypowiedzi brakuje „dla mnie” Dla mnie fajka to rytuał.
        Kiedy ja biorę fajkę do ręki nic się nie zmienia, świat nadal pozostaje jaki był, nie ma żadnej enklawy…

        • jazz59
          13 października 2010 at 09:06

          Tak , masz rację – dla mnie.Lecz bez przesady. Palę faję przy pracy i wtedy jest po prostu towarzyszką umilającą pracowity czas.
          Ale są takie wieczorne i nocne godziny , kiedy wyciągam tytoń ze słoja , wybieram faję…i za chwilę robi się jakoś tak …inaczej. Myśli biegną spokojnie ,ale klarownie , mam w nosie to , co dzieje się dookoła.
          „Kiedy ja biorę fajkę do ręki nic się nie zmienia, świat nadal pozostaje jaki był, nie ma żadnej enklawy…”
          Życzę Ci tego , Janie , od czasu do czasu.
          To naprawdę jest fajne…
          Pozdrawiam
          Krzysztof

          • jazz59
            13 października 2010 at 09:07

            Tzn . życzę Ci takich magicznych chwil… :)
            K.

          • Rheged
            13 października 2010 at 09:10

            Mi się, Krzysiu, wydaje, że wiele jest rzeczy, przy których człowiek czuje się inaczej. Dla jednego jest to fajka, dla innego ciepły obiad. Jeśli fajka wprawia fajczarza w określony nastrój, to dobrze, ale przecież wcale tak się dziać nie musi, a i zapewne nie jest to tylko i wyłącznie jej działanie.

            Nie umniejszałbym roli fajki w życiu, ale też nie wynosiłbym jej na piedestał. O tym, że jest ważna i magiczna, można się przekonać niekoniecznie twierdząc owe romantyczne tezy. Czasem zwyczajność jest również istotna.

            Słowo do Janka – Ty również zapomniałeś dodać „dla mnie”.

            • jazz59
              13 października 2010 at 09:29

              Zapewne masz rację , Emilu , z tym ,że ja nie jestem aż takim romantykiem.
              Faja bywa dla mnie często katalizatorem miłych chwil ,a nastroje…są z fają , a są i bez niej.
              Jak to mawiasz – de gustibus…
              Pozdrawiam
              Krzysztof

            • JSG
              JSG
              13 października 2010 at 12:15

              No jakoś nie widzę żeby brakowało wyraźnego zaznaczenia że „moim cholernie subiektywnym zdaniem” Cała wypowiedz to sugeruje.

              • Cyntel
                Cyntel
                13 października 2010 at 13:50

                Moim zdaniem nie masz racji twierdząc, że nie ma w tym żadnej otoczki. Mnie fajka uspokaja, pozwala się wyciszyć i jak już było wspomniane „spowalnia” czas. Mam chwilę, aby nie przejmować się sprawami dnia codziennego, po prostu skupiam się na fajce, aby po chwili odpłynąć gdzieś myślami i poprowadzić je całkiem innym tokiem. Być może taka moja natura – studiuję filozofię i zazwyczaj zdarza mi się porozmyślać nad pewnymi zagadnieniami. Poza tym całkiem inaczej pali mi się samemu, siedząc gdzieś na ławce w parku, a całkiem inaczej gdy siedzę ze znajomymi w pubie przy piwku. Zauważyłem też, że dopiero gdy skończę palić fajkę potrafię jakoś normalnie dyskutować ze znajomymi, bo podczas palenia moje myśli cały czas przechodzą do jakiegoś metawymiaru.
                Za pewne jest to tylko moja psychika i odwieczne wyobrażenie o fajce, ale wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – sprawia mi to ogromną przyjemność, a to jest dobre.

  3. KrzysT
    KrzysT
    13 października 2010 at 09:32

    Fajny artykuł.
    Wrodzona przekora zmusza mnie jednak do zapytania, czy Autorka spróbowała wreszcie zapalić tę fajkę, czy całość impresji i przemyśleń jest wytworem jej imaginacji na temat?
    Bo boję się, że rzeczywistość początkującego może ją strasznie rozczarować. Jak się okaże, że nie dość, że nie chce się palić, to jeszcze nie smakuje. I żadnego relaksu, zadumy i filozofowania nie będzie, ino spalony język (czego oczywiście nie życzę).

  4. tutu
    13 października 2010 at 09:42

    Hmm… chyba nie do końca się zrozumieliśmy. no cóż wybaczcie nie chciałam „wciskać ” Wam „romantycznych” dyrdymałów. Wracałam do domu i była mgła i jakoś tak niechcący analogia się przyplątała. Przemyślenia zazwyczaj są wynikiem pracy jednego umysłu, dlatego tekst jest podpisany moim „nazwiskiem”. Jak zdążyłam się zorientować Panowie palicie już ładnych parę lat, więc musicie mi wybaczyć. Dymek to wciąż dla mnie nowość. Po lasach jeszcze z fajką nie chadzałam, co do Świtezianki przy fajce hmm… musieliby chyba stworzyć jakieś mistrzostwa kto dłużej wytrzyma… ;)
    Pozdrawiam ;)

  5. oskar
    13 października 2010 at 13:30

    Hmmm… Wychodzi na to, że cham i impertynent ze mnie, bo ja tylko palę, dymem się delektuję, a potem dokładnie czyszczę fajkę. A tu we mgle trza siedzieć i antropomorfizować… Ale co tam. Ludzie prości mają prościej. I dobrze mi z tym.

    • Cyntel
      Cyntel
      13 października 2010 at 13:56

      Nikt nie powiedział ze „trzeba”. To są tylko przemyślenia autorki tekstu i niczego przecież nie narzuca.
      I wcale nie oznacza to że jesteś „ludziem” prostym, po prostu otoczkę którą niektórzy dostrzegają chowasz do kieszeni i cieszysz się smakiem. Przecież nawet samo rozpoznawanie smaku tytoniu jest czysto subiektywną sprawą a to już jest moim zdaniem coś wyjątkowego w twojej fajce i twoim paleniu.

  6. jazz59
    13 października 2010 at 14:03

    „Ludzie prości mają prościej”
    Czyżby? :)

  7. yopas
    yopas
    13 października 2010 at 14:58

    I weź tu człowieku się zachwyć, impresję napisz. Zaraz Ci powiedzą, żeś baba, pederasta lub ksiądz (co czasem na jedno wychodzi). A miejsce fajki jest w pocie i znoju, pomiędzy świniami. A nieprawda. Miej serce i patrzaj w serce. Tam Twoja fajka.

    • JSG
      JSG
      13 października 2010 at 16:32

      Tam Twoja Fajka
      Od tej strony właśnie cię zabija, jak kret doprowadzając do ruiny krwionośne arterie….

      • Rheged
        13 października 2010 at 17:08

        A od innej to niby nie zabija? ;)

  8. Genzo
    Genzo
    13 października 2010 at 21:11

    Zacny tekst:)

  9. jalens
    15 października 2010 at 19:41

    Cóż, każdy tworzy taką obrzędowość, na jaką pozwala jego osobowość. W moim przypadku zwyczajne, prostackie „najaranie się” odgrywa niepoślednią rolę. Bardzo jednak lubię najarać się ładnie – niech będzie, że z rytuałem. Rytuałem jest wszystko – wybranie fajki, wybranie tytoniu, wybór sposobu przygotowania i nabijania tytoniu…
    Wybór tytoniu – do okoliczności i czasu. Także do Świtezianek.

    Lubię czytać o prywatnych obrzędowościach. Obrzędowość pozwala poznać ludzi – i to się nazywa antropologia. Opowieści o prywatnych rytuałach potrafią przybliżyć ludzi, ich wrażliwość, umiejętność zabawy z samy sobą i z przedmiotami, które się posiada. Lubię poznawać ludzi. Nie lubię, jak określa się ludzkie przyzwyczajenia mianem mitomanii, jest to, moim zdaniem, nieuprzejme i w tonie wywyższające się – a więc supermitomańskie. Egoistyczne, niegrzeczne. Niekiedy obraźliwe.

    Ja, na przykład, palę fajkę głownie dla tej całej – niech będzie, że mitomańskiej – otoczki, obrzędowości. Do tej pory nikotynowo bardziej zaspokaja mnie mocny papieros. Więcej – zdarza się, że fajką nie mogę się najarać. Zarza się nawet, że po półtoragodzinnym paleniu dobrego, aczkolwiek słabszego tytoniu „dopalam się” mocnym, albo grubalnym skrętem z Zware Shage. Ale kocham moje fajki, zabawę nimi, przekładanie ich, czyszczenie… Nabijanie, próbowanie nowych smaków. Zdobywanie wiedzy o fajkach i tytoniach. Ciekawostki, anegdoty. Ba, lubię nawet w nich palić…

    Przyznam, że z pewnym rozbawieniem czytam o próbach zamykania fajki w jednym zdaniu, czy w prostym komentarzu. Ale szanuję i rozumiem, że można palenie fajki traktować jak macho – skoro ktoś odczuwa potrzebę bycia macho i odzierania hobby z obrzędowości. Rozumiem jednofajkowego rybaka z Francji, który zażywa tytoń, aż mu komin zarośnie nagarem…

    Ale gadać o fajce wolę z kimś, kto swoją pasję komplikuje niemożebnie, także z kimś, kto nikotynizm próbuje ubrać w szamańskie zaklęcia zwane przez terapeutów uzależnień mechanizmami zaprzeczeń… Cieszą mnie takie rozmowy – o mgle, o spowolnieniu, o nimfach, o radości z wybierania wyciorem obrzydliwych, śmierdzących, klejących się nieczystości… Uwielbiam słuchać o takich oszustwach, które usprawiedliwiają wyasfaltowane oskrzela i pęcherzyki płucne. Bardzo chętnie sam o nich opowiadam – i właśnie z tego mitomańskiego traktowania mojego paskudnego, cuchnącego nałogu, z tych opowieści i samotworzonych obrzędów narodził się ten portal i powstało 141 artykułów i artykulików oraz wielokrotnie więcej komentarzy.

    I choć nieodmiennie kobieta paląca fajkę jawi mi się jak baba z brodą, to w całej tej dyskusji jestem całym sercem z Tutu!

  10. Franz
    Franz
    15 października 2010 at 21:29

    „. . . mojego paskudnego, cuchnącego nałogu. . .”

    ale przecie to dopiero po paleniu hi hi, ale wczesnej – o, właśnie ta faja, i ta pucha (saszetka, słoik), powolutku po sam rim – idealne (nie zawsze) nabicie, głaskanie fajki, podgrzanie w dłoni . . .
    i już można przyłożyć płomień, ten smak, ten zapach (nie zawsze dla wszystkich, ale co mi. . .) co dzisiaj robiłem, co dobrego, co trochę nie, luzik . . . no, najarałem się :-)
    a to, co zacytowałem, to później, znacznie później . . .
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*