Godna śmierć fabryki fajek

30 czerwca 2010
By

We Francji tak być nie może, by przeszło stuletnia fabryka trafiła pod młotek i zniknęła bezpowrotnie, zaś na jej miejscu powstały inne zakłady, apartamentowce, hotele czy SPA. Dla Francuza – także tego z antynikotynowej Zjednoczonej Europy – mała fabryczka fajek również jest dziedzictwem kulturowym. Nacja ta od tysiącleci zna doskonale kulturotwórczą rolę ludzkich słabości. Dziwny naród – i bić się umie, ale i odpoczywać, bawić, relaksować… Nawet ziele tytoniowe otrzymało swą systematyczną nazwę od imienia francuskiego dyplomaty.

Franche-Comté to krainia historyczna i obecny region administracyjny we wschodniej Francji przy granicy ze Szwajcarią. W jego skład wchodzą cztery departamenty: Doubs, Haute-Saône, Jura i Territoire-de-Belfort. To historycznie Burgundia, czyli kraj słynący własnym i znanym na całym świecie winem. Ale region Franche-Comté słynie także z produkcji fajek – zarówno Jura, jak i Departament Doubs.

Czereśniowe królestwo

Ale kiedy Eugène-Léon Ropp myślał o produkcji fajek, to o wrzoścówkach nie myślał – przeciwnie nawet. W 1869 roku uzyskał on patent na fajki z dzikiej czereśni, a rok później otworzył maleńki warsztacik w Wogezach i produkował te swoje czereśniówki. Nie biedował, skoro w 1893 roku nabył wielki młyn Sicard w gminie Baume-les-Dames. I nadal koncentrował się na fajkach z tego materiału.

Fabryka Fajek Ropp od strony młyna Sicard

Fajeczki Roppa przyjęły się na rynku nadzwyczajnie. I to nie tylko we Francji. Były tanie, lekkie, o wiele bardziej wytrzymałe do powszechnych wśród plebsu glinianek, o materiał było łatwo, a na dodatek w przewidywalnej perspektywie czasowej można go było wyhodować… Fabryka się rozwijała.

Clou patentu Francuskiego racjonalizatora zasadza się na dwóch pomysłach – po pierwsze, by narażoną na cieplne ekstrema główeczkę fajki podczas suszenia i później palenia pozostawiać w korze, a raczej głównie w łyku, zaś szyjkę mocować do główki za pomocą metalowej rurki-trzpienia wpuszczonej w miękisz drewna, co zapobiegnie pęczniejącym naporom wciąż wilgotniejącej i wysychającej szyjki, a w następstwie pękaniu fajki.

Co prawda, na przestrzeni lat Roppowie wypuszczą kilkanaście fajek, które częściowo będą kory pozbawione – jak sami mawiali, dla sportu i przekonania publiczności do trwałości materiału, ale sami przyznawali, iż były to modele z najlepszego drewna, specjalnie sezonowanego i nasączanego tajemniczymi naturalnymi substancjami. Niejako taki czereśniowy luksus.

Amerykanie mieli swoje corncoby, które niekiedy stawały się wręcz manifestem patriotyzmu, Europa miała swoje… no właśnie? Czereśniówki, wiśniówki? Otóż nie, drzewko Prunus avium, które było podstawą patentu Francuza, tłumaczone bywa przez wiele języków wymiennie jako dzikie wiśnia lub czereśnia, jako czereśnia lub wiśnia ptasia… Europa miała więc swoje fajki Roppa. Bo to było jednoznaczne.

Serce fabryki od drugiej strony.

Eugène-Léon musiał o tym myśleć, z talentem samorodnego mistrza marketingu, bowiem jego patentowane fajki nie dość, że trafiły pod francuskie strzechy, ale nawet do murzyńskich chat w Kongo, do bambusowych domostw w Indochinach czy do beduińskich lepianek w koloniach Maghrebu. Więcej – czereśniówki Roppa trafiły nie tylko do kolonii francuskich, raczono się dzięki nim tytoniem także pod Union Jackiem. Palono w nich od Kanady, przez dziką Afrykę i Indie, aż po Singapur.

W 1914 roku Ropp musiał poszukać sobie dystrybutora na rynek brytyjski, bo takie było zapotrzebowanie. A potem francuskiemu fajkarzowi poszczęściło się jeszcze bardziej – wybuchła wojna, transport morski oraz lądowy stanęły do dyspozycji armii i zaczęły się pierwszowojenne problemy z wrzoścową logistyką.

Trzy pokolenia Roppów - fabrykantów i innowatorów...

W każdej wojnie od odkrycia Ameryki tytoń był jedną z niewielu rozrywek powszechnie dostępnych wojsku. Popyt na fajki wzrósł w niewyobrażalnym stopniu. Cała parą pracowały zakłady ceramiczne, a jeszcze mocniej dymiła fabryczka w Baume-les-Dames.

Wojenna anegdota opowiada, że tak jak w pułku Manfreda von Richthofena szykiem był angielski silnik w fokkerze, tak w kieszeni obsługi lotniska szczytem elegancji i funkcjonalności była czereśniówka w kieszeni – zamiast glinianki od kaisera.

Fabryka zarabiała znakomicie. To właśnie za pierwszej wojenne koniunktury fajkowej firma kupiła pierwszy budynek mieszkalny dla pracowników. Takich budynków będzie kilka na przestrzeni lat w całej okolicy, powstanie nawet maleńka szkoła o statusie państwowym dla robotników Roppa.

Wojna trwała, wojsko paliło oprócz miast i wsi także fajki, a Eugène-Léon bogacił się na potęgę. Jeszcze przed pokojem w Compiègne postanowił zakładom dodać splendoru i w sławnym St. Claude kupił pod adresem Rue du Moulin du Plan 8 niebrzydkie warsztaty fajkarskie nastawione na wyrób fajek wrzoścowych, wówczas przeznaczonych dla mniej powszechnego odbiorcy.

Niemal od samego końca wojny była to mocna firma – miała dwa najważniejsze skrzydła produkcji – masowe w Baume-les-Dames i eleganckie w St. Claude. Do samego końca firma nie zrezygnowała z produkcji czereśniówek i do końca je sprzedawała.

Zawsze reagowała na nowinki fajkowe – przewijały się przez jej produkcję nieskończone nowinki i sztuczki, łącznie z kopiami pomysłu Falcona, rzecz jasna z czereśniowymi główkami.

Jak widać na tym plakacie reklamowym o innowacyjność zabiegano przez cały czas... Ten rodzaj filtrowania pozostał w pamięci jako wynalazek bynajmniej nie francuski.

Powtórną wielką koniunkturę miała fabryka w czasie II wojny, jeszcze większa niż przed dwudziestoma latami. W segmencie fajek wrzoścowych przechodziła falowania na światowych rynkach, ale we Francji nieodmiennie sprzedawała się stabilnie. Aż do czasów, gdy światem tytoniowych słabości niepodzielnie zawładnęły koncerny papierosowe i podobną koncentracją sił i kapitału musiał zareagować wycofujący się świat fajek.

Republika Francuska

Od 1977 roku Ministerstwo Kultury i Komunikacji Republiki Francuskiej jest obecne w każdym regionie za pośrednictwem tzw. DRAC, Regionalnych Dyrekcji ds. Kultury. Zajmuje się najszerzej rozumianym dziedzictwem kulturowym Francji oraz dniem dzisiejszym francuskiej kultury. Ewidentnie jest to więc organ administracji rządowej znajdujący się w gestii jak najbardziej cywilnego prefekta. Francuski prefekt zaś z całym sztabem służby cywilnej jest tak nudny i kostyczny, że samym swoim leksykalnym znaczeniem stoi w opozycji do polskiego wojewody…

O korpusie urzędniczym Francji układano przez stulecia anegdoty bardziej cięte od naszych kawałów o partyjniakach, przeciwko drobnomieszczaństwu urzędów buntował się sam Jean-Paul Charles Aymard Sartre – a jednak właśnie m.in. urzędnicy typowali go później do literackiej nagrody Nobla. Tego swojego największego wroga – ale takie typowanie należało do ich kompetencji i zawsze było miarą ich profesjonalizmu.

Sartre później odmówił przyjęcia przyznanej nagrody, ale nie to się liczy w tym pozornie przestrzelonym popisie erudycji. Liczy się to, że administrację państwową w tym kraju może boleć, coś może być wbrew sympatiom, a ona i tak będzie robić swoje.

Kiedy po 100 latach działalności Fabryka Fajek Ropp – podobnie jak dziesiątki kultowych zakładów tej branży na całym świecie – haniebnie plajtowała, nie pozwolono jej majątku bezpowrotnie rozgrabić wierzycielom i rozprzedać syndykowi. W przypadku bankructwa miejsc, którym można przyznać status francuskiego dziedzictwa kulturowego, państwo, po pierwsze, ma prawo pierwokupu nawet skrajnie obciążonego majątku, po drugie, obowiązek dokonania kompletnej inwentaryzacji takiego dobra. Wg najsolidniejszych, najnudniejszych i najbardziej, excusez-moi, pierdołowatych urzędniczych wzorców.

DRAC miał oto w zasięgu przeznaczony pod młotek kompleks przemysłowy o stuletniej tradycji. Kompleks bardzo prosty do zagospodarowania, bowiem zwarty, jednorodny i zachowany w dobrym stanie. Tak jak familia Ropp przez trzy pokolenia z całego serca i z nastawieniem dobrego ojca rodziny produkowała fajki, tak samo wzorowo swoją firmę przekazała do plajty. Do dzisiaj podkreśla się, że z zakładów nie wyciekła nawet jedna punca do znakowania fajek, która przecież na rynku kolekcjonerskim stanowiłaby niesłychaną wartość, także finansową.

Tak zwarte było królestwo Roppa w Baume-les-Dames, zanim łapę na nim położył syndyk.

W Baume-les-Dames powstało rekomendowane przez prefekturę muzeum fajkowe, nie tak znane jak to z St. Claude ale z potencjałem od niego większym, ponieważ Francji, ludziom i światu pozostało samo serce zachowanych w niemal nieskazitelnym stanie zakładuRoppów. Rzecz jasna, roszczenia wierzycieli zostały zaspokojone, na ile się dało. Fabryka fajek z wrzośca (choć także i przy młynie Sicard produkowano po II wojnie wrzoścówki) w stolicy francuskiego fajczarstwa poszła w inne ręce, do prywatnych właścicieli trafiły tereny i zabudowania robotnicze oraz spora część zakładów.

Państwo jednak zadbało i Fabryka Fajek Ropp – wraz z najcenniejszym wyposażeniem i niesamowitą dokumentacją – pozostała na swoim miejscu. Chciałbym wszystkich zaprosić bynajmniej nie do zwiedzania tej fabryki, ale do zagłębienia się w coś, co ja nazwałem Pomnikiem Urzędnika Francuskiego z Regionu Franche-Comté – efekt inwentaryzacji dziedzictwa, jaka została zlecona przez DRAC na terenie umarłej fabryki fajek.

Zapraszam wszystkich fajczarzy ze sporą porcją wolnego czasu, nieposkromionymi zasobami ciekawości, o tutaj http://www.culture.gouv.fr/culture/inventai/presenta/visites/ropp/index.html

Specjalnie pozostawiam adres internetowy w całej rozciągłości – jeśli prosty hobbysta może mieć tak wiele radości z oglądania dzieła urzędniczej upierdliwości, które odnalazł po tylu slashach na serwerze francuskiego ministerstwa kultury i komunikacji, to ja tę naszą wspólną wizytę dedykuję serdecznie samemu polskiemu ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego oraz innych równie wielkich słów…

PS. Sugeruję tym, którzy po francusku rozumieją tylko słowo pipes i penis (tak jak ja), skorzystanie z automatycznej tłumaczki Google – nawet dla nas świat starej fajki zaskakująco stanie otworem.

Tags: , , , , ,

16 Responses to Godna śmierć fabryki fajek

  1. jalens
    6 lipca 2010 at 11:22

    Do artykuliku zajrzało 70 osób, ale komentarza się nie doczekał. Nie wiem więc, czy odwiedziliście francuskie archiwum dziedzictwa Ministerstwa Kultury i Komunikacji oraz czy ta fajkowa wizytacja była w jakikolwiek sposób pożyteczna. Tego typu teksty to sporo pracy, a sądząc po braku informacji zwrotnej – nikomu niepotrzebnej.

    Serdeczna prośba w imieniu wszystkich autorów – zostawiajcie nam sygnały, czy teksty się przydają, podobają lub nie wzbudzają zainteresowania. W sumie wszyscy piszemy niejako na zamówienie Czytelników i zwroty od Was bywają ważniejsze od tego, co sobie myślimy.

  2. tatar.tatar
    6 lipca 2010 at 13:04

    A więc ja byłem i wirtualnie zwiedziłem :) Na wizytę poświęciłem 2-3 godzinki i napewno nie widziałem wszystkiego. Link dodany do ulubionych – wrócę do niego na urlopie.

    • 6 lipca 2010 at 13:59

      Dziękuję i, prawdę mówiąc, nieco odetchnąłem. Dla mnie to była sensacja, co rząd francuski oraz prefektura zrobiły z fabryką Roppów. W Polsce marnują się takie cuda jak fabryka Norblina, stara część Browarów Warszawskich, czyli Haberbuscha, monopol na Ząbkowskiej, zabytkowe fabryczki przy Żelaznej… Koleje państwowe chcą zlikwidować lub przenieść won Muzeum przy d. Dworcu Głównym, żeby postawić komercję… Podejrzewam, że każdy z kolegów mógłby podać podobne przykłady ze swojej okolicy.

      Tymczasem we Francji zadbano o fabryczkę fajek – i to jak, zinwentaryzowanie każdej puncy, giętarki do ustników, segregatora do wiśniowych kijaszków, czyli zwykłej skrzynki ze sklejki zabrało kilka lat i musiało kosztować majątek. Podoba mi się ten kraj.

  3. Alan
    Alan
    6 lipca 2010 at 14:32

    Wirtualnego zwiedzania nie zaliczyłem – po prostu chyba nie jestem jeszcze na takim fajkowym etapie, na którym chłonąłbym każde informacje na ten temat. Na razie podchodzę do sprawy dość wybiórczo (poza rozdziałami stricte praktycznymi).

    Tekst niemniej czytałem z wielką przyjemnością i naprawdę łezka w oku się kręci na widok takiego podejścia rządu do narodowego dobytku. Co do samego kraju – piękny, ale za gorący. No i ten obleśny język…Wolę Skandynawię tudzież Wyspy Brytyjskie.

    • Rheged
      6 lipca 2010 at 20:41

      Język jest naprawdę barbarzyński – jak można nie mieć odpowiedniego określenia na filozoficzny termin „byt”?! ;)

      • jalens
        6 lipca 2010 at 21:29

        Ale za to umieją gadać w łóżku – także gadać, miedzy innymi gadać.
        Czują byta, a nie o nim Nietzschują.

        • Rheged
          6 lipca 2010 at 23:53

          Niesamowite jest to, jak o bycie można rozmawiać w kontekście łóżkowym – nadaje to owemu bytowi odmienne znaczenie ;)

          W kwestii filozoficznego zboczenia – może nie Nietzschują, ale neantyzować neantyzują ;)

          • jalens
            7 lipca 2010 at 00:43

            Nicościujemy w temacie Roppa :)

  4. 12 sierpnia 2010 at 20:54

    Literówka: as niemieckiego lotnictwa nazywał się Richthofe[b]n[/b]

    • jalens
      12 sierpnia 2010 at 21:02

      Dzięki, zaraz poprawię. Cieszę się, ze ktoś to jeszcze przeczytał :)

      • 12 sierpnia 2010 at 21:58

        Jak tu nie czytać. Fantastycznie się czyta Twoje teksty. :)
        A jako początkujący fajczarz poszukuję wiedzy, więc staram się przetrząsnąć jak największą część fajkanetu.

      • potok
        23 listopada 2010 at 00:24

        A ja zaczynam czytać, bo właśnie zakupiłem czereśniówkę Roppa :)

        • Alan
          Alan
          23 listopada 2010 at 00:26

          Tę za dychę? Ech, gdybym miał wtedy dostęp do internetu, to nie byłoby tak łatwo :P

          • potok
            23 listopada 2010 at 01:17

            Nie, trochę droższą, ale to bez znaczenia bo jak się wczytać w bajania jalensa to nie wiadomo czy philosophie uprawiać, czy fajczarstwo ;) może to i to ?
            Pisz jalens, jak najwięcej, proszę pokornie.

        • kolejarz1986
          kolejarz1986
          23 listopada 2010 at 17:04

          A mnie się trafiło jak ślepej kurze ziarno. Trafiłem na ROPPa na targu staroci w Lublinie i wytargałem go za 15 zł. Tylko nie czereśniówka(też była ale nie wiedziałem że to dobra fajka, wyglądała trochę dziwnie)tylko „Super Luxe S 7”. Odnowiłem, niewiele roboty, ustnik nie pogryziony, pali się w niej jak marzenie, jest lekka i dobrze zrobiona. Słowem dobry zakup!

  5. aksetorg
    27 lutego 2012 at 23:20

    Godna śmierć i godny pomnik fabryki Ropp’a. Świetny tekst z wtrąconym manifestem egzystencjalnym Sartre. Od kiedy trafiłem na fajka.net z przyjemnością spędzam wieczory z fajką w zębach czytając artykuły na tej stronie. „Zapaleńcom” nie tylko fajki ale i piwa polecam odwiedzenie muzeum browarnictwa w starej części browaru tyskiego. Oprócz bezpłatnego zwiedzania w towarzystwie kompetentnego przewodnika oferta przewiduje także degustacje ;) Dla zainteresowanych- przed udaniem się na miejsce należy dokonać rezerwacji na stronie browaru.

    Pozdrowienia dla autora i reszty fajcarzy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*