- Moc: średnia, może nawet trochę więcej niż średnia, ale bardziej wynika to ze sposobu w jaki spala się ten tytoń.
- Aromatyzacja: tak, średnia. Wyraźny, przyjemny, słodki i świeży zapach śliwek i drewna egzotycznego podczas wąchania z torebki. Podczas palenia zapach ten znika i dominuje zapach drewna i tytoniu. Podobny do zapachu wody kolońskiej TABAC.
- Smak przyjemny, intensywny ale bardzo świeży i co najważniejsze – harmonijny. Bardzo elegancki. Smak nieco dominuje nad zapachem.
- Room note: do zniesienia w trakcie palenia, po paleniu zapach ogniska lub palonego papieru, raczej nie tytoniu. Po 12 godzinach niewyczuwalny już.
- Całościowa ocena to 4+.
Reverse engineering.
Coś dla fetyszystów strunowej torebki: 11 gram tytoniu przybyło do mnie w strunowej torebce :) Wagę torebki podczas ważenia zaniedbałem, bo mieści się w granicach błędu pomiaru mojej wagi.
Tytoń cięty cienko, bez kołków, trzy wyraźnie rozpoznawalne gatunki tytoniu – wydaje się, że większość to Va, jasna. I tyle mogę powiedzieć na pewno. Nie będę spekulował, bo po co.
Zapach z torebki jest bardzo miły, śliwkowy w formie, a w tle coś drewniano-egzotycznego. Bardzo elegancki zapach. Po dotknięciu na palcach zostaje i robi się jeszcze bardziej śliwkowy. I to pierwszy dowód na to, że aromatyzowano metodą natryskową prawdopodobnie. Raczej nie był ten tytoń moczony w niczym. Tak, zapewne był spryskiwany.
Ilość do testów wystarczyła na 4 fajki. Raz paliłem go w gruszce, a trzy razy we wrzoścowej, którą wcześniej potraktowałem Va No.1 jako przygotowanie do testów. Potem oczywiście odpoczywała kilka dni.
Załadunek
Od razu wam powiem: jeden ładunek prawie, że zmarnowałem. Ubiłem zbyt mocno, a właściwie to nie ubiłem, ale tylko za mocno przycisnąłem paluchem swym. No i się zaczęło: nie pali się, nie rozpala się, gaśnie, zatyka wręcz fajkę, opór maksymalny, przetykam z góry, przetykam od tyłu i z boku, jest OK ale za chwilę znowu blokada. I tak w kółko. Tytoń ten nie lubi ścisku. Komin może być szeroki lub wąski ale bez tłoku. Z drugiej strony jest pocięty cienko. I w połączeniu z luzem w kominie daje to szybkie spalanie. A spala się na ciemnoszary popiół, całkowicie i bez reszty. Ilość popiołu jest minimalna. To dobrze świadczy o wysokiej jakości użytych tytoni. Z drugiej strony należy uważać, bo ubijanie w trakcie palenia z jednoczesnym pociągnięciem powoduje, że ten lekki i drobny popiół zatyka filtr na amen. Bardzo delikatne obchodzenie się z ubijakiem (o ile w ogóle będzie potrzebne) pozwoli uniknąć kłopotów. Spalanie jest szybkie, co nie znaczy, że powstaje kondensat. Nie ma kondensatu, a temperatura fajki jest niższa niż w innych aromatach. Przyjemne i chłodne palenie jest w standardzie.
Palenie
Czy czegoś się spodziewam po aromatach? Owszem, tak: chcę czuć podczas palenia to, co czuję przed paleniem z pudełka plus complimentary upgrade – jakieś smaczki, składowe harmoniczne co się zowie. Tutaj tego nie ma. Zasada „you ask, we deliver” w przypadku tego tytoniu nie obowiązuje. Śliwkowy zapach znika natychmiast po starcie. Może gdzieś pod koniec, coś tam, gdzieś tam, ale raczej nie. Pojawia się zapach i smak kolonialno-imperialny tytoniu i drewna egzotycznego, i utrzymuje się do końca palenia. Taki sam zapach spotkasz w sklepie, gdzie sprzedają meble w stylu kolonialnym, takie po 10 tysięcy za fotel. Jest w tym dodatkowo zapach skóry. Dobrej skóry. Świeży, jasny, wyraźny, harmonijny. Mnie to wszystko przypomina zapach wody kolońskiej Tabac. Coś w tym guście, ale bez obawy – to wszystko jest bardzo eleganckie, jednostajne, lecz nie nudne.
Główna nuta jest podobna do Dunhill Standard Mixture ale w dawce homeopatycznej, osłabionej nie dziesięcio, ale stukrotnie. To główna melodia tego tytoniu. W ustach dominuje smak świeżości i elegancji. Paląc go miałem ochotę ubrać się w smoking (którym nie dysponuję), zasiąść w głębokim klubowym fotelu (którym też nie dysponuję), w bibliotece lub palarni, którymi także nie dysponuję. Tytoń skłania do rozmyślań o wielkości imperium, nad którym słońce nigdy nie zachodzi. Imperium także nie dysponuję. Gdybym miał to wszystko, czego nie mam, to paliłbym ten właśnie tytoń. Chęć posiadania na własność wszystkiego pasuje do tego tytoniu: osoby postronne niczego wielkiego nie przeżywają. Zapach jest im obojętny. Wrażenia z palenia są w 100% własnością palącego. Room note wywołuje wrażenia od „pachnie niczym” do „pachnie ogniskiem”, w sumie mało intensywny i szybko zanikający.
Palenie za to jest szybkie ale chłodne. Bardzo przyjemne. I nie jest to tani komplement.
Rozładunek
Popiół drobniutki, lekki, żadnej wilgoci. Absolutnie bezproblemowy. W fajce zostaje nieco głównej nuty tytoniu.
Zmiana aromatu po rozpaleniu wskazuje na to, że ktoś stworzył fajny naturalny blend, ale z przyczyn marketingowych postanowił go spsikać śliwkowym czymś. Po to, żeby napisać Plum-coś tam na opakowaniu. Moim zdaniem niepotrzebnie. Tytoń jest miłą odskocznią od niemieckich lub duńskich, maczanych w syropach, ciężkich aromatów. To jest druga strona aromatyzacji. Wcale niezła, o ile zapomni się o wyraźnym „zgrzycie” pomiędzy tym co czuje się przed paleniem i w trakcie palenia. Nie daje kwasków, nie jest słodki – nic tylko sobie zapalić.
Czy żałowałbym wyboru, gdybym ten tytoń kupił „ w ciemno”? Absolutnie nie!
Czy kupię go, gdy dowiem się co to jest? Tak!
Czy chcę go palić codziennie i o każdej porze dnia? Jeśli codziennie to tylko raz, po południu po skończonej pracy.
Czy palenie go na wolnym powietrzu ma sens? Nie. Tytoń jest angielski w formie i fotelowy w treści.
Jaki alkohol pasuje do tego tytoniu? Szkocka. Zdecydowanie i tylko szkocka bez lodu.
Jaki samochód mam na myśli paląc ten tytoń? Bentley. Czarny bentley.
Jakiej muzyki bym słuchał paląc go? Ciszy.
Ogólna ocena jest bardzo pozytywna. Mocna czwórka. Wszelkie „ale” jakie mam są wyrazem moich osobistych oczekiwań i preferencji. Niech one nikogo nie zmylą. Nikt kto lubi aromaty nie pożałuje zakupu. Nie zawsze musi być barokowo, słodko, kwiatowo, romantycznie i idyllicznie. Sądzę, że ten tytoń poprzez swoją harmonijność, jednoliniowość i ciągłość wrażeń jakich dostarcza jest w stanie sprowadzić palacza aromatów na ziemię. W jakiś taki fajny sposób przywraca satysfakcję z palenia fajki. A wiemy chyba wszyscy, że ta satysfakcja z fajczenia u „aromaciarzy” często zamienia się w gonitwę i pościg za nieistniejącym aromatem ostatecznym i idealnym.
I to by było na tyle..
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.
Oby wasz wrzosiec zawsze był twardy i pięknie wygięty!
Najnowsze komentarze