Długo broniłem się przed pisaniem tego tekstu. Wiedziałem jednak, że prędzej, czy później musi to nastąpić. Sylwetka tego człowieka powinna pojawić się na tej stronie. Był on bowiem (i do dziś – jest) jednym z najbardziej rozpoznawalnych fajczarzy na świecie.
Jednym z powodów tego, że nie pisałem o Tolkienie był fakt, że łatwo popaść przy tej okazji w banał. Można zachwycać się tym, jakim był pisarzem oraz językoznawcą. Można punktować, jak popchnął literaturę do przodu, a także jak stworzył dwa sztuczne języki elfickie. Można przywoływać to, iż jego proza dalej wywiera znaczący wpływ na każde z pokoleń, ale to przecież nie wystarczy. To są tylko zasługi. Liczy się to, kim był John Ronald Reuel Tolkien? A na to pytanie znacznie trudniej odpowiedzieć.
Sława tego pisarza znacznie przekroczyła jego najśmielsze oczekiwania. Urodzony w 1892 roku na terenie dzisiejszego RPA, zmarły w 1973 w Anglii, Tolkien nigdy nie miał ambicji bycia popularnym. Nie miał również ambicji bycia pisarzem. Pisanie po prostu mu się przydarzyło – dopełniając jego pracę językoznawcy i specjalisty od literatury staronordyckiej (w szczególności Beowulfa oraz Pana Gawena). Tolkien był naukowcem, zawodowo zajmował się badaniem języków, do których miał ogromny talent.
Szybko osierocony przez ojca (pracownika bankowego wysokiego szczebla w Bank of Africa) w 1896 roku, wychowywany był przez matkę do swojego dwunastego roku życia. Mabel Suffield – bo tak miała na imię rodzicielka – w 1900 roku zmieniła wyznanie na katolickie. Dzięki temu młody John Ronald zapoznany został z wiarą chrześcijańską i pozostał jej wierny do końca życia, często przemycając wątki chrześcijańskie w swoich dziełach (podobnie jak jego bliski przyjaciel Clive Staples Lewis, który wraz z nim należał do jednego klubu czytelniczego). Również dzięki matce Tolkien odkrył w sobie talent lingwistyczny. Warto tu nadmienić, iż był poliglotą. Mówił, bądź rozumiał w blisko trzydziestu językach, w tym esperanto oraz w polskim (choć nie biegle).
Potem nad wychowaniem przyszłego profesora oksfordzkiego uniwersytetu czuwał przyjaciel rodziny, ksiądz Francis Morgan. Ten wysłał jego oraz jego brata do ciotki, a ta znowu do domu z pensjonatem, ostatecznie wyrywając Tolkiena z sielanki Sarehole Mill w okolicach Birmingham. Warto tu nadmienić, że w tamtych czasach były to okolice nietknięte pazurem rozwoju technicznego, jaki galopował w Anglii. Podczas gdy w całym Imperium Brytyjskim, a także w innych krajach wyrastały wielkie fabryki z olbrzymimi kominami, Sarehole Mill pozostawało pięknym zielonym zakątkiem świata, niejako odgrodzonym od cywilizacji. Tolkien wspominał często tamte czasy, żałując, że wszystko się zmienia, a człowiek zbyt gorliwie adoptuje tereny pod własne fanaberie niszcząc cud natury. Hołd dla dziecięcych lat oddał opisując okolice Birmingham we Władcy Pierścieni. Shire, czyli kraina hobbitów, jest tak samo oddalony od cywilizacji i nietknięty zębem zmieniającego się czasu, jak Sarehole Mill.
Tolkien miał cudowną zdolność przekuwania swojego życia w literaturę. Przychodziło mu to wyjątkowo łatwo. Legenda o Berenie i Lúthien – czyli główny wątek mitologii świata Śródziemia, jaki stworzył od podstaw John Ronald w Silmarillion – to wariacja literacka na temat jego miłości do Edith Bratt, przyszłej żony i matki jego dzieci. Lúthien jest nieśmiertelną elfką, która wyrzeka się wiecznego życia w zamian za powrót zmarłego w walce Berena – śmiertelnego człowieka. Tak powstaje ród półelfów, długowiecznych, ale nie nieśmiertelnych, dziedziczących cechy po ludzkich i elfich rodzicach. Tolkien stworzył postać Lúthien na podstawie Edith. Berena można odczytywać jako jego literackie alter ego. Na wspólnym grobie małżonków widnieje napis „Beren i Lúthien”.
Działalność literacka autora Hobbita wynikała z jego studiów lingwistycznych, a potem pracy naukowej w Oksfordzie. Tolkien zafascynowany był językami martwymi – łaciną, greką, ale przede wszystkim staroangielskim oraz starowalijskim. Obcowanie z umarłą mową dawało mu wiele wrażeń estetycznych. Delektował się słowami, bardzo zwracał na nie uwagę. Swoją pasję przekazywał studentom. Był na tyle lubiany, że gdy powstawało nowe skrzydło Uniwersytetu Oksfordzkiego, któryś ze studentów napisał farbą na murach nowowybudowanego budynku „Kolejny kawałek Mordoru”.
Pisarz tworzył również pod wpływem własnych dzieci. Hobbit, czyli jego pierwsza opublikowana książka literacka, to prezent dla czwórki potomstwa (trzech synów i córki). Powstała ona właśnie z myślą o młodych, jednak już wtedy Tolkien pracował nad całą mitologią Śródziemia i zdawał sobie sprawę, że czyni coś zupełnie nowego. Uczestnicząc w jednej z konferencji, dał wykładnię nowego gatunku, który później zostanie nazwany fantasy. W kilka lat później, wraz z końcem II Wojny Światowej, ukończona została słynna „trylogia” o tytule Władca Pierścieni. Należy zwrócić tutaj uwagę, że w gruncie rzeczy dzieło to nie jest trylogią, a jedną książką w trzech tomach. Po wojnie, w 1954 roku, papier był towarem deficytowym i osiągał niebotyczne ceny. Wydawca podjął decyzję o podzieleniu utworu, tak, by jego cena była przystępna.
Tolkien w swojej sztuce poruszał wątki religijne oraz heroiczne, nie zapominając jednak, że bohaterstwo rodzi się często przypadkiem i wśród najsłabszych. Walka dobra ze złem była głównym motywem jego dzieł, a wśród wielu przesłań ukrył kilka swoich poglądów na świat (jak chociażby wiara w wieczną miłość, czy tęsknota za utraconą niewinnością, a także czystością przyrody). Mimo to głównym polem jego działań były studia nad językami. Cała reszta była nadbudówką, czasem nawet nieświadomym uzupełnieniem. Tolkien przede wszystkim był naukowcem, dopiero potem pisarzem.
Zapamiętamy go jako człowieka z przyklejoną do twarzy fajką (również bardzo ciepło opisywał palenie ziela fajkowego we Władcy Pierścieni), a także jako mężczyznę, dla którego bycie dżentelmenem nie oznaczało tylko przynależności do grupy dżentelmanów. Tolkien kochał życie, był romantykiem i osobą bezgranicznie oddaną swoim pasjom.
Mieć kogoś takiego w panteonie sławnych fajczarzy, to wielki zaszczyt. A zmierzenie się z jego legendą, poprzez napisanie tego tekstu, było równie wielkim wyzwaniem.
Zdjęcia pochodzą ze stron:
http://andrew1769.files.wordpress.com/2009/05/jrr_tolkien.jpg
http://bilbohobbit.com/wp-content/uploads/2008/09/tolkien14.jpg
http://www.dobreksiazki.webpark.pl/tolkien07.jpg
Powyższy znakomity mym zdaniem tekst sprawił mi wiele radości. Banałem było by wspominanie, iż Autor zgodnie ze swymi uzdolnieniami, dobrym wyczuciem i zdolnością pojmowania sedna sprawy nie wpadł w pułapkę „subkulturek” określeń marketingowych typu „fajka Aragorna”. Fajki fajkami, ale najważniejsze, iż prof. Tolkien mocą swego talentu i wiedzy stworzył wspaniały, fantastyczny świat, jego kulturę i historię, i na ich kanwie przedstawił w lekki i piękny sposób kilka z istotniejszych problemów. Dane to jest niewielu pisarzom. A oczywiście, iż na właściwym miejscu acz zawsze we właściwych proporcjach są tam i sprawy fajkowe.
Pamiętam pewne mieszkanie warszawskie w latach ’60. Przyjaciele zwali je „smajalem”, gdyż „hobbici” żyli tam w pokoju, kurząc fajkowe ziele, a złe duchy nie miały przystępu. Zapas fajkowego ziela czasem był wzbogacany przywiezioną z zagranicy przez kogoś z Tych, co przeżyli, puszeczką Capstana czy Dunhilla, których zawartość wydzielano po ździebełku, gdyż miało to przede wszystkim moc odganiania złych duchów. Pamiętam, jak na powitanie kogoś, kto cudem powrócił z Syberii z nabożeństwem otwierano puszeczkę bodaj Capstana. Tak, zarówno książki Tolkiena jak i fajki spełniały dla niektórych rolę rzekłbym apotropaidalną, dysponując mocą broniącą przed złymi duchami.
Panie Emilu, bardzo dziękuję.
Myślę, Emil, że Ci to mierzenie całkiem wyszło :)
Nie ośmielę się tego oceniać . Powiem tylko ,że świetnie się czyta…
I smakuje na więcej…
Emil – udało ci się uciec od sztampy w pisaniu o Tolkienie. Szacun, to jest pewna sztuka ;)
Bardzo dziękuję wszystkim za miłe słowa. Naprawdę długo się do tego przymierzałem, zdając sobie sprawę z tego, że o Tolkienie napisano już wszystko. Dobrze wiedzieć, że wyszedł tekst :)
Tekst wyszedł i to pięknie wyszedł! Dzięki za bardzo przyjemną i niepłytką lekturę.
Osoby zainteresowane JRR Tolkienem, a także jego przyjaciółmi, oraz innymi postaciami literackimi i nieliterackimi, być być może z zainteresowaniem przeczytają książkę „Tam żyją smoki” Owena, który stworzył cykl powieści fantastycznych o przygodach przyjaciół Johna (Tolkiena), Jacka (Lewisa) i Charlesa (Williamsa) – opiekunów księgi Imaginarium Geographica oraz świata, który ta księga opisuje. Pierwsze sceny książki rozgrywają się podczas I Wojny Światowej w mieszkaniu przy ulicy Baker Street, oczywiście pod numerem 221B. Nie twierdzę, że książka jest bardzo dobra, ale swoje wnosi.
Książka jest może nie najlepsza, ale żonglowanie smaczkami z epoki i odniesieniami z twórczości ma nieodparty urok ;)
Jest zbyt „gęsta”, czytelnik twórczości Lewisa i Tolkiena (jakim niewątpliwie jest autor) mógłby bardziej wzorować sie na ich stylu prezentowania anegdoty. Owen ma męczącą manierę wtykanie od pięciu do dziesięciu grzybków w barszcz i objęcia w ten sposób WSZYSTKIEGO, ale jeśli odłożyć to na bok, rzecz jest warta przeczytania.
To może być wina faktu, że w fantasy wszystko już zostało powiedziane i powyżej pępka się nie podskoczy. Może Owen nie próbował?
Według kalendarza świąt nietypowych dziś 25 obchodzimy…. Światowy Dzień Czytania Tolkiena
A mnie zawsze nurtowało zagadnienie pt: Jakie tytonie lubił Mistrz Tolkien??
Proszę bardzo:
…Tolkien liked several brands, including Cavendish, Players Navy Cut and Blue Capstan….Players, and also Three Nuns….
Powyższe za:
http://www.lotrplaza.com/forum/forum_posts.asp?TID=237739
Syn Profesora – Christopher wspomina także Erinmore Flake:
http://luxurytobaccoreviews.com/t/erinmore-flake
Wiele inresujących wyników zyskamy wpisując w wyszukiwarkę frazę: „tolkien favorite tobacco”.