Pamiętam jak jakiś czas temu (tutaj, na fajka.net.pl) prowadzono dyskusje na temat: ile należy wypalić tytoniu aby napisać rzetelną recenzję. No więc ile potrzeba? Według mnie to zależy od konkretnego blendu. Są tytonie, które poznajemy po wypaleniu dwóch, trzech fajek, a są takie dla których trzeba poświęcić więcej czasu. Można się również zastanawiać nad sensem samej nazwy przedsięwzięcia „Akcja recenzja”. Bo jak napisać recenzję10 gtytoniu gdzie każda palona fajka zaskakuje czym innym? Czy to już recenzja, czy wrażenia z palenia? W tym przypadku będą to moje wrażenia z palenia, choć nazwa akcji jest jak najbardziej na miejscu, bo ma być przecież krótko, prosto i zrozumiale.
Tytoń, który do mnie dotarł, był w formie połamanych płatków, cienkich i kruchych, które po roztarciu w palcach szybko zmieniają się w ready rubbed. Nabijanie fajki takim tytoniem to bułka z masłem – bierzemy dużą szczyptę w trzy palce, lekko rolujemy i pakujemy do fajki obracając główką. Opisywany tytoń to Virginia w różnych odcieniach brązu, miejscami przechodzącego w czarny. Myślę, że te ciemne włókna to Perique. Próbka pachnie dobrze fermentowaną Virginią o mocnym, tytoniowo-kakaowym zapachu.
Próbka wystarczyła na wypalenie 5 fajek, po których ciężko napisać coś konkretnego. Jak już go odpalimy czujemy głęboki smak dobrej Va, orzechowy, przełamany kremowo śmietanowym posmakiem z przebłyskami naturalnej słodyczy. Lekko pikantny smak może świadczyć o obecności Pq, choć nie jestem pewny czy to na pewno on. Często w mocno fermentowanych Va czuję czekoladę/kakao, tutaj czekolada też występuje – ciemna z lekką goryczką. Tytoń spala się na szary popiół, nie wydziela kondensatu i daje przyjemny tytoniowy room note akceptowany przez otoczenie. Jeżeli chodzi o moc to jest to tzw. średniak, można się nim napalić ale nie zabije nawet w dużych fajkach. To mieszanka dla wielbicieli naturalnych blendów, która smakuje prawdziwym, niczym nie skażonym, dobrym tytoniem.
Ostatnio w recenzji BBB English Mixture napisałem, że paląc Va często wpadam w zachwyt – tutaj jest trochę inaczej. Po pierwszych trzech fajkach zastanawiałem się, czy z moim językiem wszystko w porządku, czy może dobieram złe fajki, czy może to po prostu Virginia, która nie jest tym czego szukam w fajce. Jednak dopalając ostatnią (piątą) fajkę wszystko złożyło się w całość i zrozumiałem, co w nim jest tak dobrego, że chciałoby się go ponownie zapalić. A co to takiego ? Myślę, że każdy wielbiciel Virgini powinien kupić puszkę i przekonać się sam. Ja kupię i z chęcią wypalę całą 50-gramową bo wiem, że jeszcze do końca go nie odkryłem.
Najnowsze komentarze