No i stało się. Miarka się przebrała. Wyszpiegowany przez Jacka tekst o szpiegowskiej codzienności naszych zamorskich sąsiadów zmobilizował mnie do sklecenia opowiastki, o której myślałam już od dłuższego czasu. Boż przecież nie żyjemy w czasach pierwszej krucjaty antytytoniowej. I zakazy już bywały, i przeciw zakazom protesty, i obliczanie dochodów z tytoniowych podatków. Wszystko to już było.
A po co to odgrzebywać? Po pierwsze po to, by przypomnieć, że onegdaj palaczy w przypływie antynikotynowej furii karano śmiercią bądź dotkliwymi okaleczeniami, a w najlepszym razie więzieniem, więc w zasadzie to jeszcze nie mamy najgorzej (tu autorka ironicznie wykrzywia facjatę). Po drugie zaś – co zdecydowanie ważniejsze – by przypomnieć, że my, naród polski, w historii sprzeciwów wobec antytytoniowych nagonek mieliśmy swój udział i to doceniany przez inne nacje.
Jak podają zgodnie różne prace z zakresu historii zażywania tytoniu w Europie, jednym z pierwszych wściekłych niepalących (parafrazując jednego ze znanych mi ludzi, który określał siebie, jako „wściekłego abstynenta”, co definiował następująco: nie dość, że sam nie pije to i innym nie da) był angielski król Jakub I, który gniew swój i święte oburzenie przelał na papier. Wydane w 1603 roku dziełko nosi tytuł Misocapnus, co XIX-wieczny komentator niemiecki przetłumaczył jako „Rauchhasser”, a co mieści się w definicji wściekłego abstynenta.
Sprzeciw swój argumentował król tym, że dym jest uosobieniem wszelkich próżności tego świata, co więcej osnuci nim ludzie nie potrafią oprzeć się i innym rozkoszom. Krytykował też monarcha – mówiąc językiem współczesnym– trudności w zerwaniu z nałogiem. Argumentem decydującym było jednak to, że palenie tytoniu jest w swej istocie identyczne z piekłem, jako że jest to rzecz obrzydliwa i cuchnąca. Wywód swój zakończył zaś tymi słowy: „Jeśli ostatecznie, o obywatele, macie jeszcze nieco wstydu, zarzućcie ten okropny zwyczaj, który w hańbie powstał, z błędu został przyjęty, przez głupotę się rozpowszechnił, który wywołuje gniew Boży, niszczy zdrowie ciała, rujnuje dom, pozbawia czci naród w jego ojczyźnie a poza granicami czyni go godnym pogardy; nawyk, który jest wstrętny dla nosa, szkodliwy dla mózgu, zgubny dla płuc, a jeśli mam rzec szczerze, czarnymi kłębami dymu tożsamy jest z wyziewami piekielnymi”.
Za teorią szybko poszła praktyka – Jakub I podniósł podatek od funta tytoniu z 2 pensów do 6 szylingów i 10 pensów (co było sumą niebotyczną) i jako pierwszy na świecie wprowadził monopol tytoniowy. Oj, toczy się historia kołem, toczy…
I tu dochodzimy do zagadnienia „tytoń a sprawa polska”. Otóż, w odpowiedzi na królewski manifest ideologiczny, polscy jezuici wydali w 1618 roku pamflet Antimisocapnus, który w dowcipny sposób dworował sobie z dzieła Jakuba I, a zapewne i z niego samego. Zresztą sądząc z przytaczanych fragmentów, autor sam się o to prosił. Warto podkreślić, że – jak twierdzi pan Zbigniew Turek w słynnej książce „Fajka mniej szkodzi” – była to pierwsza drukiem w Polsce wydana rozprawa o tytoniu.
Niestety, nie udało mi się dotrzeć do tego dzieła, a informacji o nim jak na lekarstwo. Najwięcej w „Wiadomościach farmaceutycznych” z 1887 roku. Znajduje się tam króciutki cytat: Planta beata! decus terrarum, munus Olympi! Vix sanior herba existit, czyli mniej więcej: „Roślina błogosławiona! owoc ziemi, dar Olimpu! nad którą zdrowszego nie ma ziela”. Popularność i przebojowość jezuitów sprawiła, że ich wersja ideologiczna w swoistej kontrofensywie rozpowszechniła się po Europie i wpisała tym samym w historię zażywania tytoniu na naszym kontynencie. Dość lakonicznie wspominają o tym dziele polscy autorzy w XIX i XX w., wspomina je również Friedrich Tiedemann w obszernej monografii poświęconej historii tytoniu, a wydanej w połowie XIX w. oraz Słowak Jozef L’udovit Holuby, którego niedługa książeczka o tytoniu ukazała się w 1931 r. Ba, trzy lata temu informacji o wiekowym tekście polskich jezuitów poszukiwali usilnie użytkownicy pewnego amerykańskiego forum fajczarskiego. Co prawda google twierdzi tu i ówdzie, że to nie polskim a portugalskim jezuitom należy przypisać autorstwo, ale jest to błędne twierdzenie.
Jest jednak pewien szkopuł. Na początku XVII w. uderzająco podobny utwór, pod tytułem Hymnus tabaci stworzył mieszkający w Anglii belgijski medyk Raphael Thorius. O nim google mówi, że napisał rzeczony poemat w dwóch księgach heksametrem w 1610 roku, podobnie jak polscy jezuici zainspirowany twórczością swego króla. Poemat Thoriusa został zachowany dla potomności przez google booksa, co pozwoliło mi ustalić, że cytowana powyżej linijka o błogosławionej roślinie znajduje się tam w identycznej postaci. Czy mamy zatem do czynienia z czterechsetletnim plagiatem?
Sprawa nie jest do końca jasna, gdyż nawet jeśli Thorius napisał swój poemat faktycznie w 1610 roku, to pierwsze wydanie ukazało się w 1626, zatem odpowiedź na pytanie, czy pierwsze było jajko czy kura, nie jest wcale oczywista. Rzecz rozstrzygnęłoby z pewnością przejrzenie wydawnictwa jezuickiego, ale nie to jest w tej chwili najważniejsze. Czy jest to jezuicki tekst autorski, czy też tylko „rewydanie” Thoriusa, nie zmienia to faktu, że jego publikacja w Warszawie spopularyzowała w naszej części kontynentu odmienne poglądy niż te rozesłane po dworach przez króla Jakuba.
Ważne, że nasi krajanie już na pierwsze antytytoniowe aktywności mentalne i legislacyjne zareagowali dowcipnym protestem, a przede wszystkim „siłom i godnościom osobistom”. No i to, że przebili się z tym poza granice pierwszej Rzeczpospolitej. Jak stwierdził Izaak Newton „każda akcja wywołuje reakcję”, czy też jak powiedział Jeremiasz Apollon Hytz „każdy skutek ma swoją przyczynę”. Reagujmy więc! I to do skutku. Przygotowanie historyczno-dziejowe mamy niezłe, damy radę! Z takimi tradycjami Morozovsony nam niestraszne.
Ilustracja strony tytułowej dzieła Thoriusa wzięta z wydania udostępnionego dzięki google books.
No, nareszcie napisałaś :) A ja tak się zastanawiam, co może pełnić rolę opornika wpiętego w koszulinę – kawałek wyciora?
Wszystko fajnie, tyle że racja była po stronie Jakuba a oponenci opowiadali bajki- tytoń szkodzi…
Ależ tu nie o merytorykę szkodliwości chodzi! :) „Roślina błogosławiona! owoc ziemi, dar Olimpu!” nie zgodzisz się z tym? ;) podpytywałam znajomego łacinnika, czy nie słyszał o Antimisocapnusie (bo wiedzę ma szeroką). Nie słyszał, ale stwierdził, że gdyby to wydać ponownie stałoby się bestsellerem. Może nie podzielam w zupełności jego optymizmu, ale skoro nie możemy mówić że tytoń jest zdrowy to mówmy chociaż jaki jest wspaniały. Dwie księgi heksametrem to nie w kij dmuchał, a zdrowotność wcale nie jest głównym tematem.
Janek tak ma – i w pewnym sensie ma też rację (a racja jest dla niego wszechpriorytetem) – i zawsze podkreśla, że tytoń jest chory i postuluje, by nasze jego wdychanie nazywać po imieniuuuuuuu… No więc tak, tytoń to mój chory wybór. Tylko że tytoń jest wspaniały, smaczny, relaksuje mnie bardziej niż mi szkodzi (tego nie jestem już taki pewny).
Tak nawiasem mówiąc, uprawy tytoniu w Ameryce Środkowej oraz Południowej rozpropagowali jezuici. Im też świat zawdzięcza pierwsze uprawy w Europie – szczepy hiszpańskie oraz portugalskie, na temat których rozpisywał się ambasador Nicot to właśnie skutek pracy tych zapobiegliwych mnichów. Z tego punktu widzenia dzieła, o których, Ludwiko, piszesz, to po prostu pozycje sponsorowane oraz czysty marketing.
No to czas nabić sobie fajeczkę!
…a zdrowotność wcale nie jest głównym tematem.
Największą radość sprawiło mi wspomnienie „Wstępu do imagineskopii”. To wspaniale, iż wiele aktywnych tu Osób wykazuje silnie powiększoną wyobraźnię. Postaram się, aby wieść dotarla do autora, choć on sam jest niepalący.
Bardzo fajny debiut, gratulacje!
Janku, w ten sposób do tego podchodząc, to i Aslinger miał rację, i Volstead ;) W czasach, o których Ludwika pisze wiedzy o szkodliwości tytoniu zwyczajnie nie posiadano – wypada uwzględnić perspektywę.
To stary jak świat dylemat czy jeśli robimy dobrze ale ze złych powodów to nadal jest dobrze… nawet w tej grubej książce z żydowskimi mitami jest coś na ten temat- suma sum, zwykle jest to dobre.
Niestety nie mam „dymu” pod ręką (a tam jest stosowne streszczenie) ale z tego co pamiętam (ale mogę źle pamiętać) to w traktacie Jakuba było coś nie tylko o psuciu duszy i humorach, ale również o kaszlu i bólach głowy, więc tylko częściowo się on mylił.
Roślina błogosławiona! owoc ziemi, dar Olimpu!” nie zgodzisz się z tym? raczej użył bym słowa Przeklęta niż bogosławiona, a Olimp raczej nie jest w Andach?
Akurat w tym przypadku implikacja jest odwrotna: robimy źle z dobrych powodów… jak podaje Turek dwa wieki po Jakubie (piszę z pamięci, więc mogę się mylić o sto lat), brytyjskie matki pakowały dzieciom do tornistrów nabite fajki, a nauczyciele pokazywali, jak odpowiednio stosować tytoń (cytowałem już gdzieś te fragmenty na fajkanecie) i robili dobrze, bo według ówczesnej wiedzy, tytoń leżał obok panaceum.
Gdyby dziś jakaś matka nakłaniała dziecko do palenia (oczywiście zakładamy, że środowisko jest normalnie wrażliwe) skończyłoby się to najbiedniej wizytą stosownych funkcjonariuszy. I dobrze, bo tytoń szkodzi.
Janek, a tak światopoglądowo, co to znaczy, że coś jest dobre?
Nie pisałem o nas a o w/w Jakubie, zatem nie na odwrót- potępiał tytoń- tytoń jest szkodliwy- szedł w dobrym kierunku.
Owszem, historia nie raz udowodniła że substancje uzależniające czy to fizycznie czy psychicznie zawsze znajdą zwolenników, będą propagowane- spójrzmy na to co obecnie dzieje się z marihuaną- widzicie analogie?
Legalizuje się ją jako lekarstwo- na wszystko- na ból, na problemy psychiczne, w filmach lansuje się przekręty na recepty w Kalifornii, mitologizuje holenderskie coffee shop. Historia kołem się toczy- zmienił się tylko „staf”
Co jest dobre? To co nie jest złe. Owszem, subiektywne pojęcie…
Chyba wpadłem na ścianę.
Z innej beczki:
Zapłodnienie in vitro jest dobre, czy złe?
ciężka artyleria… moim zdaniem temat istniejący zbyt krótko by dać jednoznaczną odpowiedz. Zbyt mało mamy danych by jednoznacznie ocenić in vitro. Temat tytoniu jest tematem skończonym- może być szkodliwy dla zdrowie, nie tylko dla palaczy ale również dla ich otoczenia kropka. Owszem, można bronić tytoniu, zabija, ale nie wszystkich, zbija nas nie tylko tytoń ale zanieczyszczenia, paskudne jedzenie, beznadziejny tryb życia…
Z in vitro może się okazać, że za kilkadziesiąt lat, to jak dziś żyjemy, co zrobiliśmy ze środowiskiem i z człowiekiem na przestrzeni wieków (między innymi paląc tytoń) spowoduje że to będzie jedyna deska ratunku dla wielu narodów, a może scenariusz będzie całkowicie inny, tego nie wiemy, dlatego nie można jednoznacznie dziś ocenić tej metody radzenia sobie z bezpłodnością. Tytoń nie ma raczej szans na rehabilitacje, podobnie jak nikt nie odkryje na nowo ameryki, nie wymyśli żarówki itp…
:)
Tytoń nie ma szans na rehabilitycję. Tyle, że Jakub miał o tym takie pojęcie, jakie my mamy teraz, przy podejmowaniu tematu zapłodnienia in vitro. Zresztą, zaraz zacznę powtarzać Krzyśka.
Ale po co tytoniowi rehabilitacja?
Poczekajcie, bo mnie coś umknęło, albo jestem niedouczony: o jakich zagrożeniach mówimy w wypadku in vitro? W sensie zdrowotnych?
Ludwika znalazła fajną ciekawostkę. A my już dzieci wkładamy do szkła. Nie, żebym mówił coś o oftopikach, ale następnym etapem jest już tylko aborcja oraz raport gen. Mak-Anodyny.
You forgot Poland. Znaczy dyskusji o adopcji przez pary homo (tzw. żelazny flame obyczajowy ;))
KrzysT, ja nie mówię o zagrożeniach ze strony invitro, tylko o możliwościach kategorycznego wypowiadania się na temat, tego co dobre i złe mając pod ręką całą dostępność wiedzową i obyczajową na dany temat. W konsekwencji argumentu, że dobrym jest wszystko, co nie jest złe, próbowałem wyciągnąć jakiś jaskrawy przykład.
Po poście Jacka zawieram jadaczkę i przepraszam Autorkę, jak i zgromadzonych, pozostałych fajkowników.
Autorka z fascynacją śledzi kręte ścieżki ludzkich myśli i ani jej w głowie jakieś dąsy :)
Znaczy się – czekasz aż siebie nawzajem powystrzelamy, żeby przejąć kontrolę nad światem? Niedobra niewiasta! ;)
a niech to! przejrzałeś mnie! i cały misterny plan w… no, ekhm.. diabli wzięli!
Świetny artykuł , gratulacje!!!
A na opornik proponuję filterek węglowy ew. ampułkę z tytobiemn…
I niechże ten Eurokołchoz razem z jego chorymi ustawami diabli wszyscy wezmą , co daj Stwórco…
AMEN
W wolnej chwili taki oto fragment, traktujący o powyższym, w sieci wynalazłem. Nie tyczy się co prawda bezpośrednio fajczarstwa, ale nieco światła na tytoniową kulturę i kontekst historyczny „Antimisocapnusa” rzuca. Przytaczam tak jak odnalazłem.
Początek tego przysłowia oznaczaiącego ciemnotę rozumu z późnyeyszych
czasów pochodzi. Starzy nasi przodkowie za Jagiellonów nieznali tak tytoniu iak i tabaki. „Czytałem pisze T. Czacki list od Uchańskiego Posła Polskiego w Stambule 1590r. Który tytuniu nasienie, Królowéy Annie żonie Stefana Batorego iako zbieraiącéy rośliny posłał. W zielniku złożonym w Bibliotece Załuskich, który ręka swoią taż Królowa zbierała, liść tytuniu Tureckiego można było widzieć”
Kiedy w Niemczech liczono sto dzieł które albo przeciw tabaki pisały, albo iey obronę zawierały, kiedy Urban VIII za nie przyzwoitą rzecz, używanie w Kościele uważał, kiedy na koniec w Moskwie i Carogrodzie, używanie tabaki mianą za winę, w Polszcze ozwano się, że nie może rząd stanowić prawidła gustowi, i to zakazywać co nie iest rzeczą szkodliwą. Wiadomo że Jakub I Król Angielski chciał bydź autorem, a królem bydź nie umiał, chciał bydź piśmiennym szermierzem, a haniebnego zgonu matki pomścić się nie śmiał, i może niedługo miał w nienawiści wspólników tego zabóystwa. W tak ważnem zagadnieniu, czy religia zakazuie tabakę także chciał wyrokować. Wydał więc dzieło Misokapnos 1619r, w którém przeciwko tabace takich obelg używał iak Henryk VIII przeciwko Marcinowi Lutrowi. W tym samym czasie wydał Kasper Cichocki dzieło Alloquia, w którém pamięci Królowéy Elżbiety, a
niedołężności Jakuba złorzeczył, że się nie zemścił śmierci matki. Jakub I przez posła swego Dickesena, żądał spalenia tego dzieła co w iedném egzemplarzu nastąpiło, za co obok podziękowania przysłał w darze Zygmuntowi III pomiędzy innemi i powyższe dziełko. Jezuici na Jakuba I. Misokapnos wydali dzieło pt. Antimisokapnos, w którém króla autora wystawili śmieszność, a tabaki iako rzeczy oboiętnéy, wzięli obronę. Odtąd zwyczay ten z zapałem powiększający liczbę wielbicieli tabaki i tytoniu, stał się w krótce niezbędną potrzebą, a tak dziś bogacz i ubogi, próżniak i pracowity, znayduią w nich upodobanie. Od czasu używania tabaki i słownik ięzykowy poszerzyliśmy przysłowiami „Nie kazdy nos iednę tabakę lubi” „Tabakiera bez tabaki to iest worek bez pieniêdzy, lub głowa bez rozumu”. Że zaś dawniéy w mieysce tabakierek, używano rogów ztąd początek wzięło przysłowie: „Ciemny iak tabaka w rogu” „Jak w rogu, chwała Bogu”. Tu należy dodać przysłowie bardzo pospolite szczególniéy pomiędzy naszym ludem: „I szczypty tabaki niewarto”, „Niewatr i rożka tabaki” oznaczające
niską wartość rzeczy lub osoby iakiéj. W czasie uroczystości wieyskiéy zwanéy „Dożynkami” obchodzonéy po zżęciu żyta, gdzie w śpiewkach składanych na prędce, wieśniacy z śmiałością i prawdą, nie wyymuiąc swoich panów, i innych dworskich opisują. Słyszałem na Podlasiu w iednéy ruskiéy pieśni nastąpné wiersze:
„A nasz Ekonom gorszy sobaki,
Newart i rożka tabaki”
Tekst pochodzi z I tomu ksiżżki pt. „Przysłowia narodowe: z wyiaśnieniem zrzódła początku, oraz sposobu ich użycia. Okazujące charakter, zwyczaie i obyczaie, przesądy, starożytności, i wspomnienia oyczyste” Kazimierza Władysława Wójcickiego z roku 1830