Amerykański Cornel & Diehl jest jedną z tych amerykańskich firm, które weszły tam, gdzie podali tyły niemal wszyscy Brytyjczycy, a więc na obszar o nazwie „rodzinna firma tytoniowa”. Fribourg&Treyer, Player, Robert Lewis, Ogden, Bell, Rattray’s, Dunhill – to wszystko były kiedyś sklepy tytoniowe oferujące dziesiątki lub setki własnych mieszanek. Wszystkie zostały sprzedane dużym koncernom, które zachowały po kilka najlepiej sprzedajacych się receptur, a w w skrajnym przypadku jedną (Bell – Three Nuns, Ogden’s – Gold Block i tak dalej). Marek tytoniu, które całkowicie zniknęły, zapewne nawet nie da się zliczyć. Okazuje się jednak, że w kraju, ekhm, zwierzęcego kapitalizmu da się przeżyć, sprzedając sto egzotycznych mieszanek tytoniowych – i stosunkowo młoda firma C&D właśnie to robi.
Wziąłem na warsztat akurat tytoń Epiphany i mam z tego powodu pewien kłopot. Otóż Epiphany, jakkolwiek własna kompozycja C&D, jest znany głównie jako udana próba ponownego opracowania receptury starej mieszanki Revelation od Philipa Morrisa. Przy czym zaznacza się, że jest to ukłon w stronę receptury oryginalnej, nie zaś późniejszej wersji produkcji House of Windsor, którą określano niekiedy jako doaromatyzowaną. W internecie odbywają się polowania na resztki zapasów Revelation (od dawna już tylko z prywatnych piwniczek), jednak oryginał od PM zniknął z rynku całe lata temu. Tak czy inaczej, Epiphany nie jest zapewne jako taki reprezentatywnym produktem firmy, natomiast pewne cechy (głównie jakość składników) z pewnością powiedzą coś o wytwórcy.
Epiphany to mieszanka amerykańska w starym stylu. W przeciwieństwie do starych amerykańskich mieszanek popularnych nie jest oparty na burley’u, lecz zawiera przynajmniej 4 gatunki tytoniu: virginię, burley, perique i latakię. Proporcje tytoni wydają się wskazywać na virginię i burley, następnie preique i na koniec latakię, jednak nie jest to kompozycja monochromatyczna i wszystkie tytonie odgrywają w niej swoje role.
Cięcie jest specyficzne, zapewne w wyniku solidnej obecności burley’a ciętego w square cut. Inne składniki są dopasowane rozmiarem do tego cięcia, w efekcie pasma są średniej grubości i dość krótkie. Ładuje się łatwo, bowiem tytoń w efekcie nie jest zbyt grubo cięty. Stopień wilgotności właściwy – tytoń jest odpowiednio nawilżony, jednak w żadnym razie nie mokry, nie odnosi się też wrażenia obecności sztucznego nawilżacza. Odbieram go nawet jako wręcz suchawy – w pozytywnym sensie.
Otwarciu puszki towarzyszą zwykle spore oczekiwania. W tym momencie decyduje się rzecz istotna, jaką jest pierwsze wrażenie, które jak wiadomo, można zrobić tylko raz. Za 90% tego wrażenia odpowiada tin note. Wrażenie to z Epiphany było zdecydowanie dobre. Zapach jest gęsty, ziemisty, lekko wytrawny ale nie agresywny, raczej przeciwnie, apetyczny. Przyprawowy z cieniem (ale tylko cieniem) kwaskowości. Perique jest wyczuwalny, natomiast latakia raczej poprzez ogólne wrażenie niż konkretną woń. Trochę jest w tym z atmosfery towarzyszącej poszukiwaniu nowych planet, których obecność przejawia się poprzez ich wpływ na ruch planet znanych. Virginię odbieram jako dojrzałą, przefermentowaną i łagodną, zaś burley’a jako obecność nienatrętną. Buduje on raczej masę aromatu, nie zaś jego istotę. Pisząc te słowa nie wiem już, czy odnoszą się do tin note czy do wrażenia z palenia, jednak mogę powiedzieć, że oba wrażenia są zbliżone.
W paleniu tytoń ten jest nieagresywny, co świadczy o dobrej jakości składowych tytoni i o dość mocno przefermentowanych składnikach. Smak jest głęboki, dojrzały, tytoniowo-przyprawowy. Dym nie gryzie w oczy (to znaczy mniej niż zwykle), nie gryzie też w język. Obecność substancji aromatycznych jest dla mnie wciąż do dyskusji. Wydaje mi się, że są, ale nie jestem w stanie określić, co to takiego. Z pewnością jest to bardzo subtelne ingerencja, wzmagająca smak mieszanki, nie zaś zastępująca go.
Palę ten tytoń od kilku miesięcy jako najczęstszy w „rotacji” i dotąd mi się nie znudził. W związku z tym właśnie sprowadziłem trzecią puszkę: 8 uncji.
Chciałbym więcej takich recenzji. Samo mięcho! Dziękuję.
Skutecznie zachęconymś)))
Twórcami tego blendu są: właściciel firmy Cornell and Diehl Craig Tarler oraz serdecznie z nim zaprzyjaźniony i pracujący dla C&D przez bodaj 15 lat znakomity blender, Bob Runowski. Niech mi tu będzie wolno podać, iż Bob Runowski zmarł kilkanaście dni temu.
http://www.fajczarze.pl/forum/viewtopic.php?f=11&t=4640
Przykro :(
Fatalne, co za szkoda…