Dzień był upalny, słońce grzało mocno rumieniąc złote kłosy zboża. Pszenica raz po raz poruszała się, tańcząc zmysłowo dzięki lekkim podmuchom wiatru, który w taki skwar przynosił ogromne ukojenie.
Nagle od strony pola, ukazał się wracający do domostwa rolnik. Chata była drewniana, pokryta strzechą, a gdy mężczyzna stanął w progu swej hacjendy, do jego nozdrzy uderzyła słodka woń świeżo upieczonego chleba.
Człowiek ten bez namysłu udał się pod zacienioną altankę i nabijając fajkę, począł kontemplować widok swego pola, które znajdowało się w półcieniu lasu.
Nagły podmuch wiatru wzbił w powietrze suche siano zalegające na ziemi oraz to zielone, jeszcze nie wysuszone. Mężczyzna musiał przymknąć oczy, aby osłonić je od kłosów, które uderzyły go w twarz, rozprowadzając słodko – mdły zapach słomy z nutą świeżej trawy…
Taki właśnie jest Capstan Blue. Przywodzi on na myśl wiejską arkadię, uczucie błogiego spokoju i odpoczynku. W smaku dominuje chlebowa słodycz, pochodząca nie z miękkiego środka, lecz z lekko zarumienionej skórki. Idealnie współgra ona ze słodko – mdłym aromatem siana, który kontrastuje z tym zielonym, jeszcze nie wyschniętym, ale już pieczołowicie prażonym przez południowe słońce. Cała ta kooperacja przeplatana jest przez nuty kandyzowanej skórki pomarańczy oraz wanilię. Co do wanilii, nie jest to sztuczna aromatyzacja, lecz naturalny smakowy niuans, który przypomina mi lekką waniliową nutę ze starych, żółtych Cameli (doświadczeni papierośnicy będą wiedzieć o co chodzi). Od czasu do czasu wspomniana przeze mnie chlebowość zamienia się w słodkie, bakaliowe nuty. Nie są to rodzynki, czy migdały, lecz słodkie nie przesuszone daktyle, które pojawiają się i znikają z częstotliwością rodzynek w serniku. Tytoń ten jest, według mnie, lekko perfumowany, lecz zagorzałym adwersarzom aromatów nie powinno to przeszkadzać, a początkujący fajczarz raczej tego nie zauważy. Dym Capstana jest niezwykle kremowy i łagodny, choć zbyt mocno potraktowany ogniem, może uszczypnąć w język. Dzięki tym cechom idealnie nadaje się on jako tytoń codziennego użytku, lecz często palony może się trochę przejeść.
Warto zainteresować się też genezą nazwy. W tłumaczeniu na język polski oznacza ona kabestan, czyli urządzenie spotykane na statkach, służące do wybierania i luzowania lin. Nazwa ta przywodzi na myśl klasyczne wyobrażenie marynarza, który cumując okrętem w porcie, każdą wolną chwilę pożytkuje na smakowanie swej fajki.
Warto też napomknąć, że według niektórych przesłanek, niebieski Capstan był ulubionym tytoniem J.R.R. Tolkiena. Nic w tym dziwnego, ponieważ aromat Capstana, przywodzący na myśl wiejską arkadię i uczucie błogiego spokoju, nie mnie jednemu może skojarzyć się z spokojnym i zielonym Shire.
Co do kwestii technicznych, tytoń ten zostawia w fajce dość dużo wilgoci. Najwięcej smaku oddaje, gdy palony jest lekko wilgotny – na granicy wyschnięcia. Granice tę trzeba idealnie wyczuć, ponieważ zbyt przesuszony może sterroryzować nasz język i podniebienie.
Dużo jeszcze by można o tym tytoniu dywagować, ale to może innym razem. Nie pozostaje teraz nic innego jak wziąć swoją ulubioną „wirdżiniową” fajkę, nabić ją płatkiem Capstana i oddać się chwili relaksu nad kartką papieru, wydmuchując wraz z dymem przeróżne postacie, krainy i wszechświaty…
Dzięki za tekst Majster! Szkoda, że nie można go dorwać u nas. Chociaż patrząc pod innym kątem, to niedługo będziemy mieli na półkach chyba tylko PiSs Mixture.
Jak to nie można jak można ? Pod koniec sierpnia zakupiłem w Polsce dwie puszki z polską akcyzą
Wybacz, ale dopóki nie zobaczę tych puszek z akcyzną, to nie uwierzę.
Wysłałem pv na fb, ponieważ w komentarzach nie można chyba załączyć zdjęcia
Pewnie kupione w trafice cudów :D
dziekuje
Dzięki za fajną, pobudzająca wyobraźnię recenzję/. Może poruszy nas do pisania tu…znowu.