Czarna Amphora to jeden z powrotów, z którymi mamy ostatnio częściej do czynienia na fajczarskim rynku. Masowo już wraca Dunhill, pojawiają się dawno zaginione brytyjskie mieszanki (jak Bengal Slices), zaczęła wracać i Amphora. Ograniczona przez lata do sławnej (albo pogardzanej) „czerwonej”, wróciła gamą kolorów, jakkolwiek poważnie przekłamaną. Zamiast „brązowej” mamy jakąś jakby trochę mniej pomarańczową, zamiast „niebieskiej” mamy pomarańczową bardziej, „zielona” nieoczekiwanie wróciła jako zielona, no i pojawiła się jedna mieszanka spoza kanonicznej czterokolorowej tęczy. Czarna Amphora. Czarny kawendisz. Whisky, koniak, gold, orient, ultra light i seria historyczna (Cesare Borghese itd) póki co czekają. Swoją drogą ciekawie pomyśleć, że kiedyś samą Amphorą można było obsłużyć tak wiele upodobań.
Tak się dobrze złożyło, że z Czarną zdążyłem się zetknąć, zanim nastąpiło ogólne tąpnięcie w latach 90. Pamiętam ją jako naprawdę dobrej jakości czarny kavendisz (o ile nie jest to oksymoron), tytoń nie lepki i nie parujący wielką chemią pod niebiosa. Prawdę mówiąc, z czarnych przypadała mi do gustu najbardziej. Wiadomo, producent z know-how i tradycją solidnych, choć masowych wyrobów. Niezłe to było wspomnienie i dlatego z ciekawością powitałem powrót Czarnej na rynek. Tak byłem zainteresowany, że aż sprowadziłem dwie paczki ze Stanów. Oczywiście o dawnych dużych puszkach możemy zapomnieć, a szkoda, bo te puchy po opróżnieniu były bardzo stylowymi pojemnikami na fajki, długopisy i podobne rzeczy.
Tytoń otrzymałem w znanych z przeszłości czarnych kopertach, z typowym dla Amphory liternictwem, uzupełnionych tylko o ciemnopurpurowy pasek, całkiem nieźle komponujący się z resztą. Nazwa zmieniła się z Black na Black Cavendish.
Wewnątrz oczywiście złoto, a w złocie – ona. Czarna, ale z dużą ilością jasnych pasków. Pamiętam ten skład z oryginalnej mieszanki, też tak wyglądała. Podobnie jak pierwowzór, nowa wersja nie jest lepka i ma umiarkowaną wilgotność, która pozwala na palenie prosto po wyjęciu z koperty. Natomiast co do tin note… Wanilia. Tylko i wyłącznie potężny atak waniliowy. Owszem, przy dużym wysiłku da się spod spodu coś tam jeszcze wydobyć, ale i tak nie wiadomo, co to za zapachy, bo na pewno nie tytoń. Osobiście nie lubię wanilii w tytoniu, a już nadmiaru wanilii nie lubię szczególnie. Może więc jestem uprzedzony, ale tin note nastroił mnie do tego tytoniu sceptycznie. Jestem pewien, że pierwowzór nie pachniał tak płasko i intensywnie.
W paleniu potwierdziło się pierwsze wrażenie, dotyczące dobrej jakości opałowej tego tytoniu. Rozpala się łatwo, pali równo. Tytonie składowe są moim zdaniem niezłej klasy. Oczywiście black cavendish nigdy nie zapiecze, od tego mamy jasną virginię, ale i tak Amphora paliła się przyjemniej od wielu innych znanych mi mieszanek. Daje się wyczuć przyjemny smak czarnego kawendisza, nie tak dziwaczny lub nachalny jak w niektórych znanych mi mieszankach niemieckich. Jest to kulturalne palenie, doskonałe na odprężające popołudnie. Tym bardziej przeszkadzał mi potężny waniliowy cuch, który tłumił smak tytoniu i bardzo utrudniał rozkoszowanie się dobrym dymem. Smak był dokładnie taki, jak zapach z koperty. Po diabła wsadzono aż tyle tej esencji? Ten tytoń naprawdę nie zasługuje, żeby zatruwać go jak bolszewik studnię. Z niemałym trudem wypaliłem jedną saszetkę prawie do końca, wracając do niego w chwilach zapomnienia o jego kontrowersyjnej aromatyzacji. A może to da się jakoś wywietrzyć…?
Czy mogę polecić Amphorę Black Cavendish? Szczerze mówiąc nie wiem. Myślę że znajdzie swoich amatorów, ale dla mnie jest znacznie bardziej kontrowersyjna, niż jej kolorowe kuzynki. Mam mniej oporów paląc zwykłą czerwoną, niż ten czarny waniliowy wynalazek. Dobry tytoń z przesadną aromatyzacją. Kupujcie na własną odpowiedzialność.
„Ten tytoń naprawdę nie zasługuje, żeby zatruwać go jak bolszewik studnię” – dla takich właśnie trafnych i prawych porównań lubię tu zaglądać :)
Nie, ten zapach to nie jest czysta wanilia. Mam go właśnie przed nosem i… to coś innego. Jakby lody śmietankowe…? Natomiast faktem jest – z dawną Amphorą (a przynajmniej z moim wspomnieniem tego tytoniu) ma to niewiele wspólnego. Jednak ta aromatyzacja to nie jest to niemiłe odczucie. Jestem pewien, że komuś, kto lubi aromaty, ten tytoń sprawi dużo frajdy.
Powiedzmy kompromisowo, ze lody waniliowe.
Kupiłem „przez przypadek”. Spodobało mi się opakowanie. A że kupowałem Grousemoor’a to ten drugi tytoń był mi w sumie obojętny. Ale miło się zaskoczyłem. Dla mnie to fajny tytoń. Słodki ale nie nachalny. Lody śmietankowe to trafne porównanie. Może jeszcze szczypta orzechów do tego ;) Niestety bardzo rozgrzewa mi fajkę. Spala się dobrze. Końcówka palenia nadzwyczaj akceptowalna (nawet jak tytoń trochę zrobi się „mokry”). Korka na dole nie było. Aaa i koperta ładniejsza niż te od SG/GH.
Kończę saszetkę. 2/3 wypalone. Teraz pojawia się smak owocowy. Jakbym zmieszał ten tytoń z Ultimum. Mnie to niestety nie zadowala.