Słynny filozof Wittgenstein rzekł kiedyś, że granice języka są granicami świata. To chyba nie do końca tak. Świat bowiem kończy się tam, gdzie kończy się wyobraźnia. A ta pozwala ludziom wędrować daleko. Nawet do nieba, zasłoniętego chmurami, lodowato zimnego i niebezpiecznego.
Wyobraźnia i ciekawość – te dwie cechy powodują ludźmi wyprawiającymi się w góry. Wraz z tym idzie oczywiście odwaga, czy ambicja, ale to rzeczy drugorzędne. Człowiek wchodzi na szczyt nie dlatego, że chce, ale bo może. Bo może spełnić swoje marzenia – posiedzieć chwilę na koronie świata. To nie jest racjonalne, nie podlega logice. Logika i rozsądek bowiem podpowiada, żeby na szczyt nie wchodzić. Stamtąd bowiem nie można iść już wyżej. To ślepa droga. Wyobraźnia jednak, czy ciekawość właśnie – bez nich nikt nie zaszedłby nawet tak daleko.
Marzenia nic nie kosztują, za to bardzo drogie jest ich spełnianie. Czasem bilans jest ujemny, gdyby przeliczyć wysiłki podejmowane w realizację snów, a efekt płynący z ich dokonania. Wielu to odstrasza. Nie o takich dziś będzie ten artykuł.
Henry de Ségogne był francuskim miłośnikiem wspinaczek oraz jednym z pionierów tego sportu na skalę światową. Urodzony w 1901 roku, poświęcił się górom – ich zdobywaniu oraz promowaniu wspinaczki. Na tym nie kończyła się jego działalność – mocno aktywizował grupy turystyczne nie tylko we Francji, a także wywarł niemały wpływ na późniejszych wspinaczy.
W życiu prywatnym był bliskim przyjacielem Antoine’a de Saint-Exupéry, słynnego pisarza, autora Małego księcia. Był także członkiem Francuskiego Klubu Wspinaczkowego, a także przewodził Grupie Wspinaczki Wysokogórskiej w latach 1930-1937. W roku 1936 przewodził pierwszej zorganizowanej francuskiej wyprawie w Karakorum.
Warto tu zatrzymać się na chwilę i wyjaśnić, iż Karakorum to drugi najwyższy na Ziemi łańcuch górski po Himalajach. Znajduje się na granicy Indii, Pakistanu i Chin. Jego najwyższy szczyt – K2, zwany Górą Mordercą, uznawany jest tak w popkulturze, jak w i wśród wspinaczy za najbardziej śmiercionośny na świecie. Do tej pory nie został zdobyty zimą, zaś w sezonie letnim straciło na nim życie wielu uzdolnionych oraz doświadczonych ludzi. K2 jest także drugą najwyższą górą na Ziemi po himalajskim Mount Everest (ciekawostką jest fakt, iż pierwszą kobietą na jego wierzchołku była Polka Wanda Rutkiewicz).
Ten brodaty jegomość z hełmem korkowym oraz okularami, wpatrujący się gdzieś w dal znad dymu unoszącego się z komina swojego pięknego bulldoga, był też inicjatorem wyprawy w Himalaje w roku 1950. I o tym właśnie główna część tej historii.
Louis Lachenal urodził się siedemnastego lipca 1921 roku w Annecy we Francji. Wzmiankowana miejscowość położona jest w regionie Rodan-Alpy i znana jest z kilku powodów, między innymi licznych mostów oraz kanałów, dzięki czemu zyskała sobie miano alpejskiej Wenecji. Bliskość gór ukształtowała młodego Louisa na tyle, iż został on zawodowym wspinaczem. Alpy, najwyższe góry Europy, wkrótce jednak przestały być wyzwaniem dla Lachenala. W 1947 roku nastąpiło zwieńczenie jego przygody z ekstremalnym alpinizmem. Wraz z wiernym towarzyszem górskich wypraw Lionelem Terray siągnął on szczyt góry Eiger – jednego z najbardziej niebezpiecznych szczytów Alp.
W roku 1950 wziął udział w himalajskiej wyprawie na szczyt Annapurna. Sanskrycka nazwa tej góry oznacza w tłumaczeniu „dającą pożywienie”, czy też „wypełnioną pożywieniem”. Nazwana została tak na cześć Durgi, jednej z żenskich bóstw hinduistycznych, wedle legend i podań towarzyszki Śiwy. Imię tej boskiej macierzy w innym znaczeniu można również tłumaczyć jako „Nieprzystępna”. Jest to niszczycielska, niezwyciężona siła. Ten termin o wiele lepiej charakteryzuje dziesiąty szczyt Ziemi, czyli właśnie Annapurnę.
Choć jest to pierwszy ośmiotysięcznik (8091 m n.p.m.) zdobyty przez człowieka, to nie można nazwać tej góry „łatwej”. W ciągu kilkudziesięciu lat historii wspinania się nań, zginęło na tych zboczach ponad pięćdziesiąt osób. Annapurna to masyw górski złożony z siedmiu składowych wzniesień, z których tylko jednemu, Machapuchare, brakuje siedmiu metrów do magicznej wysokości siedmiu tysięcy metrów nad poziomem morza (jest to też góra do tej pory prawdopodobnie nie zdobyta). Znajduje się tam też najwyższe urwisko, liczące sobie około 4700 metrów. Sama główna Annapurna, dzięki wysokości, stanowi nie lada wyzwanie – w okolicach ósmego kilometra wzwyż atmosfera jest zbyt specyficzna, aby człowiek mógł przeżyć w tych warunkach więcej niż kilka dni, nawet posiadając dodatkowe butle tlenowe. Cytując wikipedię – Na wysokości 8000 metrów ciśnienie atmosferyczne oraz ciśnienie cząstkowe jest znacznie niższe niż na poziomie morza. Powoduje to zmniejszenie gradientu między tętnicami a komórkami mięśniowymi, upośledzając tym samym dowóz tlenu do intensywnie pracującego organizmu. Obszary leżące powyżej 8000 m n.p.m. nazywane są strefą śmierci gdyż człowiek nie jest w stanie przeżyć na tej wysokości dłużej niż kilka dni. Nawet wyrównywanie niedoboru tlenu w organizmie przez korzystanie z butli tlenowej, nie pozwala na dłuższe przebywanie w strefie śmierci. Bardzo niskie ciśnienie przyczynia się bowiem do zmniejszenia zdolności przyłączania tlenu do hemoglobiny, co z kolei powoduje obrzęk płuc, a nawet obrzęk mózgu.
W latach pięćdziesiątych zeszłego wieku wkroczenie na ośmiotysięcznik było wyczynem tak heroicznym, jak samobójczym. Mimo to ludzie próbowali. Między innymi właśnie nasz Lachenal. Wraz z Maurice’m Herzogiem, kolejnym z francuskich pionierów himalaistyki. Dokonali tego trzeciego czerwca 1950 roku, płacąc cenę, trzeba to przyznać, dość niską. Odmrożeniom uległy wszystkie palce u stóp każdego ze wspinaczy, a także większość palców u rąk. Konieczne były amputacje. Do tego doszła ślepota śnieżna, a przez długi czas życie obu wisiało na włosku i gdyby nie pomoc przyjaciela Lachenala – Lionela Terray – bohaterowie prawdopodobnie nigdy nie zeszliby z, mogłoby się wydawać, pokonanego szczytu.
Heros nigdy nie jest niezniszczalny. W każdej z historii człowiek ma swoją piętę, niczym Achilles. Tak samo Lachenal, który nie ugiął się przed ciężarem gniewu wyniosłej góry w Himalajach, ale za to zginął w dobrze znanych sobie Alpach, podczas zjazdu na Vallée Blanche, wpadając do dwudziestopięciometrowej szczeliny.
Henry de Ségogne, aktywny do końca swojego życia na polach popularyzowania turystyki wspinaczkowej, umarł w 1979 roku.
Cytat za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ośmiotysięcznik
Zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.fumeursdepipe.net/personnalites14.htm
Szczere podziękowania dla Maćka Maciejewskiego za wyszukanie tych osobowości.
Moim zdaniem to nie kapelusz, tylko rodzaj hełmu/kasku powleczonego materiałem, podobny do tych, które do dziś są używane w wietnamskiej armii.
witam, tekst i osobowość wielce interesujace. Jedna uwaga merytoryczna: bilans nie może być ujemny. To zestawienie ukazuące rownowagę. pozdrawiam TomaszG
Tomku – w języku potocznym bilans oznacza tyle, co zestawienie, niekoniecznie się równoważące. Oczywiście istnieje termin „bilansować”, co oznacza „równoważyć”, natomiast tu z pomocą przychodzi SJP. Cytuję „bilans bierny, ujemny «bilans, w którym wydatki są większe niż wpływy»”. Źródło: http://sjp.pwn.pl/slownik/2444652/bilans_bierny,_ujemny
Daddas – możesz mieć rację, ja się zupełnie nie znam na nakryciach głowy. Czy ktoś może ma dokładne informacje, abym mógł poprawić i uniknąć błędu?
Informacje o „kapeluszu” poprawione. Dzięki daddas i dzięki Jacku!
Hehe… lubię tę część fajkanetu, za to, że potwierdza myśl słynnego filozofa Wittgensteina i często, zupełnie mimowolnie kieruje mój wzrok na rejony nieznane.
UkłonY,
Ps.
Jako filozof poranny, tramwajowo-chałupniczy chciałbym tylko dodać, że nawet jeśli to wyobraźnia wyznacza granice, to cóż nam po świecie, którego opisać nie sposób :).
Na szczęście jedno drugiego nie wyklucza :). Ja się z Wittgensteinem, zresztą moją wielką filozoficzną miłością, zgadzam na polu filozofii. Ale chyba tylko na tym :)
Jako ciekawostka, w tej chwili na Karakorum jest polska wyprawa, wczoraj byli w obozie trzecim. Szczegółów nie znam, niestety, jedyne co to zasłyszane w antyradiu relacje.
Możliwe że to ta wyprawa: http://drytooling.com.pl/serwis/wyprawy/relacje-z-wypraw/1867-janusz-goab-spod-gasherbruma
Na początku lutego na K2 z powodu odmrożeń zmarł Rosjanin Witalij Gorelik.