W czasach, gdy oglądałem jeszcze telewizję, udało mi się trafić na pewien szczególny koncert. Był to chyba wczesny 2004 rok, a kraj nie otrząsnął się jeszcze ze śmierci pewnego Artysty. Zebrane bodajże na opolskiej scenie grono śpiewało najsłynniejsze utwory Muzyka, ale przy ostatnim nikt nie podszedł do mikrofonu. Miejsce pozostało puste. Kapela grała Dziwny jest ten świat.
Od tamtej pory jeśli ktokolwiek próbuje śpiewać to dzieło zamiast Niemena, wyłączam radio, zamykam stronę w przeglądarce, wychodzę z pokoju. Według mnie nikt nie powinien tego robić. Są takie piosenki, które brzmią tylko wtedy, gdy śpiewa je sam autor. Nie wolno ich poprawiać, ubarwiać. Są doskonałe. The End Doorsów, Hotel California The Eagles, Świat w obłokach Grechuty, Dziwny jest ten świat.
Czesław Niemen był jedną z tych postaci, na którą nikt nie był gotów. Niesamowicie utalentowany, o interesującej barwie głosu, a do tego posiadający jasną wizję tego, jak powinna wyglądać sztuka. Nie chodził bocznymi ścieżkami, dążył prosto do celu, nie szedł na kompromisy nawet wtedy, gdy mógł zostać źle zrozumiany. Kilkakrotnie w jego karierze zdarzyło się, że jego muzyka przerosła odbiorców oraz krytyków – szczególnie w późnym okresie twórczości. Wcześniej ubóstwiany, potem odstawiony do kąta jak zużyta zabawka. W pewnym sensie zgorzkniały artystycznie, wycofał się przez długi czas z nagrywania nowych utworów. Mimo to zawsze był postacią, która opromieniała światek muzyczny w kraju. Za polską granicą również zdobył uznanie, nigdy jednak nie przedostał się na piedestał, który zajmowali najpierw Beatlesi, potem Stonesi, Doorsi, Pink Floydzi, czy nawet Vangelis… To raczej wina loterii urodzinowej, którą urodzony na grodnieńszczyźnie Niemen przegrał. Mógłbym wymienić kilku artystów i zespołów stąd, których spotkał podobny los.
Opisywanie życia Niemena nie ma żadnego sensu. Każdy powinien zapoznać się z nim osobiście. Wystarczy wspomnieć, że urodził się on w 1939 roku jako Czesław Juliusz Wydrzycki. Po wojnie jego rodzina została przesiedlona z Kresów Wschodnich do różnych polskich miast. Młody Wydrzycki znalazł się w Gdańsku, gdzie kształcił się muzycznie, a przy okazji grywał w studenckim klubie Żak. Poważany przez młodzież akademicką, nigdy się od niej nie odwrócił. Często nagrywał piosenki trafiające w ich gusta, a także podążał za nowymi, interesującymi prądami z zachodu – big beat, rock’n’roll, rock progresywny, czy wreszcie muzyka elektroniczna.
Pseudonim Niemen obrał sobie w 1963 roku, by zagranicą jego nazwisko mogło być łatwiej kojarzone. Warto dodać, iż wcześniej był już znany z występów z grupą Niebiesko-Czarni oraz Czerwono-Czarni. Z tego okresu pochodzi ballada Pod papugami, Niemen opublikował ją jednak na płycie długogrającej znacznie później bo w 1969 roku. Album był zatytuowany Czy mnie jeszcze pamiętasz?, a Artyście towarzyszył zespół Akwarele.
Znamienny dla skali talentu Niemena był fakt, iż Marlena Dietrich, przed którą Polak występował w Sali Koncertowej w 1964 roku, nagrała jego utwór na własną płytę. Piosenka nosi tytuł Mutter, hast du mir vergeben.
Rok wcześniej Artysta wystąpił na I Festiwalu Piosenki w Opolu. Jego kompozycja pozostała niezauważona, ale już dwa lata później Opole musiało ugiąć się pod ciężarem talentu Niemena. Później wielokrotnie nagradzano go zarówno w Opolu, jak i w Sopocie, a także na wielu innych festiwalach. Niemen zapraszany był do najsłynniejszy sal koncertowych zarówno w Polsce, jak i poza nią (jak londyńska Queen Elizabeth Hall).
Krajowa muzyka rozwijała się w cieniu Niemena, który w ciągu lat został multiinstrumentalistą, a także sam zaczął komponować. Przewodził każdej grupie, w którą się angażował, ale również wspierał innych swoim wokalem. Niemen przywoził do kraju powiew świeżości i niesamowitości. Był zawsze na czasie – obserwował prądy muzyczne, jakie kształtowały się w świecie, a później sam dokładał swoją cegiełkę do ich rozwoju. W czasach, gdy grywał rock progresywny, nie można było go zdjąć ze sceny jednego ze słynnych krajowych festiwali – grał cały czas jedną, długą piosenkę. Na myśl przychodzą tutaj dokonania Pink Floyd, czy Jethro Tull. Wokalista nie ustępował żadnemu z tych zespołów. Szkoda, że jego talent mierzono poza Polską inną miarą.
Wreszcie – Niemen był fajczarzem. Udokumentowano to w „Gazecie Wyborczej” z 16 i 21 lutego 2009 roku. Brakowało w naszej galerii muzycznych osobowości polskiego muzyka palącego fajkę. Na szczęście znalazł się największy z nich.
Autorstwo zdjęć: Tadeusz Rolka, źródło Gazeta Wyborcza.
Emilu dziękuję :-)
I nawet zgrabny ten canadian. :)
Jak zwykle Emilu stanąłeś na wysokości zadania.
Dawno temu w pewnym mieszkaniu na Woli obudziłem się jakoś za wcześnie. Nie pamiętam, czy wyszedłem wtedy na balkon, czy tylko wyjrzałem przez okno. Właśnie wschodziło słońce i przysięgam, że w tym momencie powinienem dodać, że wschodziło nad Pałacem Kultury. Niczego dziś już nie jestem pewnien, poza jedną rzeczą: miałem wtedy tak samo, jak On. Zrozumiałem co to znaczy: Warszawa!
Nie byłem fajczarzem. Niemen był… i już zawsze będzie Wielki. Niezależnie.
Szkoda żeś z tym tekstem wyskoczył „jak Filip z konopi” gdybys dał znać że masz zamiar pisać, skontaktował bym Cię z człowiekiem który z Wydrzyckim nie tylko występował, śpiewał, ale i fajkę palił…
Noooooooo… to można jeszcze dopisać zachęcam!!! Bo temat kapitalny
tadeusz rolke, nie rolka;)
Do kolekcji polskich muzyków-fajczarzy należałoby dodać też Piotra Szczepanika – w końcu na jednej z płyt został sportretowany z fajeczką w dłoni :-)