Kiedy w latach trzydziestych powstawał „Hobbit” jego autor nie przewidywał sukcesu książki ani nie przypuszczał, że wkrótce będzie kontynuował dalszy opis losów bohaterów i pobocznego wątku magicznego pierścienia w baśniowej trylogii „Władca Pierścieni”. Profesor J.R.Tolkien, wykładający filologię i literaturę staroangielską na Uniwersytecie Oxfordzkim stworzył wybitne dzieło: pełne bogato opisanej własnej historii, rozległej geografii i specjalnie opracowanych języków (elficki, krasnoludzki, czarna mowa Mordoru). Do twórczości owej przenikały nierzadko upodobania samego autora – najwyraźniej zarysowana została miłość do pykania fajek.
Saga dotycząca odnalezienia zaginionego Pierścienia Władzy (który w bajkowym „Hobbicie” odgrywa jeszcze drugorzędne znaczenie, a zacznie grać pierwsze skrzypce we „Władcy Pierścieni”) zaczyna się od niepozornego spotkania czarodzieja Gandalfa z tytułowym hobbitem Bilbo Bagginsem, której towarzyszy właśnie pykanie fajek.
– W tak piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę na świeżym powietrzu. Jeżeli masz przy sobie fajkę, siądź przy mnie, poczęstuję cię moim tytoniem. Nie ma co się śpieszyć, cały dzień przed nami. — To rzekłszy Bilbo siadł na ławce obok swych drzwi, założył nogę na nogę i dmuchnął pięknym, siwym kółkiem dymu, które nie tracąc kształtu pożeglowało w powietrzu aż nad szczyt Pagórka.
Chwilę później niziołka nachodzą nieproszeni goście, na zorganizowanym przez Gandalfa (wbrew woli gospodarza) wiecu krasnoludów. Postanowiono wtedy wyruszyć na daleką wyprawę w celu odbicia ich ojczyzny z rąk chciwego smoka i umożliwieniu powrotu na tron krasnoludzkiego króla, Thorina Dębową Tarczę.
(…) Potem wrócili do sali i zastali tam Thorina z nogami opartymi o kratę przed kominkiem i ćmiącego fajkę. Wydmuchiwał ogromne pierścienie z dymu, a każdy z nich leciał tam, gdzie mu Thorin kazał: kominem w górę, za stojący na parapecie kominka zegar, pod stół lub pod sufit, gdzie krążyły w kółko, w kółko; ale gdziekolwiek leciały, nie mogły umknąć przed Gandalfem, który ze swej krótkiej drewnianej fajeczki — pyk! — wypuszczał mniejsze pierścionki dymu wprost w środek Thorinowych. Potem te kółka Gandalfa zieleniały z radości, że sztuka się udała, i wracały nad głowę czarodzieja. W chmurze kolorowych pierścieni dymu wyglądał naprawdę czarodziejsko.
Podczas przeprawy przez nieprzyjazne Mgliste Góry, główny bohater opowieści wpada w przepaść i dzięki łutowi szczęścia obtłuczony acz żywy dostaje się do jaskini, w której odnajdzie (nieświadom jego znaczenia) zaginiony Pierścień Władzy. Nawet po tak niebezpiecznym upadku pierwszym odruchem była ocena najdroższego skarbu każdego fajczarza:
(…) nie wiedział nawet, dlaczego głowa tak strasznie go boli. A naprawdę przeleżał czas dość długi bez poruszenia w bardzo ciemnym kącie i wszyscy go stracili na razie z oczu i z pamięci. Po pewnej chwili wymacał w kieszeni fajkę. Była cała, a to już stanowiło jakąś pociechę. Poszukał woreczka: została w nim resztka tytoniu — a to była jeszcze lepsza pociecha. Zaczął więc szukać po kieszeniach zapałek, ale nie znalazł ani jednej więc wszystkie nadzieje runęły znowu.
W trakcie dalszej, pełnej niebezpiecznych przygód wyprawy bohaterowie docierają do chatki niedźwiedziołaka Beorna, który otacza ich opieką i gościną. Podczas sytego posiłku Gandalf oddaje się swojej ulubionej pasji:
— Pytajcie po kolei, ale w każdym razie odpowiem dopiero po wieczerzy. Nic w ustach nie miałem od śniadania.
Wreszcie Gandalf odsunął talerz i dzbanek; zjadł dwa bochenki chleba (grubo posmarowane masłem, miodem i gęstą śmietaną) i wypił co najmniej kwartę miodu, a na zakończenie zapalił fajkę.
— Najpierw odpowiem na drugie pytanie — rzekł. — Ale patrzcie! Toż to wymarzone miejsce do puszczania kółek!
I przez długi czas nie mogli nic więcej z niego wyciągnąć, tak był zajęty: posyłał kółka dymu w taniec wokół słupów, kazał im zmieniać kształty i kolory, a w końcu na wyścigi uciekać przez dymnik w stropie. Musiał to być dziwny widok, gdy tak wzlatywały nad dachem jedno po drugim, zielone, niebieskie, czerwone, srebrzyste, żółte i białe; małe kółka prześlizgiwały się przez duże, splatały w ósemki i chmarami jak ptaki odfruwały w świat.
„Hobbita” wieńczy wielka batalia o skarbiec ubitego smoka pomiędzy armiami krasnoludów, elfów, ludzi i goblinów. W ekranizacji książki zmęczenie po bitwie ukazano sceną nabijania fajki, mającą symbolizować credo, że cokolwiek by się nie wydarzyło, życie toczy się dalej:
https://www.youtube.com/watch?v=g-DPxmHe9VQ
Losy głównych bohaterów „Hobbita” kontynuowane są we „Władcy Pierścieni”. Już we wstępie pierwszego tomu ” zawarty został podrozdział „O fajkowym zielu”, w którym narrator powołuje się na dzieło jednego z bohaterów sagi „Zielnik Shire’u”, gdzie przytoczona jest historia tytoniu fajkowego:
Jest jeszcze pewna sprawa, której mówiąc o dawnych hobbitach nie wolno pominąć, a mianowicie dziwaczne przyzwyczajenie tego ludu: hobbici ssali czy też wdychali za pomocą drewnianych lub glinianych fajek dym rozżarzonych liści ziela, zwanego zielem albo liściem fajkowym; była to prawdopodobnie jakaś odmiana nicotiany. Głęboka tajemnica okrywa pochodzenie tego szczególnego zwyczaju czy może sztuki, jak woleli go nazywać hobbici. (…)
Kiedy hobbici zaczęli palić fajki – nie wiadomo, bo z najdawniejszych nawet legend i kronik rodzinnych wynika, że już w zamierzchłych czasach zwyczaj był ustalony. Od wieków mieszkańcy Shire’u palili rozmaite zioła, jedne gorsze, inne lepsze. Wszystkie jednak świadectwa zgadzają się co do tego, że pierwsze prawdziwe ziele fajkowe wyhodował Tobold Hornblower w swoich ogrodach w Longbottom, w Południowej Ćwiartce, za panowania Isengrima Drugiego, około roku 1070 ery Shire’u. Po dziś dzień najlepszy krajowy tytoń pochodzi z tej właśnie okolicy, a najbardziej lubiane jego odmiany noszą nazwy: Liście z Longbottom, Stary Toby i Gwiazda Południa.
W jaki sposób Stary Toby uzyskał tę roślinę, nie wiadomo, bo umarł nie zwierzywszy nikomu sekretu. Znał się na ziołach, nie był jednak podróżnikiem. Podobno za młodu bywał często w Bree, w tej bowiem krainie i za naszych czasów rośnie ona bujnie na południowych stokach wzgórz. Hobbici z Bree twierdzą, że to oni pierwsi palili w fajkach prawdziwe fajkowe ziele. Co prawda hobbici z Bree we wszystkim roszczą sobie prawa do pierwszeństwa przed hobbitami z Shire’u nazywając ich kolonistami; w tym wszakże szczególnym przypadku pretensje ich wydają mi się dość uzasadnione. Niewątpliwie nie skądinąd, lecz z Bree sztuka palenia prawdziwego fajkowego ziela rozpowszechniła się w ostatnim stuleciu między krasnoludami i takimi istotami, jak Strażnicy, czarodzieje, różni wędrowcy, bo ruch jest niemały przez ten kraj, który był z dawna węzłem wielu szlaków. Tak więc za kolebkę i ośrodek sztuki fajkowej uznać można starą gospodę w Bree „Pod Rozbrykanym Kucykiem”.
Zatem autor już na wstępie stara się zasygnalizować, że w fajkach palony jest tytoń, nie zaś – jak część czytelników chciałaby – marihuana. Niestety, próżno szukać opisu smaku opisanych tytoni fajkowych. Wiemy, że ich dym nie budził nigdy wstrętu otoczenia, a zatem możemy rozważać wykluczenie ze składu obecność latakii. W powieściach pojawiają się wzmianki, iż mieszkańcy królestwa Gondoru cenili tytonie hobbitów ze względu na ich słodki zapach – czy w grę mogła wchodzić aromatyzacja? Być może. Krążą słuchy, że ulubionym tytoniem Tolkiena miał być Erinmore (za którym osobiście nie przepadam). Część jego biografów uważa, że autor najbardziej lubił pykać Players Navy Cut, Blue Capstan i Three Nuns. Być może bohaterowie pykali więc tytonie smakujące jak te mieszanki.
– Wolno ci marzyć dalej – rzekł Gandalf. – Kto wie, czy nie czekają cię niespodziewane uczty w bliskiej przyszłości. Osobiście marzę o wypaleniu w spokoju fajki i o rozgrzaniu wreszcie zmarzniętych stóp.
Czarodziej Gandalf jest czołową postacią dla wszystkich powieści Tolkiena dotyczących dziejów odnalezienia Pierścienia Władzy. Cechuje go wielowiekowa mądrość, spryt, poczucie humoru i słabość do tytoniu fajkowego. Pykał chętnie fajki zarówno z ludźmi jak i krasnoludami czy niziołkami, za co był ganiony przez swego przełożonego, zdradzieckiego czarownika Sarumana, który w swej hipokryzji oficjalnie gardził sztuką fajczenia, by skrycie samemu się jej uczyć. Choć po swej rezurekcji Gandalf Szary staje się potężniejszym Gandalfem Białym zmieniając w pewien sposób także swój charakter, to pozostaje dalej przywiązany do wieczornego palenia fajki.
Dziś Czarodziej włosy miał może bielsze niźli wówczas, brodę dłuższą i brwi jeszcze bardziej krzaczaste, a twarz poznaczoną zmarszczkami trosk i mądrości, lecz oczy błyszczały mu tak samo, a ćmił fajkę i puszczał kółka dymu z nie mniejszym niż dawniej zapałem i przyjemnością.
(…) Nagle Frodo spostrzegł, że siedzący w cieniu pod ścianą mężczyzna, z wyglądu cudzoziemiec, ogorzały od słońca i wiatru przysłuchuje się tej pogawędce z niezwykłą uwagą. Obcy człowiek popijał z wysokiego kufla i ćmił fajkę na długim, dziwnie rzeźbionym cybuchu.
Aragorn zwany też Obieżyświatem, to włóczący się po bezdrożach strażnik krain północnych, doświadczony w boju i zahartowany w survivalu dziedzic tronu Gondoru, który dobrowolnie udał się na wygnanie w ramach pokuty za grzechy swych przodków. Postać tajemnicza, ale zarazem budząca szacunek wolne chwile spędza także na sączeniu dymu z fajki.
Na niebo, znów rozpogodzone, z wolna wypływały gwiazdy. Frodo i jego przyjaciele kulili się przy ognisku, otuleni we wszystkie ciepłe rzeczy i koce, jakie zdołali pozbierać. Tylko Obieżyświat zadowolił się jednym płaszczem i siadł nieco na uboczu ćmiąc w zadumie fajkę (…) W pewnej chwili wydało mu się, że czarne cienie pełzną ukradkiem, by go zadusić, lecz gdy podniósł głowę, nie zobaczył nic prócz pleców Obieżyświata, który siedział skulony, ćmił fajkę i czuwał.
Nie ma jak jabłka w marszu, a fajka na popasie – mówił Sam – Ale zdaje się, że wkrótce będę musiał wyrzec się obu tych przyjemności.
Sam to jedyny z hobbitów w Drużynie Pierścienia, który w odróżnieniu do pozostałych niziołków nie drażni fajtłapowatością czy anemiczną postawą…
Sam poprawił worek na swoich plecach i zastanawiając się z niepokojem, czy czegoś nie pominął, zaczął sobie w duchu przypominać wszystkie rzeczy, które do worka wpakował: skarb najważniejszy – sprzęt kuchenny; małą puszkę z solą, z którą się nie rozstawał, napełniając ją przy każdej sposobności; zapas ziela fajkowego spory – ale pewnie jeszcze nie wystarczający; krzesiwo i hubkę.
… albowiem nikt tak nie działał na nerwy czytelnikom/widzom co duet hobbitów: Merry i Pippin. Dość o nich tu rzec, że byli wielkimi fanami pykania jeżeli nie największymi – w parę dni wypalili niemal wszystkie zdobyte po bitwie beczki (!) tytoniu fajkowego.
Pippin, zanim sen skleił mu powieki, zdążył jeszcze zobaczyć ciemną sylwetkę Czarodzieja skulonego na podłodze i osłaniającego sękatymi dłońmi odrobinę żaru. Płomyk na mgnienie oświetlił jego spiczasty nos i kłąb dymu.
– Fajka smakuje najlepiej po dobrym obiedzie – stwierdził Pippin.
Gimli był synem jednego z najwierniejszych krasnoludzkich wojów Thorina Dębowej Tarczy, sześćdziesiąt lat po wydarzeniach z „Hobbita” był dzielnym reprezentantem swej rasy w misji zniszczenia Pierścienia. Cechował go rubaszny żart, słabość do dobrego piwa i rzecz jasna fajki.
– O łajdaki, włóczykije, powsinogi kudłate! Ładnie nas urządziliście! Z drugiego końca świata gnamy przez bagna i puszcze, przez bitwy i śmierć na wasz ratunek. A wy tu sobie ucztujecie i leżycie brzuchami do góry, a na domiar wszystkiego ćmicie fajki! Fajki! Skąd wytrzasnęliście fajkowe ziele, nicponie
– Wszystko opowiemy, jeżeli czasu starczy – rzekł Merry. – Najpierw jednak – skoro skończyliście obiad – nabijcie fajki i zapalcie. Będzie nam się chociaż przez chwilę zdawało, że wróciliśmy szczęśliwie do Bree albo do Rivendell.
Wydobył mały skórzany kapciuch pełen tytoniu.
– Mamy tego dobrego w bród – powiedział. – Jeżeli chcecie, możecie, odjeżdżając stąd, zabrać, ile dusza zapragnie. Dziś rano zabawialiśmy się z Pippinem wyławianiem zalanego powodzią dobytku. Pippin spostrzegł dwie niewielkie beczułki, które prawdopodobnie woda wypłukała z jakiegoś piwnicznego składu. Kiedy je otworzyliśmy, okazało się, że jest w nich suszone ziele fajkowe najprzedniejszego gatunku i w doskonałym stanie.
Gimli wziął szczyptę na dłoń, roztarł i powąchał.
– Wydaje się bardzo dobre i pachnie pięknie – rzekł.
– Jest bardzo dobre! – odparł Merry. – Przecież to liście z Longbottom! Na beczułkach były znaki firmowe Hornblowerów. Jakim sposobem znalazło się tutaj, pojęcia nie mam. Pewnie Saruman je sprowadzał na swój osobisty użytek. Nie przypuszczałem, że wywozi się je do tak odległych krajów. Ale przyda się teraz, co?
– Przydałoby się – powiedział Gimli – gdybym miał fajkę. Niestety, zgubiłem ją w Morii czy może nawet jeszcze wcześniej. Nie ma tam jakiej fajeczki między waszymi łupami?
– Obawiam się, że nie ma – odparł Merry. – Nie znaleźliśmy nigdzie tutaj fajki, nawet w tej kordegardzie. Saruman widać zastrzegł takie zbytki wyłącznie dla siebie. A wątpię, czy opłaciłoby się zapukać do drzwi Orthanku i poprosić go o fajeczkę. Nie ma innej rady w tej biedzie, musimy po przyjacielsku podzielić się tą jedną fajką.
– Zaraz, zaraz! – powiedział Pippin. Wsunął rękę za pazuchę i wyciągnął zawieszony na tasiemce mały woreczek z miękkiej skóry. – Trzymam na sercu kilka swoich skarbów, równie dla mnie cennych jak Pierścień. Oto jeden z nich: moja stara drewniana fajka. Oto drugi: fajka zapasowa. Niosłem ją przez pół świata, sam nie wiedząc po co. Bo nie spodziewałem się znaleźć po drodze fajkowego ziela, kiedy się wyczerpią podróżne zapasy. A jednak przyda się teraz! – I podał Gimlemu fajeczkę z szeroką, płaską główką.
– Czy to wyrównuje rachunki między nami? – spytał.
– Czy wyrównuje? – krzyknął Gimli. – Najzacniejszy z hobbitów! jestem odtąd twoim dłużnikiem!
Przez długą chwilę w milczeniu ćmili fajki, a słońce oświetlało ich skośnymi promieniami, które padały w dolinę spośród białych obłoków płynących wysoko po zachodniej stronie nieba.
Odejście króla Rohanu wiąże się z jego niespełnionym zamiarem nauki sztuki palenia fajki:
Sędziwy król [Theoden] odparł z uśmiechem – Obyś żył długo i szczęśliwie, a kiedy w czasach pokoju siądziesz ćmiąc fajkę przy kominku, wspomnij o mnie! Ja bowiem nie będę mógł już dotrzymać obietnicy i nauczyć się od ciebie sztuki fajkowego ziela.
(…)
– Świetnie! – wykrzyknął Merry. – W takim razie proszę najpierw o kolację, a potem o fajkę… – Spochmurniał nagle. – Nie, fajki nie chcę. Nie będę już chyba nigdy palił fajkowego ziela.
– Dlaczego? – spytał Pippin.
– Dlatego – z wolna odpowiedział Merry – że stary król nie żyje. Teraz wszystko sobie przypomniałem. Żegnając mnie żałował, że nie miał sposobności pogawędzić ze mną o sztuce palenia fajki. To były niemal ostatnie jego słowa. Nigdy bym nie mógł zapalić fajki bez wspomnienia o nim, Pippinie, i o tym dniu, gdy przybył do Isengardu i potraktował nas tak łaskawie.
– A więc pal fajkę i wspominaj króla Theodena! – rzekł Aragorn. – Miał zacne serce i był wielkim królem; dotrzymał przysięgi i wydźwignął się z mroków w ostatni, piękny, słoneczny poranek. Krótko trwała twoja służba przy nim, ale powinno ci po niej zostać wspomnienie miłe i chlubne do końca twoich dni.
Merry uśmiechnął się na to:
– A więc dobrze – powiedział. – Jeżeli dostarczysz mi wszystkiego, co trzeba, będę ćmił fajeczkę myśląc o królu Theodenie. Miałem w swoim tobołku garść fajkowego ziela, najprzedniejszego z zapasów Sarumana, ale nie wiem, gdzie się po bitwie moje bagaże podziały.
– Grubo się mylisz, mości Meriadoku, jeżeli sądzisz, że przedarłem się przez góry i przemierzyłem pola Gondoru torując sobie drogę ogniem i mieczem po to, żeby zaopatrzyć w fajkowe ziele niedbałego żołnierza, który zgubił cały swój ekwipunek – odparł Aragorn.
To co miłośnicy syryjskiej latakii odczuli wielokrotnie w związku z tamtejszymi konfliktami zbrojnymi, zostało opisane także we Władcy Pierścieni: wojna spustoszyła gospodarczo głównych eksporterów tytoniu fajkowego:
– Zgadłeś nasze życzenia – odparł Gandalf. – Nie jesteśmy zmęczeni. Podróżowaliśmy wygodnie. Byliśmy przemoknięci, zziębnięci i głodni, ale z tego jużeś nas wyleczył. Siadaj, Barlimanie. Jeżeli dasz nam w dodatku trochę fajkowego ziela, będziemy cię błogosławić.
– Wolałbym, żebyście zażądali czegokolwiek innego – powiedział Butterbur. – Ziela właśnie nam brak najbardziej, bo tyle go tylko mamy, ile sami wyhodujemy, a to oczywiście za mało na nasze potrzeby. Z Shire’u teraz nie sposób coś dostać. Ale postaram się w miarę możności.
Poszedł i w chwilę później wrócił z wiązką nie pokrajanych liści, które mogły im wystarczyć na jakieś dwa dni do fajek.
– Najlepsze, jakie mam, niezłe, ale nie umywają się do liści z Południowej Ćwiartki, zawsze to mówiłem, chociaż na ogół, za przeproszeniem, wolę Bree od Shire’u.
W pokaźnym vademecum tolkienowskiego świata, „Encyklopedii Śródziemia” Roberta Fostera z 1971 r. znajduje się osobne hasło poświęcone tytoniowi:
„Fajkowe ziele [Pipe-weed]: Tytoń Śródziemia. Sprowadzony tam z Numenoru, rósł obficie w Gondorze, natomiast na Północy tylko dzięki wielkim staraniom, w zasisznych miejscach – takich jak Longbottom i Bree. W Gondorze ziele fajkowe było cenione za delikatne kwiaty, a pierwszymi, którzy zaczęli je palić, byli hobbici, zapewne z Bree. Krasnoludy, Strażnicy, Gandalf i inni wędrowcy przejęli ten zwyczaj w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem, a ok. 2670 r. Trzeciej Ery Tobold Hornblower zaczął uprawiać ziele fajkowe w Shire. Z Drużyny Pierścienia gorliwymi palaczami byli Gandalf, Aragorn, Merry, Pippin i Gimli, natomiast Legolas, zapewne tak jak wszyscy elfowie, nie pochwalał tego nawyku.
Do znanych odmian ziela fajkowego z Południowej Ćwiartki należały Liście z Longbottom, Stary Toby (zwany tak na pamiątkę Tobolda Hornblowera) oraz Gwiazda Południa. W Bree rosła odmiana Southlinch. Zwane także Liśćmi ze Shire. W Gondorze zwano je galenas (nazwa sindarska) lub pachnacą psianką, a w westronie fajkowym liściem.”
W filmowej ekranizacji „Władcy Pierścieni” niemal wszyscy bohaterowie palą z długich churchwardenów wykonanych w całości (także ustniki) z drewna. Wyjątkiem jest fajka krasnoluda Gimliego: krótsza w stosunku do pozostałych i bardziej prosta, ot taki „fantasy billard”. Filmowa adaptacja „Hobbita” przybliżyła bardziej rasę krasnoludów, którzy w odróżnieniu od ludzi i niziołków pykają z bardziej masywnych modeli niż długie churchwardeny. Klockowatej fajki Thorina Dębowej Tarczy nie sposób zakwalifikować do żadnego znanego kształtu (możemy ew. rozważać czy ją wykonano z dębu), zaś fajka jego siostrzeńca Filiego to coś na kształt brakującego ogniwa metamorfozy niemieckiej fajki wojskowej sprzed I Wojny Światowej i full army benta o łuskowatym ornamencie. Ceny wiernych replik fajek, wykonanych przez studio Wenta (odpowiedzialne za kostiumy i charakteryzację filmowych adaptacji Tolkiena to koszt rzędu 250 $. Tańszą alternatywą są produkcje firm, które wykupiły licencje umożliwiające sprzedaż pod nazwą imion bohaterów dobrze fajczarzom Vauen początkowo również sprzedawał fajki nawiązujące wprost do bohaterów Tolkiena. Po sprzedaży całej serii, mając na względzie jej dużą popularność Vauen zrezygnował z odnowienia licencji i wypuścił bardzo podobne churchwardeny w kolekcji Auenland (niem. hrabstwo) stylizowanej pod wszelkim szczegółem na modłę tolkienową, także pod względem podobieństw imion-nazw (np. Friddo).
Całą sagę o Jedynym Pierścieniu wieńczy scena odpłynięcia głównych bohaterów do nieśmiertelnych krain zamorskich, zaś pożegnaniu towarzyszą bogate podarunki-pamiątki:
Bilbo roześmiał się i wyciągnął z kieszeni dwie piękne fajki; miały ustniki z masy perłowej, okute misternie rzeźbionym srebrem.
– Myślcie o starym Bilbie pykając z tych fajek – rzekł. – Zrobiły je dla mnie elfy, ale ja już nie palę.
O ile potrafiłbym obdarować kogoś tak rzadką fajką, to nie wyobrażam sobie przeżywania wieczności bez pykania jakiejkolwiek.
Cytowałem tu wybrane przez siebie fragmenty powieści Tolkiena poświęcone fajczarstwu, zainteresowanym polecam lekturę całości, gdzie można odnaleźć więcej wątków związanych z pykaniem fajki.
Kamerling
Świetny tekst! Miło było sobie przypomnieć te jakże nam bliskie i cudownie opisane fragmenty. Osobiście jednak uważam, że w hobbickich fajkach była ćmiona La. Jej dymność, skojarzenia z ogniskiem, lasem zawsze kojarzyło mi się z tą otoczką. Mam mimo wszystko teorię, iż specjalnie nie został sprecyzowany tytoń. Dzięki temu fajczarz może przyporządkować sobie swój tytoń, ten który kocha, który uwielbia. To pokazuje jak bardzo uniwersalny jest świat Tolkiena, pozwala każdemu z nas znaleźć tam coś dla siebie, ta różnorodność to to co mnie zachwyca.
Kawał zacnej roboty. Aż można powiedzieć krasnoludzkiej ;)
Przyjemnie czyta się taki artykuł w tym świątecznym okresie.
Super artykuł. Pozwolił, pomimo konieczności siedzenia w pracy, przenieść się w krainę fantasy, a z drugiej strony poczuć jakoś tak świątecznie :)
Wielkie podziękowania za włożoną pracę.
Bóg zapłać za dobre słowo :) Swoją drogą dziwne, że żaden producent tytoni fajkowych nie skusił się na wykupienie stosownych licencji i wypuszczenie puszek o zachęcającej nazwie jak „Gandalf’s Mixture”… a może coś przeoczyłem?
Vauen też robi jakieś tytonie na fali powodzenia LOTR. Tylko nazywa je Auenland (Shire po niemiecku).
Świetny multimedialny artykuł.
Obawiam się, że prawa do korzystania mogą kosztować tyle, że producenci tytoniu, zaraz po uzyskaniu odpowiedzi zrezygnowali z pomysłu.
Pozdrawiam serdecznie.
Khem.
GLP wypuścił całą serię tytoni nawiązujących tematycznie do LOTR (do znalezienia na TR jako NASPC series). Swoją drogą on ma generalnie talent do nazw – innym tytoniem z serii produkowanej dla NASPC było Arrakis Spice ;)
O popularnym tu onegdaj Hobbit’s Weed nie wspomnę.
Arrakis spice, w sensie że niebieski, czy dawał zdolności wieszcze? :)
A może…. Były w nim czerwie! ;)
Tego nie wiem, ale głęboko rozczarował mnie skład. To jest La/Va – przy takiej nazwie powinien być (IMHO ofc) VaPer ;)
Zaiste, typowo angielskie mieszanki: „Legowisko Szeloby” (mało apetyczna nazwa), „Aragorn” czy „Isengard”. Były to niestety limitowane produkcje wypuszczone w latach 2004-2006.
„Legowisko Szeloby” – patyki, śmiecie, stare gnaty. Już lecę toto zapalić.
Nie znacie się. Po prostu GLP wreszcie znalazł nazwę adekwatną do sposobu cięcia :>
W chwili obecnej mamy przecież wielbione przez wielu mieszanki McCl „Frog Morton”, a także od tego samego Pana „Deep Hollow” i „Grey Havens”. Może to nie to samo co np. „Isengard”, ale jednak Władca Pierścieni.
W Arrakis the Spice La jest użyta jako przyprawa, nie jako dodatek pikantny. Stąd i brak Peq.
Choć zamiast La jeśli nie Peq. to dodatek orientali, jako przyprawy (spice) byłby tu bardziej trafiony.
Arrakis to była pustynna planeta, a jej mieszkańcy to byli beduini (hoć bez wielbłądów – bujali się na wielkich tasiemcach ;)). Stąd – latakia jako przyprawa do bazy Va wydaje mi się jak najbardziej ok. I choć wielbłądów tu brak i nie ma na czym wędzić – to La bardzij niż inny oriental, a już z pewnością bardziej niż luizjańske Pq – wpisuje się w pustynną konwencję i image oszołoma w turbanie, który po ubiciu kilku Harkonnenów swoim kozikiem z zęba czerwia i rozpirzeniu bazy agresora lancą laserową, wskakuje na swojego robalowego rumaka, sztacha się melanżem, odpala faję i odpełza w stronę zachodzącego słońca…
Swoja drogą ciekawe, czy kinowa trylogia wpłynęła jakoś na rynek fajczarski.
Jakoś wpłynęła, choćby kilkoma seriami fajek okołofilmowych (np. Vauen Auenland, nawet sam pan Bróg zrobił fajkę o nazwie zastrzeżonej)… czy drastycznie zwiększyła się liczba fajczarzy? Nie sądzę.
Pozdrowienia
y,
Ja myślę, że jednak trochę się liczba fajczarzy zwiększyła. Można to nawet zauważyć po wpisach na portalu osób, które zaczynają przygodę z fajką. Bardzo często przychodzili tu z zapytaniem czy ten cudowny gruszkowy churwarden nada się na pierwszą fajkę. Niektórzy argumentowali, że fajką zainteresowała ich postać Gandalfa. Kilka lat temu był tu przecież jakiś maniak, który uparł się, że koniecznie chce mieć Vauena Aragorna jako pierwszą fajkę i żadnych innych opinii nie przyjmował w dyskusji na gadaczce. Już nie wspomnę o recenzji MB Vanilla Cream rodem z pagórka niziołków, która po ostrej jeździe krasnoludzkiej szarży została usunięta na wniosek autora :).
Także moim zdaniem jakbym miał wymienić jakiś czynnik, który przyczynił się w ostatnich latach do wzrostu zainteresowania fajką to na pierwszym miejscu byłyby oczywiście filmowa wersja dzieł Tolkiena.
Churchwarden był modny przed filmową wersją LOTR.
To jest po prostu kształt, który przemawia do wyobraźni (głównie początkujących).
Jeśli chodzi o popularność i przełożenie dzieł Tolkiena, to myślę, że ten wskazany mechanizm działa na odwrót – po prostu fantasy jest jednym z nielicznych miejsc w kulturze, gdzie fajkę jeszcze można obejrzeć.
Czy też, bardziej pesymistycznie – jednym z ostatnich, gdzie można ją bez problemu pokazać.
Natomiast popularność Gandalfa, podobnie jak i Sherlocka Holmesa (niekoniecznie w tej kolejności) jest constans wśród fajczarzy. To takie ikony fajkowej kultury. Były, są i będą. Myślę, że gdyby pokusić się o sondaż popularności postaci, którzy kojarzą się z fajką, to niezależnie od miejsca, w którym taki sondaż byłby tworzony tych dwóch panów zajmie miejsca na podium.
BTW: Potem będzie długo nic, potem pojawi się jakiś Einstein, Twain, MacArthur, lokalnie jakiś polityk czy pisarz (u nas wśród starszych Grass i Geremek, wśród młodszych Grzędowicz).
… a gdzie Antoni?
:D
oraz Papaj?
I Mrożek? P.S. rozkminiam pisarzy i i i jaki Antoni?
Jak to jaki Antoni? Pan minister.
Jest tylko jeden Antoni. Antoni M., pan minister.
Mamy taki stereotyp Sherlocka-fajczarza, podczas gdy on palił przede wszystkim papierosy – no i był narkomanem.
???????????????????????????
Skąd takie informacje zaciągnąłeś Waść?????
Wolę go (Sherlocka)jednak z fajką…
Z książek Arthura Conan Doyle .
Sherlock kiedy nie miał do rozwiązania kryminalnej zagadki nakręcał się morfiną . Czy był nałogowcem nie pamiętam . Raczej nie .
Ze swojego skromnego doświadczenia chciałbym powiedzieć, że ciężko jest się „nakręcić” morfiną, już o zachowaniu/uzyskaniu jasności umysłu nie wspominając…
Sherlock był przede wszystkim kokainistą. Nienałogowym ;)
Być może popełniłeś błąd – rzekł, chwytając szczypcami rozżarzony węgiel i zapalając od niego fajkę z drzewa wiśniowego, która zajmowała miejsce glinianej wtedy, gdy był w nastoju do dyskusji, a nie do rozmyślań.
Przygody SH – Buczyna (tł. M. Domagalska 2014)
Hagan, aż sprawdziłem. Racja! Wiśniowa…, trzeba takową zakupić ;)
Stereotyp Sherlocka-fajczarza ma silne podstawy, bo fajka pojawia się praktycznie w każdym opowiadaniu.
Od czasu do czasu pojawiają się cygara i to raczej w sytuacji towarzyskiej, kiedy SH nimi kogoś częstuje (lub pali wspólnie).
Do kontemplacji i rozmyślań służy mu jednak głównie fajka (BTW pali jak Radek – uncja tytoniu w ciągu nocy, czyli lekką ręką dziesięć fajek ;))
Nie wiem, skąd wziąłeś te papierosy, pamiętam jedno opowiadanie, w którym się pojawiają.
http://www.mxpublishing.com/product/9781780928005/Sherlock+Holmes+As+A+Pipe+Smoker
trzeba by przeczytać i recenzję tu skrobnąć :)
Grzędowicz jara prince alberta…
Skad wiesz?
Swoją drogą jest jednym z nielicznych obecnie autorów, u którego fajka w twórczości gości regularnie i który wykazuje jakąkolwiek znajomość tematu. Jakby się komuś chciało wywiad zrobić, to ja bym chętnie przeczytał ;)
Rheged by się przydał. Miał najlepsze dojścia. A swoją drogą o co byś go zapytał?
O fajczarstwo. Jesteśmy portalem fajczarskim, o co miałbym pytać?
Odpowiem raz jeszcze gdyż widzę, iż moje wynurzenia zginęły w płytkich odmętach nowej gadaczki. Na portalu lubimyczytac.pl (na którym się swego czasu udzielałem bardziej – teraz, ze względu na zmianę administarcji i jej komercyjne podejście, mniej) była kilak lat temu organizowana akcja podobna do naszych z wywiadami, gdzie szare chleboraki mogą popyta Pana Pisarza o co im tam się kołacze po łbie. Wywiad niestety został, przez napomkniętą wyżej „administrację”, obecnie usunięty/zgubiony. Pytałem JG o fajkę, tytoń itd. Z tego co pamiętam wykręcił się tym Prince Albertem (o faji się nie dowiedziałem), że to największy sentyment i takie tam. Nic konkretnego. Niemniej, PA popala też Vuko w „Panu Lodowego Ogrodu”, więc jest coś na rzeczy. Z młodych piszących zapalonym fajczarzem jest też Krzysztof Piskorski, a „czarną latakię” popala bohater „Cieniopisu”
PS No i Rheged, ale nie czytałem.
U mało znanego Wita Szostaka fajka też gra bardzo ważną rolę, zwłaszcza w „Wichrach Smoczogór” i „Poszarpanych Graniach” – ciężko trafić, praktycznie zapomniane, ale polecam z całego serca.
Prince Alberta? Nie wierzę!
Dzięki, ciekawa informacja.
Witam wszystkich w Nowym Roku i pozdrawiam!
to ja dorzucę jeszcze takie, już czuję nadciągającą burzę … :)
http://www.downiepipes.com/balrog.html
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.236820096417495.38859.236780983088073&type=3
grabarz
„Czarny ogień Ci nie pomoże, płomieniu z Udunu” ;)
tak właśnie – czarny ogień BE, zdecydowanie odradzam palenie w fajce lepiku, opon czy innej latakii :)