Wrzoścowa shisha

24 lipca 2010
By

Za dawnych czasów w zamożnych domach istniały oddzielne palarnie, w których panowie spotykali się na fajeczce czy przy cygarze. Znanych jest sporo obrazów i rycin, z takich wspólnych posiedzeń, gdzie wokół stolików siedzą sobie panowie  i gawędzą popalając.

Przedłużeniem tej tradycji z pewnością są też wszystkie fajczarskie spotkania, także te zupełnie nieformalne. Od ławki w parku, przez prywatne mieszkania, po knajpki. Jednak jako zjawisko kulturowe wspólne palenie fajek powoli zanika, w czym niewątpliwy udział ma obecna ogólnoświatowa nagonka na ludzi zażywających tytoń.

Obyczaj taki jednak wciąż obecny jest w kulturze krajów arabskich, gdzie wspólne spotkania nad fajką wodną są mocno zakorzenione. Tamtejsza kultura  znana jest z tego, że lubi potęgować przyjemności. Za jedną z największych uznaje rozmowę i by ta była przyjemnością jeszcze większą, dodaje do niej same fajne rzeczy – dobrą kawę lub herbatę, słynne bliskowschodnie słodycze oraz wonny i smakowity tytoń.

Z Maghrebu, Lewantu i Azji Mniejszej wspólne palenie shishy, hookah, nargili trafiło do krajów Zachodu. W Europie i Ameryce – przynajmniej w krajach, gdzie antytytoniowa krucjata nie sięgnęła Orwella – bardzo modne stały się ostatnio shisha bary, w których obsługa przygotowuje fajkę, podpala węgle, dba o dodawanie tytoniu i jakość wonnego dymu.

Leniwe gawędzenie przy fajce wodnej, kawie, herbacie czy słynnych arabskich sorbetach oraz chałwie, sezamkach czy rachłatłukum okazały się nadzwyczaj relaksujące i zupełnie inne od spotkań przy wódeczce i papieroskach. Choć i do barów z hookach trafił już alkohol.

Shisha – nie tylko jako przyrząd do zażywania tytoniu – trafiła już do prywatnych mieszkań i stała się ozdobą, a nawet sednem niejednej domowej imprezy. Jednak przygotowanie i „uruchomienie” fajki wodnej wymaga sporo fatygi. Po początkowym okresie fascynacji hoohah trafiają na pawlacze, balkony, skąd rzadko są wyciągane.

Niemiecki VAUEN znany jest z tego, że stara się błyskawicznie reagować na wszelkie mody – kiedy w Europie pojawiła się moda na Indian i dorośli ludzie zaczęli wakacje spędzać niczym Lakotowie pod stożkowymi tipi, fajkarze z Norymbergii niemal natychmiast wypuścili model Sioux z całym oprzyrządowaniem, kiedy męskie gadżety – wieczne pióra, spinki zapalniczki – dosięgnęła mania pop, Niemcy wypuścili serię Pipeline, gdzie raptem fajki stały się łaciate jak krowa i wyrosły im krowie cycki.  Vauen reagował natychmiast – trudno się więc dziwić, że i na nargilową modę odpowiedział.

Shisha z wrzosca

Odpowiedział serią wrzoścowych fajek stołowych, do których można domontować trzy węże zakończone ustnikami. Same fajki typu stołowego nie są niczym nowym. Plakacik z wytwarzanymi w Londynie specjalistycznymi fajkami stołowymi Adolpha Frankau z serii Gibraltar można znaleźć na nieocenionej Pipedii…

Vauen do pojedynczego komina dodał trzy węże i tak oto powstała seria Lounge pipe – czyli prosta w obsłudze fajka do  zbiorowego palenia. Rzecz jasna, Niemcy zadbali o odpowiedni tytoń w kilku najpopularniejszych wśród shishowców smakach – taki, który będzie się palił w fajce tradycyjnej, a nie przysmażał pod węgielkami i ta propozycje sprzedaje się całkiem nieźle.

Nie sądzę, że spotka się z zainteresowaniem miłośników fajki tradycyjnej, dla których ulubiona i własna fajka w dłoni stanowi nieodłączną część fajczarstwa, ale wśród miłośników fajki wodnej i lewantyńskich smaków tytoniu ma szanse. Teraz każdy hookahowiec może jechać w świat bez specjalnej walizki na shishę.

I teraz my w naszych fajkach możemy zapalić melona czy orzeszki, a taki shishowiec na przykład jakiegoś duńczyka. Ot, przenikanie kultur i wymiana międzyfajkowa.

Tags: , , ,

14 Responses to Wrzoścowa shisha

  1. nrvr
    25 lipca 2010 at 00:08

    oj jakoś mi się nie podoba taki wynalazek. Tytoń wygląda jak coś pośredniego pomiędzy tradycyjnym shishowym wkładem a fajkowym zielem, co po upchaniu do małego, drewnianego komina i podpaleniu raczej przywodzi mi na myśl częściowo pierwsze palenia fajki – gryzienie w język i gorycz kondensatu. Sam mam sporą shishę i kultywuję ze znajomymi wspomniane arabskie tradycje więc zdecydowanie wolałbym kupić po prostu malutką shishkę za grosze, co pewnie wyjdzie dużo taniej i smaczniej niż pomysł Vauena. Nawiasem – zabawnie wygląda na opakowaniu ta rodzinka ciągnąca wspólnie z fajeczki melona, jagody czy orzechy (fu!). Ale to chyba taki znak naszych czasów, szukanie pieniążków we wszystkim, co popularne nawet kosztem sprowadzenia tego czegoś do przysłowiowego bruku.

  2. Pendrive
    25 lipca 2010 at 00:18

    To chyba dobry moment na zadanie pytania które nurtuje mnie od jakiegoś czasu…
    Fajka wodna, stała się bardziej modna, niż tradycyjna. Jak sądzicie, dlaczego? Przez powiew „egzotyczności”? Czy to jeszcze coś innego?

    Pozdrawiam

    • Rheged
      25 lipca 2010 at 00:21

      Ja myślę, że stała się modna raczej dzięki wielbicielom cannabis…

      • Lolek
        Lolek
        25 lipca 2010 at 09:07

        Jak to…? Przecież posiadania dowolnej ilość tego środka jest karane. A tak na poważnie to nie wydaje mi się, że kilka procent ludzi palących zielsko jest przyczyną tej „mody”. Według mnie winni są właściciele lokali/pubów itd., którzy zorientowali się, że można na tym zarobić. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze…:D

      • nrvr
        25 lipca 2010 at 09:07

        co najwyżej pośrednio, bo cannabis, to ja sobie nie wyobrażam w tym palić (nie żebym próbował ;) i nigdy nie słyszałem żeby ktoś na dłuższą metę próbował. To chyba raczej przez egzotykę. W moim przypadu to był trochę przypadek, bo kolega wspomniał, że kiedyś kupił sobie coś takiego na targu w Egipcie więc z ciekawości się spróbowało.

        Aha, jeszcze apropos tworzenia tych shisha barów. U nas też staje się to modne, tyle że wygląda to raczej tak, że w niektórych pubach przynoszą jakąś małą shishę nabitą wybranym tytoniem i przygotowaną do palenia (pazłotko i rozgrzany węgielek nałożony), a dalej to radźcie sobie sami.

    • jalens
      25 lipca 2010 at 09:27

      Uczestniczy się wspólnie w dziwnym i tajemniczym obrzędzie. Za pomocą kilku rur jest się podłączonym do jednego źródła tajemnic i przyjemności. Na dodatek to potrafi być smaczne. Czynność jest długotrwała, jak każde palenie fajki – więc albo się szybko nudzi albo wycisza, relaksuje. Nawet podana byle jak jest czilautowa.
      Przeciwieństwo wiecznego pośpiechu. Inne od podchmielania sobie piwkiem.
      Salem alejkum!

      • lgatto
        lgatto
        25 lipca 2010 at 16:37

        Dodałbym jeszcze do tego, że po prostu nie „śmierdzi tytoniem”, nie widać dymu, a smakuje jak guma balonowa o smaku x. A prostota palenia rozkłada na łopatki nasze fajki.

  3. JSG
    JSG
    25 lipca 2010 at 17:17

    Przyczyn wzrostu popularności może być wiele. U nas na pewno ma na to wpływ, odchodzenie od fastfudów na rzecz szybkiego jedzenia z orientu, czy z Azji.

    • miszapopiel
      26 lipca 2010 at 00:32

      Dokładnie. Kiedy odwiedzam mojego sąsiada Litwata to zawsze ktoś coś tam wędzi, a jak wiemy ludzie czasem zamiast „tajgonek” czy „kuciaka na otro” wolą falafela czy innego kebaba. przy kuciaku nie zapalisz

  4. Rheged
    25 lipca 2010 at 22:40

    Mi również, jak i Jackowi, bardzo podoba się ta niby-shisha. Z pewnością zakupię i nie odmówię sobie palenia jej w gronie towarzyszy przy długich posiadówkach. Sądzę, że to rozsądne wyjście – łączenie przyjemności z innymi, także łączenie dwóch tradycji w ultranowoczesny sposób. Ino przyklasnąć.

    • jalens
      25 lipca 2010 at 22:43

      I raczej te posiady niezbyt zgodne z zasadami szariatu, hę?

      • Rheged
        25 lipca 2010 at 22:46

        Bardziej związane raczej z kultem schłodzonego Wodkana ;)

  5. Alan
    Alan
    14 sierpnia 2010 at 14:59

    Mi się nie podoba. Jeśli już miałbym z kimś palić z jednego kominka, to zdecydowanie wolę tradycyjną shishę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*