Zacznę nietypowo. A mianowicie od stwierdzenia, że Tomek nie przestaje mnie zadziwiać. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że nie można już bardziej świadomie podejść do tematu relacji z klientem i dobrze pojętej autopromocji wymyśla coś, co wydaje się na pierwszy rzut oka oczywiste, a okazuje się fajne i świeże. Tym razem tego uczucia doznałem, kiedy w czasie rozmowy z Radkiem na Pogadywaczce zaproponował „zrobię Ci fajkę, taką, jak chcesz – umówimy się w warsztacie i będziesz mógł wybrać klocek, pokazywać palcem kolor i na bieżąco wprowadzać poprawki”. A że okazja nadarzyła się szybko, a ja od niepamiętnych czasów byłem umówiony z chłopakami na odwiedziny w Fajkowo niewiele myśląc dogadałem się z Tomkiem i w piękne piątkowe popołudnie ruszyliśmy w kierunku Białegostoku.
Podróż zaczęła się dość problematycznie – otóż umknęło nam, że naród zaczyna długi weekend. W efekcie z Warszawy wyjeżdżaliśmy dokładnie dwie godziny, z czego przez godzinę pokonywaliśmy odcinek o długości może dwóch kilometrów. Dzwoniąc co pół godziny do Piotrka i donosząc na bieżąco, jak wyprzedzają nas kolejni piesi (w tym również ci z małymi dziećmi i idący o kulach). W efekcie w Fajkowo odmeldowaliśmy się dopiero o 21, co spowodowało, że praktycznie tylko przez chwilę mieliśmy okazję porozmawiać z wyelegantowanym juzwą (Pamiętajcie fajczarze: na spotkania nieformalnych w siedzibie firmy Fajkowo obowiązuje trzyczęściowy garnitur. W stonowanych kolorach.), który pobiegł wypełniać dalsze zobowiązania towarzyskie. Dalej było normalnie, jak to na spotkaniach fajkowych. Obecni byli – poza Piotrkiem i Wojtkiem – Tomek oraz Radek. I było fajnie, jak zawsze. Pogadaliśmy, wypiliśmy piwo, zjedliśmy pizzę, obrobiliśmy trochę rzyć nieobecnym i o wpół do drugiej Piotrek odwiózł nas do hotelu. Ja zasnąłem po przyłożeniu głowy do poduszki. Tomek jeszcze przez chwilę próbował oglądać TV – po lektorach, którzy porozumiewali się wyłącznie za pomocą rozpoczynających się od samogłosek jednosylabowych onomatopei wnioskuję, że oglądał wiadomości TVN-u. W każdym razie tyle zarejestrowałem brzeżkiem świadomości zanim zapadłem w sen.
Następnego dnia po zasileniu organizmów bardzo smacznym hotelowym śniadaniem (no sarcasm here) około dziewiątej odmeldowaliśmy się w Tomkowym warsztacie. Warsztat wygląda tak:
Niezwłocznie po przygotowaniu przestrzeni roboczej Tomek rozpoczął poszukiwania i selekcję odpowiedniego klocka (zamówienie brzmiało „z grubsza canadian”).
Po wybraniu odpowiedniego kawałka wrzośca Twórca pomierzył proporcje, nasmarował pożądany kształt na klocku…
I rozpoczął proces dotaczania czopu i formowania ustnika (tu fotograf nieco się zgapił, ale ostatni fragment – rozwiercanie wejścia czopu „w lejek” jest):
Zarejestrowałem również na żywo, jak polerował końcówkę czopa (trzeba kliknąć na filmik)
Po chwili ustnik był gotowy (przepraszam za ostrość zdjęcia, ale cykałem i kręciłem tzw. małpką):
I już można było zająć się klockiem! Na początku został zamocowany na tokarce:
I został wykonany nawiert pod czop:
A następnie Tomek nawiercił nawiert kanału dymowego:
W tzw. międzyczasie przybył Radek…
…który z napięciem wpatrywał się w to, jak jego fajka nabiera kształtów:
Nawiercanie komina okazało się chwilą magiczną.
Serio, był taki moment wyczuwalnego napięcia, kiedy obaj z Radkiem wstrzymywaliśmy oddech. Na szczęście kamera nie drgała przesadnie:
Potem już tylko drobne, ale ważne poprawki – chodzi przecież o to, żeby nie przejechać z nawierconym kominem za głęboko!
„Tomek, tylko nie sp…dol tego!” głos Radka rozległ się jak strzał z bicza.
Na szczęście nawiert wyszedł idealnie.
Chwilę odprężenia wykorzystaliśmy na prezentację przez Tomka dyskutowanej ostatnio w komentarzach bejcy o wdzięcznej nazwie „tan”:”
Następnie Radek sprecyzował wysokość komina i pożądaną grubość ścianek, a także dodał, że tak naprawdę to chciałby, żeby fajka poza canadianem miała w sobie coś z brandy. Po uzyskaniu dokładnych wytycznych Tomek zabrał się do dalszej pracy:
I na tym etapie okazało się, że… fajka ma pęknięcie. Niepożądany dar od matki Natury. Na zewnętrznej stronie ścianki. Nie pozbawiało to fajkę funkcjonalności, ale groziło, że na jakimś etapie użytkowania (a Radek użytkuje wszak fajki tak intensywnie, jak tylko można!) kawałek główki odpęknie i pójdzie w siną dal. Ryzyka uszkodzenia komina nie było, ale Tomek jest, jak wiadomo wychowany na wywiadach z Baldo Baldim. Dlatego też ze stoickim spokojem pokazał nam pęknięcie (z wrażenia nie zdążyłem go sfotografować) po czym spokojnie wrzucił na poły ukończoną główkę do koszyka ze stosem opałowym ze stwierdzeniem „do zimy zdążę zreperować piec kaflowy, będzie jak znalazł” i ponownie wyciągnął pudełko z klockami:
…skąd po zaprezentowaniu kilku sztuk i dyskusji z klientem ;) wybrał piękny kawałek plateaux z korą, którą niezwłocznie zaczął zdzierać druciakiem:
W tak zwanym międzyczasie Tomek zaprezentował nam jeszcze swój profesjonalny próbnik kolorystyczny:
Po kilkudziesięciu minutach pracy, wyczyszczeniu kory, opracowaniu, dotoczeniu i osadzeniu nowego ustnika, oraz nawierceniu kanału dymowego i wytoczeniu nowej szyjki przyszła (po raz kolejny) kolej na wiercenie komina:
Radek wolał już na to nie patrzeć:
Na szczęście i tym razem Tomek trafił „w punkt” (rozgrzał się już wcześniej, nieprawdaż).
Następnie nawiercona i wstępnie „opracowana” na tokarce fajka została uwolniona z zacisków, „kanty” zostały obcięte brzeszczotem (tego etapu nie uwieczniłem) i do pracy ruszyły tarcze szlifierskie:
O, tak to wygląda z bliska:
Radek nabrał optymizmu:
„No, to już pomału przypomina fajkę, prawda?”
I na tym etapie zostaliśmy z Radkiem zaskoczeni. Mianowicie tak obrobioną fajkę Tomek zaczął… bejcować. Wytłumaczywszy nam, że pomimo tego, ze jest tam jeszcze znaczna ilość materiału do zdjęcia, to właśnie to jest ten moment, kiedy pokrywamy fajkę pierwszą warstwą farby, która ma za zadanie zrobić kontrast i uwidocznić słoje:
I dalej…
Ostrożnie przy rimie, żeby bejca nie dostała się do komina…
(Tak, wiem student, że nieostre. Wiem.)
I z powrotem na tarcze…
Tak, oczywiście, z tego też mam filmik:
Potem było jeszcze straszniej:
Szlifowanie…
A następnie fajka została potraktowana… no, kto zgadnie, co to właściwie jest?
Potem zagadałem się z Radkiem o motocyklach i przegapiliśmy puncowanie. Na szczęście samą puncę Tomek dał mi sfotografować:
A potem to już była polerka:
I wreszcie padły słowa: „Proszę Radku!”
I po tych wszystkich godzinach napięcia i zwrotach akcji na twarzy Radka pojawił się uśmiech.
Uśmiech ulgi i niedowierzania zarazem. Naprawdę, uwierzcie, obejrzeć coś takiego – bezcenne.
Radku! Niech się pali tak, jak wygląda!
A teraz chwila odautorskiej refleksji – bełkotliwej, bo wróciliśmy pięć i pół godziny temu, a tę relację kleję od jakiś dwóch i pół ;) – otóż z rozmów ze znajomymi buddystami pamiętam, że mieliśmy wspólny punkt widzenia odnośnie tego, że świadomość jest ważna. I moja świadomość – ta fajczarska – przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny wzrosła skokowo. Abstrahując od tego, że doskonale się bawiłem i wypocząłem psychicznie, to wiem o procesie tworzenia fajki nieporównanie więcej niż wcześniej. Wiem, że pochłania to znacznie więcej pracy i wysiłku, niż można to sądzić po historycznych filmikach z manufaktury Charatana. Wiem też, że sama możliwość nawet biernego uczestnictwa i obserwacji takiego procesu jest niesamowitym przeżyciem i szczerze zazdroszczę Radkowi choć podejrzewam, że dla Niego było to przeżycie o rząd wielkości większe. Bo na własne oczy miał okazję oglądać, jak tworzyła się JEGO fajka. Niezależnie od tego, jakie fajki w swoich zbiorach ma już i jakie mieć będzie wiem, że ta będzie wyjątkowa. Zawsze. Wiem, bo tam byłem. Tak po prostu.
I każdego, absolutnie każdego, kto będzie miał okazję zamówić fajkę u Tomka namawiam, żeby był przy tym, jak ona się będzie dla niego tworzyć.
Tomku – dziękuję! Cieszę się, że mogłem tam być z Wami!
Zawsze, gdy chcę coś skomentować, okazuje się, że już to ktoś zrobił przede mną. Tak było w przypadku Tsuge, którą opisał Tomek, tak jest i w przypadku Zembrówki, której powstawanie opisał powyżej Krzyś. Może to i dobrze, bo nie potrafię pisać tak składnie i dowcipnie jak Oni.
Przeżyłem wczoraj naprawdę wyjątkowy dzień. Ciśnienie skakało jak oszalałe i całe szczęście, że zdołałem serce utrzymać w ryzach, bo Orange miało awarię na Podlasiu i z wezwaniem karetki mogły być kłopoty. Nigdy bym nie przypuszczał, że zrobienie fajki jest sprawą tak skomplikowaną. Wydawało mi się, że bierze się klocek, rysuje się na nim pożądany kształt, a potem szast-prast i jest fajka. Zupełnie jak dzieciak, któremu wydaje się, że pieniądze biorą się z bankomatu. Teraz już wiem, za co się płaci. I mając tę świadomość, dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre fajki kupiłem naprawdę tanio.
Fajka jest naprawdę wspaniała. Zarówno pod względem urody, jak i inżynierii, ergonomii oraz, co najważniejsze- smaku. Ma kształt, jaki sobie wymarzyłem i kolor, jaki chciałem. To moja druga Zembrówka. Równie piękna i smaczna jak poprzednia, ale o wiele bardziej mojsza. Na każdym etapie mogłem wskazać gdzie pocienkować, a gdzie skrócić. Co prawda, nie mogłem żądać gdzie wydłużyć, a gdzie pogrubasić, ale mam nadzieję, że przy trzeciej Zembrówce i te wymagania Tomek spełni, bo widać, że coraz lepiej wychodzą Mu te fajki :) Bardzo Ci dziękuję Tomku. Zrobiłeś mi wczoraj najlepszą z moich „przedostatnich” fajek.
Jestem pod wrażeniem ! Szkoda, że moje piątkowe zobowiązania towarzyskie nie pozwoliły mi uczestniczyć do końca w tym, jakże interesującym i twórczym spotkaniu.
Tomku – wspaniała robota, Krzyś – ukłony za talent literacko-reporterski a Tobie Radku – miłego palenia.
Wszystkim Panom uczestniczącym w ww. spotkaniu twórczym serdecznie gratuluję.
Wy nie gratulujcie, tylko zgadnijcie, co jest na piątym zdjęciu od dołu :)
I to nie czarna menzerna. Też nie trafiłem. :>
Z początku myślałem, ze to końcówka ustnika, lub kawałek ebonitu lub akrylu ale to faktycznie wygląda na „kamyk”. Czy następnym krokiem będzie możliwość zrobienia sobie fajki samemu pod czujnym okiem Tomka?
najpierw myślałam, że obsydian, ale jednak mało szkliste. wygląda jak krzemień, dokładniej jak skałka z pistoletu. ino co to ma do fajki…?
Ja też zanim wziąłem do ręki miałem pierwsze skojarzenia z obsydianem.
Zgadujcie dalej ;)
Carnauba :)
apgrejdowana cokolwiek używanym towotem :)
W ogóle, to ja nie napisałem wczoraj, że na spotkaniu w Fajkowo Tomek z Radkiem sobie porównywali fajki…
…znaczy Tsuge sobie porównywali.
Na początek gratulacje i podziękowania za pomysł i realizację. Fajeczka wyszła super. Myślę, że emocje równe tym radkowym towarzyszyły Tomkowi. To musi być niezłe wyzwanie tworzyć fajkę w obecności jej przyszłego adoratora. Co do piątego zdjęcia od dołu to strukturę ma identyczną jak wosk carnauba. Najprawdopodobniej jest topiony dodatkowo z jakimś barwnikiem. Następną relację mażyło by mi się zobaczyć z tworzeniem ustnika z cumberlanda w pręcie.
Powiem, że dzięki tej relacji uczyniliście wielki krok naprzód w edukacji fajkanetowiczów.
Pozdrawiam
Andrzej
Piąte zdjęcie od dołu to jakiś kamyk))) Twardy do polerki jakby…takie mam myśli…
Ten kamień przypomina zdjęcia z podręcznika do historii dla klasy 4 szkoły podstawowej w latach 80-tych, z rozdziału o epoce kamienia łupanego. Obstawiam krzemień :)
Filmiki w treści już są klikalne bezpośrednio (kudosy to yopas za implementację playera).
To jest fragment meteorytu tunguskiego , zwany „chroszewo dżu-dżu prawaditiel” . Jak się tym coś natrze to szczęście zostaje na natartym przedmiocie. Nie trzeba wtedy gwarancji.;)
Argh. Z tego wszystkiego nie wyjaśniłem zagadki.
Rację mieli oczywiście profesjonaliści ;)
To jest carnauba.
Piękna fajka moim zdaniem. Świetny kształt, odpowiednio dobrana barwa, ładne usłojenie. Cymes.
Ogromny to komplement z ust Twoich Julianie.
Pod takimi(i) okami, musiała wyjść taka ;) mogła być inna – ale się bałem;)
Aha – w związku z jednym ujęciem, i pytaniami „poza anteną” pragnę rozwinąć, że:
– jest bezfiltrowa,
– jest OWALNA szyjka
Sygnatura czytelna, nabita na spodzie szyjki.
ps. niestety nie wpadłem jeszcze na pomysł jak wybijać ją na wymyślnych kształtach (dlatego się ograniczam z nimi ;) )
ps.2 – zmiana nazwiska na 3-literowe – moze pomóc… pomyślimy ;)
Rewelacyjna relacja.Wrażenia momentami chyba porównywalne do uczestniczenia w porodzie swojego Potomka (z zachowaniem proporcji rzecz jasna)