Z zamorskimi specjałami jestem na bakier. Nie miałem zbyt wiele okazji próbować blendów z USA, a te które próbowałem w żaden sposób mnie nie powaliły. Tym razem na warsztat od kolegi @Oktogenka weszła próbka Virginii-nievirginii od C&D – mieszanka numer 969 (Virginia Gentleman).
Według producenta to mieszanka Va + Bu + Or, co potwierdzają oględziny, ale już nie do końca samo palenie.
Oko
Bardzo jasna, średnio cięta mikstura, niemalże cytrynowo żółtych Virginii, drobinek Burleya i niewielkiego dodatku Orientali. Trafiają się grudki i (tak z amerykańska) trochę „chunks”, ale można to bardzo łatwo ujednolicić (lub nie – co kto lubi). Tym razem zapakowałem metodą Franka prosto z koperty. Wilgotność w sam raz, aczkolwiek lekkie przewietrzenie raczej nie zaszkodzi. Wygląda wesoło i słonecznie.
Nos przed
Główną nutę stanowi jaśniutka, lekko słomiana virginia. Delikatna kwaskowatość i nutki świeżych owoców. Całość uzupełnia solidna dawka ziela rumianku. Nie wiem czy jest to czymś polane, czy zapach pochodzi z zastosowanych turków, niemniej jest rumiankowo. Całość stanowi dla mnie takiego młodszego, łagodniejszego brata Sam’s Flake’a.
Smak
Odpalenie wita nas uderzeniem jasnych Virginii. Spodziewający się burleyowej ściery będą pozytywnie zaskoczeni. Dymek na początku jest lekko słomiany, trochę korzenny, ale bardzo szybko odzywa się pewna pikantność, która nie opuszcza nas do samego końca. Pikantność dla mnie do wytrzymania, ale balansująca na granicy „szczypania w język”. Jak na dystyngowanego pana przystało – potrafi dać tez w tytę przy zbyt natarczywym zachowaniu. Tytoń raczej nie robi się gorzki w trakcie, acz po zbytnim ubiciu i ponownym odpaleniu potrafił pojawiać się pewien absmak. Virginiowe smaki uzupełniają pojawiające się przy wolniutkim paleniu słodycze i ziołowe akcenty. Mnie kojarzące się z lekko posłodzoną herbatką rumiankową. Bardzo miłe, wiosenne doznanie. Jeżeli ten aromat jest sztuczny, to zastosowany bardzo subtelnie i z umiarem, stanowiący ciekawe urozmaicenie. Burley z kojarzonymi z nim orzechami, suszeniem paszczy i ogólnym absmakiem jest dla mnie praktycznie niewyczuwalny. Maestria jego użycia przejawia się głównie w rosnącej mocy i właściwościach palnych, dalekich od czystych Va, a posiadających zdecydowanie charakterystykę „anglików”. Nabicie smakuje dobrze do samego końca zyskując na intensywności wrażeń tytoniowych. Przy końcu nabicia – jak przy końcu flaszki – subtelności idą w kąt. Zostaje męska szczerość i prostolinijność.
Moc
Dla mnie średnia +. Lekko się rozkojarzyłem, ale też i nie przystąpiłem do sesji obżarty. Dla niewprawnych do wytrzymania, a wprawni będą usatysfakcjonowani.
Nos po
Nie wychodzimy tu ponad średnią virginiową. Jest pozytywnie, bez rewelacji i mdlejących dam na drugim końcu osiedla.
Palność
Tu należy się najwyższa nota. Jak na gentlemana przystało, pali się wzorowo. Suchutko, chłodno, na szaro. Pierwszy raz paliłem profilaktycznie z papierowym filtrem, który to filtr wyjąłem suchy. Sucho w kominie, sucho w kanale – jeden wycior. Nic nie bulgoce, nic się nie przegrzewa. Celujący.
Ogólnie
Pozycja ciekawa. Dla mnie troszkę za mocna i troszkę za pikantna. Chciałbym też odrobinkę więcej tego obiecywanego rumianku. Niemniej wart uwagi zwłaszcza dla miłosików Va. Niechaj Burley w składzie nie straszy.
Cholerka miałem nie pisać ale napiszę. Pamiętam ten tytoń paliłem zaraz przed dniem „pamiętnego rozstania”. A dopiero właściwie teraz dokładnie przeczytałem tekst powyższy.Na mój gust jest to blend, który, co prawda, jest wykonany w większości z Va ale już aż tak bardzo virginiowo nie smakuje. Jest wyczuwalnie przyprawiony orientalem i smacznym Bu. Wszystkie składniki dają efekt aromatu lekko skórzastego . Imo to właśnie robota Or i Bu. Smak fajkowy , słodkawy ,przykurzony i kwaskowaty. Jednostajny ale dosyć intensywny. Reszta jak Zyrg opisał. Ciekawy tytoń i do tego smaczny.