„Teraz opiszę Orlik Golden Sliced.” (zwany w dalszej części tekstu Orlik GS lub OGS lub też Orlik Red etc.). Taki powziąłem zamiar powodowany zarówno popędem własnym, lekkomyślnością jak i paluszkiem odredakcyjnym, który to był wskazujący i zdawał się czynić wyrzut pt: „A co ty zrobiłeś niewdzięczniku dla swego ukochanego portalu o fajkach, hę?”. No więc nastąpiła tzw. intelektualna podnieta… i zaraz potem poczucie przerostu treści na formą niedoszłego recenzenta. A chwilę później ogólny „dół” (o nim na samym końcu).
Okazało się, że przedmiot, ów Red Orlik, nie da się załatwić stronniczką. Literaturę ma względnie bogatą, a faktografię niezbyt jasną. Znaczy się robota dla detektywa, jakiegoś fajkowego Pana Samochodzika, a nie dla mnie – dyletanta. A jednak napisałem. Trwało to niemożliwie długo i sytuacja, jak ma to w naturze, zmieniała się dynamicznie. Jednak wiem, że kilku, co najmniej, użytkowników próbowało OGS i mam do nich wielką prośbę: uzupełnijcie moje memuary o swoje wrażenia, wyprostujcie to co błędne, dopowiedzcie co pominąłem, przypomnijcie czego zapomniałem.
Orlik, orlik? Jakże miło dla słowiańskiego ucha nazwa brzmi. Naraz wiele skojarzeń. Drapieżna ptaszyna, podniebna maszyna, ozdobna roślina, w Czechach ruina, sportowa dziedzina, gdzie igra dziecina. Jedno pewne, że się Kabaretem Starszych Panów zainfekowałem na stałe.
Po fajkowemu to zasłużona firma, której nazwa od nazwiska niejakiego Luisa w Londynie utworzona. Spółka ta produkowała całkiem zacne fajki (czy tylko?) prawie przez cały zeszły wiek. Aż przyszedł Cadogan i Orlika zjadł. Cóż, zwykły, kapitalistyczny łańcuch pokarmowy. Tako rzecze Pipedia. Ale przecież o fajkach prawi. I do tego niewiadomo czy to cała historia?
Z kolei w sagach stoi, iż w pamiętnym roku pańskim 1990 została założona Orlik Tobacco Company A/S, która własnościowo była powiązana z fabryką w Assens.
I nagle.. . hmm… intelektualnie rzecz przestaje się kleić. Wygląda na to, że część Skandynawskiej Grupy Tytoniowej, a mianowicie Orlik Tobacco Company była podmiotem zupełnie nowym, nie mającym związku z działalnością Orlika londyńskiego, fajki produkującego, a tym bardziej Orlika cadogańskiego.
Ale czy tak było naprawdę?
Skądinąd wiadomo (a mianowicie stąd: KLIK), iż Red Orlika produkowano od 1957 roku, a czyniła to firma C. B. MÖLLER & Co. Spółka ta zdaje się istnieć do tej pory, ponieważ w googlach wyświetla się nawet jej umiejscowienie na mapie, a według informacji z danskpiber.com firma ta produkuje np. fajki BBB. Natomiast w kluczowym roku 1990 jak twierdzi rosyjska „fikipedyja” (nie wiem dlaczego taka mi się właśnie wyświetla) C. B. MÖLLER & Co. była założycielem Orlik Tobacco Company A/S.
Co ciekawe, na danskpiber.com znalazłem informację, że fajki obecnie noszące miano „Orlik” produkowane są w Danii. Być może, ale są to wyłącznie moje spekulacje, znak towarowy, a może i prawa do nazwy spółki wniósł w wianie do OTC założyciel.
Red Orlika jednak zaczęto produkować w Assens ponoć już w latach siedemdziesiątych XX wieku. Niemniej jednak, o ile nie przysłonięto napisu ostrzeżeniem, na opakowaniach widnieje: ”Made in Denmark under guarantee by L. Orlik Ltd. Orlik of London.”
Czy należy przyjąć, że L. Orlik Ltd też sprzedawało pod swoja nazwą ten lub jakikolwiek inny tytoń? Do niedawna sądziłem, że pan w łazienkowym dywaniku na głowie po prostu marketingowo kugluje. Ale przy końcowych szlifach tej recenzji na pipesmagazin.com znalazłem dokument, bodajże fakturę, na papierze firmowym Alfred Orlik Inc, nowojorskiej spółki z dnia 23 maja 1923 roku, gdzie przedsiębiorstwo przedstawia się jako „manufacturers and importers of pipes, tobacco and smokers articles”, a z prawej strony wyszczególniono m.in ORLIK „LONDON MADE” TOBACCO. Zatem tytoń Luisa Orlika przynajmniej w USA był znany już w 1923 roku.
Wygląda jednak na to, że Orlika Golden Sliced stworzyli Duńczycy. Tak przynajmniej twierdzi Orlik Tobacco Company A/S.
Jakkolwiek niejasną ma OGS historię, to chwalebny jest dzień dzisiejszy. Nietrudno spostrzec, że jest obecny w prawie każdej trafice internetowej w Europie Zachodniej oraz w USA. W Polsce niestety się go nie dystrybuuje.
Jest to też produkt szeroko recenzowany i opisywany na forach, portalach fajkowych etc. W Danii to swego rodzaju ikona, a przynajmniej blend najczęściej występujący. Jeżeli gdziekolwiek sprzedaje tytoń fajkowy to jest to właśnie Red Orlik. Skąd ta popularność? Myślę, że w pełni zasłużona, ale o tym poniżej.
Czas zatem na opis opakowania i sposobu konfekcjonowania.
Akurat wielkich wątpliwości, oprócz paru małych nieścisłości związanych z informacjami na tabbacoreviews.com, nie ma. Osobiście posiadam dwie puszki 100g. Pierwszą zakupioną w Danii, drugą mniemam w USA, oraz kilka kopert.
Puszki 100g są wyższe od standardowych (np. znanych z Dunhilla i Rattary’s niektórych edycji). Ich średnica też wydaje się mniejsza. Zatem są to puszki nieco osobne. W mojej ocenie świetnie wykonane i tytoń w nich całkiem dobrze znosi dłuższe leżakowanie.
W środku takiej puszki na pieczołowicie ułożonej podściółce znajduje się bardzo długi płatek (lub dwa płatki) spleciony dosyć ściśle w gniazdo. Kartonik od góry również został starannie wykonany. Konfekcjonowanie zatem luksusowe.
Puszki duńskie są prawdziwie piękne. Precyzyjnie malowane, a napis „Orlik” jest wytłoczony. Nawet ostrzeżenia zostały namalowane. Puszka amerykańska jest bardziej zgrzebna. Naklejka i już. Z kolei w ramach rekompensaty, dla tych którzy wolą czuć się zdrowsi przez brak lektury, ostrzeżenia są skromne, dyskretnie umieszczono je na odwrocie z powołaniem się nie na autorytety ale na wiedzę stanu Kalifornia. Jakoś lżej na krtani się robi, nieprawdaż.
Koperty jak to koperty. Wiele napisać się nie da, oprócz tego, że jednak tytoń przez nie pachnie. Co jest widomym znakiem, że o ile nie spali się na bieżąco trzeba słoikować. W kopertach OGS jest również długi zwinięty czasem nieco połamany płatek.
O czym tobbacoreview.com nie wspomina istnieją zarówno koperty 50 gramowe jak i 38 gramowe (a nie 40 gramowe). Proponuję przy zakupach sprawdzać, co się dokładnie nabywa. Ja przez kilka tygodni żyłem w przeświadczeniu, że otrzymałem w prezencie 50 gramową kopertę, by dopiero po wnikliwych studiach nad kopertą stwierdzić, że tytoniu jest istotnie mniej.
W mojej ocenie koperty 50 gramowe, nabywane na promach są najtańszym źródłem pozyskania tego tytoniu w Europie (wyłączając tytoniowe raje). Tyczy się to także Mac Barenów – szczególnie „Dark Twista”. Promy te kursują pomiędzy Danią a Niemcami i polecam bacznie się rozglądać ponieważ sklepy „wolnocłowe” nie epatują wyrobami tytoniowymi.
Ale przecież nie jest trudno Red Orlika dostrzec. Wygląd opakowania wpada w oko, a w pamięć zapada. Założenia graficzne etykiety od wielu lat pozostają prawie niezmienione, ponieważ są świetnie zaprojektowane. Szczególnie charakterystyczna „czerwień wozu strażackiego” lub bardziej londyńsko – double deckera – pozwala Orlika GS wyłowić wzrokiem spośród innych pusze,k czy kopert na półce w trafice. Świetnie się też prezentuje na wszelkich zdjęciach, zatem także na witrynach internetowych.
Pudełka kanciaste 50g znam tylko z fotografii. Nie ma tam zwiniętego płatka, a równiutko pocięty. Występują w wersjach zarówno malowanej jak z naklejką. Są jeszcze puszki 200 gramowe, których zapomniano na tobbaccoreview.com wyszczególnić. Zupełnie nie wiem w jakiej formie w nich OGS jest zapakowany.
Jak już wspominałem, znana jest mi wersja tytoniu występująca w długich płatkach. Cięte one zapewne są z dużego pluga. W pipesmagazine.com znalazło się szereg fotografii z fabryki w Assens.
Należy podkreślić, że cięcie a następnie zawiniecie w gniazdo są przeprowadzone starannie. Stąd łatwość w przygotowaniu tytoniu. Wystarczy bowiem uszczypnąć fragment gniazda i jest materiał nadający się zarówno na snopek, jak do dalszego rozdrabiania. Tym bardziej, że tytoń wprost z puszki nie wymaga dalszego podsuszania. Owszem, o ile jest chęć i czas zalecałbym suszenie krótkie ponieważ zmniejsza to, i tak nikłe, prawdopodobieństwo wystąpienia kondensatu.
Krótko podsumowując kwestie opakowania, to przede wszystkim przez staranność i zastosowanie wysokiej jakości, OGS sprawia wrażenie produktu luksusowego, co najmniej podobnego do Dunhilla, który jest przecież droższy. Pierwsze wrażenie jest zatem jak najbardziej pozytywne.
Orlik z koloru nie różni się od innych flue-cured virginii. Kto widział to wie, że tego typu tytoń ma kolor rudy, czy też rdzawy poprzetykany jaśniejszymi żyłkami. Można się jednak spodziewać, że po paru miesiącach tytoń ściemnieje o odcień.
Pod tym adresem znajduje się ciekawe zdjęcie obrazujące drastyczną zmianę koloru po dłuższym leżakowaniu: KLIK
Sama dyskusja tyczy czegoś innego, ale moim zdaniem już po pół roku można dostrzec wizualną różnice w kolorze dojrzewającego Orlika. A co dopiero po kilku latach.
Wrażenia węchowe tin-note mogą być doprawdy różne. Szczególnie inaczej OGS potrafi pachnieć natychmiast po otwarciu nowej puszki. Mam wrażenie, że jakiś amoniak jednak w zapachu się plącze. Było to jakiś czas temu, ale doskonale pamiętam pierwszy kontakt z duńska puszką i niepokojącą nutę sosu ostrygowego. Ale woń to krótkotrwała i zapach szybko zmienia na klasyczny, słodowo-kwaskowaty z nutą rodzynek.
No to teraz stoję bodajże przed zadaniem najtrudniejszym. Ponieważ łatwy w nabijaniu Orlik znajduje się w kominie fajki, ochoczo się rozpala i wesoło dymi a ja znajduję się w lesie albo dokładniej na poznawczym rozdrożu. Jako, że pewnych fenomenów empirycznie, nie jestem w stanie wyjaśnić posłużę się zgrabną hipotezą.
Orlik Red ma taką zaskakująca cechę, że pomimo swojego jasnowirdżynowatego składu smakuje mi zawsze raczej podobnie, a co najdziwniejsze dostarcza wrażeń takich jak sugeruje opis na puszce „Aroma: Fresh citrus and orange notes”.
W różnych fajkach doprawdy go paliłem: większych, mniejszych, 18 mm, 20 mmm średnicy komina i żadnych zmian nie zaobserwowałem. Smakował zawsze mniej więcej tak samo, czyli pierwsze trzy pyknięcia prawie bez smaku, potem wyraźny cytrusowy kwasek i delikatna słodycz, jakby miodowo-wielokwiatowa w tle. Owocowa nutka tak do połowy wyraźna, potem stopniowo zanikająca, pod koniec smak lekko ziemisty (olej rydzowy albo pestki słonecznika). I to by było na tyle.
Dla mnie stan zgodności smaku w ustach z opisem producenta to rzecz absolutnie niezwykła i, nie powiem… wielce nobilitująca. Jakkolwiek może to być mylące, ale w takich przypadkach czuję, że chyba wreszcie się czegoś z tego fajkowania nauczyłem, że oto efekt. A jeszcze do tego jeśli tak smakuje Va flue-cured, znana przecież z narowów to w ogóle autopodziw rozkosznie odmóżdża do „poziomu eksperta”. No pięknie. Tylko dlaczego dnia 4 czerwca 2013 roku napisałem: ”Smak bardzo wirdżyniowy, sienny, rumiankowy, amoniakalny nieco też herbaciany„?
Półtora roku i taka różnica? Nie twierdzę, że wtedy opisany smak mi się uroił. Ba, nawet przypominam sobie, że w zachwytach byłem oszczędny ponieważ nie do końca OGS podówczas mnie przekonywał.
Pomyślałem, że aby cokolwiek uczciwie napisać, wpierw trzeba zjawisko wyjaśnić tzn. wypalić Orlika Red ze świeżo otwartej puszki. Szczęśliwie okazja rychło się nadarzyła się i otworzyłem OGS „amerykańskiego”.
I co? Paliłem. Ale dalej nic nie wiedziałem, bowiem Orlik nowy nie smakował ani cytrusami ani herbatą. Był nieco bardziej słodki, przaśny i wyczuwalna była nuta wyprawionej skóry. Czyli zupełnie jeszcze w inną stronę. Oczywiście pretensji żadnych nie miałem. Paliłem bowiem dwa różne choć pod tą samą nazwą, tytonie. Oba bardzo mi smakowały. Tyle, że nie wyjaśniłem zagadki. Znowu „kocia morda” (dzięki Paweł ale znałem tego wcześniej).
Wyjaśniło się samo. Nie minęły dwa tygodnie, a Orlik z nowo otwartej puszki już zaczął wykazywać nieśmiałe oznaki cytrusowatości. No to pora na teoryjkę. Oby okazała się prawdziwa. Wydaje się, że niektóre tytonie reagują na zmianę wywołaną kontaktem z powietrzem atmosferycznym. Czy można to nazwać „dojrzewaniem”? Nie wiem. Proces zachodzi jednak dosyć szybko. A rezultatem w przypadku Red Orlika jest ustalenie się smaku do parametrów opisywanych powyżej.
„Referencyjne” doznania bardzo mi odpowiadają.
Żeby jednak chociaż odrobinę ten przekaz zobiektywizować należy napisać czego po Orliku GS lepiej się nie spodziewać. Przede wszystkim, pomimo wielkiej popularności i świetnych recenzji nie należy traktować OGS jako fetysz sensualny. W żadnym razie ten tytoń nie oferuje pełnego spektrum wirdżyniowych smaczków. To nie jest „full”. Szczególnie nikłe są w Red Orliku charakterystyczne wątki słodowe (inaczej chlebowe). Nie ma także akcentów kwiatowych, nutek wina. Osobiście nie wyczuwam siana, a na pewno, co wielu przyjmuje z ulgą, nie ma kendalowskiego „mydła”. OGS jest w mojej ocenie umiarkowanie tylko słodki. Być może ktoś inny się doszuka czegoś czego ja nie znalazłem.
Szczególnie przestrzegam wielbicieli dojrzałych i pełnych tytoni z Kendal – paląc Orlika możecie czuć deficyt smaku. Tym bardziej, że sama OGS-owa intensywność jest raczej umiarkowana. Niemniej jednak obserwując reakcje poczęstowanych Kolegów nie jest tak źle. Zresztą żeby nie wprowadzać zamętu jasne Va od GH takie jak Broken Scotch Cake, czy Scotch Flake to inna „szkoła”.
Znowu Orlik czerwony nie jest znacząco podobny do wirdżyniowych produktów Dan Tobbaco. Virginia Mysore wydaję się być nieco bardziej bogata w smaczki i zdecydowanie naturalnie słodsza. Z kolei „Czteromasztowiec” Czy „Patriot Flake.” są smakowo uboższe od OGS.
Krewniaków Orlika należy szukać w miejscu pochodzenia. Inne produkty STG, jak np. :Dunhill Flake, „żółty” Capstan przy oczywistych różnicach mocy, chropowatości smakują także podobnie cytrusowo. Podobny jest Peter Stokkebye Luxury Navy Flake, z uwzględnieniem oczywistej różnicy wynikającej z wyczuwalnego dodatku Pq.
W rozważaniach o smaku nie powinno zabraknąć często poruszanego „problematycznego” składu.
Otóż, dla mnie osobiście ten tytoń był właśnie wzorcem naturalnej, z niczym nie pomieszanej oraz niczym nie potraktowanej Virginii. Dokładnie to kojarzyłem z jej smakiem, z tin-notem oraz zapachem pokojowym. Ale przecież niekoniecznie muszę mieć rację. Nie tak dawno przypatrywałem się wypowiedziom na forach FMS-u i tam pojawiały się trzy watki :
Czy jest Perique? Czy jest Burley? Czy czymś Red Orlika dosmaczono?
Wątpliwości te są udziałem nie tylko Kolegów lokalnych ale fajczarzy z całego świata. Twierdzenie, że Orlik Red to Va/Per mnie osobiście dziwiło. Pq nie jest wymieniane na etykietkach. Niemniej jednak są tacy, którzy uparcie twierdzą, ze jest to blend gdzie Perique domieszano i zdaje się mają ku temu solidne podstawy przynajmniej od czasu, kiedy na pipemagazin.com ukazał się cytowany już artykuł.
Skoro tak twierdzi sam producent, to chyba nie są to herezje. Przy okazji okazało się, że deklarowana obecność Bu to błąd w tłumaczeniu i na zamieszczonej w treści naklejce winno być napisane, że jest tam Pq.
Osobiście byłem skłonny uwierzyć prędzej w tego Burleya, chociażby smakowo był niewidzialny. Przede wszystkim ze względu na stabilność podczas palenia. No cóż, do „urzędowej wersji” w Pipemagazine.com można mieć kolejne wątpliwości. Choćby geograficzne pochodzenie tytoni użytych do blendowania. Przedstawiona w artykule naklejka nie jest jedyna. Ja mam na przykład taką we fragmencie treści :”A mixture of golden, mature Virginia tobaccos from the traditional tobacco district in estern USA”.
Rozumiem, że robotnicy na plantacjach i drobni farmerzy zbierający tytoń w Afryce i Brazylii, chcieliby, żeby to były Stany Zjednoczone. Dostawaliby wtedy dniówkę po wielokroć większą. Niestety „this is not America”. Trudno mi się także zgodzić, jakoby Orlik był czymś delikatnie doaromatyzowany. Nigdy, czegoś innego, jak tytoń w smaku nie wykryłem. Absolutna natura. Nic więcej.
Wątpliwości się mnożą, dylematy pęcznieją z prostej recenzji robi się sprawa Gorgoniowej i ArtB naraz. Nie wiadomo: kupować czy nie, polować z nagonką, snajpera ustawiać? Dlaczego, zapyta skołowany czytelnik, tyle się naczytałem, a nie wiem dlaczego miałbym, jak inni, pragnąć tego Orlika.
Już coś bąknąłem, ale trzeba to napisać wyraźnie: Orlika GS lubi się, a nawet uwielbia za prostotę obsługi i ogólną ogładę. W kategorii Va flue-cured nie znalazłem tytoniu, który tak sympatycznie wspiera fajczarza w bezstresowej przyjemności palenia fajki. Oczywiście są tytonie łatwiejsze, z zasady choćby mieszanki angielskie, czy duńskie, a szkockie miksturki z burleyem w roli głównej. Virginia jest jednak uważana (i słusznie) za kapryśną, a ja czasem miałem wrażenie, że jest wredna i małostkowa, surowo karząca każdy błąd pieczeniem, bulgotaniem etc.. Niektóre tytonie np. taki „żółty” Capstan wręcz wydawały się, z uwagi na ostrość, odstręczające.
Natomiast Orlik Red to blend dla wszystkich. Początkującego w sposób łagodny nakłania do powolnego palenia, co najwyżej tracąc przy przeciąganiu smak i delikatnie bulgocząc. Czasami tylko bezpardonowo przypiekany potrafi lekko dziobnąć w język. Natomiast dla fajczarzy, choćby i okazjonalnych, ale już posiadających podstawowe umiejętności, to tytoń dziecinne prosty.Kultura. I to wysoka. Blend w smaku gładki i równo, także w snopku, się spalający. Umiarkowana jest również moc. Zdecydowanie to tytoń słabszy od FVF czy Dunhill Flake. W mojej opinii odrobinę także słabszy od Mac Baren Viginii nr 1. lub Bright RC. Natomiast bardzo nikotynowo zbliżony do gawithowskich płatków wirginioburleyowatych (np. Best Brown #2), Va Mysore czy innych flue-cured od Dan Tabacco. Nadaje się zatem do osłabiania mocarzy.
Propozycja aby w fajkach nowych palić czyste Va oprócz wiadomego sensu – a mianowicie neutralności zawsze wydawała mi się nieco dziwaczna. Przecież te czyste Va to tytonie „gorące” i generalnie trudno je palić sucho. A tutaj, z uwagi na spokojne, stosunkowo suche i chłodne spalanie Orlik GS może oddać nieocenione usługi. Tym bardziej, że fajka po Orliku całkiem ładnie pachnie.
Mam ja swoją prywatną teorię na okoliczność orlikowej dobroci. A jakżeby inaczej. Dla mnie to kolejny przykład na to, że w dobrym ale także dobrze sprzedającym się tytoniu, który uzyskuje szeroką akceptację fajczarskiego świata nie chodzi tylko o smak. Oczywiście naturalność Orlika, to z pewnością to, co wielu w tym i mi bardzo odpowiada. Ale nie jest ona fetyszem. Wysoka jakość składników nie ulega wątpliwości, ale nie chodzi o to, żeby koniecznie było bardzo słodko lub wielowymiarowo. Ma być smacznie ale też łatwo. Dlatego też uważam OGS za kolejny przejaw, moim zdaniem świetnej idei zawierającej się w jednym słowie: kompromis. I bynajmniej nie jest to kompromis zgniły, gdzie ponoć obie strony tracą (osobiście jestem przekonany, że tylko jedna strona traci, a druga tylko udaje). Nie, w OGS jest rezygnacja z naturalnie wysokocukrowych tytoni, na rzecz smacznych, a dobrze się palących. Daje to w rezultacie bardzo korzystny dla fajczarza bilans, a mianowicie spokój czyli wolność od stresu.
I chyba właśnie w kulturze, umiarkowaniu i wyważeniu produktu tkwi główny urok. Istnieje Red Orlik na rynku bez mała cztery dekady, a z upływem czasu przywiązanie fajczarskiej braci nie słabnie, a i pochwały słychać coraz głośniejsze.
Komfort oraz wrażenie naturalności i mnie uwiodły, czyniąc z Orlika GS dyżurny tytoń ery schyłkowej mojego fajki palenia.
No cóż, wybaczcie wyszedł tekst nieco nudnawy i przydługi. Na swoje usprawiedliwienie podam dwie przyczyny.
Po pierwsze, chociaż raz próbowałem napisać tekst nie będący li tylko osobistą refleksja, ale także stanowiący zbiór podstawowych wiadomości o opisywanym tytoniu. Jak się okazuje informacje te bywają sprzeczne, niepełne. Stąd tyle wątpliwości.
Po drugie, pisało mi się tę recenzję z ciężkim sercem. I niejako podświadomie zwlekałem z jej ukończeniem ponieważ to moja ostatnia impresja o smaku fajkowego dymu. Niestety jakiś czas temu zmuszony byłem zaprzestać palenia tytoniu i to na bardzo długie „tymczasem” przypuszczam. Na zakończenie powiem tylko tyle, że z tej perspektywy dopiero widzę jaką wspaniałą pasją jest fajka.
Szczerze Wam Użytkownicy Fajkanetu zazdroszczę możliwości tej pasji realizowania. Całkowicie się nie żegnam bo być może coś jeszcze napiszę (albo coś ogłoszę). Tematyka portalu jest bowiem szeroka, a mnie klawiatura czasami przecież świerzbi. Niemniej jednak skoro się nie pali to o tytoniu już nie będzie.
Chylę czoła przed ogromem pracy, poświęconym czasem oraz łączę się w bólu w związku z zakończeniem przygody z fajką. Nie mogę się jednak powstrzymać od kilku zdań komentarza. Recenzja pod względem użytkowym, przybliżającym sekrety smakowe, zapachowe i inne bardzo udana. Lektura tekstu jest jednak niezwykle uciążliwa. Jest to jak najbardziej subiektywna moja opinia i nie stanowi krytyki stylu pisania autora, a ma na celu raczej zwrócenie uwagi na pewne zjawisko. Wiele tekstów na tym portalu jest tak pisane i nie bardzo wiem czy jest to obowiązująca forma wynikająca z przynależności do „tajemnego bractwa” czy raczej przyjęta maniera konsumentów fajkowego tytoniu. Szyki przestawne i skomplikowane słownictwo wręcz atakuje w tekstach i na pogadywaczce. Może jest to element funkcjonującej subkultury, przejawiającej się w wirtuozerii słowa, może …. Dla mnie stanowi swoistego rodzaju zbytek środków wyrazu. Niemniej jednak recenzja w swoich wnioskach przekonała mnie do wpisania tytoni tej marki na listę oczekującą. Podkreślając fakt że w powyższej notce nie ma nic osobistego, śle podziękowania dla kolegi za kolejną recenzję.
Cóż mogę… Jak się da … to próbuję. Niestety wewnętrznego baroku-słowotoku nie leczą. A jest zaraźliwy. Może na starość pomyśleć o wydrze tresowanej.
Z góry przepraszam za zgryźliwość, złośliwość etc.- nie dlatego że dałem to sobie narzucić tzw. poprawności politycznej – ale dlatego, że staram się być uprzejmy (a nawet pobłażliwy, więc nie walę od razu Horacego „Odi profanum vulgus et arceo…”).Zacytuję z wpisu powyżej: „Szyki przestawne i skomplikowane słownictwo wręcz atakuje w tekstach i na pogadywaczce” i dodam – tak, od czytania to głowa może rozboleć, oczy się psują i w ogóle to najlepiej byłoby wszystko streścić do takiego prostego i jakże wyrazistego „ja pie…lę, jaki zaje…sty tytoń”. Zaznaczam, że w moim wpisie nie ma żadnych supozycji co do osoby Autora wpisu, na który reaguję. I podkreślam, że choć nie podoba mi się Jego pogląd na posługiwanie się językiem polskim, toleruję odmienny punkt widzenia i takiejż tolerancji wymagam dla mojej wrażliwości.
Natomiast dla Autora recenzji/omówienia Orlika WIELKIE GRATULACJE!
Myślę, że kolega nie zrozumiał moich intencji. Został przeze mnie zauważony pewien specyficzny sposób komunikacji, w moim subiektywnym mniemaniu, zbyt skomplikowany i zbędnie nasiąknięty środkami wyrazu. Świat nie jest czarno – biały. Mam nadzieje, że wszyscy zauważamy subtelne różnice. Przeciwnością stylu Horacego czy Owidiusza nie musi być od razu gwara stadionowa. Nie było to też zawołanie do pamiętania o funkcji wulgaryzmów i ich roli w języku polskim. Wpis jest zasygnalizowaniem pewnej tendencji w stylu literackim używanym na tym portalu oraz pytaniem o celowość jego zastosowania. Gdyby to był tylko indywidualny styl autora artykułu, temat byłby zamknięty w indywidualnym go odbiorze. Zostało postawione pytanie; czy jest to pewny celowo przyjęty styl na forum czy tylko chwilowa tendencja. Pytania w swej naturze pozbawione było personalnego czynnika agresji.
Cóż powiedzieć…. Nie wiem ile zostało zmienione, jeśli mało bardzo to efekt placebo zadziałał. Może to kwestia dobrego tytoniu w fajce podczas czytania, a może umysł bardziej świeży. Jeśli niewiele zmian w tekście jest wypada mi oficjalnie uwagi ODSZCZEKAĆ co niniejszym czynie. Nie robię tego pod naciskiem społeczności, a z poczucia uczciwości bo po kolejnej lekturze tekst był dla mnie niczym dobra kolacja.
Bardzo mi miło ,że się lepiej czytało. I proszę się nie przejmować oddźwiękiem na poprzednie uwagi. Widać cenne były. Szczególnie dla mnie.Ale…co to ja chciałem?…faktycznie świeżym okiem i z lotu ptaka to się może wydawać, że widać giełdę samochodową a to zwykła sielska majówka.Takie porównanie. Ja będąc od dłuższego czasu na fajknecie nie dostrzegam zjawiska „żargonu fajknetowego” ale dostrzegam poszczególne, osobiste style wypowiedzi. I to mi bardzo odpowiada, a to dlatego ,że charakterystyczny sposób wpisów niejako zbliża mnie – czytelnika do człowieka-autora.
Ja jestem nowy na fajkonecie, pierwsza rzecz która niezwykle mnie zdziwiła to fakt, że ludzie mało palą. Cóż każdy ma swoje preferencje, potrzeby i ograniczenia. Co do żargonu, jest on zauważalny. Teksty są pisane ciężko, mięsiście, tłusto i bogato, żeby nie powiedzieć jak mój kolega Gombrowiczowsko. Jeśli chodzi o oddźwięk też występuje, da się wyczuć wzajemne wsparcie grona fajkowiczów, który dbają żeby nikomu z „pierwszoplanowych” nie stała się krzywda, ba żeby nawet nikt nie pomyślał źle o nich. Hmmm… to akurat rzekłbym cenne i urocze. ( miało zabrzmieć dziewczęco ) Osobiści się cieszę, że znalazłem to miejsce i mam nadzieje, że nawet dla takiego indywiduum jak ja, znajdzie się gdzieś w izbie ciepły kąt pod stołem.
Oczywiście ,że się znajdzie. Choćby dlatego ,że każdy z nas (Ty, ja ,Użytkownicy) chce być sobą a inni go w tym popierają.
Wow! Brawo! Taka recenzja, że „O Jezu, albo i lepiej…”
Dawno tak opracowanej recenzji nie było. Dawno.
Zacznę od końca, że przykro mi, iż to ostatnia recenzja i odejść musisz od naszej fajkowej pasji związanej (chyba niestety) z inhalowaniem ziela.
Poza tym wcale nie przynudnawa a i Twoich memuarów nie zamierzam prostować, bo ja ten tytoń po prostu palę nie zastanawiając się kto go teraz robi.
A palę go dosyć często, bo uważam jak i Ty, że jest po prostu doskonale przygotowany od początku do końca. Palę głównie w snopku i potwierdzam łatwość przygotowania.
Co do smaku, ta „podniebna maszyna…” to mych smaków wyżyna. Dodam tyle, że nie wyczuwam w nim żadnej keczupowatości czy jakiś sosów. Dla mnie to przykład pysznej, lekko kwaskowatej i słodkiej wirdżinii. Dużo smaczniejszej niż Dunhill Flake.
W mocy jak pisałeś, też plasuję OGS poniżej FVF, ale powyżej No.1. Tak na równi z DF.
Zabierałem się do tej recenzji, ale cieszę się, że mnie uprzedziłeś, bo nie napisałbym tekstu nawet zbliżonego merytorycznie do Twojej pracy – ukłony za kwerendę.
Pozdrawiam serdecznie ubolewając (nie)wszetecznie.
Kuba,
tekst prima-sort. Pełny, golfowaty rzekłbym. I jeśli ktoś Cię nigdy nie czytał, to nie wie, że Ty tak musisz, cztery sroki skojarzeń, na raz w jednej garści. I to jest dobre. OGS paliłem już dość dawno. Ale zapamiętałem dokładnie tak, jak opisujesz. Nie mam wiele do dodania, ani wiele do odjęcia, poza tym, że dwie puszki leżą w moim kufrze i czekają na właściwy moment.
Pozostaje mi życzyć Ci najlepszego i najserdeczniej.
UkłonY,
Kuba, recenzja taka, jakie lubię najbardziej – tresciwa, wyczerpująca, okraszona wieloma typowymi dla ciebie smaczkami językowo-stylistycznymi; nie popadającymi jednak w staropolszczyznę (której nie znoszę). I dostarczająca dużo wiedzy fajkowo-historycznej. Brawo!
Niestety nie wypowiem cię na temat tytoniu. Z prostego powodu: paliłem GS raz lata temu i niewiele pamiętam. Teraz puszka sobie czeka nieotwarta, bo palić nie ma kiedy…
Szkoda, że nie będzie więcej :(
Kuba, doskonały tekst. Powiedziałbym, że Twój póki co najlepszy… i wierzę, że jednak nie ostatni.
Wierzę i życzę. Tobie, ale także nam.
A że każą myśleć o wydrze… jak to już Paweł powiedział – my wiemy, że ty musisz, a czasami człowiek musi, bo sufokuje (że się dostosuję i rzucę neologizmem, nieprawdaż).
Więc ja szanownemu Panu nie tylko jednej wydry życzę, ale całej fermy. Oraz stawów rybnych.
Przeczytalem dwa razy i jestem pod wrazeniem! Jedna z najlepszych recenzji na stronie. Tytulowy tyton poznalem wlasnie dzieki autorowi recenzji. Pod wiekszoscia opini Kuby o tym blendzie bym sie podpisal. Ja palac ten tyton akurat dosc wyraznie czuje nuty herbaciane. Moze z czasem smak blendu faktycznie sie zmienia. Jedynie nie widze w Orliku niczego co przypominaloby mi Dunhill Flake. Dla mnie to sa zupelnie rozne tytonie. Jak bede w PL to OGS bedzie pierwszym jaki zapale.
Pozdrawiam z Doha
Wspaniała recenzja! Jeden z najbardziej moim zdaniem wartościowych merytorycznie i stylistycznie wpisów odnośnie tytoniu na naszym portalu.
W sytuacji, gdzie większość opisów (z samej zasady i subiektywności doznań recenzenta) jest po prostu impresją na temat… Twój wpis poraża reporterskim wręcz, rzetelnym i kompleksowym podejściem do tematu.
I, nie dość, że jest – dla mnie, osoby która OGS nie miała jeszcze okazji skosztować – zwyczajnie wiarygodny… to jeszcze czyta się go z prawdziwą przyjemnością. Kwintesencja porządnej recenzji tytoniowej! Dziękuję.
Tytoń odnotowuję na liście godnych/pożądanych do zakupu.
I wielce żałuję, że nie dane nam będzie więcej podobnych tekstów Twojego autorstwa doświadczać.
Pozdrawiam serdecznie, Andrzej
Czapka z głowy!
Mega merytoryczna recenzja…Szacun!
Wspaniala recenzja, chyba najbardziej gruntowna na jaką udało mi się trafić. Orlik GS to jedena z moich najbardziej ulubionych virginii, którą polubiłem trzydzieści kilka lat temu i od tego czasu palę ją niomal codziennie. Jest ona również faworyzowana przez wielu duńskich palaczy. Koperty o wadze 38 gramów spotyka się w Danii (nie tylko Orlik ale niomal wszystkie tytonie fajkowe) Powodem tej nielogicznej gramatury był znacząca podwyżka na wyroby tytoniowe a w celu złagodzenia szoku cenowego zaczęto sprzedzwać tytoń w tych samych kopertach co przedtem tylko zamiast 50g jest teraz 38g.
Wspaniały tekst Kuba. Uwielbiam czytać Twoje „dzieła”. Ja tego Orlika od Ciebie po kilu paleniach zasłoikowałem i obserwuję jak zmienia kolor. Wyśmienita i wytrawna ta Virginia, choć dla mnie nieco za słaba. Może po leżakowaniu nabierze więcej mocy?
Co do wrażeń z palenia, to ja bym jednak powiedział, że słodyczy mi ona dostarcza w wystarczającej ilości, choć oczywiście to całkiem inny tytoń niż wspomniany BSC (moja ulubiona czysta Va). Spalanie idealne, ale należy fajeczce poświęcić trochę więcej czasu bo łatwo przeciągnąć. Na spacery z psem się nie nadaje ;) Tu trzeba sobie spokojnie usiąść i delikatnie „sączyć” dymek.
Golfie, mam nadzieję, że „tymczasem” do wesela się zagoi :) pozdrawiam
Jeśli mowa o Orliku…to ostatnio ,,wznowił się” Orlik Dark Strong Kentucky.
http://www.smokingpipes.com/search/sitesearchresults.cfm
Mnie natomiast marzy się Orlik Brown Sliced.
Może należy poszukać My Own Blend Special blend OBS? Nie wiem gdzie znaleźć ale rok temu sam chciałem kupić z danskpiber. Fabryka jest ta sama.
Może Ktoś reflektuje na OGS w puszkach 50 gram?
Mam także puszki 250 gram (jak na zdjęciu), co wychodzi korzystniej w przeliczeniu na gram.
Ja byłbym zainteresowany puszką 250 gram – Czy można poprosić o jakiś mail kontaktowy ?
Ja puszką 50g jeśli są – również prosiłbym o jakiś kontakt.
grzegorz (małpa) niedzwiecki . pl
Puszki 250 g. rozdysponowane.
Znowu trafiły do mnie 3 puszki OGS 250 gram.
Puszki 250 g. rozdysponowane. Zostały tylko 50 g.
Ponownie pojawiły się puszki 250 gram.
NA puszce właśnie wydobytej z szuflady (rocznik 2016) stoi: „The blend is composed of golden Virginia tobaccos with a touch of Perique”. No to jasne co do składu. Ciekawe tylko dlaczego to nie wszędzie piszą?