Onuce, brzytwa, piece i fajka

3 grudnia 2010
By

Czy coś łączy te z pozoru tak różne przedmioty? Trudno powiedzieć. Jednak ludzie, których spotkałem na swojej drodze (a używali tych przedmiotów) w jakiś sposób byli podobni do siebie…

Mój dziadek, który zmarł dawno, dawno temu, nigdy nie używał skarpet. Sam codziennie je prał, nie pozwolił nikomu do nich się dotknąć. Rano kilka minut zajmowało mu owinięcie stóp onucami. Miał ich całe mnóstwo – inne na zimę do kozaków, inne do kamaszy, jeszcze inne na jesień i wiosnę. Twierdził, że ten, kto nosi latem skarpety do sandałów, to kompletny prostak i burak. Dziadek na wszystko miał czas, był doskonale zorganizowany, nigdy nigdzie się nie spóźniał i zgadnijcie czym się golił? Oczywiście brzytwą.

Tę brzytwę odziedziczył po nim mój ojciec. Golenie to było wydarzenie poranka – ostrzenie na pasie, później namiękczanie zarostu. Te wszystkie naciągania skóry, miny strojone przed lustrem, poklepywania…Całe misterium. Żeby się ogolić, trzeba było wstać wcześniej – nie jak dzisiaj, trzy ruchy maszynką i gotowe. Raz na jakiś czas ostrzenie na kamieniu. Ojciec przygotowywał sobie wtedy cały arsenał. Talerz z wodą, kilka kamieni, oczywiście brzytwę, pas z pastą ścierną. Po nim ja przejąłem pałeczkę, a właściwie „brzyłeczkę”. Dodam, że ojczulek palił kilkanaście lat Amphorę w Falconie.

Gdy jako kawaler mieszkałem ze staruszkami, wprowadził się do naszego bloku facet z żoną. Nie mieli dzieci. Pierwsze co zrobił, to wywalił centralne ogrzewanie. Wszyscy pukali się w czoło, bo każdy wtedy pozbywał się pieców i wstawiał centralne. Moi rodzice założyli piece akumulacyjne. Bo wygoda, nie trzeba węgla targać, rozpalać codziennie, ogólnie wygoda jak cholera. A on nie dość, że postawił na powrót piece, to jeszcze wywalił kuchenkę gazową i pobudował kuchnię kaflową na węgiel. Był bardzo miły i sympatyczny. Z czasem wszyscy go polubili. Często zachodziłem do niego na szachy. Toczyliśmy zażarte boje. Na moje pytania o te nieszczęsne piece, odpowiadał – nic tak nie daje ciepła i nie chodzi o temperaturę, w domu jak piec. Mówił, że to czysta przyjemność rozpalać i gapić się w ogień. A jego żona, wieśniaczka, nie wyobrażała sobie innej kuchni niż kaflowa węglówka. Do pełnego szczęścia brakowało im tylko kominka. Jako ciekawostka – nienawidził papierosów, chociaż u mnie je tolerował. Sam oczywiście palił fajkę. Miał kilka, nie wiem jakie, bo wtedy mnie to aż tak bardzo nie interesowało. Na pewno z wrzośca, bo mówił, że po ojcu. A palił Amphorę.

Co łączy te cztery rzeczy? Myślę, że ludzie. Z pozoru każdy inny, ale mają tę samą cechę. Coś lubią, wiedzą o tym i kultywują tradycję. Dzięki takim jak oni, ale i jak my na tym portalu, pewne pasje, zawody (nawet ginące), trwają i – mam nadzieję – nie zanikną.

Obrazek pochodzi ze strony http://www.thechap.net/index.html

Tags: , ,

41 Responses to Onuce, brzytwa, piece i fajka

  1. marek milczek
    marek milczek
    3 grudnia 2010 at 22:16

    gdybym nie mieszkał w bloku, na pewno chciałbym kominek. jest debeściarski.

    • jalens
      3 grudnia 2010 at 22:59

      Świetny, kominkowy felieton z miłą dla nas wszystkich pointą :)

      • marek milczek
        marek milczek
        3 grudnia 2010 at 23:13

        kiedyś obiecałem Alanowi, że coś okołobrzytwowego skrobnę. Cuś mi długo zeszło, ale jest :).
        A tak w temacie kominkowym, to niebo, w które osobiście nie wierzę, wyobrażam sobie tak – duuuży kominek, w nim trzaskający ogień i ciepło buchające od niego, na dworze biała zima, a ja lekko na rauszu po dobrym piwie, z fajką w zębach. I żeby nigdy nie chciało mi się w tym czasie sikać.

        • jalens
          3 grudnia 2010 at 23:32

          Raj, normalnie raj!

  2. Alan
    Alan
    3 grudnia 2010 at 23:02

    Piec i kuchnia kaflowa – marzenie. Między innymi dlatego nie mogę wybaczyć mojej babci, że się przeprowadziła do miasta :)

  3. Rheged
    3 grudnia 2010 at 23:09

    Jestem mieszczuch i blokowiec. Nienawidzę piecy. Brzytwą bałbym się golić (zresztą – i tak się nie golę, maszynką przycinam futro na twarzy), onuc nie zakładam, a jedyne moje tego typu akcesorium to fajka. I chciałbym się nigdzie nie spieszyć, niestety nie da się.

  4. Rodent
    Rodent
    3 grudnia 2010 at 23:19

    Powiedziałbym, że jest jeszcze jedna wspólna cecha, cecha w dzisiejszych czasach zanikająca: brak pośpiechu. Dokładność, skupienie i uwaga (a morże raczej: uważność) która zwykłe z pozoru, codzienne czynności potrafi zamienić w swoiste misterium…

    • jalens
      3 grudnia 2010 at 23:35

      Kolega też lubi zen THICH NHAT HANHA? Dawno nie spotkałem nikogo, kto by mówił o uważności :D

      • marek milczek
        marek milczek
        3 grudnia 2010 at 23:59

        należy tylko uważać, by nie przekroczyć rzeczki. Bo wtedy z zajebiaszczego faceta można zmienić się w cudaka. Takiego co to jak mu zamienić w szufladzie skarpety z chustkami, to w skarpety będzie wycierał nos i zemścił, że chustki nie da się założyć na nogę.

      • Rodent
        Rodent
        4 grudnia 2010 at 02:09

        Jacku, ja prosty człowiek jestem – nie znam THICH NHAT HANHA :( A że mi takie różne do łba wpadają… może to potwierdzenie teorii Teilharda de Chardin o wspólnej zbiorowej świadomości, z której to wsącza mi się powoli do łepetyny poprzez fajkę :)
        *to napisawszy Rodent zassał kolejny haust fajkowego dymu wprost z noosfery*

        • jalens
          4 grudnia 2010 at 07:39

          Szczerze polecam lektury jego książek – sporo z nich przetłumaczono na polski. I choć, jako mnich buddyjski, zapewne nie palił, to te nasze obrzędy jak ulał pasują do jego filozofii. Ostatnio w grze w skojarzanki na hasło ZEN, zareagowałem odpowiedzą FAJKA. Coś mi podpowiedziałeś, sięgnąłem do biblioteczki. Poczytałem. Dla Ciebie fragment z wydawniczego listka „Uważność jest cudem – jak mówi tradycja buddyjska – dzięki któremu poznajemy siebie samych. Potrzebujemy spokoju serca i samokontroli, jeśli chcemy, aby nasze wysiłki przynosiły dobre rezultaty. Jeśli bowiem tracimy samokontrolę, pozwalamy niecierpliwości i złości zakłócić naszą pracę, to odbieramy jej tym samym jakąkolwiek wartość. Każdą czynność powinniśmy wykonywać uważnie. Aby zapanować nad naszym umysłem i uspokoić myśli, musimy uważnie przyglądać się naszym uczuciom i wrażeniom zmysłowym oraz jednoczyć się z nimi. ”

          I co, nie fajka?

          • Rodent
            Rodent
            4 grudnia 2010 at 17:14

            Bracie, z gębyś mi to wyjął! Musze poszperać w necie może znajdę coś tego pana

            • jalens
              4 grudnia 2010 at 17:37

              Na Chomiku są jego książki. Ale nie namawiam :)

              • Rodent
                Rodent
                4 grudnia 2010 at 18:55

                O! to bardzo dobra wiadomość!

  5. marek milczek
    marek milczek
    3 grudnia 2010 at 23:28

    mam zegarek. Od trzydziestu lat ten sam. Kiedyś to był hicior – Orient.
    Żadne badziewie elektroniczne. Automat na sprężynę. To nic, że czasem spóźni się o kilka minut. Jest mój, ma duszę. Podobnie jak samochody z lat pięćdziesiątych. Nie to co dzisiejsze rzeczy z taśmy. Jak butelki po piwie – pusta (zepsuta) – kupujesz nową bez żalu za poprzednią.
    Takie są właśnie fajki, brzytwa i inne takie. Bez względu czy ktoś je lubi, czy nie. Są nasze i mają dusze.

    • witek
      4 grudnia 2010 at 00:27

      Jako zegarmistrz popiera zdanie kolegi o zegarkach mechanicznych..
      Ale opowieść o tych wspaniałych przedmiotach to to temat na obszerny tekst.Pozdrawiam.

    • Pendrive
      4 grudnia 2010 at 00:58

      Czy przedmiot może mieć duszę? W metaforycznym rozumieniu duszy- myślę że tak. Każdy przedmiot który ma jakąś wadę, budzi sympatię. Mówisz że się późni, to jest właśnie taka wada ;). Takie drobne wady sprawiają, że przedmiot wydaje się bardziej… ludzki? Pewnie tutaj leży źródło, chyba wspólnej wszystkim ludziom, niechęci do sterylności. Wszyscy chcą, aby przedmioty dobrze działały i służyły. Jednak kochamy te, które wymagają od nas czułości i troski, aby działały i dobrze służyły.

      Tak to widzę.

  6. jalens
    4 grudnia 2010 at 07:48

    Wojtku, dawno nie pisałeś do nas. Ja wiem, masz => swój blog o fajce i nawet do niego „się nie wyrabiasz”, ale nie zapominaj o nas także twórczo. A, jak widać po tych komentarzach i wciąż ponownym odświeżaniu felietonu Emila o filozofii fajczarzy i powodzeniu tej opowieści Marka – to sprawy, które wielu z nas są bliskie.

    Nie naciskam, żeby Cię nie wpędzać w poczucie obowiązku. Ale, jestem pewien, wielu z nas tym tematem zrobiłbyś ogromną przyjemność.

  7. bogdan
    bogdan
    4 grudnia 2010 at 09:53

    Mam taki prawdziwy piec w domku na działce. http://www.fotomiejsca.pl/?strona=fotografia&id=16655
    Tylko ja w nim rozpalam i uwielbiam to robić. Wiąże się to z szeregiem czynności, takimi jak rąbanie drewna, wysypywanie popiołu, czy samym rozpalaniem, W kuchni roznosi się piękny zapach palonego drewna. A obiad ugotowany na takim prawdziwym ogniu smakuje zupełnie inaczej.

    • jalens
      4 grudnia 2010 at 10:05

      To miłe. Trochę gorzej, jak się na wsi mieszka – ale idzie z tym żyć :)

      • marek milczek
        marek milczek
        4 grudnia 2010 at 14:37

        Jeszcze słówko w temacie duszy. Tak wygląda szkarada bez niej. jej wartość to tylko jakaś forsa, nic więcej.
        http://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ#5546809023679062146

        http://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ#5546809171860489906

        A tak po narodzinach i tchnięciu w nią życia, gdy stała się bezcenna. Co prawda wartość finansowa wzrosła niepomiernie, ale to detal, bo została adoptowana i na pewno stanie się pieszczoszkiem właściciela.

        http://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ#

        Przedwczoraj, przy podmianie wody w akwarium (hoduję rybki i krewetki :) ), nie wiadomo czemu padły mi 4 bocje wspaniałe. Pożaliłem się koledze, a ten – ooo to 60 zeta poooszłoo. A ja mu – nie 60 zeta, ale 4 ryby. Tak to dzisiaj jest, że wszystko się przelicza na pieniądze. Mam znajomka (tfu!!!), który zupełnie nie ma serca do dwójki swoich dzieci i twierdzi, że gdyby ich nie miał to dziś byłby właścicielem willi i super auta.
        Dla mnie duszę może mieć wszystko, od skarpetek, siatki na zakupy, przez fajki, meble, dom, samochód, motor i co tam jeszcze. Bo moje, bo je szanuję, bo fajne.

        • jalens
          4 grudnia 2010 at 14:53

          Motór mnie nie rusza, aczkolwiek po błysku i kogucie poznaję, że to może być dla Ciebie coś ważnego. Ale bocji mi serdecznie żal. No i Ciebie przy okazji.

          • marek milczek
            marek milczek
            4 grudnia 2010 at 17:44

            „Motór mnie nie rusza, aczkolwiek po błysku i kogucie poznaję, że to może być dla Ciebie coś ważnego.”
            Jacku, Kogut jest na Błękitnej Strzale, czyli paździochem przed remontem, zobacz tu po renowacji.
            A robiłem to na zlecenie, zresztą jedno z kilkudziesięciu. Z WÓZKA. SAM.

            http://picasaweb.google.com/marek.milczewski/DropBox?authkey=Gv1sRgCPidq-LgyozAfQ#

            • jalens
              4 grudnia 2010 at 18:00

              Marku, tłumaczę: ja jestem motoryzacyjnym debilkiem, choć uwielbiam Top Gear. Ale ten program oglądam wyłącznie dla prowadzących i ich gości oraz niespotykanego w Polsce profesjonalizmu realizatorskiego. Poza tym, nie umiem odróżnić starej syrenki od nowego Hummera. Gadając ze mną o motorach, trzeba ze mną cierpliwie, jak z kurą domową – to czerwone i to niebieskie to ten sam motór? Jeśli tak, to który jest ten odnowiony? :lol:

              • marek milczek
                marek milczek
                4 grudnia 2010 at 20:09

                :) :) :) :)

                to ja się męczę dwa miesiące, klient płaci krocie, a TY nie odróżniasz niebieskiego od czerwonego!!!! WSTYD.

              • marek milczek
                marek milczek
                4 grudnia 2010 at 20:13

                oczywiście to żart. Nie zmuszam, by wszyscy znali się na mojej pasji. Motory są moim „konikiem”.

              • jalens
                4 grudnia 2010 at 20:16

                No ja się wstydzę okrutnie… Czerwony to odnowiony?

  8. marek milczek
    marek milczek
    4 grudnia 2010 at 20:20

    noooo, taaaaaak. O ja nieszczęsny. Niedoceniony.

    • jalens
      4 grudnia 2010 at 20:32

      Za to wiem, co to jest zegarek Orient, jak wygląda Twoja bocja i też się kiedyś goliłem brzytwą, zanim córka mojej ówczesnej partnerki nie zatemperowała nią kredek. Tak że nie płacz.

      • marek milczek
        marek milczek
        4 grudnia 2010 at 20:49

        ale pieca nie masz :) ja też. Ale w moim niebie będziemy razem. Palić fajki, obok będzie stał zajebisty motor np. Royal Enfield z 34-go roku, a my przed kominkiem, na fotelach, przed nami stoliczki z ulubionymi drinkami i coś co Ty uwielbiasz. Np. biblioteczka z ulubionymi książkami……

        • jazz59
          4 grudnia 2010 at 21:45

          Jak mnie wpuścicie , to się dołączę z moim starym BSA z 38r. Dołożę jkeszcze Nortona Commando.
          I żeby wszystko było jasne , baniak mojej malinówki też przytacham :)
          Też lubię siedzieć przy piecu. A już nie mam…

  9. JSG
    JSG
    5 grudnia 2010 at 08:54

    Wychowalem sie w domu z kaflowymi piecami- nawet najgorszemu wrogowi nie zycze mieszkanianw tak ogrzewanym domu. Lupac drewno i nosic wegiel zaczalem jako kilkulatek, co rano budzilem sie w kilku stopniach, pokojowa temperatura to byla 18 stopni.
    Co jest najdziwniejsze- chetnie wrocil bym do takiego domu.
    Moja babcia zrobila gruntowny remont, ocieplila sciany, wstawila nowoczsne okna, usunela piece. Zal sciska za serce.
    Ale mam sposob na ta teskonte, kiedy mrozy sa najwieksze pakuje sie i jade do mojego ojca gdzie mimo centralnego ogrzewania trzeba palic w piecach. Gdzie trzeszcza podlogi i wiart hula miedzy oknami. Tydzien, dwa tygodnie i czlowiekowi przechodzi na powrot teskonta za takim zasrwnym zyciem.

    Wiele lat zylem w przekonaniu ze stara szkola jest lepsza, ze nakrecane zegarki sa fajniejsze, ze zamiast termicznej bielizny lepsza jest gryzaca welna, ze jak aparat to tylko mechaniczny z czarnobialym filmem. Jakis czas temu jedna zrozumialem ze nie ma sensu walczyc z terazniejszoscia, trzeba sie dostosowac. Jesli jestescie tacy tradycyjni- wyrzuccie komputery- piszcie tradycyjne listy itp. Pytanie do miedy sie cofac? Bo moze najlepiej bylo by wrocic na afrykanskie rowniny i zbierac korzonki, nie martwiac sie o nic? A moze furopejskie jaskinie? Moze czasy greckich tytanow bogow i herosow? A moze lepsze sredniowiecze? Tak, tak nakujmy sobie mieczy i pomachajmy w jakims zawalonym zamku… Gdzie jest granica tesknoty za przeszloscia, gdzie nalezy otworzyc furtke dla przyszlosci? Obysmy nie stali sie mitomanami popadlymi w hipokryzje…

    • jalens
      5 grudnia 2010 at 09:40

      Obyśmy.
      Ale pisać o swoich marzeniach i próbach ich spełniania, także o tych naiwnych i dziecinnych – nie jest wstydem. Obciachem jest ich nie mieć. I uważać, że nikt ich mieć nie powinien.

      • marek milczek
        marek milczek
        5 grudnia 2010 at 14:18

        I wcale nie chodzi o to, by siedzieć w jaskini przy ognisku i polować na mamuty. Pisząc ten felieton, chciałem zwrócić uwagę na to, że każdy może mieć coś swojego, co inni czasem uważają za lekkiego zajoba, a co dla właściciela jest bardzo ważne. Bez znaczenia – piec, fajka czy motory. Cywilizacja nie zawsze jest postępem, czasem wyjaławia nas z tego czegoś. Nieuchwytnego i ważnego.
        A może nie tęsknimy za „tamtymi czasami”, tylko za młodością???…

        • Alan
          Alan
          5 grudnia 2010 at 19:18

          A może nie tęsknimy za „tamtymi czasami”, tylko za młodością?
          To, moim zdaniem, głównie przypadłość osób, które twardo twierdzą, że za komuny było lepiej ;)

    • Rodent
      Rodent
      6 grudnia 2010 at 21:00

      Myślę, że w upodobaniu do staroci nie chodzi o to by sie cofać ale by nie zapomnieć, zachować a czasem również o to by pełniej z czegoś korzystać. Używając Twoich przykładów – oczywiście, zegarek jako taki służy do wskazywania czasu ale te mechaniczne, nakręcane uczyły nas również czegoś: wymagały regularności, obowiązkowości i sumienności. Trzeba było z siebie cos dać (nakręcać go regularnie) aby coś uzyskać (pomiar czasu). Bielizna? oczywiście bielizna termiczna zapewne ogrzeje się lepiej ale naturalna wełna ma to do siebie że podrażniając delikatnie skórę pobudza krążenie krwi. A więc robi ci się cieplej nie tylko z powodu świetnej termoizolacji ale dzięki stymulacji naturalnych funkcji organizmu.

      Osobną sprawą jest definicja tego co jest „lepsze”. Bo przyznasz chyba, że wiele rzeczy starych jest jakościowo o niebo lepsze od obecnie masowo robionej chały? Weź meble – stuletnie szafy, kredensy, stoły o ile nie uległy fizycznemu unicestwieniu w zawieruchach wojennych służa do dziś i jestem przekonany że przeżyją Ciebie, mnie i dzieci nasze. A współczesne meble? – śmiech pusty…
      Piszesz o wyrzuceniu komputerów… wiesz, moim marzeniem jest by jeszcze kiedyś dostać tradycyjny list… Kiedy byłem w liceum ludzie nie mieli jeszcze w domach komputerów (no może ZX spektrum ale raczej niewielu korzystało zeń do pisania listów) i miałem grupkę przyjaciół z którą korespondowałem „ręcznie”. Te ręcznie pisane listy były jednym z największych darów jaki można było otrzymać od przyjaciela. Wymagało to więcej niż obecnie czasu, skupienia, uważności (znów wraca to pojęcie).
      Zgadzam się – obyśmy nie popadli w hipokryzję ale jeszcze niebezpieczniejsze jest – jak sądzę – bezkrytyczne parcie i wchłanianie wszelkich możliwych nowości. Nie dlatego że to co nowe to złe ale dlatego, że to co współczesna cywilizacja i „nowinki” techniczne nam oferują to powierzchowne badziewie bez wnętrza, bez istotnej treści…

  10. largopelo
    14 stycznia 2011 at 12:24

    Gdzieś na forum motoryzacyjnym przeczytałem, że tęsknota za starymi autami, których jakość była o niebo lepsza, jest w istocie tęsknotą za wlasną młodością itp. Coś w tym z prawdy jest, z pewnością. Niestety teoria ta upada w sytuacji kiedy zakochany jestem w brzytwie i zegarze z kukułką, a nigdy takowych nie posiadałem. I Ktoś mi świadkiem, że tak jak żona mnie prosi żebym brzytwy nie kupował (podobno się martwi o moje zycie), tak stary zegar z kukułką będzię u mnie jeszcze wisiał i świergolił ile wlezie.

  11. Jacek A. Rochacki
    14 stycznia 2011 at 16:10

    Opinia przytoczona z tego forum motoryzacyjnego jest nie zawsze zasadnym uogólnieniem. Przecież to można zmierzyć. W przypadku aut proponuję porównać trwałość/przebiegi międzynaprawcze np. Toyoty Corolli XL diesel 1.8 CE 80 a nawet 90 z lat 1987/9 czy Cariny II XL diesel 2.0 CT 170 z tych samych lat z Toyotami późniejszych produkcji. Przerabiałem ten temat na własnych 5 Toyotach przez 25 lat i ostatecznie rok temu zaprzestałem używania pojazdów tej marki. Podobnie niekorzystnie na rzecz konstrukcji nowszych wypada porównanie niezawodności Volvo serii 240 z edycjami późniejszymi. W przypadku komputerów: legendatna niezawodność maszynek Macintosh Apple (używam ich od ca 25 lat) skończyła się modelami oferowanymi w roku 2000. A proszę mi wierzyć, iż ani przez moment nie tęskniłem za młodością, bo w młodości używalem zupełnie innych jeszcze niż Toyoty pojazdów a komputery osobiste nie istniały. Natomiast bardzo tęsknię za zdrowym rozsądkiem i za urządzeniami nawet droższymi, ale trwalszymi niż wiele z tych oferowanych od pewnego czasu a obliczonych na znacznie krótszy żywot, „ubarwiany” naprawami koniecznymi dla utrzymania danego urządzenia „na chodzie”.

    • largopelo
      14 stycznia 2011 at 20:35

      Temat tego uogólnienia również był tam poruszony. Poza częstotliwością awarii i napraw brano także pod uwagę różnicę w wyposażeniu samochodów i oferowanego komfortu jazdy. Temat rzeka i tam to wykorzystano… ale ja nie o tym. Bardziej chodziło mi o to, że nawet w przypadku prawdziwości tego stwierdzenia (o lepszej jakości starych pojazdów, które ludzie wcześniej posiadali), niekoniecznie trzeba tęsknić za tymi przedmiotami z duszą. Można je cenić i wręcz uwielbiać nawet bez wcześniejszego ich posiadania.
      Czy można tęsknić za czymś czego się nie miało? W sumie dlaczego nie?

  12. Jacek A. Rochacki
    14 stycznia 2011 at 21:29

    Na pewno sprawa zależy od przyjętych kryterów oceny. Pozostawiając na stronie zrozumiałe acz dla mnie względne pojęcia „auta z duszą” a pozostając w kręgu czystej funkcjonalności i niezawodności narzędzia, uważam iż podwyższanie komfortu jazdy czy wzbogacenie wyposażenia kosztem niezawodności całego urządzenia jest, hm, dyskusyjne. Chwalone za komfort „miękkie” zawieszenie typowe dla niektórych modeli aut francuskich jest być może miłe dla podróżujących, ale takie auto gorzej trzyma się drogi zwłaszcza przy szybszej jeździe i na zakrętach niż znane ze „sztywności” zawieszenia stosowane w inyych markach. Na pewno są tacy którym to odpowiada, ale jest całkiem spora liczba „power userów” którzy utracili zaufanie do wielu aut nafaszerowanych elektroniką etc. urządzeniami. Poza wzmożeniem współczynnika awaryjności (więcej skomplikowanych podzespołów do popsucia się) znam pewną liczbę przypadków kiedy to takie super wyposażenie – pewne typy wspomagania układu kierowniczego czy hamulcowego, „inteligentne” zawieszenie psuło się w trakcie jazdy.

    Myślę że trzeba wyraźnie określić o jakich autach mowa gdy używamy terminu „stare auta”. O ile znane mi auta z lat powiedzmy ’60-’70 psuły się „na okrągło” poczynając od wspominanego nostalgicznie VW „garbusa”, o tyle wiele modeli Toyot, Nissanów, Mazd etc. z przełomu lat 80/90 wyznaczyło standart niezawodności, który nie wiem, czy został później przekroczony. Nie sądzę, aby przez późniejsze modele tych wymienionych marek.

    • largopelo
      14 stycznia 2011 at 22:31

      Dobrze prawisz. Tyle tylko, że nie sprawa aut była celem mojej wypowiedzi.
      Wracając więc do tych przedmiotów z duszą – macie jeszcze jakieś na uwadze?
      Mi trochę szkoda, że popularność szelek tam zmalała – choc ostatnio i tak nieco wróciły do łask. Z drugiej strony medalu istnieją też takie nowości, które mnie irytują swoją funkcjonalnością i bezdusznością. Przykładem może być ramka na zdjęcia w formie wyświetlacza – jak dla mnie to się zwyczajnie nie godzi.
      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*