„Aromaty” pachną, latakie śmierdzą, ”gruszanki” są beeee, Dunhille to elita elit, Virginie mają kwaski… Tak sobie siedzę na balkonie i myśli błąkają się pod sklepieniem leniwie. Za płotem pasie się stado kóz hodowanych przez sąsiada, nieśpiesznie skubią resztki pożółkłej trawy… kozy, kozy? ”Gruszanki”… beee… beee… Aaa… raz kozie śmierć, napiszę coś!
Elwood nr 3 trafił do mnie w zasadzie przypadkowo. Ot, tak jakoś nie miałem pomysłu czym ubarwić standardowe zamówienie (czyli Mac Baren Mixture Scotish Blend x2 oraz Tordenskjold Virginia Slices), a do eksperymentów śmiałych jakoś nie mam przekonania (o zasobach finansowych nie wspomnę). Już z tego zestawu domyśleć się Waszmościowie możecie, iż do wyrafinowanych znawców i koneserów tytoniów zaliczyć mnie raczej trudno. Ot, zwykły „pykacz”, z typowym fajczarskim cv… darowana pierwsza faja (long, long time ago…), Amphora/Najprzedniejszy jako pierwszy stuff, przerwa w fajczarskim życiorysie na rzecz papierosów, powrót po latach… Ech, standard, aż boli! Dopiero odkrycie tego portalu dało kopa poznawczego…i tak trwa. Lektura niektórych artykułów powodowała wypieki na policzkach, chęć powrotu do przeszłości i „pójścia inną drogą”, że sparafrazuję Klasyka. Lektura innych otwierała oczy na nowe aspekty, jeszcze inne utwierdzały w słuszności instynktownych wyborów.
Jakby tu przejść do konkretu, czyli jak mawiają Francuzi „do baranów” (co jest, ciągle mi się te beczące zwierzęta w pisanie wtrącają!)? Niełatwo mi jest, bo przecież recenzję tytoniową chcę napisać, a niektóre tutaj umieszczone recenzje to iście perełki literackie, teksty same w sobie najwyższych lotów… a mnie między nie wejść się marzy? Nie za wysoko mierzę aby? Na prostotę postawić? Ponoć prostota najlepszym sposobem przekazywania rzeczy fundamentalnych i ważkich: ”veni, vidi, vici” albo:” Tato, Mamo, jestem w ciąży!”. Czyli jak?
Zamówiłem, zapłaciłem, przyszło, rozpakowałem, wypaliłem, smacznie było, nie żałuję… No niby wszystko jasne. Wszak każdy, kto zechce wykonać ten algorytm, sam sobie wyrobi pogląd na dwa ostatnie człony opisu („smacznie było, nie żałuję”) i… albo Recenzenta pochwali, albo sponiewiera. A może wręcz przeciwnie? Nadgarstki rozluźnić, golnąć 50 gramów Danielsa dla fantazji i „po bandzie”, a co! „Po otworzeniu opakowania nozdrza me łapczywie wchłonęły feerię zapachów…”; „aromat złocistej Virginii subtelnie mieszał się z nutą…”; „gdzieś po peryferiach błąkał się mgliście zapach bagien, po których szalał ongi pies Baskervill`ów… zdaje się iż nawet z nutką jego sierści”? Też jakoś niezbyt tędy, bo tytoń ten chyba nie zasługuje aż tak. Czyli wypośrodkować wypada. Co niniejszym spróbuję uczynić…
Producent podaje w składzie Virginię i Latakię. Fakt bezsprzeczny, to widać i to czuć (znowu odnośnik jakby, muzyczno-piosenkarski?). Czyli prostota do bólu. Fajnie, bo takie zestawy co prawda nie dają okazji do wielopoziomowości doznań, ale też dosyć trudno je „spieprzyć”. W zasadzie chyba tylko jakością składników da się tu manewrować (wiem, wiem… Latakia Latakii nierówna, zależy z jakiej wyspy, jakim dymem wędzona, czy szałas miał nawiew z południa, czy akurat tankowiec liberyjski obok nie przepływał dymiąc… wiem, wiem).
A ten tytoń daje dokładnie to, co jego skład obiecuje. Ale jest w tym dawaniu taka jakaś niewymuszona lekkość i elegancja. Napiszę teraz coś, co pewnie fajczarzom elitarnym (zero sarkazmu czy ironii!) podniesie włosy na głowie, ale co mi tam! Otóż mnie Elwood nr 3. kojarzy się nieodparcie z… Nightcap’em Dunhilla! Dokładnie tak i kropka… Podobny aromat, podobna palność, podobny room note, podobna sytość… Wiem, że teraz może wydam na siebie wyrok w Waszych oczach, ale gdyby ktoś mi przepakował te tytonie, to miałbym kłopot w szybkim zorientowaniu się w takiej zamianie. Spopiela się nienagannie, popiół wypada siwy i suchy, obsługowości nie stwierdziłem (ot, standardowe kołeczka użycie wystarcza), byle nabić starannie. Dla mnie osobiście „everyday’owiec” obok Scotish Mixture Blend. Bo lubię palić na balkonie patrząc na kozy sąsiada. I pasuje do tych kóz jakoś tak naturalnie…
Pozdrawiam serdecznie… pyk… pyk… pyk
I napisał. I fajnie napisał. I chwała MU! (patrze za siebie, ale tam nie ma krów, ściana ;))
A ja dziękuję.
y,
Tym porównaniem do Nightcup’a to mnie zaciekawiłeś, przy okazji spróbuję.
Mnie tak samo. Dzięki wielkie za recenzję. Postaram się zrewanżować recenzją Bulldoga. Ale to jeszcze trochę muszę wypalić. No i przedewszystkim recenzja fajna. Zachęciła mnie do zakupu. Już się zabieram za pisanie listu do św. Mikołaja :). I jeszcze pytanie o porównanie z nightcapem: Czy Elwood podobny jest także w kwestii zasobności w nikotynę?
Z tym aspektem mam niejaki kłopot, bom dosyć odporny na nikotynę (lata treningu) i trudno mi ocenić…ale nie jest źle! Po średniej fajce na parę ładnych godzin mam spokój!
Jak miło okazało się, że wygrzebałem z torby próbkę Elwood nr 3 jak podobny do Nightcap’a już wiem co wieczorem będę palił:)
„podobna sytość…” Myślę, że autorowi chodziło o ilość nikotyny:)jaką nam dostarczy. Czyli podobnie :)
Hold your horses,Waszmościowie! To porównanie Elwood`a nr.3 z „Kingiem” Nightcap`em to tylko moje subiektywne wrażenie! Bierzcie na to ogromną poprawkę,proszę!To trochę tak jak to,kiedy porównuję moją Żonę do,powiedzmy Scarlett Johansson… inni (większość) nie widzą jakiegokolwiek podobieństwa! Żeby tu zaraz nie było listy różnic między jednym a drugim…bo są!
Myślę, iż porównanie do Nightcapa jest dla mnie w pewnym sensie trafne JEŚLI stale pamiętam, iż w moim subiektywnym odbiorze znane mi tytonie z Dan Tobacco (Gold of Mysore, Hamborger Veermater, Independence) są w porównaniu do lubianych przeze mnie blendów stricte angielskich (SG, G&H) czy blendów wykonanych zgodnie z angielską myślą blenderską jakby nieco „wycofane”, dyskretniejsze, „poszarzałe”, czy „bledsze” swoim charakterem. Nota bene tak znajduję sporo też innych blendów niemieckich. Jestem jak najdalszy od ich krytyki – po prostu dzielę się swymi wrażeniami z palenia blendów od Dan Tobacco – po prostu „ten typ tak ma” i jeśli to daje dobrą radość, to nic, tylko się cieszyć.
Jako że ze mnie również zwykły pykacz z małym doświadczeniem i jeszcze mniejszą kolekcją fajek, miło mi się zrobiło że ktoś nie będący koneserem „odważył” się zrecenzować tytoń. Ba! nie dość, że się odważył to jeszcze bardzo fajnie mu to wyszło :) Poza tym im dłużej czytam „tutejsze” recenzje tytoniu, tym bardziej mam ochotę spróbować wreszcie jakiegoś tytoniu z tą legendarną latakią. Tylko najpierw muszę zdobyć fajkę specjalnie do tego celu.
” a mnie między nie wejść się marzy? Nie za wysoko mierzę aby? Na prostotę postawić? Ponoć prostota najlepszym sposobem przekazywania rzeczy fundamentalnych i ważkich”
Do prostoty dorzućmy może współczesną polską składnię, będzie się czytało dużo przyjemniej :D. Sporo tekstów na fajkanecie to nie perełki literackie tylko grafomania a to nie to samo.
Znowu nie na temat. Ale muszę się posłużyć taką oto historyjką. Miałem 23 lata kiedy się zakochałem. Moją wybranką była początkująca dziennikarka bardzo poczytnego i w tamtych czasach opiniotwórczego dziennika. Pewnego razu zwierzyła mi się , że podstawową zasadą tej gazety jest aby w tekstach nie wychodzić poza zasób 5000 słów, który ustalono w centrali wydawnictwa jako minimum intelektualne ich statystycznego czytelnika. Oczywiście nie było mowy o żadnym szyku przestawnym, żadnych stylistycznych figurach. Od tamtego czasu przestałem czytać gazety, ponieważ traktowały mnie jak intelektualną niedojdę. Ale do czego piję? Otóż, nie uważam żadnej wypowiedzi za grafomanię tylko dlatego ,ze autor posługuje się swoim stylem, nawet o ile ten styl jest manieryczny. Szczęśliwie nie trzeba na Fajknecie troszczyć , czy czytelnik zrozumie coś poza zasobem 5000 słów, ponieważ o ile uważnie przeczyta to zrozumie. Takie mam przekonanie. Trzeba odróżnić to co się czyta niełatwo, bo wbrew przyzwyczajeniom, od tego co jest źle napisane.
Samemu zwracam uwagę na szczerość danej wypowiedzi, danego tekstu. Na jego autentyczność. I zdając sobie sprawę z wagi stylu, warsztatu etc., bardzo cenie wypowiedzi szczere. I tak serdecznie gratuluję Autorowi, gdyż czuję autentyczność Jego wypowiedzi.
Pozwalam sobie kontynuować gdyż nie wykluczam, iż ta niewinna na pozór uwaga świadczy o nieco głębszych zjawiskach. A mianowicie:
Jestem Polakiem starej daty i tak jestem wychowany w systemie „autorytarnym” (w zakresie kultury). Znaczy (żartobliwie): mam pisać wiersze jak Mickiewicz ze Słowackim i Norwidem, prozę jak Sienkiewicz czy Wańkowicz, być wykształcony jak Maria Skłodowska – Curie, piękny jak Emilia Plater :) odważny jak Kościuszko z Puławskim razem wzięci, muzykalny jak Szopen. A jak nie – to mam siedzieć w kącie i się nie odzywać bo wstyd.
Po latach zetknąłem się bardzo blisko w innym kraju z kulturą odmiennego niż „autorytarny” modelu. A mianowicie -z kulturą która się wzięła z założenia równania do najniższych, nie równania wzwyż. I po ca. 7 generacjach rezultaty są więcej niż pozytywne, bowiem przeciętny obywatel jest bardzo – jak na znaną mi Europę i nieco USA- twórczy, począwszy od swego stosunku do wykonywanej pracy. W bardzo wielu domach/mieszkaniach uprawia się amatorskie muzykowanie często w zakresie muzyki klasycznej, liczba periodyków, biuletynów etc. druków jest znaczna.
Wychodzi się z założenia: każdy człowiek jest twórczy NA SWĄ MIARĘ. Przyzwoitość natomiast powoduje, iż odnajduje się swoje miejsce w szeregu i to miejsce jest godne najwyższego szczerego szacunku, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z opisem dania na proszonym obiedzie, z wierszykiem do przedstawienia w tetrzyku amatorskim z okazji Nowego Roku w swym zakładzie pracy czy z subtelnym esejem lub poematem autora jakoś „chodzącego koło Nobla”. Ważny jest autentyczny, szczery pierwiastek, a jeśli dana Osoba ma ochotę, to doskonalenie warsztatu, stylu, samo się narzuca – broń Boże nie w wymuszonym trybie. Z kształceniem warsztatu często idzie w parze rozszerzanie siatki punktów odniesienia, kształcenie narzędzia metafor, etc.
Stare porzekadło głosi: „im więcej wolno, tym mniej wypada”. Im więcej ktoś ma prac w muzeach, odznaczeń za zasługi dla kultury, publikacji, etc., tym mniej wypada mu krytykować wypowiedzi SZCZERE także jeśli amatorskie, pisane przez inne Osoby, bo – aby zaistniał np. jeden Krzysztof Penderecki – potrzeba dziesięciu tysięcy skromnych muzykujących po amatorsku. I WSZYSCY godni są najwyższego szacunku, acz niekiedy aż się prosi aby motywowany i szczerze wypowiadający się Autor dokształcił swój warsztat.
Panie Jacku ujął to Pan bardzo trafnie. Niestety to właśnie brak SZACUNKU skazuje „człowieka współczesnego” na różne formy uprzedmiotowienia , „urawniłowki” a w rezultacie na jedyną, akceptowalną postawę komformizm.
Nie podrzucę konkretnych linków do recenzji bo na pewno nie chce urazić żadnego z autorów ale czytając recenzję tytoniu chciał bym się dowiedzieć jak on smakuje, z czego się składa, jak się pali itp. To, że jest on „jak muzyka X czy Y, tu się wznosi a następnie opada” oraz „napełnia duszę czymśtam” niestety wiele nie mówi. Jest na tym portalu sporo „recenzji” które recenzjami nie są. Zlepek dośc przypadkowych środków stylistycznych doprowadzony swoją intensywnością do przesady w połączeniu ze „strumieniem świadomości” autora.
Niech będą ozdobniki w tekstach. Ale niech nie zastępują treści :D.
Powyższy tekst jest całkiem dobry, ozdobników nie jest przesadnie wiele. Albo popatrz na teksty Mira. TO są recenzje :D.
Mam zgoła inne spojrzenie. Nie oczekuję. Czytam portal jaki jest. I bawię się świetnie. Skoro sam nie oczekuję to mam nadzieję na „vice versa”.
No i nigdy się nie dowiem jak smakuje skoro sam nie zapalę. Wirtualnego smaku nie ma. Jest za to wirtualna społeczność.
Coż, mogę powiedzieć iż rozumiem różne od siebie postawy obu Panów – @ golf czarny i @ Dexter. Samemu pod pojęciem „recenzja” rozumiem i oczekuję tekstu zbliżonego treścią/zawartością merytoryczną do jak rozumiem oczekiwań @Dextera, a że wiele znanych mnie opisów to subiektywne opisy wrażeń i są nazywane recenzjami, to dziwiło mnie to niepomiernie aż nauczylem się z Wikipedii (dla mnie to novum – nie Wiki, a to, czego się nauczyłem) iż od jakiegoś czasu pojęcie „recenzja” jest bardzo pojemne, i mieszczą się w nim także bardzo na pewno szczere ale subiektywne impresje Osób mających niekiedy nie za długie doświadczenie i stosunkowo niezbyt rozbudowaną siatkę punktów odniesienia. Aliści skoro takie opisy są mile widziane w danym miejscu, są pożyteczne i dają dobrą radość to nic, tylko takim recenzjom przyklasnąć, bo szczery opis wrażeń jest cenny choćby z racji ich szczerości, który to element jest dla mnie bardzo ważny.
Natomiast recenzja która (dla mnie subiektywnie) wypełnia znamiona pojęcia „recenzja” – czyli będzie dla mnie serio punktem odniesienia przy dowiedzeniu się czegoś dla mnie istotnego na temat tego czy tego, nieznanego mi jeszcze blendu to tekst, napisany przez osobę będącą dla mnie sprawdzonym i akceptowanym autorytetem, mającą podobne do moich poglądy na jakość, wreszcie podobnie odczuwająca smak. Oczywiście nie wspominam o poziomie wiedzy na temat fajki i tytoni. Zatem wybrałem sobie kilka Osób niestety chyba tylko w świecie angielskojęzycznym – także na Tobaccoreview i ich opisy są dla mnie recenzjami.
Dla mnie recenzja to zdecydowanie „przekaz wrażeń własnych”. Dlatego środki tego przekazu są do wyboru i zastosowania tego kto przekazuje(recenzenta). Chodzi przecież o to aby autor najpełniej i najtrafniej swoje wrażenia oddał. Jeśli ktoś, właśnie w ten a nie inny sposób, wyraża swoje impresje to nawet jeśli merytorycznie jesteśmy nieusatysfakcjonowani to nie uprawnia do krytykowania stylu.
Recenzja jest zatem z definicji tekstem o ograniczonej miarodajności merytorycznej i co najważniejsze może nie zawierać informacji obiektywnie użytecznych, ponieważ koncentruje się na subiektywnie odbieranym wrażeniu.
– ależ oczywiste, iż recenzja jest przekazem wrażeń własnych. Tyle że różne to będą – albo różnie to będą przedstawiane wrażenia w zależności od, mówiąc najkrócej, znawstwa tematyki. Wspomnialem już o obecnym równouprawnieniu różnych rodzajów tekstów mieszczących się wszakże w akceptowanych dziś ramach określenia „recenzja” jak się tego nauczyłem z Wikipedii.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Recenzja
Recenzja (z łac. recensio oznaczającego ‘spis ludności, przegląd’, w jęz. pol. za pośrednictwem niem. Recension) – analiza i ocena dzieła artystycznego, publikacji naukowej, projektu, przewodnika, poradnika, wystawy, przedstawienia teatralnego, publikacji multimedialnej, filmu, przemówienia, meczu, mszy itp. Pełni funkcję informacyjną, wartościującą i postulatywną, nakłaniającą lub zniechęcającą.
Recenzja odnosi się do aktualnych zjawisk artystycznych i naukowych. Jest gatunkiem o schematycznej strukturze: zawiera elementy informacyjne, analityczno-krytyczne i oceniające. Kompozycja recenzji jest dostosowana do wymogów tematycznych dzieła, określonego odbiorcy, specyfiki medium, w którym recenzja jest publikowana. Krytyczne lub pozytywne omówienie utworu artystycznego lub naukowego, którego celem jest poddanie ocenie wartości tego dzieła w oparciu o powszechnie przyjęte kryteria lub w sposób czysto subiektywny…
Inne były na przykład recenzje muzyczne Jerzego Walldorfa, inne – kogoś o innej wiedzy i doświadczeniu. W sensie szczerości wypowiedzi – oba typy recenzji zasługiwały na najwyższy szacunek. Natomiast dla mnie pozostaje kwestią przydatność poznawcza żeby nie rzec: edukacyjna, bycie punktem odniesienia dla Osób poszukujących takich punktów. I kiedyś recenzje były z definicji tekstami o opinio i kulturotwórczymi czyli takimi wskazówkami kształtującymi gusta, z racji zawierania właśnie informacji jak najbardziej merytorycznych; wracam do przykładu recenzji muzycznych pisanych przez recenzentów klasy Jerzego Waldorfa.
Przykład mi bliski, bo, mówiąc egocentrycznie, doświadczony przee mnie samego pożytku z takich recenzji. Po powrocie do fajki serio (a palę fajkę – acz z przerwą w intensywności palenia – od lat ’60), otóż po moim powrocie do fajki ca 5 lat temu przez dobre kilka miesięcy nie mogłem nauczyć się SG FVF. Palenie nie sprawiało mi przyjemności, owszem , było mocne i wręcz gorzkie. Natomiast skoro wszyscy uznani przeze mnie za recenzentów ludzie wyraźnie podawali opisy jakości, smaku, etc (np. p. Daniel Schneider) a ja trego nie odczuwałem, to kontynuowałem naukę wbrew wrażeniom własnym. I po wypaleniu pół kilo czy więcej odczułem wreszcie wskazywane, znakomite walory włącznie z wyraźną słodyczą typowa dla znakomitych Va, niuansami smakowymi, etc. i w pełni odczulem to, co w okresie początkowym wiedzialem tylko w teorii. I tsk FVF stał się jednym z moich ulubionych blendów Va. Gdybym poprzestał na wrażeniach własnych odczuwanych przez pierwsze pół roku czy nawet nieco dłużej, to ominęła by mnie radość z jednego z najlepszych w dzisiejszym świecie blendów Va.
Po niewczasie dorzucę swoje trzy grosze:
Trudno jest zachować postulat intersubiektywności przekazu opisując doznania smakowe oraz stany im towarzyszące, także te płynące z degustacji tytoniu. Język okazuje się zbyt ubogi, co zmusza nas do podejmowania prób wyjścia poza jego ograniczenia. Przywołujemy w tym celu (jednak zawsze!)subiektywne asocjacje, posiłkujemy się metaforami. Fajczarz – recenzent podziela w ten sposób problemy z jakimi co rusz stykają się np. badacze zjawiska mistycyzmu czy choćby autorzy lepszych bądź gorszych literackich opisów orgazmu. Bez metafor ani rusz! Są dziedziny, a jest ich wiele, wymykające się prostemu, jasnemu i jednoznacznemu dyskursywnemu przedstawieniu.
A dyskutowana recenzja – tyleż dobra co skuteczna. Z trafik zniknął recenzowany tytoń, a w Fajkowo.pl przesuwają termin sprowadzenia Elwood nr 3 z miesiąca na miesiąc. Mi smakował, usiłuję nabyć kolejne dla zasłoikowania, widać tez jestem zwyklakiem.
– ależ oczywiście: …Trudno jest zachować postulat intersubiektywności przekazu opisując doznania smakowe oraz stany im towarzyszące, także te płynące z degustacji tytoniu…i z tego powodu należę do tych, którzy szczególną uwagę zwracają na teksty/opisy Osób o podobnych lub wręcz identycznych upodopania do moich gustów, o podobnej siatce punktów odniesienia, etc.
Otwarty ponownie po czterech latach sloikowania wiele zyskał. Powiedziałbym wręcz, że nieproporcjonalnie wiele w stosunku do innych tytoni poddanych identycznemu zabiegowi. Ale też – mam wrażenie – oddalił się od stanowiącego dla niego punkt odniesienia Nightcapa. Nuta aromatyzacji wysubtelniala. Bardzo przyzwoity blend na tę porę roku.
Z przyjemnością przeczytałem. I szkoda,że Kolega nie napisał tego tydzień wcześniej.Bo zapamiętałbym , zakonotował . A tak „w szale” akcji zupełnie pokiełbasiły się w głowie dane i sądziłem ,że Elwood to mieszanka z Pq. Po rozpakowaniu, co prawda, powąchałem , ale zacząłem sobie wmawiać,że to tylko koło Latakii leżało. No jakież było moje zdumienie… .
Dla mnie ta mieszanka jest tylko trochę latakiowa, z silnym orientalnopodobno-virginiowym smakiem, plus dodany aromat. To tak jak Dunhill doprawiał niektóre mieszanki, tylko oczywiście aromatyzacja jest inna. Za dymny smak odpowiada według mnie głównie specyficznie fermentowana Va, która przypomina mi nieco pod tym względem Va z mieszanki Robert Lewis Wingfield. Tam nie ma La w ogóle, mimo to tytoń pachnie smołowanym drewnem. Ogólnie ciekawy tytoń, dobrej jakości, ale o smaku specyficznym. Z ciekawości można spróbować zmieszać go z Pq.
Dokładnie tak samo opisałbym swoje wrażenia po jednej fajce jak Kolega Julian zrobił powyżej. Gdzieś do połowy smakował Elwood odrobinę tytoniem orientalnym bez Latakii i oczywiście Va. Dopiero niżej poczułem Latakię trochę wyraźniej.
Z kolei ja miałem taki przebłysk,że to malthouse dla lubiących Latakię.;)
Powiem tak ala „Nightcap” dla ubogich heh, dziwnie brzmi ale tak jest. Tytoń zbliżony, inny… ale podobny. Smaczny z miłą chęciom do niego powrócę. Jeśli ktoś jest chętny na wspólny zakup, podzielenie torby na pół pisać(zamówię i roześlę).
Dostałem próbkę w strunowym woreczku. Na zewnątrz aromat, po otwarciu Latakia. W paleniu fajnie, smacznie, interesująco, ale tylko do połowy (maksymalnie). Zostaje sam śliwkopodobny aromat, Latakii jak było mało, tak teraz jeszcze mniej. Podobieństw do Nightcapa IMO brak, szczególnie że Elwood nawet nikotyny nie ma za bardzo.
Ogólnie to niezłe, ale nie moja bajka. Jak ktoś lubi aromaty i wędzonkę, to powinien rozważyć zakup.
Dziwny ten aromat, nie? Ciekaw jestem co to jest.
Gratuluję recenzji!
Myślę, że twoja recenzja ma drugie dno. Niestety ja również uległem barokowemu stylowi recenzji. Jak panna młoda, która oczekuje, że dzień wesela to będzie najwspanialszy dzień w życiu a zaraz potem okazuje się, że pan młody ma nie tylko małego ale i portfel cienki. Tak i ja jako palacz fajki oczekiwałem czasami jakichś to super przeżyć od nowo zakupionego tytoniu. A im większe były moje oczekiwania tym proporcjonalnie większy zawód. Na szczęście to forum i jego recenzenci jest w miarę obiektywne. W miarę bo smaki i zapachy są odczuciami subiektywnymi. W każdym razie jak coś kupiłem pod wpływem recenzji tutejszych to nie zawiodłem się. No może Dunhill ten i ów mnie rozczarował:)