Poniższy tekst może nie będzie świadczył o inteligencji autora, ani o jego rozwadze, lecz czego to człowiek nie robi o 4.00 nad ranem, w stanie lekkiego rauszu alkoholowego. Pisze, pisze o własnych doświadczeniach. Tekst ten ma na celu wskazanie, czego pod żadnym pozorem nie powinno się robić w domu, ale autor to uczynił za was.
A więc – co już paliłem w życiu…
Paluszki – w wieku ok. 10-12 lat wszyscy miewają czasem lepsze, czasem gorsze pomysły. To czas, gdy zaczynają się realizacje pomysłów, a brak człowiekowi rozwagi, by się chwilę nad nimi zastanowić. Właśnie wtedy wpada się na idee typu: „Hej zapalmy paluszki, przecież one wyglądają jak papierosy”…
Cóż, po latach wiem, że palenie paluszków wymaga pewnego rodzaju znawstwa. Najważniejsze jest umiejętne podtrzymywanie żaru oraz znalezienia odpowiedniego paluszka , który odpowiednio będzie „przewodził” dym. Wrażenia organoleptyczne są takie, jakby ktoś nas poczęstował przypieczonym plackiem i kazał nam siedzieć w kuchni, w której ten placek nadal się pali. W porównaniu z papierosem całkiem znośne.
Siano/trawa w kartce – sporo dzieci miewa taką pokusę, widząc dorosłych z papierosami, by spróbować „tego czegoś”. Dzieci przebywające na wsi mają najczęściej pod ręką siano oraz kartkę. Skręta takowego autor nie radzi palić w stodole, lecz na świeżym powietrzu. Powodem takiej rady jest łatwopalność stodoły, gdy skręt znajdzie się na klepisku. A skręt znajdzie się na nim na pewno – albo wyrzucony przez palącego albo razem z palaczem, zemdlonym z braku tlenu, przeżywającym prawdziwe, nowe podróże do innych światów.
Rulon papieru – bo ma ten kształt. Pali się szybko, lecz pożądanym efektem jest nie jego palenie lecz wystąpienie żaru. Efekty smakowe niezapomniane dla każdego, kto spróbował.
Herbata/majeranek – gdy poszukiwania skierują się w kierunku ziół. Cóż, dym w smaku podobny do pewnego lekkiego narkotyku – herbata jest łagodniejszą odmianą, a majeranek to tzw. siekiera. Ponieważ i to, i to jest suszone, pali się szybko, choć herbata ma tendencje do gaśnięcia, a przyprawa szybko się spala. Efekty organoleptyczne najczęściej powodują objawy przedstawione w filmie „Egzorcysta”.
Patyk z ogniska – koniecznie z żarem na końcu, bo inaczej nici ze szpanu. KONIECZNIE trzeba pamiętać, aby nie był z przewodem dymnym stworzonym przez matkę naturę, bo inaczej gwarantowane poparzenie jamy ustnej. Konieczne ukradkowe rozdmuchiwanie żaru na końcu patyka. Efekt smakowy… da się wyczuć delikatny smak drewna oraz akcenty płonącego drewna, do tego posmak palonego drewna… To dość surowy bukiet.
Papieros – najprostsza i najlepsza forma na szybkiego dyma po osiągnięciu 18 roku życia. Tytoń składa się z mieszanki Burleya, Virginii i Kentucky w 99,99% papierosów dostępnych na rynku, a owinięte jest to bibułką papierosową, która nadaje tej mieszance niezapomniany zapach. Wersje mocniejsze lub słabsze osiąga się za pomocą mikroszczelin w bibułce umieszczonych w okolicach filtra. Wszelakie efekty smakowe otrzymuje się poprzez wykorzystanie właściwości higroskopijnych tytoniu i na nasączeniu odpowiednimi związkami filtra. Autorowi zdarzyło się palić papierosy o smaku proszku do prania, bo za długo leżały w łazience.
Skręty papierosowe – wyższa forma palenia papierosów dla oszczędnych z dużą ilością czasu wolnego. Papierosy można robić na dwa sposoby: korzystając z gotowych gilz (bibułka z gotowym filtrem) lub z samych bibułek papierosowych (do których można dokupić filtry, lub korzystać z pozaginanej tekturki). Skręty takie poleca się robić z tytoniu przeznaczonego do papierosów, który jest drobniej krojony niż fajkowy oraz nasączony odpowiednimi związkami przeznaczonymi do podtrzymywania żaru. Smak pełniejszy, lecz efekty palenia zależą od jakości tytoniu włożonego do bibułki. Potrafią być smaczniejsze od papierosów, lecz np. za mocno zbite tworzą niezapomniane wrażenia mogące pomóc początkującemu palącemu rzucić nałóg.
Skręty z tytoniu fajkowego – Dostarcza niesamowitych wrażeń, zwłaszcza jeśli ręce odwykły od „kręcenia lulek”, a tytoniem używanym jest Dunhill My Mixture 965 przemieszany z Samuel Gawith Commonwealth oraz Prince Albert. Jeśli tego nie paliłeś, to nie paliłeś jeszcze niczego. Przebogaty aromat latakii z obu pierwszych tytoniów miesza się ze smakiem burleya oraz tym niesamowitym aromatem palonej bibułki. Trzeba jednak przyznać, że dobra latakia zawsze wywalczy sobie drogę naprzód. Ludziom wrażliwym radzi się, aby zamykali oczy podczas palenia, gdyż ilość kondensatu który przyjmuje papier i palce, potrafi zaskoczyć.
Cygaretki – tytoń w stanie czystym, czyli pokrojony tytoń obłożony liściem aby się to wszystko nie rozleciało. W porównaniu do papierosów wykazuje się zdecydowanie lepszym smakiem samego tytoniu i większymi możliwościami na aromatyzację. W paleniu nie przeszkadza swąd palącej się bibułki, dlatego większości przyzwyczajonej do papierosów wydają się miłe w zapachu. Jednak istnieje poważny minus palenia cygaretek, otóż nie można (a przynajmniej nie powinno) się nimi zaciągać. Autor niestety po pierwszej paczce 10 cygaretek doczytał to ostrzeżenie tuż przed wyrzuceniem pustego pudełka…
Tytoń papierosowy w fajce – testowane były tytonie Grodzki oraz Ondraszek. Grodzki jako lepszy jakościowo palił się szybciej i spokojniej. Na pewno nie ma tu kłopotu z przygasaniem fajki, lecz jego szybkie spopielenie (ok. 5-10 minut). Smak korzystny, gdzieniegdzie przebija się Virginia, ale w większości czuć coś co można określić jako 50% Burleya a 50% popiołów.
Odraszek z kolei, to tytoń dla prawdziwych twardzieli, którzy lubują się w niezwykłych doznaniach. Przez pierwszą minutę otacza nas niezapomniany smak tego tytoniu przypominający orzechy, las liściasty, lecz wkrótce jesteśmy smakowymi świadkami rozległego pożaru lasu orzechowego. Ze szczerym smutkiem muszę powiadomić, że po wypaleniu tytoni pozostaje specyficzny posmak w ustach oraz dziwny zapach w fajce.
Ciekawostką nr 1 jest to, że kiedyś tytoń Grodzki był oznaczany jako tytoń fajkowy, choć oznaczenie znajdowało się w mało czytelnym miejscu (pod kodem kreskowym) i było nadrukowane petitem.
Ciekawostą nr 2 jest to, że w każdej paczce znajduje się kilkanaście, kilkadziesiąt bonusowych wykałaczek. Z jednokilogramowej torby ma się zapas na pół roku dla całej rodziny.
Tytoń Wiślica (określany na allegro także jako Wirginia) – tytoń pozwalający tanio palić przez cały dzień. Wysypywać popiół z fajki, nabijać i ponownie zapalać. Smak plasuje się między ogniskiem z pierwszej skoszonej wiosennej trawy a tytoniem papierosowym. Tytoń praktycznie tuż po wyjęciu z suszarni, prawie niczym nie doprawiany, co okupujemy trudnością w utrzymaniu żaru. Pozostawia spore ilości kondensatu i czop na dnie fajki, choć trzeba przyznać, że pięknie spopiela się na biało-czarny kolor.
Palenie tytoniu w produktach fajkopodobnych – typu góralska czy kozacka fajeczka, obita od środka blachą. W teście palony był tytoń Alsbo Black i trzeba przyznać, że przyniosło to ciekawe efekty. Fajka nie posiada filtrów oraz możliwości rozłożenia, do czego przyzwyczaiły nas obecne nowoczesne fajki. Siła tradycji przemawia także częstym wzmocnieniem komina blachą, oraz wykończeniem wypalanym na powierzchni fajki. Ponieważ, jak wspomniano, jest to fajka bezfiltrowa, należy bardzo delikatnie regulować żar. Smak tytoniu był pozbawiony początkowo pewnego specyficznego polotu który wyczuwa się w paleniu w fajce gdzie tytoń dotyka drewnianych ścianek, lecz wynagrodził nam to po stokroć późniejszy posmak rozgrzewającej się coraz bardziej blachy, mimo utrzymywania tytoniu w okolicach wygaśnięcia. Smak tytoniu z metalicznym smaczkiem łechce nam zęby do samych korzeni, czujemy, że posiadamy jeszcze migdałki, a mocniejsze pyknięcie pozwala nam określić jakiego typu narządy płciowe posiadamy. Rozumiemy już Górali (zwłaszcza z Chicago).
I na tym koniec, jak na razie.
Opisane wyżej sytuacje rzeczywiście miały miejsce i są przykładem na to, co potrafi zrobić z człowieka nałóg. Prosimy o czytanie i odbiór tekstu z humorem. Jeśli masz ochotę na powtórzenie któregokolwiek z „eksperymentów”, pomyśl nad tym jeszcze raz, a potem dopij to, co pijesz i prześpij się z projektem.
Tester przeżył.
herbate – probowalem, suszona trawe rowniez :-)
coz………………….
chyba…………………
nie polecam ;-)
lg
m.
Hm, też się przyznam – w ciągu mojego półwiecza, osobliwie w dzieciństwie, w okresach nędzy finansowej oraz w stanie wojennym, próbowałem wszystkiego, o czym pisze Autor. No, może poza skręconym papierem. Paliłem także wiele przypraw, zdarzyło mi się też zapalić „małe ilości”, skręcałem i ładowałem do fajki też hodowaną między słonecznikami Nicotianę rusticę, czyli machorkę mocną jak Brown No 4. Starzy, mądrzy, przedwojenni ludzie doradzili mi wiśniowe liście w stanie wojennym, zanim wyrosła mi machora.
Obecnie jestem szczęśliwy, że mogę w fajce palić tytoń, także ten najlepszy, ale już np. nie zawsze mam w domu zapas porządnego tytoniu do skrętów, ale „Grodzki” jest zawsze, bo kupiłem go w kryzysie 2 kilogramy. Czyli w pewnym sensie utrzymuję brainiacką tradycję.
Niby to humoreska, którą czytam z serdeczny rozbawieniem, ale pewnie zaśmiewam się przez to, że odzwierciedla życie. Także i moje.
W życiu [paliło się wiele , lecz rumianku nie próbowałem za to herbata granulowana spala się całkiem całkiem taka Indyjska w srebrnym opakowaniu )))
Hehe widze, że wiele osób ma podobne doświadczenia, ja nigdy nie zapomne skręta z herbaty w gazecie… :)
hehhehe wiele rzeczy tez palilem i mimo mlodego wieku :D powiem ze w pewnym sensie palenie jest moją pasją :D niestety z racjii tego ze chodze do szkoly sredniej na najlepsze tytonie nie mam alee nie jest zle :D pozdrawiam wszystkich palaczy dla ktorych palenie to coś więcej :D
Ale oczywiście masz 18 lat, prawda?
Paluszki, rulon z papieru, herbata, papierosy, fajka, cygara…te rzeczy mam na koncie plus absolutny mózgotrzep: skręt z suszonych liści dębu. Ojciec kolegi kiedyś opowiadał jak to za młodu ze znajomymi podróżował autostopem. Nic nie złapali przez dłuższy czas, a palić się chciało – więc zrobili skręta z w/w liści i kawałka gazety. Wrażenia były takie, że niemal od razu z kolegą przystąpiłem do testowania – i to był pierwszy i ostatni raz :D
A, jeszcze paliłem zwykły tytoń zawinięty w bilet autobusowy – wymiar miał idealne jak bletka, ale smakowało to jakbym plastik palił…
Kiedyś dopadł mnie wcale nie mały głód, a grosza w kieszeni nie miałem nawet na najtańszą bibułkę, więc postanowiłem poszperać trochę, aż znalazłem… marchewę. Wziąłem długi śrubokręt i wymodelowałem coś na kształt fifki. Piękna sprawa. Spaliłem w tym wynalazku kilka nabić Korsarza, co go na czarną godzinę trzymałem i powiem, że nie jest głupi sposób, a smak niepowtarzalny.
Powiedzcie mi proszę jak zrobić żeby wyświetlał się awatar.
Wbijasz w swój kokpit, po lewej klikasz „profil”, ładujesz zdjęcie. Jak nie będzie działać, to…spróbuj kilka razy, mi się w końcu udało ;)
Udało Ci się, gdy dokonałem pewnej czynności administracyjnej. Podobnie, jak teraz Miszy. Niestety sprawa wymaga odgórnego zatwierdzenia, a nie widać aplikacji o to bez zaglądania do pojedynczych profili. Nie mam czasu, by przejrzeć profil po profilu, więc reaguję jedynie na dopominanie się o dokonanie tej operacji. Albo przez jakiś zbieg okoliczności :)
mi też awatar nie wchodzi.
prossszejmie.
równie pięknie dziękuję
Możnaby umieścić jakąś informację, że obrazek będzie widoczny po akceptacji admina. A może nie można?
Pomyślę o tym. Postaram się rychło temu przyjrzeć.. Mam, niestety, kilka takich obiecanych kolegom zapisków.
To ja o swój też poproszę :-)
plisss
dzięki :-)
Dzięuję również.
Miałem dziś taką dziwną przygodę.
Otóż starałem sobie przypomnieć czy dziewczynka, o której pisze Charlesa Dodgson w tej swojej śmiesznie małej książeczce, wpadła do króliczej nory czy mysiej dziury. Sięgałem już, żeby wyciągnąć wspomnianą książeczkę, aż tu nagle coś mi się ciemno zrobiło, świat zawirował, a oddech jakby zwolnił i się okazało, że za szybko wstałem i miałem zawrót głowy. Postanowiłem zrobić tak jeszcze raz. Położyłem się na kanapie i w pewnym momencie jak nie wyrwę, żeby jak najszybciej stanąć na nogach… świetna sprawa uwielbiam takie chwile, ponieważ jak człowiek się dobrze skoncentruje to można jakby wyczuć jak nasz tempus od reszty świata czasu się odrywa. Nieważne. Chodzi mi o to, że za drugim razem zaczęło się kołatać po mojej głowie „słoń co palił fajkę”. Wiem, że chodziło o bajkę ale coś mi nie grało. W każdym razie widziałem już jakby wzór tego słonia – honorowego członka komitetu parafialnego i zilustrowałem go. Ilustrację zamieściłem na swoim blogu, który stworzyłem kilka lat temu, żeby poznać możliwości WordPress’a. Link: http://www.miszapopiel.wordpress.com —> „popatrz” i tam na samym dole ostatni obrazek.
Ilustrację tę przekazuję portalowi Fajka.net.pl i jest tylko jeden warunek, że jedynym autorem jest Michał Popiel (czyli ja). To tak, żeby nie być darmozjadem. Można to wykorzystać jak kto chce. Ja osobiście pomyślałem o logo.
Przyszedł mi do tej biednej skołatanej głowy jescze taki pomysł, że (o ile demokratycznej większości spodoba się pomysł oraz oczywiście ilustracja) w ramach jakiego czynu społecznego każdy dorzuciłby od siebie cegiełkę i można dopieścić to dzieło płacy autystycznej na miałę łycin Ałbłechta Diłeła. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki to musi być bełkot kiedy czytam to na głos, ponieważ… dokładnie. Nie wymawiam „R”.
Można nawet stworzyć nowy wątek i każdy dorzuciłby swoje trzy grosze i jako komiks można by ilustrować zmiany.
Przepraszam, że się rozwlekam ale nawet chory umysł ma swoje prawa.
PS. Wiem, że w tej bajce to nie był słoń. Chodziło o kota.
Na obrazku jest jednak najprawdopodobniej słoń.
Słoń Bent.
Jako dobry człowiek z fajkanetu dziękuję za miły obrazek ;)
Biorąc pod uwagę, że kształt fajki zawdzięczam mojemu churchwardenowi to i tak jest dobrze. Z nazwą trafiłeś w sedno. Słoń Bent zaraz się przyjmie.
a paliliscie buchy z cisnienia??
W latach pacholęcych miałem różne okazje, ale i sporo „szczęścia”. Podkradany tytoń fajkowy, później papierosy które pozbawiałem papierka i filtra i paliłem to to w „indiańskich” fajkach robionych z przeróżnych dziwnych materiałów… Moim „szczęściem” było to że u rodziców męża mojej mamy przy gołębnikach rosła samosiejka. Zaopatrzony w wiedzę zawartą w jakiś książkach przygodowych, a i z zasłyszanych opowieści uniknąłem palenia siana, przypraw i herbaty, bo po co, skoro wystarczyło u dziadka narwać samosieji, powiesić wraz z miętą i wierzbową korą, w szałasie na końcu ogrodu, gdzie mogły spokojnie schnąć w dymie ogniska niezauważone przez nikogo z dorosłych. No i tak ta samosiejka pomagała nam 10-12 latkom przenieść się w świat Indian z wielkich równin… kolejnym łutem szczęścia było to że książki o przygodach Tomka Wilmowskiego dostawałem stosunkowo rzadko i były one przerywane przygodami Robin Hooda, rycerzy króla Artura i dziś to może trochę abstrakcyjne serialem Drużyna A, co zmieniało całkowicie charakter zabaw, bo rycerze nie raczą się przecież fajką pokoju ;) no i oczywiście klockami lego, przez co moje palenie samosiejki nie miało miejsca zbyt często, raptem kilka może razy na sezon.
Swego czasu podczas pobytu w Albanii skończył mi sie tytoń. Generalnie w Albanii tytoniu fajkowego nie ma, ale w końcu udało mi się kupić paczkę czegoś, zawienietego w papier jak do kanapek, z koślawym napisem głoszącym, ze nie jest to produkt miejscowy, tylko macedoński albo czarnogórski jakiś. Uprzedzajac zachwyty od razu powiem, że to było cos okropnego. Jakby shag, ale pół na pół z pyłem i jakby nasionami czegoś. Może to były nasiona tytoniu. Paliłem to oczywiście, ale zapach i smak był fatalny. To tyle uzupełnienia o egzotycznych paliwach do fajki.