Są takie dni które powinny się skończyć zanim jeszcze na dobre się zaczęły. W takie dni puszka z ulubionym tytoniem okazuje się być pusta, sznurówki rwą się w najmniej odpowiednim momencie, droga na przystanek mija w ulewnym deszczu, a to co czeka nas w pracy sprawia, że z tęsknotą wspominamy zawartość barku i żałujemy, że nie możemy od razu się napić. Takie dni szanujący się człowiek musi zakończyć czymś pozytywnym. Na przykład wizytą w trafice. Tam, wśród różnokolorowych opakowań, czernią wabi paczuszka ozdobiona łodzią Wikingów. Czyli Holger Danske Black and Bourbon. Jako, że dzień nie może być już gorszy można zaryzykować zakup w ciemno. Zwłaszcza, że cena nie jest przesadnie wygórowana.
Po otwarciu koperty dość szybko czujemy… No właśnie nie do końca wiadomo co. Woń ma mało wspólnego z alkoholem. Już prędzej da się opisać jako ziemno-cukierkowa. Jest przyjemna dla nosa ale zbyt długie doszukiwanie się niuansów zapachowych odczujemy aż w zatokach. Nie ma też sensu rozgrzebywanie zawartości. Wśród ziemistej czerni burleya prześwituje jasna virginia i to koniec niespodzianek. Całość pocięta jest w taki sposób, że tylko ładować bez przejmowania się rozdrabnianiem czy suszeniem, a już na pewno nie ubijaniem.
Odpalamy. O ile zapach pojawia się od razu, to na smak trzeba chwilę poczekać. I gdy już się pojawia, to jest nieuchwytny. Delikatnie prześlizguje się po kubkach smakowych robiąc dość pozytywne pierwsze wrażenie. Problem polega na tym, że jakoś nie bardzo chce zrobić kolejny krok. Zachowuje się niczym nieśmiały gość bojący się wejść za próg. Oczywiście można go zachęcić, ale do niczego dobrego to nie doprowadzi. Zaświadczy o tym nasz język, lekko zniesmaczony intensywnością doznań. I jeśli nie zdobędziemy się na zbyt intensywne palenie, to możliwe, że niezbyt wiele poczujemy. Chyba, że liczymy na porcję nikotyny. Wtedy powinniśmy być nawet zadowoleni.
Można zaryzykować stwierdzenie, że fajka ma się lepiej od nas. Nic w niej nie bulgocze, a zawartość pali się na szary popiół. Otoczenie też nie powinno narzekać, bo chmura jaką produkujemy nie pachnie źle. Niestety nie pachnie też dobrze. Po prostu jest. Co gorsza, choć z czasem znika, to po jakimś czasie lubi wychylić się z jakiegoś kąta i to w momencie gdy wydaje nam się, że gruntownie przewietrzyliśmy pokój.
Dzień jeszcze trwa i trudno powiedzieć by nasz zakup pozwolił nam zapomnieć o wszystkich jego cieniach. Zatem pozostaje jedno – sięgnąć bo prawdziwą whisky. I w oparciu o skojarzenia ze złotą barwą płynu, przypomnieć sobie, że ten sam producent wypuścił coś o smaku mango i wanilii. I całkiem możliwe, że byłby to lepszy wybór na taki wieczór. Tymczasem jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Odkładamy na bok fajkę, bez silenia się na dopalenie zawartości. Zamiast tego nalewamy sobie po raz drugi. Choćby i po to by pozbyć się wspomnień po czymś co whisky przypominało jedynie z nazwy.
Fakt. Zakupiłem kiedyś puszkę tego wyrobu i nawet ja (z wrodzonego skapstwa)wymęczyłem do końca. I pamietam to dominujące uczucie…im dalej,tym gorzej! I ta suchość w paszczy!
Fajnie że pojawiają się też recenzje…hmm…nieentuzjastyczne.
Popieram recenzenta. Dziwię się, że chciało ci się tyle pisać. Ja miałem próbkę, wypaliłem z niej 3 fajki i potwierdzam brak czegokolwiek w tym tytoniu. Zniechęcił mnie on do dalszych próbek tej marki. Tytoń jest dla fajczarzy po amputacji zakończeń smakowych i węchowych… im i tak wszystko jedno.
Oj tam… Chciałem spróbować swoich sił w pisaniu recenzji i akurat tak wyszło, że z tego co palę tylko ten tytoń nie był tu opisywany.
Ale, ale… z faktu, że coś było opisywane nie wynika, że nie oczekujemy innych wrażeń, nawet jesli podobne. Nie zakładamy, że którykolwiek z autorów widuje się z Najwyższym i ma monopol na absolutną prawdę.
Zachęcam do kolejnych wynurzeń!
PozdrY,
I w tym momencie zgłupiałem. Bo nie wiem czy lepiej pisać kolejną recenzję czy po prostu dopisać swój komentarz do istniejącej.
Zależy ile masz do powiedzenia :)
A tak w ogóle, to dzięki za tę recenzję, bo mało było, a bym kupił :)
No to cieszę się, że na coś się moja pisanina przydała :)
Powiem krótko: DZIADOSTWO!