Dla mnie to coś najbardziej stałego na tytoniowym rynku. Mac Baren Mixture Scottish Blend jest ode mnie o rok młodszy. Wypuszczono go na rynek w 1958 roku. Pamiętam go jeszcze z najdawniejszego dzieciństwa. Popalał go w tajemnicy przed wszystkimi mój dziadek…
To chyba tytoń, którego sprzedano najwięcej na świecie w ostatnim półwieczu. Za czasów mojego pierwszego, dwunastoletniego spotkania z fajką na przełomie lat 70/80 stanowił obiekt pożądania. W peweksach trafiał się sporadycznie, ale jeśli ktoś miał szczęście jeździć do enerdówka, Czechosłowacji, na Węgry czy chociażby wejść do sklepiku wolnocłowego na Okęciu, mógł sobie kupić stugramową puszkę, która wyglądała identycznie jak te dzisiejsze – za wyjątkiem, rzecz jasna, cholernych manifestów zdrowotnych.
Na zachodzie ten blend był dosłownie wszędzie – od stacji benzynowej, po dworcowe kioski i budki z prasą na mieście oraz sklepiki w najbardziej nawet zapadłej dziurze. Mydło, powidło i Mac Baren Mixture… Z reguły za fajczarzami unosił się dymek z Amphory lub MB Mixture. Za Niemcami Amhora, za resztą świata MBM. Mac Baren nie był tak, excuses moi, zajebiście intensywny.
Blenderzy tej firmy od początku słyną ze złożonych mieszanek – 30 różnych tytoni z najrozmaitszych stron świata zdarza się nawet w tzw. czystych Virginiach. Ale Mixture nie jest niczym czystym – słodkie Virginie przełamane jasnym Burleyami i dodatkowo dosładzane niewielką ilością niezłego gatunkowo czarnego Cavendisha, który ma do dzisiejszego dnia niewiele wspólnego z obecnie stosowanymi landrynowymi szwarckawendiszami.
Za mało słodkości? Zawsze się mówiło, że w tej mieszance obecny jest słynny macbarenowski miód. Jeśli tak – to nie jest to zbyt obfity dodatek, choć niekiedy pobrzmiewa wśród virginiowych kwasków. Inne „obudowy” także dodane z gustem. Osobiście nie jestem w stanie ich rozróżnić, dla mnie TEN tytoń zawsze kojarzył się z TYM tytoniem. Fajczarz absolutnie nie ma ochoty zamieniać się w jakieś laboratorium spektralnej analizy chemicznej smaków – to się po prostu pali, jara, pufa.
To tytoń przyjemny w zapachu z puszki i w paleniu – ale w żadnym wypadku „nieprzesadny” w smakach i zapachach. To delikatny aromat, stosunkowo dyskretny, nie przeszkadzający w knajpie, w przedziale kolejowym. Jeśli ma być użyty, jako oręż wabiący damy, panie i kucharki – to raczej z bliskiej odległości. Odrobinka męskiego potu, Scottish Blend i się wystawia do wiatru korporacjonistów śmierdzących dezodorantami i Timmem No Name. Słowo, sprawdzone!
I choć ostatnio odstawiłem aromaty i palę bardziej naturalne tytonie, to chętnie wracam do tej mieszanki, bo nie jest ona szokiem po angielskich smakach czy czystej Virginii. Bywa przyjemna nawet po najmocniejszych tytoniach.
Z pewnością należy do trójcy obowiązkowych tytoni aromatyzowanych, które zawsze mam w domu. Ma więc swój oddzielny słoiczek, który od miesięcy nie pokazał dna. Palę go niemal codziennie. A jak jestem niedopieszczony – to zdarza mi się wypalić dwie fajki. Zdarza się jednak, że przez wiele dni od niego odpoczywam – to po prostu mix, który nie sprawia kłopotów, nie narzuca się i nie dymi.
Pali się sucho i wcale nie wydziela za dużo kondensatu – trzeba go tylko do fajki kłaść w odpowiednim stadium wilgotności (lepiej, żeby był przesuszony niż zbyt mokry). Nie wolno go też przeciągnąć, bo gorzknieje i rozgrzewa się jak mała dymarka. Kiedy się znajdzie dla niego odpowiednie tempo, to pali się praktycznie bez najmniejszych starań. Można go palić do dna – nie capi w końcówce.
Smaczny, przyjemny, niezmienny od dziesięcioleci średniak w dobrym tonie i dobrej cenie. Jeśli już ktoś bardzo chce zacząć przygodę z fajką o tytoniu aromatycznego, to szczerze polecam właśnie ten. Jeśli ktoś wciąż poszukuje swojego smaku i stylu – warto uwzględnić. Na pewno dla nikogo nie będzie rozczarowaniem. Ani dla fajczarza, ani dla jego otoczenia. Ani dla firanek, mimo że to aromat wymyślony w królestwie Dunów. Nie dla prezesów, członków zarządu i dyrektorów generalnych, ale dla ludzi.
Mój pierwszy tytoń… skoro mnie nie zniechecił to nie może być zły :)
próbowałem… nie jest zły, nawet powiedziałbym ze fajnie się go pali.
Aromat leciutki, nie przeszkadzajacy otoczeniu. Bardzo fajnie pali się go na zmianę ze Squadron Leaderem.
Z MacBarenem mam taki problem, że po spróbowaniu kilku tytoni z jego oferty podchodzę do reszty (której nie próbowałem) jak pies do jeża. Wyjątkiem jest tu Virginia nr 1, bardzo solidna, stanowiąca mój tytoń codzienny. Jednak wyjątek w tym wypadku potwierdza dla mnie regułę, ustaloną przez tragicznie niską jakość Golden Ambrosia, Black Ambrosia i pochodnych. I stąd moje pytanie, Jacek – czy ten Scottish blend to kolejny, cholerny duńczyk śmierdzący perfumą? Czy jest tak chemiczny, tak nachalny i w smaku nijaki? Czy jest odwrotnie?
Czy ja nie napisałem przypadkiem recenzji tego tytoniu? O, jednak napisałem. Właśnie się pod nią wpisałeś. Sugerowałbym przeczytać. Bo jeśli jednak przeczytałeś, to skąd takie pytania? Może myślisz, że pisze te recenzje na zamówienie? Tylko czyje, na miłość Boską, Emil…
Mi się po prostu we łbie nie mieści, że MacBaren może stworzyć dobry aromat. Dla mnie to aksjomat, to tak fundamentalne jak niskie płace i zwolnienia w kraju pomimo braku kryzysu; jak rozczarowanie władzą w kilka dni po wyborach, gdy zmienia program; jak to, że najlepszym „owocem” jest tytoń; jak to, że polska fantastyka to gnój i ubóstwo oraz pilipiukszczyzna!
Ja czytałem. Ale ja nie wierzę. Ale też sądzę, że po tych wszystkich macbarenowskich popłuczynach mam prawo wątpić.
Ta firma zbiera joby głównie od Lobby Aktywnie Walczącego z Aromatami. Niektóre jej aromaty są typowo duńskie, bo niby jakie mają być. Niektóre są nawet niemieckie, bo i na tamtym rynku MB zawzięcie konkuruje z Plantą i ma w swojej ofercie mieszanki równie agresywne jak Jaracanda.
Ale to firma z tradycjami i wcale nie najgorzej radzi sobie na Wyspach z takimi klasykami jak właśnie Mixture, Navy Flake, HH Vintage Syrian. Ja mam obecnie chyba taki trochę wyspiarski smak, bo są to trzy tytonie, bez których moje życie straciłoby ten piękny tytoniowy sens.
Produkuje też z powodzeniem trytonie burlejowate dla Amerykanów – m.in. powodzeniem cieszą się te postponowane przez Ciebie Ambrozje. Ja się do tych Twoich Ambrozjowych jobów serdecznie dokładam, choć i tak MB Black Ambrosia jest o niebo bardziej strawna niż Black & Bright Planty.
Odpowiadam więc na pytanie – moim zdaniem MB Mixture Scotish Blend jest mieszanką nieperfumowaną, nienarzucającą się, nienachalną. W roku 1958 nie pchano chemii i sztucznych smaków do tytoniu. Co prawda, ja wówczas jeszcze nie bardzo znałem się na zażywaniu ziela pana Jena Nicot, ale mam znajomych, który pod słowem honoru zapewniają, że smak nie zmienił się znacząco przez pół wieku.
I to cała odpowiedź na macbarenowskie stereotypy.
Boję się, jak cholera, ale spróbuję. Jeśli jednak nie podejdzie, masz krucjatę na chacie. Spalę Ci strzechę, jakiem Strzeszewski!
A jak posmakuje, będzie nieźle…
Spokojnie, jak wujek Jacek mówi, to mówi.
Nie ma się czego bać, ja też mogę spokojnie polecić Scottish Mixture, tak samo jak Plumcake i wymieniony przez Jacka: HH Vintage Syrian(w moim dośiadczeniu najlepszy tytoń Mac Barena jaki zdarzyło mi się palić). Mixture mam zachomikowane już od ponad roku i tym bardziej lubię do niego czasem wrócić, tak samo jak do mojej pierwszej gruszki.
Również palę Mixturę przemiennie z Plumcakiem i o dziwo cały czas mam ochotę na jeszcze. Małżonce zapaszek podoba sie więc z domu ni goni – co najwazniejsze. Rheged – kupuj i ciesz sie smakiem)
To jest tytoń z „aromatów”? Dobrze wiedzieć. W każdym razie raczej nie dla miłośników aromatów. I prawdą jest, że Mac Baren tym tytoniem się nie kompromituje. Smaczek smaczkiem – dla niektórych bez wyrazu, dla mnie ciekawy, zachęcający do jego szukania i zacisznego spalania. Moim zdaniem to tytoń na spokojne, pogodne, ale melancholijne wieczory – jest „ciepły”. Natomiast sam tytoń dobrze zrobiony i łatwy dla każdego: w komin i ślicznie się spala. Dla otoczenia chyba nie jest kłopotliwy, ale akurat tym się nigdy nie przejmuję :)
To jest tytoń z “aromatów”? Dobrze wiedzieć. W każdym razie raczej nie dla miłośników aromatów.
akurat, dzisiaj dotarła przesyłka i jest fajnie :-) nowa fajka, pierwszy raz i ok. mniam
pozdrowionka
Był to tyoń który można było kupić jako jeden z niewielu obok albso i tilbury w kioskach nawet w tak zapadłych dziurach jak Lidzbark Warmiński. To jest bardzo dobra mieszanka, nawet palacz wirgini, kiedy przyjdzie chwila kryzysu może spokojnie po niego sięgnąć i znaleźć w smaku coś dla siebie, nie krzywiąc się za nadto aromatycznym wątkiem. To ten tytoń rozpoczął u mnie rewolucyjne zmiany w postrzeganiu smaków i spowodował że rozpoczołem poszukiwania, odchodząc od takich tytoni jak Rum Royall, to mixture MB pchnęło mnie do pierwszych zakupów na synjeco. Dziś wolał bym do niego nie wracać, chyba że zmusi mnie do tego brak va no 1, ale mogę z całą odpowiedzialnością polecić.
Właśnie skończył mi się pół kilogramowy słoiczek.
Poprawny tytoń.
Polecam ty, którzy chcieliby przepalić się niekiedy miodowym akcentem. Ja paliłem go namiętnie rano, w malutkiej fajce, z kuflem pełnym ciepłego mleka od wielkopolskiej krowy, łyżką miodu od pszczół z Mazur i odrobina masła własnej roboty.
Smacznego!
Pozdrawiam,
Tomasz G
„-Znam te (powiadał) urocze zakątki. Ludzie chodzą tam spać z kurami, Kuriera nie dostaniesz za żadne skarby świata a po tytoń musisz gonić dziesiątki mil” (Jerome K. Jerome)
Spotkał mnie właśnie to nieszczęście, że skończył mi się w terenie tytoń. Okazało się, że dwie puszki to za mały zapas na 20 dni i musiałem zrealizować wizję Jerome’a, i pogonić szukać tytoniu do Zielonej Góry. I znalazłem tam oczywiście: Tillbury, czerwoną Amphorę, Borkum Riff i Mac Barena Mixture (plus dwie lepiące MB Ambrozje). Ponieważ Tillbury w ogóle nie uważam za tytoń, Amphora przejadła mi się w latach 80., Borkum robi tylko jedną znośną mieszankę, padło na Mac Barena. Odnowiłem znajmość z Mieszanką Szkockim Gustem. Jestem aktualnie po dwóch fajkach i powiem, ze wspomnienia nie kłamały: to jest dobry tytoń, chociaż odbiegający od tego, co lubie obecnie. Jasna, trochę gryząca virginia, lekko doprawiona i bardzo skromnie aromatyzowana (mnie się trafiła zleżała saszetka, z której dodatki aromatyczne wywietrzały zupełnie). Wytrzymam z tym tytoniem przez tydzień bez szkody dla zdrowia większej, niż obietnice umieszczone na opakowaniu.
No dobra, może nie zaraz „dobry”. Średni. Ale można go zaakceptować, bo jest uczciwy. Bardzo dobry być nie może, bo tak już świat jest zorganizowany, że produkt dostępny w niemal każdym kiosku w dość prowincjonalnym kraju (a więc zapewne i wszędzie indziej na świecie) nie bywa robiony z pierwszej jakości materiałów. Jednak bije na łeb większość kioskowej konkurencji. Ktoś przyzwyczajony do tytoni takich więcej prawie butikowych (McClelland, Butera, Pease itd), albo lubiący głębiej fermentowany tytoń, zapewne może się krzywić. Ale nie skrzywię się na człowieka, który pozwoli się zauważyć w londyńskim klubie w fotelu, nabijając starą fajkę tą mieszanką. Ma prawo, bo to nie jest zły tytoń.
Tytoń z gatunku tych codziennych. MBM siedziała po prawicy MB Va nr1, czasami paliłem MBM dla odmiany. I niby miało tak zostać. Koszenie trawnika, wyjście z psem, aż się MBM wkradła do fajki podczas gry w szachy. Jedna, trzecia, piątka paczka i zaprzyjaźniliśmy się z MBM. Już wiem, że ta mieszanka mnie nie zawiedzie, bez względu na nazwę – średniak, klasyk…
Jakie sa pozostałe dwa tytonie z „trójcy tytoni aromatyzowanych”, jesli można zapytać?
Mogę się zapytać jak bardzo różni się ta szkocka mixtura macbarenowska od macbarenowskiej duńskiej mixtury?
Nie wiem, który tytoń masz na myśli bo są dwa duńczyki: Mac Baren Mixture Modern Danish Blend oraz Mac Baren Mixture Aromatic Danish Mixture.
Ja paliłem tylko Mixture Modern i powiem Ci, że jest to lżejsza i nieco bardziej sztuczna wersja oryginalnego Mac Baren Mixture Scottish Blend. O ile Mixture Scottish Blend ma dużo słodkości z Va, która przeplata się z aromatem BlCav to Mixture Modern to takie ultra lekkie kadzidełko. Czuć tylko aromat z BlCav i nic więcej.
Mixture Modern posiadam i nawet lubię.
Jeżeli chodzi o Mac Baren Mixture Aromatic Danish Mixture to nawet go kiedyś kupiłem. Powąchałem kopertę i poprosiłem o zamianę na klasyczny mixture. Straszna perfuma…
Jeżeli przegapiłem, to przepraszam. Czy w miksturze jest latakia?
Nie.
Dzięki! To dobrze, bo akurat mam inne latakie, które mi pasują, a i takie, które nie… Jak na przykład Presbyterian… Chętnie bym go na cos innego wymienił.
Jeszcze raz dzieki za szybka odpowiedź.
Recencję Mixtury przeczytałem już chyba ze 20 razy :-) To mój ulubiony tekst w tym dziale. Był to mój pierwszy tytoń w mojej krótkiej fajczarskiej „karierze”. Uwielbiam go i zrobiłem sobie już mały zapasik. Jego delikatny miodowy aromat sprawia , że mógłbym nim oddychać :-) Jeden minus, kiedy się zapomnę w trakcie palenia i zbyt łapczywie pociągnę, lubi mocno pogryźć. Ale wybaczam mu to… Jest wspaniały.
Mac Baren Mixture Modern Danish Blend nabyłem i po wypaleniu koperty powiem tak…szału nie ma,ale nie o szał tu przecież chodzi. Dla mnie taki spokojny,neutralny tytoń doskonały na poranną fajeczkę…tak,żeby „wejść” w dzień.Niemniej bez specjalnych wzlotów…
Ale „Modern” to kompletnie inna mieszanka.
„Ale „Modern” to kompletnie inna mieszanka.”
Teraz wiem!I jest w tym coś,co zaczyna mi „uwierać” we współczesnym Świecie.Różnica pomiędzy „Mac Baren Mixture Scottish Blend” a „Mac Baren Mixture Modern Danish Blend” zawiera się w DWÓCH słowach! Spodziwałbym się,że otrzymam produkt w 85% zbliżony do pierwowzoru, a pozostałe 15% będzie właśnie tą „wariacją Modern Danish”!A nie że otrzymam kompletnie inną mieszankę,do kroćset!
To trochę tak,jakbym (przykład!) przyzwyczajony do standartu butów „Adidas” nabył buty „Adidas Modern Version” i otrzymał…łapcie z sitowia!
Bardzo fajny tytoń. Delikatny, nie przesadzony, dyskretny w paleniu. Dla kogoś kto tak jak ja nie przepada za waniliowymi smakami miłe urozmaicenie.
Testuję w tej chwili dwa tytonie – MB Dark Twist i SG Skiff Mixture ale wczoraj naszedł mnie „smaczek” na szkocką miksturę. Mam ją zasłoikowaną zawsze pod ręką, jak ibuprom, jak piguły na nadciśnienie :-) Średniak, poprawny, niezły ? Jest doskonały…nie bójmy się tego słowa :-)
Jest doskonały, howgh!Im więcej go palę tym dosadniej to odkrywam…
tez coraz bardziej go doceniam. Lepiej smakuje mi w dłuższej fajce i z filtrem. W krótkiej każde mocniejsze pociagniecie szczypie niemiłosiernie w język. Ale palony powoli i chłodno jest OK, nie nudzi się… Pale go własnie teraz w upale +32C i jest OK – orzeżwiająco nawet…
Tytoń, ktory odkryłem dla siebie i już pozostanie :)
Po takich recenzjach (w większości pozytywnych) nabyłem wyżej opisywany tytoń. Jestem początkującym fajczarzem, więc zaczynałem od Virginii też MB. Czy można te dwa tytonie porównywać? Raczej nie. Co do Mixture Scotish jeszcze nie mam zdania. Dopiero po jednej małej fajeczce.
Pozdrawiam
Kupiłem ten tytoń wczoraj zupełnie w ciemno i jestem bardzo zadowolony. Słodycz aromatu idealnie wyważona, nie dominuje i nie burzy naturalnego smaku tytoniu, jedynie go podkreśla i uwydatnia, niczym dwie łyżeczki cukru dodane do herbaty earl gray. Gdzieś w tle czuć lekkie kwiatowo-cytrusowe nuty. Ma przy tym idealną wilgotność, nic tylko palić, polecam!
Paliłem ten tytoń wielokrotnie i smakował mi. Ostatnio jednak coś się stało i wali mi palonym suszonym sianem. Po prostu go nie trawię. Może przesuszyłem paczkę, która rozpieczętowana leżała około trzech miesięcy? Tytoń w portfeliku ładnie pachnie suszonymi, wędzonymi śliwkami, które bardzo lubię, jednak palony w fajce już nie jest taki fajny. I ten zapach…. Chciało by się zawołać POMOCY!!!
Brzmi jak efekt przesuszenia. Przesyp do słoika i nawilż odrobinę. Tytoń powinien być suchy w dotyku, ale nie może się kruszyć w palcach jak herbata.
Całe szczęście było to tylko chwilowe „załamanie” ;) smak i aromat już wrócił do normy. A szkoda by było, bo za te pieniądze to tytoń całkiem do rzeczy.
Delikatny, nieprzesadny, bardzo średni, podpisuję się pod wszystkimi spostrzeżeniami Jalensa.
Otoczenie przyjmuje go bardzo miło, zarówno Żona jak i Córka są fankami zapachu Capitana Blacka i właśnie Szkockiej Mikstury. Kapitana zdążyłem znielubieć, Miksturę palę z przyjemnością. Do palenia w otoczeniu nie-fajczarzy nadaje się jak najbardziej.
Mój komentarz należy traktować jako człowieka zupełnie „zielonego” w aromatach. Parę lat temu rozpocząłem moją przygodę z pykaniem i do tej pory paliłem wyłącznie naturalne, różnorakie tytonie. Chęć odmiany, spróbowania czegoś nowego doprowadziła do zakupu aromatu. Studiując recenzje na niniejszym skądinąd wspaniałym portalu wybór padł na omawianą Miksturę. Cóż..
Otwarcie wyczekiwanej koperty.W zasadzie jeszcze nie otwarcie – zapach perfum, tytoń w oddali, miód, wiśnia, słodycz,ale takie bardziej chemiczne. Po otwarciu aromat czuć mocno. Przywodzi na myśl glikolowy zapach wkładów do znanych ‚podgrzewaczy papierosowych’.
Wizualnie ładny -jasne wstążki przeplatane dość gęsto ciemnym Cavendish.
Tytoń o dziwo nie mokry, co wziąłem za dobrą monetę, napełniłem komin średnio mocno upychając tytoń z nadzieją,że po odpaleniu ten irytujący mnie zapach nie przerodzi się w podobny smak. Niestety tak się nie stało. Aromat niesamowicie dla mnie natarczywy, z początku mocno ogranicza możliwość zachwycania się tytoniem, dopiero pod koniec komina trochę odpuszcza pozwalając wyczuć smaki składowych nawet całkiem dobrych tytoni.. Zdziwiło mnie natomiast, że nie był aż tak słodki. Tzn czuć słodycz, jednakże sam aromat nie daje cukierkiem. Jest miód, słodki chemiczny miód, ale nie ma cukierka, o tyle chociaż dobrze. Posmak aromatu pozostaje po paleniu.
Z pozytywów – spala się bardzo dobrze, nie nagrzewa zbytnio komina, nie gryzie w język, nie strzela kondensatem, nie czopuje fajki, trudno go przeciągnąć. Być może dlatego, że paliłem powoli, ale nie z przyjemności a bardziej niechęci.
Room note – Żona ma, przyzwyczajona do zapachu przeróżnych tytoni, stwierdziła, że śmierdzi to niesamowicie i sztucznie. W pewnym stopniu się z nią zgadzam.
O taka moja pierwsza i chyba ostatnia przygoda z aromatami. Szanownych Kolegów – wielbicieli aromatów – przepraszam za moją ignorancję i być może niesprawiedliwą ocenę niniejszego tytoniu – brak mi porównania z innymi aromatami.