Paczka ostemplowana przez Urząd Celny jako „dopuszczona do obrotu”. Mina listonosza: „ale to tu się chyba coś w środku rozlało”.
Że to śmierdziało to mało powiedziane – zamknięta szczelnie paczka powodowała, że śmierdziało z bagażnika na odległość kilku metrów (są świadkowie). Zapach zestawu wonnych olejków ze sklepu z indyjskimi produktami, zlany do jednego nawilżacza ultradźwiękowego. Tytoni było 5, coś koło 100 g, w torebkach strunowych. Spróbowałem zapalić dwa – pierwszy to właśnie demit 666, innych nawet nazw nie pamiętam, a jeden, ten z naklejką na saszetce , nieco przypomina Black Pigtail, tylko podlany olejkiem paczula i wędzony na dymie z opon. Kilka podejść, w skrętach – wypaliłem trochę. Sycący, ale nie o nim teraz.
Demit 666 – w wolnym tłumaczeniu „Diabeł 666”, to typowo indonezyjski tytoń – przynajmniej wedle zapewnień darczyńcy z Dżakarty. Co w nim jest? Obstawiam trochę Virginię, moc Burleya i… i wielka niewiadoma – zaprawiany jest znanym nam z wizyt w cerkwi olejkiem ze Styraksu. W cerkwiach pali się bryłki tej żywicy, tu stosuje lotny olejek.
Tytoń wygląda dość zwyczajnie, czarne na przemian z brudnobrązowymi nitkami różnie preparowanych liści. Czy można ten tytoń jakoś opisać, do czegoś porównać – ja nie potrafię, każdy kogo próbowałem poczęstować, odmawiał. Cóż twardym trzeba być nie miękkim – paliłem, wypaliłem sporo, głównie z braku innego. Mikstura, fajkę zasyfia przepotwornie, mocny jest dość (jakieś 6-7, to odróżnia go na pewno od tytoni typu Borkum czy Alsbo, które przy całej swojej syropowatości, mocy tytoniowej nie mają wcale). Pali się nieźle, tylko przyszedł dość mokry, lub nawet mokry bardzo. Po tygodniu smród się zmniejszył, dało się podejść bez maski, wilgotność zeszła do normy, wypala się szybko, jest sycący, tylko że…totalnie nijaki.
Ot eksperyment…a najgorsze w indonezyjskich tytoniach jest to, że zbliża się kolejna paczka z próbkami…
Bardzo ciekawe. Warto czytać o tytoniach z Azji, bo za jakiś czas może to być jedna z tych części świata, gdzie jeszcze bez przeszkód da się palić tytoń w ogóle.
Janku, a czy twój indonezyjski łącznik ma możliwość przesłania ci słynnej już tu i ówdzie Tambolaki?
Mówię o tym: http://www.tobaccoreviews.com/blend_detail.cfm?ALPHA=T&TID=3857
Powinno ci pasować, piszą, że mocniejsze od Black XX-a ;)
paczka już poszła, nie wiem co w niej będzie, bo to nie na zasadzie „prszę mi coś przyślij” tylko na zasadzie… „wiesz, wyśle Ci coś…”
Naprawdę na jednym jest napisane „Srintil”? Fascynujące, chociaż czy zachęca..? Pytanie jest natomiast: czy oni to palą w normalnych fajkach, może to jest jakiś klajster do fajki wodnej, skoro taki mokry?
Palą w normalnych fajkach, mają dosć mocną obstawę własnych fajkorobów coś jak nasz Bróg, fajki z lokalnego drewna, w większości bardzo grubościenne, proste kształty, ale i tam wkrada się wzornictwo europejskie, fajki z wrzośca w stylu duńskim… no i kupują fajki, choć gust mają specyficzny.
Julian – Srinthil – mówię masakra – mocne i paskudne – podesłane z Indonezji…jeżeli to palą to – biedne chłopy z nich)))
Co do Tambolaki, to z recenzji wynika, jakby to było coś w rodzaju tytoniu, z którego robią toskańskie cygara. Wygląda toto jak kawałek liny wyciągniętej z kadzi ze smołą, i podobnie pachnie i smakuje. Czyli może być hit.
Nawet nie maiałem pojęcia, że coś takiego istnieje (zarówno zajzajery o których pisze Janek jak i Tombolaka). Ciekawy wątek na puff.com jak spreparować toto drugie do palenia w fajce.
http://www.puff.com/forums/vb/general-pipe-forum/267991-tambolaka-pipe-tobacco-prep-thread.html
Póki co na moim profilu na FB swego czasu zamieściłem kilka zdjęć fajki i tytoni, które podesłał mnie jeden ,,kolega” z Indonezji)))