Koniec świata nie przyszedł. Mimo to nadal prepersi szykują się na kataklizm w wesji soft. To znaczy, że wszystko dookoła gruchnie, buchnie i spuchnie, a oni zostaną ze swoimi zapasami suszonej kukurydzy w piwnicy i spokojnie poczekają, aż opadnie radioaktywny pył. Wyjdą wtedy najedzeni, napici i napaleni do syta.
Co zbierać na taką ewentualność? National Geographic radzi konserwowaną żywność, wodę, broń i amunicję. Może kilka książek, żeby nie zwariować. O tytoniu oczywiście milczy, bo przecież każdy widz stacji edukacyjnej kojarzy go wyłącznie ze stadem paskudnych chorób, prowadzących prosto do piachu. A ja palę faję. Więc tytoń musi być, najlepiej w dużej ilości, bo rentgeny „rozpuszczają się” powoli i opornie.
Jaki to powinien być tytoń? Po pierwsze powinien smakować, bo pali się dla przyjemności. Po drugie, musi mieć odpowiednią zawartość cukru w cukrze (czyli tytoniu w tytoniu), żeby palenie miało jakis sens, oprócz produkcji substancji aromatycznych dla otoczenia. Wiem, że dla wielu osób to ważne, ale ja jestem egoistą i średnio mnie interesuje, co słychać po drugiej stronie fajki. Dobry room note to dla mnie jedynie pozwolenie na to, żebym mógł palić tam, gdzie nie jest to witane z entuzjazmem. Po trzecie, tytoń nie powinien się szybko znudzić, bo będzie to samo, jak nie będzie „po pierwszego”. A po czwarte, nie powinien kosztować tyle, co Dunhill, bo skończy się tym, że go zabraknie.
W podobnych sytuacjach wypada podziękować Opatrzności, że jest coś takiego jak Malthouse. Jego cena to sam środek oferty polskich sklepów. A więc posiadacze jadowitego węża w okolicach kroku jakoś ją przeżyją, a tak zwani „koneserzy” buszujący po wyższych półkach nie poczują się plebejsko. Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, dla których cena nie jest najważniejsza i nie ulegają marketingowi. I to chyba najlepsza propozycja własnie dla nich.
Malthouse smakuje po prostu dobrze i ma to do siebie, że wraz z kolejnymi kopertami nie psuje tej opinii. Może nie uzależnia, ale ma coś w sobie, co sprawia, że wracamy do niego chętnie.
To coś, to umiar. Niby to tytoń aromatyzowany (fakt, czuć coś w rodzaju whisky, posmaku koniakowego, w każdym razie podążamy w stronę dobrej gorzałki), ale czuć tytoń. Nie w domyśle, nie w tle. Jest dominującą nutą, na której aromat stanowi soczystą nadbudowę. Ale też nie zabija słodkością, kwaskami (tych nie ma). Mieści się w kanonie wytrawności. Czy Irish Cream może być wytrawny? Jak się okazuje – może. I słodkości nie musi brakować. A może ona też jest? Jak mawiają Niemcy – da liegt der Hund begraben. Kremową, rozpływającą się w ustach esencję równoważy szczypta Latakii. Tak dyskretna, że wiele osób nie zauważa tej obecności. Tym bardziej, że producent nie puszcza o niej pary z ust. Swoją drogą to świadczy o klasie blendera, że klienci dali się nabrać na „Virginię przyprawioną whisky”. Słodycz znalazł w Virginii, kremową gładkość w syropie, a wędzoną końcówkę w Latakii. I co ciekawe, osoby zarzekające się, że Latakii nie trawią, Malthouse’a palą.
Sam tytoń jest po prostu dobry. Dość grubo cięty, jednak elastyczny, dobrze układający się w fajce. Wilgotny w sam raz. Można go ćmić w dużych, małych, średnich kominach. We wrzoścach, gruchach i pietruchach. Nie zostawia prawie w ogóle kondensatu, pali się jak dobra Latakia, czyli świetnie. Od jednej zapałki do dna. Nie brudzi fajki, choć wyraźnie zostawia swój zapach. Moc ma średnią, ale jest w tym niespodzianka – dość dobrze syci. Nie drapie, nie szczypie, zachowuje się jak na dżentelmena przystało.
Święty Graal? A skądże tam. Po prostu jeden z najsolidniejszych tytoni, na mocna czwórkę, a nawet piątkę z minusem. Za to w relacji jakość/cena – sensacyjny. Dla mnie – równie korzystny jak Virginia No1 Mac Barena.
Można go polecić każdemu i trzymać na zapas, najlepiej w sporej ilości. Bo jak skończą produkcję albo ktoś zechce udoskonalić recepturę, to dopiero wtedy go docenicie.
I powiecie, że to koniec świata.
W wersji hard nie będzie to mieć żadnego znaczenia. Bo jak łupnie na grubo, to nie będzie ani Malthouse’a, ani nikogo, komu przyszłoby go palić.
Niestety wszystko nieprawda – może z wyjątkiem oceny finansowej i tej subtelnej wątpliwości co do zawartości latakii: aromat whisky, a raczej jęczmiennego słodu (malt) nie występuje (piszę to co prawda jako miłośnik głównie whiskey, ale również whisky w wersjach single malt. Tego słodu nie ma w Malthouse ani na jedną ćwierćnutę. Trochę się tego nawąchałem odwiedzając kilka szkockich castles i zaprawdę wiem, jak w takim castle pachnie na poddaszu jęczmienny słód w chwili, gdy amylaza scukrza celulozę). Po drugie Hund nie jest begraben, tylko ‚Da liegt der Hund begraben’ Być może również „hier ist…”, ale to już licentia. Po trzecie nie ma mocy. Po czwarte nie jest dobry w znaczeniu ‚klasyczny’ czy ‚zgodny z oczekiwaniami’- jest nijaki jak angielska panna z dobrego domu, która nie może się zdecydować, czy zostać feministką, czy tradycyjną specjalistką od puddingu i pieczeni na zimno, w związku z czym zostaje starą panną.
Podsumowując – szkoda pieniędzy.
Popełniłem, w chwili kryzysu jedną torbę tego (125g) lat parę już minęło, ale jak miał bym napisać coś o nim, to własnie mniej więcej coś w ten deseń.
Ale dobrze że komuś się chce pisać o tytoniach których żaden „rozsądny inaczej” nie zapali, w końcu to one sprzedają się najlepiej i to o nich ludzie chcą wiedzieć jak najwięcej. Do kompletu tylko brokuma brakuje, chętnie bym poczytał o tytoniach tej klasy.
Janie a jakbyś tak popełnił o borkumach ?
Problem jest jeden, jak trafiam w chwili kryzysu do miejsca gdzie jest tylko alsbo i brokum wybieram… durma. Nie żebym nie miał okazji, ba sam ponad połowę mojego palenia- naście już lat, przejechałem na tytoniach tej klasy, wspomnienie Rum Royall do dziś jest żywe w moich wspomnieniach i jest ono miłe, ale kiedy poznałem lepsze tytonie, zadziałał mechanizm wyparcia, znany w psychologii a dotyczący zwykle przeżyć traumatycznych.
Jeśli jak ja, jeszcze kilka lat temu, nie ma się specjalnie wyboru- bo kieszeń płytka, skąd czerpać informacji nie ma, bo i internet jest raczej okazjonalny niż codzienny- a przecież to nie tak dawno było… no to się robi głupoty. Ale w momencie kiedy otwiera się przed nami morze informacji, trafiki pękają w szwach, naprawdę trudno mi zrozumieć jak można sięgac po takie tytonie.
Gdybym miał zamawiać budżetowy tytoń na bezludną wyspę Malthouse byłby ostatnim na liście przed decyzją- rzucam palenie. Dalej były by już tylko brokumy, poniatowskie i inne tilbury…
ot moja cholernie subiektywna opinia.
palisz Druma w fajce? To może być ciekawe! Musze spróbować.
W malej fajce, takiej 5-10 minutówce jest jak znalazł :) Zamiast papierosa.
Dałes mi do myslenia. Spróbuje zatem Van Neele’a, Samsona, JJ, Galuoise’a. mam tego nazbierane… :)
Akurat JSG Druma pali zapewne w bibułce, choć jak sobie przypomnę jego wąsy, to raczej więcej tam papierowego ustnika niż tytoniu.
Szag- choć nie wiem czy to najlepsze określenie tytoniu do skrętów dostępnego u nas, często stosuje się jako substytut tyoniu do kisiru- co nawet w Japonii nie jest rzadkością.
Kisiru się jeszcze nie dorobiłem, nazwijcie mnie skąpcem i sknerą, ale szkoda mi srebra, no najzwyczajniej w świecie, jak sobie pomyślę ile to tego trzeba na jedną fajkę to mi się odechciewa… Ale a) miałem niegdyś miniaturkę kalumetu- zrobioną z jabłoni, komin chyba 12mm, ustnik z ebonitu śrubokrętowego jakiegoś czy innego bakielitu, ogólnie taka popierdułka, wystrugana bardzo, bardzo, bardzo dawno temu- bardzo dobrze się w tym paliło właśnie tytonie skrętowe, o niebo lepiej niż fajkowe.
b) falkon z wkładem z pianki (ten współczesny) to przewężenie na dole główki idealne co by je na parę buchów nabić.
Ale tak, palę głównie w bibule i tak, jak nie mam lufki to tekturka to połowa długości, ale się wycfaniłem byłem i używam ustnika od bambusa- z rurką metalowa 4mm, jak dobrze przygotuje się tekturkę to jak znalazł co by rurkę wsadzić do peta i palić, tylko xe ja ostatnio w skrętach to głównie EMP. Zresztą fifka prawie gotowa, jutro ją wykończe to już będzie po problemie. Bo tak palę skręty, przy większych mrozach, palenie fajki na balkonie jakoś nie zawsze mnie bawi.
Borkum Riff Genuine Tobacco jest akceptybilny. Można go palić całkiem bez przykrości. W związku z tym oczywiście bardzo rzadko występuje w handlu polskim (dawniej zwanym „uspołecznionym”).
Spróbuję coz w przyszłości o Borkumach napisać, choc minęło juz sporo czasu i nie wszystko pamietam (szkoda, bo na pewno nie kupię). To tanie tytonie i raczej „tanio” smakują. Jeden jest w miare znosny. Jak na swoją cenę.
Nie oceniaj Maćka tak surowo: cyt”Niestety wszystko nieprawda” – jeden blondynki, drugi brunetki, tamten rude. Maciek przekazał sporo własnych doznań i chwała mu za to. Jeśli się nie zgadzasz napisz własną recenzję.
Po to są komentarze, żeby podyskutować, a nie od razu odsyłać do kokpitu i pisania własnego tekstu.
Ja zdanie mam takie – bałbym się użyć pewnych wyrażeń, którymi posłużył się autor (np. jeden z najsolidniejszych. Mathlałsa paliłem dawno, latakii tam nicholery, wg mnie to sprawka całkiem niezłej Va, a pod koniec pewnie kondensatu (tak czy inaczej, ja tego nie czułem). Można na ten tytoń marudzić, ale po co? To takie koło ratunkowe, kiedy w okolicy jest dosłownie nic lub absolutne NIC (czyt. Tillbury i podobne) – kląć na niego nikt nie powinien, a może nawet zasmakować. Ale totalnie bez fajerwerków.
Jeżeli mozna poprosić admina o poprawkę na „liegt” będę wdzięczny, faktycznie przeoczyłem, szybko pisałem.
A teraz pozwolę sobie na króciutką dyskusję. Niestety, po szkockich castles nie chodziłem, zwłaszcza po poddaszach (to tam wpuszczają turystów?), więc tego „prawdziwego” słodu nie znam – ani z zapachu, ani ze smaku. Poza tym, zacier to sie chyba raczej trzyma w stodole, albo piwnicy? Ziarna fermentowanego nie jadam. Czasem wytrąbię butelke jakiejś whisky single malt, ale zwykle czynie to bez wybitnego znawstwa i podkładu teoretycznego. Także może jest, może nie ma, a może to po prosu jakis syrop „identyczny z naturalnym” – o takim raczej myslałem pisząc recenzję. Cos slodkiego w tle czuć, może to virginia, może co innego? Nie wiem.
Prawdą jest wątpliwość – tego kompletnie nie rozumiem. Był może ładnie to brzmi, ale oprócz dość ciekawego stylu nie niesie informacji. Bo jest latakia, nie ma jej, czy jest tylko wątpliwość? Według mnie, latakia jest, smaku wątpliwości nie znam.
Moc. No, nie jest to Brown. No 4, ani nawet mój ulubiony Pet. Irish Flake, daleka do nich droga. Ale jeżeli po drugiej stronie postawimy Petersona Sweet Killarney, którego mogą palic chyba nawet 6-letnie dzieci, to chyba średnia wyjdzie gdzies w okolicach Malthouse’a. Może bedzie to ćwiecnuta w dół od równika, może ósemka, może szesnastka? Zegarka i mertonomu w płucach nie mam.
Po czwarte – to kwestia gustu. Wyłącznie.
Podsumowując – mi nie szkoda.
Zaspokoję Twoją ciekawość – nie byłem tam jako turysta, tylko jako pracownik Pernod-Ricard. Taka zakładowa wycieczka… „Wątpliwość” możesz sobie zamienić na „niedopowiedzenie”. IMHO tytoń albo powinien zawierać latakię w ilości pozwalającej bezbłędnie ją dostrzec, albo nie powinien zawierać jej wcale.
IMHO tytoń albo powinien zawierać latakię w ilości pozwalającej bezbłędnie ją dostrzec, albo nie powinien zawierać jej wcale.
Jeżeli kolega jest specjalistą-blenderem i wie, co powinien tytoń zawierac, a czego nie, to ja się nie podejmuję dyskusji. Za cienki w uszach jestem. Tylko palę i jak widać, smakują mi tytonie błędnie skomponowane. Nie mam wiedzy teoretrycznej, która umożliwiałaby sie wypowiadanie na ten temat w ogóle. A więc pozostanę przy praktyce dla własnej przyjemności i dam sobie spokój z dalszymi komentarzami, recenzjami itp. Pierwsza zasada medycyny: nie szkodzić.
Pozdrawiam serdecznie
Maciek
Przepraszam, miało być „wypowiadanie się”.
PS. Do admina: czy możliwe jest skasowanie mojego konta, najlepiej z historią?
Maćku, ale why?
Z recenzjami sie dyskutuje. Często się z nimi nie zgadza. Ale jakoś sie tak złozyło, że dwie osoby (w sumie trzy-cztery) przekazały mi jasny komunikat: lepiej sie chłopie zajmij tym, o czym masz pojęcie i nie rób innym szkody.
A jak wiadomo, jeżeli dwie osoby mówią ci, że jestes pijany, to idź do domu i kładź sie spać.
Nie chciałbym nikomu szkodzić swoimi wypocinami, poza tym pisania mam mnóstwo i nie wyrabiam sie z robotą. Gust mam też, jak widać, dość specyficzny, więc subiektywizm nie jest w takim wypadku specjalnie pożądany. Ot, dzisiaj wymieniłem 10 aromatów Petersona na Savinelli Aroma, W.O.Larsen SU i Malthouse’a. Bo tamte smierdziały mi płynem do zmywania naczyń (a w każdym razie jakąś obrzydliwą chemią), nie chciały sie palić i na dodatek nie wydzielały nikotyny, a te jakoś „sobie radzą”. I wiem, że chociażby takie podejście do fajkowych legend jako recenzenta mnie dyskwalifikuje.
Poza tym jakos sie wpisuję sie we wzniosły ton niektórych dyskusji, za nisko latam. Nie mam wiedzy teoretycznej i szybko puszczają mi nerwy.
No, śmierdziały. I napisałeś o tym, Twoje prawo. Jak to mówią, jeden woli ogórki, drugi ogrodnika córki. Maćku, nie przejmuj się. Wiadomo, że nie ma dwóch osób o identycznym guście, natomiast każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, z kolei niektórych ponosi kiedy źle się pisze o tym, co uważają za mistrzostwo świata (albo dobrze o – w ich mniemaniu – śmieciach). Ponosi kompletnie niesłusznie, bo tytoń X może być najlepszym tytoniem świata, ale jak kogoś nie urzeka, to nie urzeka i co z tego, że producent zastosował Najlepsiejsze Metody Bełtania Liści? Nulki, panie. Mentorski ton należy zlewać, bo Fajkanet to nie platforma dla tytoniowych kiperów i blenderów, tylko dla zwykłych fajczarzy (chyba się nie mylę?). Ślepe przytakiwanie autorytetom prowadzi do tego, że jak kiedyś pewien zacny jegomość ogłosił, że TNN go mierzi, to nagle okazało się, że cały fajczarski świat już wcześniej pałał nienawiścią do tego tytoniu, tylko zapominał to wyrazić. Snobizm i owczy pęd robią swoje, a jak ktoś chce się wyłamać i pokalać Święte Imię Peterson (wstawić dowolne inne), to mamy, co mamy.
Maćku, powtarzam i proszę: olej to, bo jeśli nie olejesz, to w przyszłości nikt z normalnych, bezpretensjonalnych fajczarzy nie będzie miał ochoty napisać opinii o tytoniu, a znafcy nadal będą utyskiwać, że „się nie pisze”. Cóż, jeśli się naskakuje, że komuś nie ma prawa smakować albo nie smakować jakiś tytoń, to nic dziwnego.
Przepraszam, że wyprodukowałem taki długi wąs, ale po kilku odpowiedziach szerokość kolumny robi się bardzo mała.
Macku, po co sie tak unosic? Jesli mnie wzrok nie myli, to jeden lub dwa komentarze byly- powiedzmy- zahaczajace o nieuprzejmosc lub dyskredytowanie tego, co napisales. To naprawde niewiele. Kazdy ma prawo do swojego zdania, Ty napisales kilka recenzji i sila rzeczy ktos moze miec inne zdanie na dany temat. To chyba zreszta idea tego forum, zeby kazdy mogl napisac to, co mysli. Jesli chodzi o rzeczony w tytule tyton – niegdy nie zwiedzalem irlandzkich destylarni whiskey, ale w kilku szkockich whisky destillery bylem… i pachnie tam glownie torfem (bo bylem w tych, ktore ciagle uzywaja torfu do slodowania jeczmienia – to nic elitarnego, kazdy moze obejrzec po zarejestrowaniu sie na stronie producenta, wykupieniu biletu u taniego przwoznika i kupieniu biletu na ScotchRail, Szkoci sa BARDZO goscinni tak poza tym), wiec „wyklady” na dany temat po prostu bym ignorowal i wyrazal po prostu swoja opinie. Tobie Malthouse smakuje (mi zreszta tez, mam nawet do niego dedykowana fajke, nie zadna z ulubionych, ale jednak) i to jest OK! Wrzuc na luz prosze – jestes jednym z kilku „piszacych” na temat i ciekawie i fajne jest to, ze nie boisz sie recenzowac tytonie, ktore dosc powszechnie uznawane sa za te „beeee”, bo aromatyzowane, bo producent jest CCCP, bo barlej, bo kawendisz, bo aromat Dr.Oetker etc. Prosze, nie daj sie sprowokowac i „pacz” na tekst „Cos ty zrobil dla fajkanetu” – sam sobie obiecalem, ze zwalczajac glupie ambicje ktore mialem dawno temu, cos jednak dla tego portalu zrobie – choc pewnie to beda tylko komentarze. Ty juz robiles i to duzo. I gratuluje. I pozdrawam.
miro
miro, bardzo dziękuję za ten wpis.
Sam bym tego lepiej nie ujął.
Maciek dont giwap! W mojej opinii fajkanet potrzebuje takich Autorów!
UkłonY,
Amen. Dziękujemy miro za jakże słuszny komentarz (i prosimy o dalsze ;))
Chciałbym też przypomnieć, że zgodnie z jednym takim powiedzeniem, to krytykowanym stawia się pomniki, a nie krytykom.
A każdego, kto chce skrytykować manierę pisarską Maćka, czy któregokolwiek innego autora prosiłbym o poświęcenie tej energii na napisanie własnej recenzji. Będzie więcej pożytku, a i łatwiej będzie zrozumieć, że pisanie komentarzy jest nieporównanie łatwiejsze od napisania nawet słabego artykułu.
Kolega popełnił recenzję z założeniem, że nie będzie głosów przeciwnych? Gratuluję i zazdroszczę. Kolega najwyraźniej przeoczył, że użyłem skrótu IMHO. Kolega strasznie spięty, kolega spocznie, kolega nabije faję (choćby i Malthouse’em) i nieco odsapnie. ;)
„IMHO tytoń albo powinien zawierać latakię w ilości pozwalającej bezbłędnie ją dostrzec, albo nie powinien zawierać jej wcale.”
In moje HO różnie z tym bywa, i niemieccy producenci lubią dawać minimalną ilość latakii do mieszanek aromatyzowanych. Pamiętam mieszankę Elwood (oczywiście od Dana), w której latakia podobno figurowała, a ja jej nie wyczułem – takie tam były śladowe ilosci.
…”Pamiętam mieszankę Elwood”…
A ja dopiero niedawno „odkryłem” Elwood nr.3 i jestem pod wrażeniem!Taki solidny blend, że szok!Aż dziw,że nie doczekał się oddzielnej recenzji!
kuszniku, jak mi brakowało recenzji Grousemoore’a, to… napisałem! (do dziś się niektórzy o nią potykają. kupują ten tytoń, palą i… złorzeczą ;))
Prosiemy ;)
Jedni złorzeczą, drudzy się zakochali.
Kuszniku a może pokusiłbyś się o jakieś krótkie wrażenia z palenia. Zbieram się do zakupu Elwooda jak również do Midnight Special. Ale jednak troszkę mam wątpliwości. Zaryzykowałem Bulldog Medium Cut i okazał się bardzo przyjemnym tytoniem. Zbliża się mikołaj, więc może w liście do niego poproszę go o Elwooda :)
Mówisz,masz….
Ech, no przecież whiskey czy whisky – jeden czort, kwestia zapisu. I tego która z prowincji brytyjskich dorwała się do zakładu nalewającego trunek. Tak czy inaczej – jak pamiętamy z „Misia” – wóda na myszach… Choć Kanadyjczycy na przykład w odróżnieniu od różnych Brytyjczyków robią całkiem niezłą. No ale oni mają jeszcze Quebec więc mieli gdzie się nauczyć ja destylować dobre alkohole… A tytoń skądinąd wart spróbowania.
Kanadyjska akurat stoi raczej nisko w notowaniach… Malt tylko ze Szkocji jednak…
Wypaliłem najpierw pół koperty i było wielkie rozczarowanie. Resztę przepakowałem do słoiczka na lepsze czasy. Aż po kilku miesiącach palenia głównie virginii tak sobie chodzę wokół mojej spiżarni i myślę, że zapaliłbym coś takiego, jakby coś… jak Malthouse. No i zasmakował, tak, że z recenzją muszę się zgodzić: warto mieć zapas na gorsze czasy.
Kiedy przybyła koperta tego tytoniu i ją otworzyłem,pierwszą myślą było:” Ku..a, ale wtopiłem!”. Zapaliłem-jeszcze gorzej!.Przepakowałem do słoika,wepchnąłem w ciemny kąt i zapomniałem.Niedawno odkręciłem słoik,powąchałem…to chyba nie ten tytoń!Nabiłem Hilsona,pyknąłem raz,drugi…i już się przyjaźnimy!
PS. Mogę sie podjąć napisania recenzji tych wszystkich tanich smierdzieli, bo wszystkie je paliłem i zwykle poszły całe koperty, niektóre nawet pozostawiły miłe wspomnienia. Baterię gruszek mam, więc fajki tez nie będzie szkoda.
Niestety, pamięć czasem płata figle, więc oczekiwałbym pomocy, w postaci próbek, jak komus cos zostało. Nieduzych, na jedna fajkę, wiekszych broń Boże, bo nie lubie karmic muszli. Napisac mogę tylko o tym, co paliłem w przeszłości (wystarczy pobudzic wspomnienia i wszystko sie wyklaruje, miałem dość zdecydowane wrażenia), na podstawie jednej próbki nie napisze, bo wiem, że tak sie nie da. Mogę gdzies opublikować listę. I jednego nie obiecem. Że zrobie to od razu. musiałbym sie wtedy cofnąć do okresu palenia najańszych rzeczy.
Co do innych, „do przodu” w sensie cen – mam ponad 100 (niestety, teraz juz tylko puszek) w zapasie, więc systematycznie postaram się cos podrzucić. W miare palenia :)
Latakia w Dan Tobacco Malthouse? Skąd ta informacja?
We wtorek dotarł do mnie mój pierwszy zestaw fajczarski. Jako pierwszy tytoń wybrałem właśnie Malthouse. Czytałem sporo recenzji i wiele osób polecało go na początek, szczególnie dla ludzi, którzy nie mają zbyt wiele do czynienia z papierosami. Mam nadzieję, że się nie zrażę :)
Witam Wszystkich Fajkanetowiczów.
Z namową miłego Prowadzącego postanowiłem się zarejestrować i od czasu do czasu coś napisać.
Kiedy po raz pierwszy zapaliłem Malthouse , a było to stosunkowo niedawno, moje pierwsze wrażenie opierało się o stwierdzenie: „Dlaczego, u licha, nie był to mój pierwszy tytoń !”
Nie uważam bynajmniej „Malthouse” za dzieło wybitne ale łatwość i chwytliwość czyni z tego tytoniu niewątpliwy (IMO zasłużony) rynkowy szlagier.
Z rozmysłem odwołuje się terminologii muzycznej. Nie jest to bowiem symfonia (smaków) a tylko ładnie i przystępnie zaaranżowana prosta piosenka, zaśpiewana dobrym głosem. Taki fajczarski Queen lub Eurythmics.
Witam Fajkanet. To mój pierwszy wpis :-) Palę fajkę od kilku miesięcy, studiuję pilnie wpisy na portalu, postanowiłem również podzielić się moimi wrażeniami z palenia.
The Malthouse zakupiłem zachęcony recenzją Maćka i dobrymi opiniami na Fajkanecie i FMS. Zapach dobywający się z saszetki przypomina mi suszone wędzone śliwki, jest bardzo wyraźny akcent czegoś co mi się kojarzy z latakią. Nabiłem do połowy fajeczkę Broga nr 35 i zapaliłem. Pali się łatwo, wolno, chłodno. Niestety, ani aromat nie jest dla mnie przyjemny, ani nie wyczuwam w smaku żadnych ciekawych akcentów, wszystko kojarzy mi się zbytnio z papierosami i to raczej takimi z popielniczki… Nie jesteśmy stworzeni dla siebie Malthousie :-) Może jest ktoś chętny na napoczętą saszetkę ? Chętnie wymienię na miksturę Mac Barena lub Virginę numer 1 , które obecnie „pasują” mi najbardziej.
Świat schodzi na psy! Drzewiec pali fajkę z drewna… nie godzi się…
znaczy:
Witaj Drzewcu na fajkanecie ;)
Najważniejsze, żeby nie palił pochopnie… :>
Hobbici wiedzieli , że częstowanie Drzewca zielem fajkowym to arcy delikatny temat :-) No ale zasmakowało mi, co poradzić…palę :-)
PO raz pierwszy w zyciu pale własnie Malthouse’a. dla mnie pachnie troche jak whisky ale whisky z Isla… wyczuwam torf wąchajac tytoń. Tez troszke sie juz whisky nawąchałem i napiłem w życiu, moja lekarka nawet twierdzi, Że powinenem ograniczyc degustacje tylko do weekendów.:) Ale wróćmy do tytoniu…W paleniu dość delikatny, nie bardzo słodki, powiedzmy półwytrawny..czuję wyraźnie ale bez przesadyposmak tego torfu, ktory paląc sie suszył skiełkowany jęczmień. Własnie – to nie jest jeszcze smak i zapach końcowy whisky, tylko zacieru przelewanego do alembika. Nieźle, całkiem Ok nawet…Dobrze mi sie go pali z Finlagganem pod reką. Aromat nienachalny, niebyt mocny, mało „tytoniowy” ( dla mnie to zaleta). Spala sie bez problemów. Kupię większe ekonomiczne opakowanie do słoika zeby go mic zawsze pod ręką.
zapaliłem dziś odłożony do słoika pare m-cy temu i jeszcze bardziej mi smakuje – Wydaje mi sie że jest mniej wtrawny, bardziej ułożony, subtelny.
Znów po paru miesiącach zapaliłem Malthouse’a . W sierpniu nawilżyłem go odrobinę i zamkniety stał aż do dziś. Jesli dobrze pamiętam użyłem paru kropli Bunnahabhain”a 12. Nie wiem czy tytoń dojrzał w słoiku, czy ja dojrzałem :) ale dziś dałbym głowę, że zawiera troche latakii. Smakuje super.
Do fajki powróciłem po dobrych trzydziestu latach. Wtedy w kraju można było kupić Amphore(wersja dla bogatych) i jakieś Bosmany czy Kapitany. Ogólnie żużel do palenia i doznania smakowe na poziomie gryzienia asfaltu. Szybko przeszedłem na papierosy i fajeczka poszła w kąt. Wyskrobana skrobakiem z nagaru do czysta. Cóż… nie było gdzie poczytać, że jest potrzebny. No ale miało być o Malthouse…
Szukam. Szukam smaku dla siebie i akceptowalnego zapachu dla otoczenia. Miałem dość komentarzy typu „zmień skarpetki” gdy przechodziłem epizod z paleniem cygar. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to tytonie aromatyzowane. Najlepiej na full – nos do skrzynki z owocami a od góry polewamy Whisky, Wiśniówką albo innym Brendy. Co paliłem, nie będę pisał. Jedne smakowały bardziej, inne mniej. Dopiero wczoraj, u Maćka właśnie miałem okazję spróbować „Jego” Malthous’a. Te „Jego” wydaje mi się bardzo istotne. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że Maćkowy tytoń się zestarzał. Przechowywany w szczelnym słoiku przeleżał parę lat w ciemnym regale. Pierwsze przypalenie… poprawny. Fajka przygasła. Dopiero trzeci płomień wywołał trwały żar w kominie. Stało się coś ciekawego. Zupełnie jak z dobrym koniakiem. Tytoń nagrzewając się lekko, zaczął pokazywać swój potencjał. Różne smaki, akcenty, nuty zapachowe. Nie potrafię zidentyfikować tych akcentów bo pamiętajcie – zakończyłem fajczaną edukację na etapie gryzienia asfaltu. – Nic dominującego. Równowaga. Przyjemna równowaga. Cenię sobie spokój i równowagę. Zwłaszcza gdy nie można się przy niej nudzić. Bo nie jest to nudne. Przewidywalne. Raczej ciekawe – co jeszcze może pokazać? 15 minut i było po ptakach. Przecież jak częstują, to nie napcham fajki do pełna. Nie wypada. Chyba trochę żałuje, że miałem te opory. Pogadaliśmy trochę i czas wracać do pracy. Jadąc samochodem, czuje zapach fajki. Taki inny… nie wyzywający ale budzący niepokój. Smak w ustach znika… Kurde. To było dobre… Szkoda, że nie odkupiłem słoiczka. Był na sprzedaż. Tylko mam tyle tytoni do spróbowania. Spokojnie. Następnego dnia przypalam swoją fajeczkę, ze swoim ulubionym, aromatyzowanym na full tytoniem. Jakiś taki – nijaki. Landrynowaty. Płytki. A na polarze czuję jeszcze zapach tego innego tytoniu. Co to za zapach? Latakia? Skąd ja mam wiedzieć jak pachnie Latakia? Fajny zapach. Chciałbym go jeszcze poczuć. Dzwonię do Maćka. Może jeszcze nikt nie kupił jego słoiczka. Tytoniu który się tak dostojnie zestarzał. Bo przecież, to nie może być zwykły Malthous. Ten zwykły powinien smakować jak asfalt…