Kupując pierwszą fajkę sądziłem, że wystarczą mi dwie, może trzy, które będę mógł palić na zmianę. Zmęczony wieloletnim paleniem papierosów, jednak dalej lubujący się w tytoniu, musiałem mieć coś w zastępstwie. Cygara nie interesowały mnie na tyle, bym chciał zapoznać się z nimi bliżej, a własnoręczne robione skręty, po krótkiej przygodzie, odrzuciły mnie całkowicie. Eksperymentowałem z shagiem i cygaretkami. Z tabaką mocno się zaprzyjaźniliśmy, jednak to nie to samo.
Trudne jest życie tego, kto chce rzucić papierosy, nie rzucając palenia. Stoisz przed dużym dylematem – co w zamian? Polski rynek paradoksalnie nie jest pełen alternatyw. Otóż – nie chcesz się wyleczyć z nikotynizmu (rzucanie palenia ma ten minus, że jeszcze może się udać…), tylko wymienić jeden sposób palenia, na inny. Z listy, którą sporządziłem we wstępie została jeszcze tylko fajka wodna (snusu nie liczę, tytoniu do żucia także nie) i nie powiem, iż nie jest to kusząca propozycja. Kłopot w tym, że lubię z tytoniem obcować bez nadmiernie wyeksponowanych pośredników. Fajki wodne są duże, za duże jak na mój gust, a sam tytoń tonie w melasie. Zapalić mogę, nawet smakować będzie, aczkolwiek bez rewelacji. Mówiąc metaforycznie – za mało tytoniu w tytoniu…
Papierosiarz, któremu nagle brzydną papierosy, a na dodatek tyle lat spędził na bezceremonialnym paleniu, poszukuje czegoś więcej. Chciałbym uniknąć tu słowa – magia – ze względu na jego nieokreśloność i doniosłość (wszak nie musi być niczego wielkiego w nikotynizmie). Znowuż chyba nie ma lepszego określenia na cała sprawę. Papierosa zapalasz, zaciągasz się i gasisz. Zwykła czynność, nic dziwnego, nic ekscytującego wreszcie. Papierosa „używa się” tak jak herbatę. Jak wodę. Jak wszystkiego, co proste i ofiarowujące chwilę ulgi. Gdy chce się odstawić papierosy, szuka się czegoś obszerniejszego, bardziej wyrafinowanego, smaczniejszego, a także obfitującego w nowe, przyjemne wrażenia.
I tak trafiłem na fajkę.
Oczywiście – fajczarstwo to przede wszystkim nałóg. Pierwszą podstawową czynnością, zarazem najważniejszą, jest aspekt nikotynizmu – sięgamy po fajkę, by się napalić. Nie dorabiajmy do tego żadnej filozofii, nazywajmy rzeczy po imieniu – jest jak jest, oczywista, cytując klasyka, oczywistość. Tyle, że oprócz tego, w fajczarstwie jest jeszcze więcej. I nie dostrzegać tego, to już zbrodnia.
Znam palaczy, którzy zatrzymali się na Poniatowskim, Grodzkim, czarnym Grandzie. Wystarczą im dwie, nadpalone, pełne zwęglonego nagaru oraz cuchnące fajki. Ostatnio spotkałem takiego na olsztyńskiej ulicy. Przysiadł sobie na kamieniu, wodził wzrokiem za przechodzącymi ludźmi. Podszedłem spytać, co pali, jednak zapach wydobywający się z komina uprzedził moje pytanie. Uprzejmie jednak zagaiłem, żałując, iż zbyt dziarsko szedłem w jego kierunku. Dostrzegł mnie bowiem i na pół zdziwiony, na pół zainteresowany, oczekiwał już spotkania. Rozmawialiśmy krótko, gdyż widząc z bliska jego fajkę, ledwo powstrzymywałem mdłości. Odchodząc, zadumałem się i doszedłem do wniosku, że dla niego ważna była tylko nikotyna.
Ale znam również takich, którzy do palenia podchodzą w o wiele bardziej cywilizowany sposób. Zwykle mają swoje małe rytuały oraz przyzwyczajenia związane z fajczarstwem. Fajka w ich ustach nie jest tylko narzędziem, ale swoistym uzupełnieniem. Może powinienem dodać nawet – przedłużeniem? Palą dla przyjemności, dla smaku, dla relaksu, nie czyniąc z tego wielkiej rzeczy. Paradoksalnie dzięki temu jest to rzecz wielka, bo zwykła codzienność staje się magiczna, gdy ktoś się w niej odnajduje i nadaje jej sens.
To znowu wielkie słowa, ale mówimy wszak o pasji, w najgorszym przypadku o hobby. Kto z nas nie zna tego przyjemnego uczucia pożądania, oglądając wystawy trafik, przeszukując portale aukcyjne, sklepy z antykami, stare stragany, na których znaleźć można fajki? To niby nic, ale zazdrość bierze szybko – czemu nie mam akurat TEJ fajki? Jest dla mnie stworzona! Zaglądamy do portfela, przeliczamy fundusze, bywa, że odbieramy sobie chleb od ust, by tylko skosztować jakiegoś legendarnego tytoniu.
Jak dzieci. Koniecznie chcemy i nie ma mowy, żebyśmy prędzej, czy później tego nie zdobyli. Niech świat się wali, kobiety się złoszczą, niech matki wyrywają włosy z głów, a ojcowie marszczą czoła w zmartwieniu, my i tak zdobędziemy, zobaczymy, zapalimy. Rozsądek i racjonalność to nie nasze grzechy.
I tak, wracając do początku artykułu, mogę powiedzieć, że myliłem się na starcie swojej przygody z fajczarstwem. Alternatywa dla papierosów stała się pasją, a nawet nowym nałogiem. Nie tylko palę, ale i zbieram – fajki, tytonie, kołeczki, akcesoria. Dwie gruszki z Polski, jedna dalbergia z Hong Kongu, jeden wrzosiec second handu z Niemiec, jedna piaskowana przyjaciółka prawdopodobnie z Anglii, jakaś Albanka, dwie piękne wrzoścowe Polki, jedna mistrzyni z Bułgarii i malutka Włoszka, łącznie dziesięć towarzyszek. Kołeczków już dwa, jeden gruszany, drugi wrzoścowy, robiony ręcznie, z jednej strony ścięty na skos, co znacznie ułatwia prowadzenie żaru w kominie. Stojaczek mam ledwie jeden, gdyż doszedłem do wniosku, że najlepszym oparciem dla fajek są książki. Tytoni aktualnie na stanie sześć.
Chciałbym nadmienić, że jestem spokojnym, zrównoważonym człowiekiem, który jakiś czas temu odnalazł równowagę między wydawaniem pieniędzy, a oszczędzaniem. Przynajmniej tak mi się zdawało, bo jeśli chodzi o swoje hobby, dostaję małpiego rozumu. Nazywam się Emil i jestem Anonimowym Fajczarzem, raczej bez szans na ozdrowienie.
Na dodatek przestałem już myśleć i planować. Fajek będzie, ile będzie. Pogodziłem się z tym z uśmiechem na ustach.
A Wy?
Huhuhu, grząski temat waść poruszył, do tej pory jakoś nie potrafię sklecić zrozumiałych zdań aby oddać swoją filozofię fajki.
Fajczarz jak dziecko? No ba. Na FMS @vlasij ma świetny podpis, pozwolę sobie zacytować: Fajka jest tym dla dorosłego mężczyzny, czym kolejka elektryczna dla małego chłopca. Nic dodać, nic ująć. A jak ma się świra na punkcie jeszcze innych rzeczy, to dopiero zaczyna się zabawa. Sam mam swoją „allegrową trójcę”, którą dziesiątki razy dziennie sprawdzam. To maniactwo przeszło już w nałóg – po prostu jak nie sprawdzę co jakiś czas działu z książkami, instrumentami i fajkami to jestem chory.
(…)odnalazł równowagę między wydawaniem pieniędzy, a oszczędzaniem.
Mistrzu Obi-Wan, jak tego dokonać? ;)
Nie zarabiać :D ;)
Cytaty z artykułu:
„Oczywiście – fajczarstwo to przede wszystkim nałóg. Pierwszą podstawową czynnością, zarazem najważniejszą, jest aspekt nikotynizmu – sięgamy po fajkę, by się napalić.”
„Ale znam również takich, którzy do palenia podchodzą w o wiele bardziej cywilizowany sposób. … Fajka w ich ustach nie jest tylko narzędziem, ale swoistym uzupełnieniem. … Palą dla przyjemności, dla smaku, dla relaksu, nie czyniąc z tego wielkiej rzeczy.”
Pierwszy fragment zjeżył mi resztę włosów na głowie. Zdarzają mi się przerwy w paleniu, podczas których brak możliwości zapalenia fajki, nie powoduje rozdrażnienia czy innych objawów towarzyszących nikotyniście.
Drugi fragment wszystko wygładził, uspokoił i pozwolił wrócić do myślenia, co by tu zapalić wieczorem do szklaneczki czegoś mocniejszego. Czy to, że czasami napiję się odrobinę alkoholu czyni mnie alkoholikiem?
Artykuł może wzbudzić wiele kontrowersji, ktoś może poczuć się urażony (a mam nadzieję, że nie było to intencją autora).
Czy fajka może być sposobem na rzucenie palenia papierosów – pewnie tak, jeśli będzie palona jak fajka a nie jak wielki papieros. Więc ten sposób rzucania palenia, musi być poparty prawdziwą chęcią rozstania się z nałogiem. Życzę wytrwałości.
A przybliżysz Maćku, co Twoim zdaniem jest kontrowersyjne? Fajka to nie nałóg? Nie znam fajczarza, który nie byłby nałogowcem. Oczywiście nie świadczy to o tym, że takowi nie istnieją. Trzeba być gburem twierdzić, że każdy fajczarz to nałogowiec. Granica jest jednak cienka. Myślę, że można tu uogólnić. Tym bardziej, że nie jest to niczym nagannym. Alkoholizm różni się od nikotynizmu, chyba co do tego się zgodzimy, nieprawdaż?
Kontrowersyjne jest właśnie uogólnianie. Osobiście nie nazwałbym Cię gburem, choć piszesz, że palenie fajki to nałóg. Każdy ma prawo do własnego zdania. Mam więc prawo nie zgodzić się z Twoją opinią.
Pomimo lat jakie upłynęły, od momentu gdy zacząłem palić w fajce, nigdy nie uważałem się za nałogowca (podobnie jak wielu innych osób palących tylko dla przyjemności). Jasne, że możemy mówić o nałogu ale bez uogólniania. Częściej spotykam się jednak z nałogowym zbieractwem okołotytoniowym niż z nikotynizmem.
Co do różnicy pomiędzy alkoholizmem a nikotynizmem, czy też innymi nałogami, nie zapominajmy o wspólnym mianowniku – o przymusie. To właśnie przymus odróżnia nałóg od przyjemności.
Maćku, ja, rzecz jasna jedynie w rozważaniach akademickich, słyszałem o nietypowych organizmach, które poddają się wieloletniemu i regularnemu działaniu narkotyku i pozostają nieuzależnione. Niesamowicie cieszę się, że kogoś takiego poznałem poniekąd osobiście. Będę miał się czym pochwalić, kiedy znów wpadnę na imprezę do zaprzyjaźnionych psychoterapeutów…
Cóż, jedni twierdzą, że objawem uzależnienia jest przymus, inni przysięgają, że najbardziej klinicznym objawem jest zaprzeczanie nałogowi. Na dzień dzisiejszy ten drugi pogląd dominuje w naukach o duszy i ciele.
Ale przecież nie jesteśmy tu po to, aby się wzajemnie diagnozować. Mi zupełnie nie przeszkadza, że możesz w każdej chwili przestać, skoro i tak zapalimy, jeśli kiedykolwiek się spotkamy.
A tak w ogóle, to ja bym chętniej niż Twoją książkę, poczytał autoironiczny artykulik o tym, jak ją pisałeś… Poniekąd wiem, że z perspektywy trzymanej w dłoni książki pachnącej drukarnią, wszystko, co działo się przedtem, wydaje się zabawne :D
No nie mogę się zgodzic z tym zaprzeczaniem. Sam absolutnie nie czuję się uzależniony od fajki i jak ktoś pyta o nałóg konsekwentnie zaprzeczam. Spowodowane jest to tym że nie paląc, często przez dłuższy nawet czas (np. dwa i więcej tygodni) nie czuje żadnych objawów „odstawienia” co przy papierosach miejsce miało i to w sposób dość silny.
Tu chyba nie chodzi o zwykłe zaprzeczanie, co tłumaczenie się.
no istotą każdego nałogu jest tzw. mechanizm iluzji i zaprzeczeń – ja, uzależniony? a skąd!!! przecież palę/piję dopiero 15 lat!! pozdrawiam – Pastor
Tatar, skoro się nie możesz zgodzić, to przecież ja nie próbuję swojego zdania forsować, ponieważ to jest Twój nienałóg :) Raczej nie ma sensu na portaliku fajkowym prowadzić seansów terapeutycznych. Ty, jak widać, odzwyczaiłeś się od papierosów, co było nałogiem nikotynizmu. Fajka nie jest. I bogu niech będą dzięki.
Ja natomiast próbuję zmienić styl zażywania nikotyny na mniej byle jaki i palić wyłącznie fajkę. Kto wie – jeszcze nigdy nie udało mi się to na dłużej – być może, kiedy przestanę popalać papierosy także stwierdzę, że nie może być tu mowy o nałogu.
Jakkolwiek by było – będę okrutnie z siebie dumny! HOWGH!
Na razie jestem dumny z Ciebie… Z pewną taką przyprawą zawiści…
Wiesz Maćku, to nie jest tak, że wszyscy fajczarze są nałogowcami, ale fajczarstwo, w ogólności, jest nałogiem. Nałogiem nikotynowym. Nie wartościuję tu nikogo, czy jest nałogowcem, czy nie jest. Stwierdzam fakt odnośnie samej czynności. Na dodatek nie jest tematem tego tekstu nałóg jako taki, ale to, jak wsiąka się w fajczarstwo oraz jak można załapać kolekcjonerskiego bakcyla. Czy to jest kontrowersyjne? Nie jest. Czy bycie nałogowcem jest kontrowersyjne? Kwestia dyskusji, ja uważam, że nie. Uogólnianie działa w dwie strony – tak samo nie można powiedzieć, że żaden fajczarz nie jest nałogowcem. Poza tym palenie dla przyjemności nie wyklucza bycia nałogowcem (tak na przykład mam ja). Nie wartościujmy, nie moralizujmy.
Co do wspólnego mianownika – na to odpowiedział Jacek. W samym artykule nie widzę nic kontrowersyjnego, ale też nie mogę odpowiadać za to, kto jaką definicję nałogu posiada i jak ją wartościuje, nieprawdaż?
No cóż, możemy przekomarzać się jeszcze długo i każdy bronił będzie swego zdania. Tak jak napisał tatar.tatar, nie mam problemu, gdy z różnych przyczyn przez jakiś czas nie mogę zapalić fajki. A sam uważam, że fajczarstwo jako takie, jest swego rodzaju nałogiem (niekoniecznie związane z nikotynizmem jak to drzewiej bywało).
Jalens jak zwykle rozbawił mnie (jak najbardziej pozytywnie)swoim wpisem, znać dobre pióro. Zapewniam Jacku, że nie znajduję się w fazie wyparcia. Obiecuję sobie palić tak długo, jak długo będę w stanie samodzielnie fajkę nabić, trzymać w ustach i wyczyścić po paleniu. Choć teoretycznie palić nie powinienem, żaden kardiolog nie polecił mi tego kategorycznie (w przeciwieństwie do palaczy papierosów). Tak więc mam nadzieję, że będzie nam dane zasiąść wspólnie nad puszką tytoniu.
No właśnie, mi mój lekarz, jak ostatnio u niego leżałem, dociekał tylko, czy się fajką zaciągam, jak często i jak mocno. I zasugerował mi, żebym palił wabiące aromaty, bo nawet siostra oddziałowa nie zrobi mi karczemnej awantury, kiedy moje grzechy wydostaną się z kibla na „węchok” publiczny.
Amen. Myślę, że zostały niejasności wyjaśnione.
PS: ja również gratuluję Jackowi wprawnego pióra, nawet w komentarzach ;)
PPS: i oczywiście tego pióra zazdroszczę ;)
Drogi Emilu, czytając Twój zacny (jak każdy spod Twego pióra, a raczej klawiatury) artykuł, poniekąd odnajduję siebie samego w tym co piszesz… Też miałem zamiar na początku posiadać ,,a…ze dwie może trzy” jak to fajka to fajka, po co mnie więcej. Ale do rzeczy! Więc piszę i poddaję się ,,nałogowi” – tak, nałogowi fajczanemu z całą premedytacją. Piszesz o akcesoriach – w moim wypadku są to nawet jeszcze puste puszki i koperty po tytoniach.Allegro już przenicowane. Dzięki uprzejmości kilku kolegów z FMS (Alan, draco59, maciejslu, Beckett, maciej_faja) stałem się posiadaczem niezwykłej ,,kolekcji” puszek i właśnie kopert, o kołeczkach już nie wspomną (newget i Beckett oraz maciej_faja). Żona nawet mówi, że to wszystko nie mieści się już w mojej szafce i trzeba nową – większą kupić – z czego baardzo się cieszę.
Tak to kilka słów spod klawiszy pofrunęło w stronę czytających owy tekst.
P.S. To jest chyba już w przypadku wieeelu ludzi choroba)))w moim napewno…
Myślę, że wielu fajczarzy tak ma. Ja z puszkami staram się rozstawać na bieżąco, gdy już zalegają znacznie, ale na przykład pierwszą puszkę po Old Gowrie, w który wsiąkłem bez reszty dalej zachowuję…
Dziękuje za miłe, ciepłe słowo :)
Z miłą chęcią przygarnę Twoje puszeczki))
Z chęcią wyślę Ci ilość hurtową. Zgłoszę się do Ciebie, gdy się takowa nazbiera :D
Wielka radość mnie napawa. Od połowy sierpnia jestem w Polsce…Jakby co wezmę ową ilość hurtowo)))
Welcome :)
Hehehe… Podobno Anglicy wymyślili hobbiesy, żeby móc łatwo usprawiedliwiać swoje słabości i spokojnie móc w klubach podbijać wzajemnie swoje bębenki.
Myślę jednak, że zjawisko to jest starsze niż Anglia. Jeden taki starożytny gość wymyślił nawet doktrynę filozoficzną, żeby móc się jakoś wytłumaczyć swojej drogiej Ksantypci.
Nawiążę jeszcze do stojaków. Też swego czasu trzymałem fajki oparte o książki, ale nie zdało egzaminu, bo za często w nich wertowałem – a to coś poczytać, a to dołożyć nowo nabytą…W pewnym momencie przestawianie 6 fajek już mnie mocno nużyło.
Jacku, chwaliłes się kiedyś na FMS swoim stojaczkiem z karniszy – może jakiś komiks? ;)
Sugerujesz, żebym zrobił jeszcze jeden, czy rozebrał ten i skleił ponownie?
To już raczej Twoja decyzja – stojaków nigdy za dużo, a fajek i tak przybywa.
Ja mam przedziwnie z książkami. Każdą czytam tylko raz. Nigdy więcej, choćby najbardziej mi się spodobała. Bywa, że wracam do fragmentów, jednak nadzwyczaj rzadko. Co prawda ktokolwiek by mnie nie odwiedził, zawsze naruszy papierowy spokój moich tomów. A to pożyczy, a to odda, a to przestawi… Jednak ogólnie książki są nienaruszalne, każda przeczytana, dumnie stojąca. A o grzbiety oparte, wylegują się fajki :)
Ha, mam podobnie! Aczkolwiek zdarzało mi się przeczytać jakąś książkę więcej niż raz – teraz jednak już tego nie praktykuję. Co najwyżej jakiś fragment.
Książki są u mnie niemal w ciągłym ruchu. Walają się po pokoju niemal jak kostki od gitary – są wszędzie. Na półkach miejsca już prawie nie mam, a i tam ciągle coś wertuję, właśnie coby pożyczyć, odstawić, albo najzwyczajniej posegregować jak mam kilka książek jednego autora.
Mam chwilową przerwę w przybywaniu przedmiotów.
Ale to się przecież zmieni kiedyś.
To może ja się kiedyś pobawię w komiks o robieniu stojaczka – aktualnie mam nadmiar wolnego czasu, choć miejsca aby sypać wiórami w ogóle nie posiadam…
…”Nazywam się Emil i jestem Anonimowym Fajczarzem, raczej bez szans na ozdrowienie.”
Mam tak samo z jedną (a właściwie dwoma) różnicą (cami): Mam na imię Franz i jestem AKTYWNYM fajczarzem hi hi
pozdrawiam serdecznie
A co myślicie o stojaczku z gipsu. Zrobiłem takie trzy (jutro zamieszczę zdjęcia) i mieszczą się cztery fajeczki. Są pokryte politurą dzięki czemu nie ma kontaktu drewno i kamień i są całkiem poręczne.
Dobra.
Pierwszy etap zakończony -tworzenie formy.
Teraz trzeba poczekać, aż forma podeschnie i zabieram się za uwiecznianie reszty etapów. Prawdopodobnie do wieczora się wyrobię z robieniem podstawki i wrzucę opis w formie komiksu.
Na Twoim miejscu bym uważał. Czy fajka podparta czymś tak ponurym, jak Cyran nie zgorzknieje na amen?
a ja rzucilem bez problemow po 2 miesiacach – moglem przy tym imprezowac, pic, czulem sie dobrze. wiecej u mnie – „jak rzucic palenie latwo i przyjemnie”. pozdrawiam!