Od Jakiegoś już czasu nie palę aromatów. Jak większość fajczarskiej braci od nich zaczynałem, potem jednak nasze drogi się rozeszły. A mimo to co jakiś czas najdzie mnie ochota by spróbować słodyczy, z nadzieją że tym razem odnajdę w nich coś interesującego. Po zakupie Czarnego Kapitana mówiłem sobie, że już nigdy więcej nie poddam się tej irracjonalnej nadziei, że to nie moja bajka po prostu. A jednak ponownie uległem – i nie żałuję.
Zapach
Aromat nieco przytłacza kwaśną, duszną słodyczą. Przypomina zwiędłe kwiaty, syrop różany, a nade wszystko mieszanki suszonych owoców przeznaczone do herbaty. Jest to zapach bardzo przyjemny.
Wygląd
Przewaga jasnych liści, Burley i Virginia zapewne. Przełamane sporą ilością czarnych Cavendishy. Cięcie dosyć drobne. Nie występują łodygi, ani nawet dłuższe wstążki. Dzięki temu ziele łatwo wchodzi do komina i elegancko się w nim układa. Wilgotność jest stosunkowo niewielka, tytoń nie lepi się i nie brudzi palców – krótko mówiąc ideał gotowy od razu do spożycia. Tyle że ciężko się zdecydować, czy omawianą mieszankę umieścić w kominie fajki, czy dosypać do herbaty. Ostatecznie decyduję się na to pierwsze, bez jakichkolwiek wcześniejszych zabiegów wstępnych nabijam więc sokolą główkę przeznaczoną właśnie na owocowe aromaty. Nawiasem mówiąc, od niemal roku zimną i całkiem zwietrzałą.
Smak
Smakuje dokładnie tak jak pachnie, albo nawet nieco lepiej. To rzadkie zjawisko wśród aromatów i należy to docenić. W paleniu swoją delikatnością i wyrazistością smaku przypomina sziszę. Już przy pierwszych pufnięciach język fajczarza rozpoznaje pomarańczę, brzoskwinie, suszone owoce. Kiedy zaś słodycz i kwas nieco już wyparują, wciąż jednak pozostając w tle, ujawnia się także posmak geranium. Smak opisywanego tytoniu, pomimo ewidentnie sztucznego pochodzenia i nachalnej nieco wyrazistości, jest, jak na aromat dość głęboki. Da się szukać w nim kolejnych nut i poziomów. Owa specyficzna aromatyzacja pozostaje niemal do samego końca, oczywiste, że zmienia się w trakcie seansu, nie znika jednak całkowicie i pod jej powierzchnią da się wyczuć całkiem przyzwoity tytoń. Nie należy tu jednak oczekiwać złożoności Grousemoora czy Ennerdale. To po prostu nie ta liga.
Spalanie
Kultura spalania jest bardzo wysoka, wyjątkowa wręcz, jak na aromaty które znam. Kondensatu nie jest zbyt wiele, ziele spopiela się na szary popiół, po paleniu w fajce pozostaje delikatny, przyjemny kwaskowy aromat. Jedynym mankamentem jest to, że dość mocno rozgrzewa fajkę. Mimo bardzo spokojnego palenia musiałem ją często odstawiać. Jeśli rzeczoną mieszankę przeciągnąć, traci cały urok i częstuje aspartamową spalenizną. Warto o tym pamiętać i palić uważnie.
Podsumowanie
Bardzo przyjemny tytoń. Stosunkowo prosty w obsłudze i w odbiorze. Jeden z nielicznych, które smakują dokładnie tak jak pachną. Nie znajdziemy w nim głębi porównywalnych z dobrą Virginią czy mieszankami angielskimi, ale smak nie jest płaski, jak to w przypadku wielu waniliowo-ciasteczkowych aromatów. Produkt zdecydowanie godny polecenia fanom słodyczy, a i zwolennikom naturalnych tytoni nie zaszkodzi posiadanie słoiczka tego specyfiku. Być może sięgną doń w jakiejś dziwnej godzinie i słodko- kwaśne ziele sprawi im radość.
Smak opisywanej mieszanki wydawał mi się znajomy, toteż postaram się strzelić…
Myślę że miałem przyjemność obcować z Bellini Torino. Paliłem ten tytoń ponad dwa lata temu i bardzo dobrze go wspominam. Istnieje jednak mała szansa, że jest to jego zielony brat, Bellini Toscana. Tego z kolei nie darzę sympatią, gdyż szybko zwietrzał, a jego smak, odebrałem jako pusty. Być może trafiłem na felerną partię albo nie umiałem go wtedy docenić. To nieistotne, nie o zgadywanie tutaj chodz,i a o radość z nowych doświadczeń, ewentualnie odświeżania starych. Zdecydowanie było warto. Dziękuję.
Bardzo dobra recenzja. Opinia osobista wieci subiektywna, ale starannie wyważona. Dla mnie to tyton deserowy, badź towarzysz przy dobrej powieści, niespieszny spacer przez kwaski. Podoba mi sie że pomimo formy rozprawienia sie z kazdym jego elementem osobno ta swoista wiwisekcja nie jest pozbawiona osobistych wrażeń. Gratuluje świetny tekst, a i przed wiedzą i pamiecią smaku chylę czoła.
Mi pozostaje podziwiać celność. Gratulacje!
Dziękuję kolegom za miłe słowa. Ani celność ani pamięć nie były tu szczególnie potrzebne. Bellini Torino to tak charakterystyczny tytoń że ciężko go z czymkolwiek pomylić.