Gawith Red – recenzja @Look’a

22 lipca 2013
By

gawith red

 

Miód, karmel, cynamon.

 

Okazuje się, że z tytoniem może być jak z kobietą. Nawet jej nie znasz, ledwie widziałeś, ale już śni ci się po nocach – nie daje o sobie zapomnieć.

Fajczarz ze mnie żaden. Być może to kierowało KrzysiemT do wybrania mnie jako recenzenta. Znam mało tytoni, ale jestem wybredny. Ten to dla mnie coś zupełnie innego –  to tak jakby całe życie spędzić żywić się pasztetem i nagle wylądować w restauracji z trzema gwiazdkami Michelina. Tytoń nie pozwala o sobie zapomnieć, drąży w głąb człowieka i namawia niczym Jedyny Pierścień do kolejnych buchów, fajek itd.

Pali się dobrze, sucho i chłodno, a moc jest słaba. Z tego co zaobserwowałem jest to mieszanka złożona z Virgini. Być może znajdziemy tam i inne gatunki, ale moje małe doświadczenie nie pozwala zauważyć niczego więcej.

Pachnie… O jak on pachnie! Przez głowę przeszło mi z tysiąc skojarzeń, ale nie znalazłem idealnego słowa aby to opisać. Przyprawy korzenne, cynamon, goździki –  nie do końca, czasem czuć tę ostrość cynamonu i słodką cierpkość goździków. Jak pachnie prosto z fajki? Pierwsze co przychodzi mi na myśl to gorące ciasto-biszkopt o delikatnej miękkiej strukturze i z kwaskowatymi rodzynkami. A może to ciasto drożdżowe… Delikatny i niezwykle miękki w smaku. Czasem czuć kwiaty, ale takie subtelne. Wspomniany w tytule karmel to delikatny posmak, nieprzytłaczający całości. Słodkości bliżej do miodu.

To niezwykłe w jaki sposób w tym tytoniu jest budowany smak. Wszystko jest owiane nutką tajemnicy, jak zwiewna sukienka na pięknej dziewczynie. A jednocześnie ten smak koi nerwy, przywołuje wspomnienia tych dobrych ciepłych chwil z rodziną, a mi osobiście kojarzy się z moją babcią – taka niezwykła delikatność, a wręcz kruchość. Zdecydowanie nie jest to aromat narzucający się czy też w jakikolwiek sposób intensywny. Prędzej będzie kojarzył się nam z malarstwem impresjonistycznym, delikatnym i subtelnym niż wyrazistym postimpresjonizmem Van Gogha.

Pali się go dobrze i sucho. Pomimo moich „nadzwyczajnych” zdolności nie udało mi się go przeciągnąć, dlatego też nie zostałem w żaden sposób skarcony kondensatem czy też cierpkim smakiem. Room note należy do przyjemnych, ale raczej średnio wyczuwalnych. Dla zaprzysięgłego wroga tytoniu i związanego z nim smrodu jest neutralny i można nim dmuchać prosto w twarz.

Czy trafia w mój gust? Ewidentnie. Czy w związku z tym nadaje się na pierwszy tytoń? Nie, chyba nie. Nie dlatego, że źle się go pali. Nie dlatego, że parzy, pluje kondensatem. Po prostu on jest taki delikatny. Nawet w dotyku. Nie znalazłem w przesłanej próbce ani jednego twardego kawałka. Pocięty Ready Rubbed uginał się jak najlepsza poduszka.  Młody fajczarz zaraz zacznie go miętolić, a on potrzebuje delikatności, spokoju w paleniu – wtedy oddaje całe swoje piękno. Polecam po kilku intensywniejszych tytoniach, do spokojnych chwil z fajką w ciepłe letnie wieczory czy też wiosenne poranki podczas napawania się widokiem wschodu słońca i budzącej się powoli przyrody. Jedyną jego wadą jest to, że ta chwila nie może trwać wiecznie, słońce w końcu jest w górze, a fajka wygasa.

Tags: , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*